camino

camino

wtorek, 31 grudnia 2013

Ostatni wieczór (przed "Nowym")


Dziś Ten Dzień, kiedy Stary Rok odchodzi w cień.
Jaki był 2013?
Był kolejnym stabilnym zdrowotnie i emocjonalnie czasem, a to dla mnie najważniejsze.
Dlaczego?
Jestem osobą, która najbardziej ceni sobie wszelkie rzeczy niematerialne.
Jeśli w nich jest harmonia, to przekłada się to na wszystko inne.
   Spokojnie, choć nie bez obaw wdrożyłem się na nowym stanowisku w pracy (i narzekać nie mogę).
Od lutego dzielnie walczę o plany w dziale finansowym naszego obozo-wydziału.
Ten rok miał pewne dziewicze aspekty (jak to pięknie brzmi z ręki 32 latka :P).
Sprawiłem sobie coś o czym marzyłem od dawna- rakiety tenisowe i zagrałem nimi z Hanym podczas Jego odwiedzin.
Baaa, nawet debla graliśmy i miksta :)
Z pierwszych rzeczy jeszcze...
...Pierwszy raz widziałem morze.
Wiem, brzmi dziwnie, ale jak na miłośnika gór wcale się temu nie dziwię :)
Może zmienię zdanie w Nowym Roku, bowiem mamy zamiar stanąć przed znacznie większym akwenem jakim jest ocean.
Po drodze i gór trochę będzie, więc jak tu się nie cieszyć.
Nowy Rok jest dla mnie rokiem Camino.
Jest Drogą, nie tylko fizycznego wysiłku, ale walki z samym sobą.
Chcę sprawdzić na ile silnym jestem człowiekiem.
Chcę się przekonać jak zmieni mnie taka wędrówka... bo z Camino, już nie wraca ten sam "stary" człowiek.
Wraca nowy, odmieniony i silniejszy, bo bogaty w nowe życiowe doświadczenia.
To one przecież uszlachetniają nas samych, dlatego zamierzam miesiąc wędrówki przez prawie 1000 km poświęcić na pracę nad sobą.
Niech słabości zmuszają mnie do walki nad nieustannym lepszym "ja".
Boże Błogosław już dzisiaj Hanemu i mi, byśmy przeszli razem tą, ale i inne życiowe wędrówki.

   Nielicznym, którzy mnie czytają, albo czasami zaglądają tutaj dziękuję za kolejny rok.
Może nie opływał on w wielkie treści na tym blogu i nie było tego wiele, ale nie zamierzam rezygnować i postaram się, bym za rok o tej porze miał na liczniku choć jeden post więcej niż w obecnym :)
Życzę Wam zdrowia, Miłości, samych dobrych ludzi na drodze, realizacji marzeń i zawsze wygranej w codziennych, nawet tych najmniejszych zmaganiach z codziennością.

Tahoe



Ps. dla Bejbe...

Ponieważ dziś nie ma Cię u mnie, to wiedz, że swoje miejsce zawsze masz w naszych sercach.
Z utęsknieniem czekam Twego sobotniego przyjazdu, by razem z Tobą odpalić nasze laski dynamitu :P
Kocham Cię me Życie (nad życie) :):*:*:*

Dziękuję za wszystkie dni 2013 roku i za każdy dzień z osobna.


sobota, 28 grudnia 2013

Poświąteczne refleksje i oczekiwania


Święta minęły jak i cały przedświąteczny okres...
...i jak zawsze za szybko.

Z roku na rok coraz mniej je czuję i przeżywam.
Dlaczego?
Chyba zapracowanie i praktycznie całe dnie spędzane poza domem przyczyniają się do tego najbardziej.
Człowiek nie ma czasu na spokojne przygotowanie od strony duchowej jak i domowej.
Wszystko w pośpiechu, a wiadomo, co na szybko, to niezdrowe.
...I niby w domu zawsze wszystko zrobione i przygotowane...
...duchowo i nastrojowo także staram się jak najlepiej...
Mimo to od wielu już lat (i z roku na rok silniej) odczuwam jakby Święta był gdzieś obok mnie.
Te, które najbardziej przeżywałem, były za czasów mego dzieciństwa.
To świadczy o tym, że całe życie warto być dzieckiem :)

W tym roku dodatkowym czynnikiem, który umniejsza mi przeżywanie tego pięknego okresu jest świadomość braku Miśka.
Niestety nie przyjeżdża jak zawsze między Świętami a Sylwestrem.
Przyjedzie za równy tydzień.
Jak sam pisał na swoim blogu, jest to pierwsza taka sytuacja od 8 lat!
Będzie smutno w ten sylwestrowy wieczór, ale pocieszam się tym, że będziemy mieć dla siebie jeszcze jeden
świąteczny dzień po Nowym Roku- 6 stycznia... i specjalnie na tę okazję zrobimy sobie taką ucztę, która
przebije wszystkie inne :)
Kulinarnie jak zawsze wszystko będzie dopięte na ostatni guzik, ale kulinaria będą miały dwa oblicza.
Drugie z nich (nie wymagające zapinania ostatniego guzika, tudzież suwaka vel rozporka) będzie dzikie i organiczne :)
...podawane na odpowiednich partiach ciała degustacyjne potrawy oraz stosownie do sytuacji- odpowiednio dozowane.
Już nie mogę się doczekać jak ostro może zostać podany aromatyczny węgorz...
...i jak to bywa przy reakcji organizmu na ostre dania- pieczenie na języku i łzy w oczach...
o dusznościach nie wspomnę :P
Oj będzie się działo :)
Co wrażliwszych na wzmożone "kuchenne" zapachy, uprasza się o nieotwieranie okien w celu uniknięcia niechcianego orgazmu :)

Tahoe`essler


iloveyou Bejbe nananananana.... :*:*:*
...maj priti Bejbe nananananana



środa, 25 grudnia 2013

Rozpalmy Miłość

W tym Wyjątkowym Dniu 
W ten Wyjątkowy Czas...
Życzę by dobro zawsze mieszkało w nas.
Niech blask Miłości bijący z nędznej szopy trafi do wszystkich serc i zamieszka w nich na zawsze.
Bądźmy otwarci na innych, zarażajmy optymizmem i blaskiem naszego wewnętrznego światła.

Wesołych Świąt Wam wszystkim.


iloveyou Bejbe :*:*:*



piątek, 6 grudnia 2013

Jak co roku o tej porze

... Soł Mikołajki :)

Pani L obchodzi swoje dziewiąte urodziny.
Komunia mnie czeka w przyszłym roku :P

W prezencie od Mikołaja Mego dostałem poza zajefajnymi bobami i bielizną, formę na muffinki z pokrywką.
Przydałyby się teraz praktyki w gdańskich Fajnych Babach, co bym do świąt specjalizacji w tym wypieku nabrał :)

Z prezentów jak co roku cieszę się i promienieję jak dziecko :)
Co prawda jako berbeć (pozdrawiam Ninkę T. :D:D:D) szóstego grudnia otrzymywałem głównie słodycze, ale teraz będąc dzieckiem starszym- potrzeby rosną, a i chęć na słodycze coraz większa :):):)
Wczoraj zakupiłem 4 sztuki czekolad gorzkich, 4 czekolady kasztanki, 4 czekolady malaga i ponad pół kilo trufli (trufle i michałki, to moje ulubione kanfjety).
Słodko zatem jest, bo trzeba sobie gorzką codzienność obozową, która zajmuje praktycznie dzień cały- czymś osładzać.
Dziś mimo święta, wróciłem o 19tej do domu.

W pracy na puder, seks i urodę działa mi moja współpracowniczka.
Dawno nie spotkałem na swojej drodze osoby, tudzież dziewczęcia tak znudzonego pracą i życiem.
Na dzień dobry, kiedy widzę ją siedzącą i czekającą na moje przyjście to chcę zrobić w tył zwrot- do domu marsz!
Siedzi jak posąg z założoną nogą na nogę, ze zdutą miną, z której łatwo odczytać pytanie- "o której dzisiaj kończymy"?
Fuck!
Nie tego się spodziewałem.
Nie takiej upragnionej na drugie stanowisko osoby!

A teraz mniej (miłosierdzie dla nas) o nieprzyjemnościach...
Do mojego stanowiska zawitało dziś dwóch chłopców.
Tacy co to dopiero weszli w pełnoletniość :)
Wystylizowane fryzurki, fajne łaszki, kolczyk w uchu,...
Poprosili o dwa druczki.
Podałem.
Spojrzenie jednego tak wyczułem na sobie, że aż mi głupio było!
Od razu pomyślałem, że to muszą być homiki :)
Potem jeszcze raz podeszli, bo przez 10 minut tylko 4 rubryki potrafili wypełnić :)
O resztę musieli lub chcieli dopytać :)
A ja z racji tego, że zawsze chętnie służę pomocą, chętnie(j) posłużyłem i tym razem :D:D:D
No... to tyle na dziś.
Jutro łączę się z Sarą.
Ma urodziny :)

Ps. Może wpadnę do niej? Wiatr tak silnie wieje, że byłbym szybciej niż wszelkimi środkami komunikacji :)

Kocham Cię Mikołajku 
...i dziękuję, że masz mnie co roku za grzeczne dziecko i obdarowujesz prezentami :*:*:*




sobota, 30 listopada 2013

Ostatki

Dziś lanie wosku oraz inne zabawy, wróżby i przesądy...

   Pamiętam, jak w początkowych latach szkoły podstawowej mamy piekły ciasta i szło się w pełni podekscytowania na zabawę andrzejkową :)
Każde dziecko miało zabrać ze sobą świeczkę.
Potem wszystkie świeczki się zbierało, topiło i gorącą parafinę pod nadzorem pani wychowawczyni lało się przez klucz prosto w miskę z zimną wodą.
Następnie zahartowany wosk przykładało się pod ścianę, na którą padało światło i ile dzieci na sali, z tylu ust wyrywały się przekrzykiwania co też koledze bądź koleżance zwiastuje odbitkowa podobizna.
Kiedyś to były czasy.
Lubiłem być dzieckiem.

   Sobota bez huku i fajerwerków.
Czas minął mi na zakupach, sprzątaniu i... wyrabianiu ciasta na wieczorną pizze.
Dokładnie tydzień temu tą samą czynność przeprowadzaliśmy z Hanym.
Sprawdzaliśmy oryginalne ciasto na cienką włoską pizze.
Wyszło super.
Dziś próbuję ciasto z innego przepisu.
Póki co rośnie więc ciężko powiedzieć coś więcej.
Jedne co stwierdzam, że tydzień temu było miło i wesoło.
Gorąco i namiętnie... i jakby na wzór dzisiejszego dnia "wosk" z gorąca sam wyciekał ze świecy i bez asysty klucza wpadał w dziurę... :P
Tęsknię!

Zapraszam koło 20ej na pizzę i wino


Kocham Cię Bejbe :*:*:*


wtorek, 26 listopada 2013

Urlopowe wspominki

Do teraz pamiętam chwilę, kiedy w sobotnie popołudnie wstawiałem do piekarnika makaronową zapiekankę ze szpinakiem i pędziłem na przystanek po Męża...
Chwilo, czemu nie trwasz wiecznie!: :(

   W niedzielę skończył się trwający 3 tygodnie sielankowy czas.
Czas listopadowego maja w sercu.
   Hany spędził z nami tydzień.
Mimo mego codziennego biegania do pracy, mieliśmy dla siebie wieczorki i noce.
Jak zawsze miłe niespodzianki zastawałem po ciężkich obozogodzinach.
Zawsze posprzątane mieszkanie i jakieś smakołyki na obiad i kolację.
Czas spędzany we troje (Mąż, Tato i ja) mija nam zawsze telewizyjnie i kuchennie.
Nie chcąc w ciągu dnia zaszywać się sam na sam w pokoju, siedzimy w "stołowym" z Dedim, a z racji tego, że jest On kinomaniakiem, oglądamy seanse :)
Pichcimy też cuda ciesząc się swoją obecnością.
Zawsze kiedy jesteśmy sami w kuchni, Hany łapie mnie za krocze albo wsadza mi rękę w majtki, by mnie po-miętolić :P 
Podczas opolskiego tygodnia odkryliśmy kolejny browarniany smak godny polecenia- piwo Kormoran.
... a ładne słowa to:
- pularda,
- kapłon,
- miedziane garnki

   Dziewiątego listopada z samego rana wyruszyliśmy na mój dwutygodniowy urlop "podkarpacki", zahaczając po drodze o krakowski epizod w gruzińskiej restauracji z Maksymilianem.
Chaczapuri z adżapsandałem, ani tym bardziej gruzińska oranżada- nie powaliły mnie.
Hany ze smakiem zjadł gruzińską zupę i wykwintne pierożki.
Zaskoczył mnie afisz na ścianie w męskiej toalecie.
W zasadzie była to reklama.
I to jaka!!
Na zawsze zapamiętam pod co lałem :D:D:D
I nie to, żebym olewał sprawę, ale nie było innego wyjścia.
Widok nie był godny podniecenia, ale jakaś ekscytacja przeszła przez mój umysł :)
Miło znów było się spotkać i pogadać.
Planowane szopy w sklepach z odzieżą sportową nie zakończyły się sukcesem.
Po pierwsze- szokujące ceny.
Po drugie- brak rzeczy, które by nas interesowały :P
Co prawda na Brackiej nie byliśmy, ale na pozostałych ulicach (też) padało.
Nawet siekało deszczem.
Pod daszkiem z parasola w przelocie zakupiłem jesienny bukiecik jako prezent dla Mamusi.
Potem pognaliśmy na busik.
Spostrzeżenia?
- Kaziu :P
- ciekawy kod odblokowujący Maksiny phone :P

   W Busiku kupa śmiechu.
Incydent z okupującą kierowcę babcią oraz pani w kapeluszu, której było gorąco, a na deser opowieści o Urszuli, której przy warze coś urosło :)
Płakałem ze śmiechu.
Po wielogodzinnej tułaczce wieczorową porą dotarliśmy do Domu2.
Jak dobrze znowu tu być.
Ilekroć wchodzę do pokoju Męża zawsze powtarzam- przecież ja tak niedawno tu byłem.
To tak jak przechodząc koło Kościoła kreślę znak krzyża i mówię króluj nam Chryste zawsze i wszędzie (a koło jednego rzeszowskiego Kościoła, czynię to ze specyficznym dygnięciem :P).
   Dnie na podkarpackiej pięknej wsi mijały mi sielsko- anielsko.
Hany musiał się trudzić roboczymi obowiązkami, a ja z Mamusią i Tatusiem mile spędzaliśmy chwile.
Znowu jadłem pyszne pierożki, które powstają tu co piątek :)
Nowością była banionka- mleczna zupa z dyni na słono :)
Smakowała mi bardzo (znowu jakaś kulinarna nowość).
Hitem kulinarnym, jak i całego pobytu była potrawa WAGINY PIETRASIŃSKIEJ :D:D:D
Już mi się chce śmiać ilekroć to wspominam.
Waginy, to nic innego jak kluski z nadzieniem z masy mięsnej (preparowanej przez Sarę), formowane w kształt oscypka i ozdabiane przeze mnie poprzez pionowe nacięcie nożem.
...a czemu Pietrasińskiej?
Booo... "piździora" pokazała się w sieci w sukience, która odsłaniała jej intymności :P
Ot historia powstania nazwy dla dania :D
A kluski same w sobie- wymiatają!
Do tego sos z pieczarkami- mmmmmmmmm.
Wspomniana przeze mnie niedziela, była drugim dniem obecności Sary, Kitty z Gabą i Toma w Domu.
W sobotę, czyli w połowie mego dwutygodniowego turnusu przyjechali jak co roku kiedy jestem.
Ten czas to zawsze wieczór pełen ubaw "na łzy" :)
Późnym popołudniem kładliśmy kasetony 3D w pokoju Hanego.
Pięć osób się udzielało i w półtorej godziny uwinęliśmy się łącznie ze sprzątaniem.
Dziewczyny nanosiły klej.
Ja podawałem kasetony Tomowi i Hanemu, a potem ścierałem pozostałości kleju na złączeniach.
Efekt niesamowity!
Jak co roku występowaliśmy z Sarą na linoleum.
Stałym punktem programu był Jej szpagat :)
Po kolacji zaś patrzyliśmy jak "na łzy" "krzyczy" Aro z TVOP :P
   Pogoda jak na listopad była przednia.
Przez tydzień nawet pięknie przyświecało słonko w błękicie nieba.
W oba piątki mego pobytu jeździliśmy z Sofi na Widacz :P 
Kupiłem Tacie koszulę z denim Lee i "triszit" Reserved koloru musztardowego z aplikacją o etnicznych barwach na przedzie.
To odmłodzi go o jakieś trzy dekady na przyszłą wiosnę :P
Mnie natomiast postarzała broda, którą zapuszczałem przez ponad tydzień :)
Skąd wiem, że postarzała?
Broda zawsze postarza, ale...często jest tak, że sprawia, że stajemy się bardziej sexy :)
Mąż kilka razy w ciągu dnia powtarzał: "ale Ci dobrze w tym zaroście" :)
Dopingowany więc Jego zachwytami, zarastałem :)
To było miłe zarastanie :)
Jeszcze nigdy tak bardzo nie zarosłem :)
   Podkarpackie ranki upływały mi szybko.
Małe szopy, sprzątanie, potem w kuchni coś dobrego na obiad lub deser.
W międzyczasie pogadanki z Madre o historiach rozmaitych i popołudniowe zabawy z Pakulą :)
Czas był i na nasze stałe telewizyjne punkty programu.
Późnym popołudniem wracał Hany, więc było więcej wygłupów ("Zielony mosteczek"- przyśpiewkowym hitem) i pyszne kolacje z regionalnymi specjałami.
Znowu zachwyciłem się chlebem.
Tym razem iwonickim!
Wieczorami oglądaliśmy piękne "ciche" filmy, tuląc się do siebie w łóżku.
Potem ciało do ciała, objęcia, pocałunki i figle...
I tak do rana, kiedy to wkraczała Mamusia i robiła nam dzień podnosząc roletę w oknie :)
Hany wstawał do pracy, a ja patrzyłem z łóżka jak się uwija w swych codziennych szykowaniach.
W piątki jak zawasze radiowo witał nas Pan Wojciech M. "swoją" Drakulą :)
Ech... mógłbym tak się rozpisywać i pisać i pisać, aż powstałaby z fraszki epopeja.
Epopeja mych sentymentalnych podróży.
Podróży mej Miłości do Miłości i z Miłością do Miłości :P
A skoro już o uczuciach, to...
Nasz Związek znów obrósł w kolejne karty historii zapisanej przez rok cały.
Dziesiątego listopada świętowaliśmy kolejną rocznicę poznania się i bycia ze sobą :)
... a jeszcze nie tak dawno temu pisałeś:
"Witam Imiennika" :):):)
Pamiętam to jak dziś.

Kocham Cię :*:*:*
Dziękuję za kolejny nasz piękny listopad i za nakłonienie do przeczytania książki.

Polecam wszystkim "Inne zasady lata".
Opowieść o pięknej Miłości, akceptacji, szacunku i wyrozumiałości...
czyli o tym, czego częstokroć brakuje nam każdego dnia.






   

sobota, 2 listopada 2013

Liśćopad


Po wczorajszym Balu Wszystkich Świętych, dziś wyjątkowe Zaduszki.
Przybywa do mnie Hany :):):)

W końcu listopad.
Nielubiany przez wielu jesienny miesiąc pełen nostalgii i zadumy.
A u mnie odwrotnie.
Listopad to miesiąc rocznicy naszego poznania i bycia razem.
To miesiąc naszych spotkań i od trzech lat podróży od domu1 do domu2 :)
   Właśnie skończyłem sobotnie porządki.
Mieszkanie lśni.
Zaraz zacznę preparować coś pysznego na kolację, bo niestety przez kolejowe połączenia (a w zasadzie ich brak) dopiero w takich porach przyjedzie me Szczęście.
Nie mogłoby być inaczej, gdybym nie zrobił czegoś, co Tygrysy lubią najbardziej.
Za chwilę zacznie powstawać zapiekanka makaronowa z mini lazanii ze szpinakiem.
Do tego serwuję wspomnienie lata w postaci Złotych Lwów Browaru Amber.
Ze słodyczy- jabłkowo- orzechowy placek z nutą przypraw korzennych.
A dalsze słodycze i późniejsze ich spalanie, to już w łożu późnym wieczorem :)
Oby tylko Pani L się nie dobijała do towarzystwa, bo ostatnio zanim zaśnie w łóżku z Tatą, przychodzi na godzinkę lub dwie do mego pokoju :)
Ot taki szpieg- tropiciel :)

Miłego wieczoru i dalszej części długiego weekendu.

iloveyou Bejbe :*:*:*


 

piątek, 25 października 2013

Śmiech przez łzy


Jakoś roboczy tydzień tak pochłania mnie czasowo, że nie piszę.
Niedługo będę weekendowym pisarczykiem :P
   Równo tydzień temu zawitałem do Siostry, by wspólnie z Nią i Dzieciakami spędzić wolne dni.
Dzieciaków praktycznie nie było, a nawet jak były to ich nie było...
Dnie zatem spędzaliśmy w kameralnie rodzinnej atmosferze.
Brat- Siostra.
Siostra- Brat.
Dużo rozmawialiśmy, wspominaliśmy.
Robiliśmy wspólnie kuchenne rewolucje udając się o poranku na zakupy, by potem robiąc z nich dobre rzeczy mieć jeszcze większą satysfakcję z tego, że warto wstać o poranku...
że warto cieszyć się dniem...
że może być on taki, jaki chcemy by był, bo w końcu to my mamy na to wpływ.
Pogoda dopisała.
Było ciepło i słonecznie. 
Piękna wiosna w tej jesieni.
We wszystkich kuchennych czynnościach dawałem Siostrze pole do działania.
Chciałem by miała swój udział w przygotowywanej zapiekance z opieńków, czy cieście drożdżowym ze śliwkami.
Poczułem, że wniosłem w to mieszkanie odrobinę życia- innego życia.
Może moje jest nudne od codzienności, ale wolę żyć "kameralnie" bez codziennych fajerwerków i być szczęśliwy mając swą Miłość na co dzień w sercu (mimo odległości terytorialnej) niż nie mieć jej w czterech kątach swego lokum.
Nie mógłbym mieć takiego męża jak mój szwagier.
Od zawsze nie pałałem do niego sympatią, że tak to delikatnie określę.
Niesamowitym Szczęśliwcem jestem mając takiego Męża jakim jest Yomosa.
To On uczył mnie wiary w swoją wartość, podkreślając na każdym kroku, że jestem NAJ.
To On częstuje mnie Miłością każdego dnia jak Dobry Gospodarz chlebem.
To Jemu mogę się wyżalić, zwierzyć, wypłakać...
Z Nim mogę się wygłupiać i śmiać do łez.
Mogę, chcę i to czynię, bo Go Kocham, a On Kocha mnie.
Inaczej jest w małżeństwie mojej Siostry.
Ona tego Szczęścia nie ma...
bo jak szczęściem nazwać nieszczęście? :(
   W sobotni wieczór byliśmy w kinie na "Chce się żyć".
Poruszająca, wzruszająca i łzy wydzierająca historia, którą trzeba zobaczyć.
Ciepło na sercu nam się zrobiło przy jednej ze scen tak bliskiej naszemu dzieciństwu...kiedy w czasach PRL-u całą rodziną otwierało się paczkę z zagranicy.
Popatrzyliśmy tylko na siebie z wymownym uśmiechem.
Potem były już łzy...
Za nami siedzące małżeństwo ze szlochającą przy niektórych scenach żoną.
Jak potem się dowiedziałem- historia rodem z ich codzienności (może nie z tak dokładnym scenariuszem, ale jednak).
   Po powrocie późnym wieczorem piekliśmy jeszcze jedno ciasto.
Słodyczy nigdy za wiele.
Siostrzenica odrabiała lekcje, a my przemieszczając się od stołu do szafki rozmawialiśmy, czekając na efekt ucierańca z jabłkami i orzechami :)
Jednak tego wieczoru miły aromat pieczonych jabłek i cynamonu, był słono- gorzki.
Dlaczego?
Życie kochani, życie...

iloveyou Bejbe :*
mniej niż jutro, ale bardziej niż wczoraj :)







czwartek, 17 października 2013

Weekendowy status: "w innym województwie"


Przeleciał roboczy tydzień :)
W zasadzie to głośno mogę powiedzieć, że już weekend, bo jutro na szkolenie, a po nim...
jadę do Siostry.
W końcu odwiedzę Ją i dzieciaki, bo aż wstyd się przyznać, ale ostatni raz byłem tam kiedy na listach radiowych królował utwór "Nie mogę cię zapomnieć" :)
Tak mam od zawsze, że piosenkę kojarzę z rocznikiem i z jakimiś wydarzeniami :)
Mam zamiar fajnie rodzinnie spędzić ten czas.
Tatuś z lasu przyniósł wałówę w postaci grzybów, zatem jak przystało na fana kuchni i pichcenia, zabieram grzyby ze sobą.
Najpierw razem ze mną będą brały udział w szkoleniu :P
a potem do gara samowara i do spreparowania na coś jadalnego (jak mawiała Ewiczka :P).
W pracy uprzedziłem pukfy, że w poniedziałek spóźnię się pół godzinki.
Tam i tak się nic nie dzieje.
Po obfitym wrześniu, październik jest chudy jak Anja R.
Łaski poprzedniego miesiąca spływają na mnie i do mnie i to w pełnym znaczeniu tego słowa.
Od poniedziałku do wczoraj miałem dzień w dzień jakiś przelew kasy na konto :)
Ale radość nie potrwa długo, bo już dyrektorka grozi palcem.
Złe wykony, ach złe...
Myśleć trzeba, co by tu zrobić żeby podwładnych pośrednio zmusić do wykonywania jeszcze bardziej wzmożonych prac.
Nie zamierzam jednak się przejmować i zbytnio brać do serca zalecenio-zastraszaków, bo szkoda nerwów i zdrowia.
A zdrowie najważniejsze i tego się trzymajmy :)
Super weekendu wszystkim życzę :)

iloveyou Bejbe :*:*:*

poniedziałek, 14 października 2013

Życzliwości nigdy za wiele

   No i kolejny roboczy tydzień się zaczął.
Z weekendu pozostało już tylko wspomnienie i...przeziębienie.
Wczoraj wieczorem czułem się już tak "chorobowo", że o 20-ej byłem w łóżku.
Łyknąłem aspirynę (choć telefonicznie Tom radził mi "pięćdziesiątkę" :P) i poddałem się samoczynnej fazie pocenia.
Rano wstałem z ołowianą głową i w takim stanie podreptałem do obozu.
W nim petentów od groma!
   To w Biedronce są produkty dnia i promocje cenowe, nie tu- myślałem ilekroć jakiś osobnik podchodził do mnie w sprawie, której u mnie nie załatwi.
Wrodzona uprzejmość jednak nie pozwala mi odsyłać ich po odburknięciu "poszli won", albo "to nie u mnie", albo jeszcze lepiej "to nie moja działka" :P
Na tyle na ile mogą uzyskać ode mnie pomoc, otrzymują ją.
Poza mnogością klientów, system dziś zastrajkował (oby tylko dzisiaj).
Przez ponad godzinę nie mogłem obsługiwać interesantów.
Z jedną panią umówiłem się na 15-tą.
Miałem podejść po podpis do umowy.
   Przyszedłem punktualnie.
Z wielką uprzejmością zaprosiła mnie do środka i zaproponowała kawę.
To bardzo miłe i bliskie mi zachowanie, bo sam zawsze tak robię, kiedy mam gości.
Ba, nawet jak przyjeżdża do mnie z wizytą służbową do obozu Margaret, to jestem przygotowany.
Zawsze zachwyca się kawą, którą jej zrobię :) a i do kawy zawsze coś mam :)
Sympatyczna pani nakazała bym usiadł, bo musi mi się pochwalić.
Zatem czekałem z niecierpliwością, co to będzie za tematyka.
Czym, a w zasadzie kim może chwalić się dobra babcia?
Wnuczkiem!
Tak, wnuczkiem.
Przyniosła mi dwa artykuły z gazet.
Byłem pod wrażeniem kariery naukowej sympatycznie wyglądającego młodzieńca :)
Chłopak z wyróżnieniem skończył studia w prestiżowej szkole w Szkocji.
Widać, że uczelnia elitarna, bo nawet etykieta zabrania tam tradycyjnie krótkiej spódniczki w kratę :D
że o braku bielizny pod nią nie wspomnę :P
No i tak opowiadała, zwierzała się,... a ja tylko przecież na chwilkę.
Musiałem grzecznie przeprosić i iść do dalszych obowiązków, ale przyznać muszę, że takie wizyty lubię najbardziej :)
W drodze powrotnej zadzwoniła służbowa komórka.
Angielski numer kierunkowy.
Pomyłka- pomyślałem, ale postanowiłem odebrać.
Okazało się, że był to młody chłopak, jakże grzeczny i dobrze wychowany.
Pytał o umowę jaką zawierał u mnie na początku roku.
Szybko przedstawiłem mu szczegóły postępowania w jego sytuacji i postanowiłem, że zadam to pytanie...
- To już nie chce mieć Pan z nami nic wspólnego?- po czym zaśmiałem się dla rozluźnienia atmosfery.
- Powiem inaczej. Nie chcę mieć nic wspólnego z osobami z którymi przystępowałem do tej umowy. Niedługo będę w kraju i pozwoli Pan, że zapiszę sobie ten numer, bo na pewno będę chciał dalej kontynuować osobną umowę w tej firmie i oczywiście zgłoszę się do Pana.
- Będzie mi bardzo miło, jeśli zechce się Pan u mnie pojawić- uśmiech.
- Na pewno się pojawię. Życzę dobrej reszty dnia.
- Dziękuję i wzajemnie. Pozdrawiam.

Kurde, więcej takich ludzi jak powyższe dwie osoby i świat byłby rajem, do którego wszyscy mieliby dostęp za życia.
Zatem dzielmy się życzliwością nie zapominając o dobrym słowie.
Czasami ono więcej znaczy niż niejeden czyn.
Pełen optymizmu na jutro i dalsze dni, piszę dobranoc :)

iloveyou Bejbe :*:*:*


piątek, 11 października 2013

Upragnione dwa dni wolnego


Znowu weekendzik :)
Lubię to.
Ostatnio jeszcze szybciej pojawia się jeden po drugim, bo cyklicznie raz w tygodniu mam wyjazd szkoleniowy.
W tym miałem nawet dwudniowy do Wrocka, ale to tylko dlatego, że nazajutrz o 9 rozpoczynało się spotkanie na którym byli "wszyscy święci" i nie można było przybyć spóźnionym (czyt. etykieta :P).
Jako, że pierwszy poranny autobus ode mnie zjawia się lekko po 9-ej we Wro (a liczyć trzeba jeszcze dojazd na miejsce), to zmuszony byłem jechać dzień wcześniej.
Już w poprzednim tygodniu będąc na spotkaniu z Margaret, ugadaliśmy się z nią, że pojedziemy dzień wcześniej by jeszcze bardziej się zintegrować.
Wypad był udany choć samo środowe spotkanie- nudne, przewidywalne i jak dla mnie totalnie niepotrzebne.
Jak chcieli przedstawić strategię rozwoju to mogli mailem podesłać co planują i tym samym zaoszczędzić na kosztach takiego "teatru".
No ale było, minęło. Trochę mi się żołądek skurczył od nieregularnego jedzenia i głowa bolała od wewnątrz pekaesowskiego zaduchu, smrodu, specyficznej woni sprawiającej, że na dzień dobry dostaję globusa.
   Powróciłem do ćwiczeń.
Wczoraj wznowiłem treningi na karimacie :)
Pokładam nadzieję w tym, że uzyskam lepszą formę przed zimą, i że wystrojony od środka w podkoszulki oraz kalesony nie będę czuł się jak salceson w za ciasnym jelitku i chodził kołysząc się na boki jak niegdysiejsza Sigma i Pi w swych kombinezonach z Matplanety :P
   Wracając dziś z pracy, zostałem zaczepiony przez pewną kobietę...
- Dzień dobry Panu!- krzyczała z przeciwległej uliczki.
- Dzień dobry- odpowiedziałem nieznajomej, zastanowiwszy się skąd niby mam ją znać.
- Już z pracy Pan wraca?
- Tak.
- To kiedy Pan się wybiera do Niemiec?
- ???
- A to może ja się pomyliłam?
- No raczej tak, ponieważ nie wybieram się do Niemiec :)
- No a taki Pan podobny i ten sam uśmiech...

...a już myślałem, że jestem jedyny w swoim rodzaju i w swej mieścinie tylko ja tak uroczo się prezentuję i uśmiecham :D:D:D

Dobrego weekendu wszystkim :)

iloveyou Bejbe :*:*:*


poniedziałek, 30 września 2013

8 marca > 30 września?! Heloooł!

Przyszła jesień, bo...
...kończy się wrzesień :)


Już tęsknię za weekendem.
Dnie składają mi się z dwóch faz.
I- wymarsz do pracy,
II- przyjście do domu z pracy.

   Pracuję od 9 do 17 (planowo).
Dziś wyszedłem z niej o 18-tej.
W zasadzie to nie tylko dziś.
Od połowy miesiąca raz tylko udało mi się wyjść punkt 17:00
To się musi zmienić.
W końcu nikt za nadgodziny mi nie płaci.
Chyba (a w zasadzie nie "chyba") jestem za dobry.

   Dnie są już krótkie.
Niedługo w ich ciemnościach będę wracał do domu.
Wtedy już w ogóle będzie mi się wydawało, że obozuję się cały dzień.

   Dobrze, że od tamtego tygodnia utrzymuje się słoneczna aura.
Lubię jesień w takim wydaniu.
Lubię te kolory.
Rudości.
Rudych :)
Tak, podobają mi się rudzi chłopcy.
   Ostatnio jeden taki mył mi włosy w salonie fryzjerskim.
Punkty na głowie podczas masażu uciskał umiarkowanie dobrze.
Potem zaprosił mnie na fotel, podsuszył włosy i tak "przygotowanego" zostawił w oczekiwaniu na przyjście Mistrza :)
Nie wiem za jakie grzechy pozostawił mnie w tej pelerynie z damskim licem i włosami tak rozwichrzonymi od strumienia suszarki, że aż wstyd mi było patrzeć na siebie w lustrze.
Halloween dopiero za miesiąc :P
No ale grunt, że wyszedłem zadowolony i z dumą mogłem paradować chodnikiem :)
Zaskakujące, jak dobra fryzura na głowie poprawia nastrój.

   Słodkości też go poprawiają.
Drugi weekend z rzędu piekłem drożdżowe ciasto ze śliwkami.
Zaprosiłem sąsiadkę.
Drugi weekend z rzędu powiedziała to samo: "ciasto jest wyśmienite- ja bym takiego nie umiała upiec".
Próżność nad próżnościami, ale jak takie słowa mnie łechcą :P
Rzeczywiście przyznać muszę, że ten przepis jest najlepszy (mogę podesłać), a dodam, że me ręce niejedno ciasto ugniatały :)
Ba nie ciasto a Ciacho!

Luuubię ugniatać Mojego Miśka Ptyśka :)
A jak Go ugniatam, to mruczy jak kot wygrzewający się przy piecu :)
... i mówi "rozkosznie to robisz" oraz "jesteś mistrzem w pieszczotach sensualnych" :P:P:P
Koniec końców (jak mawiał Wieszcz "J.T.T.") lubię być z siebie zadowolony i czuć, że ludziom jest dobrze.

PS. Może niedługo na moją cześć jakiś kamień szlachetny nazwą Tahoe? :) :) :)

A teraz wieczorowo jeszcze przed kąpielą zwracam się do wszystkich chłopców i panów:
Podsuńcie mikrofony pod me usta, bo padnie z nich słowna rozpusta :P

Z Okazji Dnia Chłopaka życzę Wam zawsze prężnego kutacha :P (to tak by było do rymu :P:P:P).


~Wszelkiego Dobra oraz poczucia Szczęśliwości każdego dnia, Miłości i spełnienia~


Kocham Cię Kochanie Moje :*:*:*
ochhh, achhhh, uchhhh :)



poniedziałek, 23 września 2013

Dzień pozytywnych decyzji


Poprzedni tydzień, był niezwykły.
Niby taki sam pod względem planu dnia, a jednak...
 
   Czwartek był mega pozytywnym dniem.
Popołudniu, kiedy jeszcze byłem w pracy, skontaktował się ze mną Hany, bym zadzwonił do przełożonej z zapytaniem o urlop na przyszły rok w lipcu w pełnym wymiarze.
Tak zrobiłem.
Margaret się zgodziła i to bez żadnego zastanawiania, bez ani jednego "ale".
Super!
Przekazałem Mężowi tą radosną wieść od razu.
Byłem prze-szczęśliwy, bo wiedziałem co to oznacza- możliwość realizacji planu, który kiełkował w nas już od dawna- przejścia wspólnie francuskiego Camino :)
   Pod koniec zeszłego roku, kiedy w okresie świąteczno- noworocznym odwiedził nas Misiek, oglądaliśmy Drogę życia (org. "The Way").
Ten piękny film był inspiracją do tego by podjąć decyzję o takiej wyprawie.
Mąż zaproponował to jako pierwszy, mówiąc, że chciałby kiedyś odbyć tą niezwykłą pielgrzymkę.
Z biegiem dni, tygodni i miesięcy, coraz częściej poruszaliśmy ten temat.
Czemu by tak nie spędzić przyszłorocznych wakacji?
 
   Zaraz po tych radosnych wieściach urlopowych, przyszedł czas na kolejne.
W domu postanowiłem zrobić pyszną kolację (tagliatelle z grzybami) i uczcić sukces zrealizowania miesięcznego planu w pracy i to przed dwudziestym :)
Winko poszło w ruch :)
Niesamowity dzień.
   W piątek z samego rana Hany przywitał mnie informacją o zakupionych biletach lotniczych!
Camino mimo, że dopiero w przyszłym roku, to przybliża się do nas (a my do niego) jeszcze bardziej!
Wow!
Kolejny krok i to jakże wiążący za nami.
Wylot 24 czerwca z Warszawy do Paryża.
Potem TGV przez praktycznie całą Francję.
Ostatni odcinek to pociąg do Saint Jean Pied de Port.
...i z tejże miejscowości wymarsz...
...i tak przez prawie 800 km do celu, do katedry w Santiago de Compostela, w której mieści się grób Świętego Jakuba- jednego z apostołów i uczniów Jezusa Chrystusa.
...a może jeszcze dalej, do Oceanu? :)
Powrót 29 lipca (samolotem z Madrytu do Berlina, a potem już lokalny PolskiBus :P).
Tak to wygląda w skrócie.
Z całej pielgrzymki i czekających tam przygód, będzie materiał na niejedno opowiadanie. To wiem już dziś.
Zapewne będzie to podróż naszego życia, z której wartości i doświadczeń będziemy czerpać dopóki serce bić będzie :)
Gdyby ktoś chciał dowiedzieć się więcej o samej Drodze, polecam film "Droga życia" oraz oficjalną polską stronę Camino de Santiago.
Link poniżej:
http://www.santiago.defi.pl/

oraz piosenka (jakże piękna) z tegoż filmu :)



dziękuję Ci
Kocham Cię :*




sobota, 14 września 2013

Wizyta u Babci

W czwartkowe popołudnie postanowiłem odwiedzić naszą obozową Babcię.
To była pierwsza moja wizyta u Niej.

   Już drugi tydzień jak wróciłem do pracy po urlopie, a Jej nie było u nas.
Zawsze przynajmniej raz w tygodniu nas odwiedza i przynosi wafelki :)
Marza i Karen czekają tego jak dzieci Świętego Mikołaja :)
   Będąc u klienta niedaleko Jej ulicy nie mogłem nie skorzystać z okazji, tym bardziej, że cały czas w torbie noszę prezencik zakupiony w Gdańsku z myślą o Niej :)
Zapobiegliwie wziąłem nr komórki od Karen (ona ma telefony dosłownie do wszystkich) i zapowiedziałem, że za kilka chwil będę :)
Jakież było zaskoczenie Babci, kiedy otworzywszy drzwi, ujrzała w nich mnie.
Nie puszczam słów na wiatr- jestem- odpowiedziałem i po zaproszeniu wszedłem do środka.
Klimatyczne mieszkanko w starej kamienicy, tak jak można było się spodziewać, urządzone jest w starym klimacie.
Wzruszeń Babci nad moją obecnością nie było końca, a kiedy zobaczyła dewocjonalny podarek z gdańskiej Oliwy, prawie się popłakała.
   Zauroczył mnie jej pokoik.
Tak samo ciepły jak ona.
Czuć duszę w tym pomieszczeniu.
Klimatyczniej być nie mogło.
Pokoik sąsiaduje z kuchnią w której jest kaflowy piec!!!
Zachwyciłem się antycznym kredensem!
Nawet kwiatki czują tu dobrą dłoń swej ogrodniczki.
Po chwili przydreptał dziadziu.
Przywitałem się.
Z uwagi na to, że po udarze ma problemy z mówieniem, poszedł do kuchni.
Babcia przez dzień cały oddalić się za bardzo nie może, więc spytałem czy zapłacić jej jakieś rachunki.
Dała mi dwie płatności i 200 zł.
Na odchodne dała mi wafelki jakie miała już naszykowane dla nas (obozo-wnucząt) w torbie i zaśpiewała krótką zabawną pioseneczkę wskazując mi na obrazek w przedpokoju.
Łukaszku- zawsze brałam mojego Michała i śpiewałam mu, o tej karczmie, by do niej nie wchodził tylko szedł do domu :)
Uśmialiśmy się oboje :)
Wyściskała mnie kreśląc mi na plecach znak krzyża.
Pomachałem jej zbiegając po drewnianych schodach i poszedłem jak błogosławiony do swych obowiązków :)
Jakaś taka wewnętrzna radość rozpromieniała moje wnętrze.
Czułem się silniejszy wewnętrznie i szczęśliwszy.
Fajnie, że są takie babcie na świecie.
   W podstawówce zawsze zazdrościłem Gośce, że po szkole szła sobie na obiad do babci.
Wiadomo, wszystko co babcine jest unikatowe- klimatyczne, smaczne, dobre.
Ja wtedy tylko mogłem przywoływać na myśl wspomnienia z wizyt u Babci na wsi.
Podziwiać jej niezawodną rękę do drożdżowych wypieków i do szczawiowej :)
   Będąc w szpitalu jako pięciolatek, "adoptowała" mnie inna babcia.
Jako, że oddział dziecięcy był na tym samym piętrze co żeński, to każde dziecko w żeńskiej sali miało swoją babcię.
Moja nawet pilnowała mojego misia, kiedy wiedziałem, że rano idę na zabieg.
Zaskakujące, że dziecięca "tęsknota" za babią może wrócić do dorosłego faceta.
O swoich Babciach wspomnienia wciąż żywe posiadam, a swe dziecięce wyobrażenia o staruszce na bujanym foteliku, robiącej kapcie na drutach, gotującej obiadki i opowiadającej bajki swoim wnuczętom- utrwalam ilekroć rozmawiam ze Stasią :)

Żyj nam Babciu 100 lat i jeszcze dłużej- to też powiedziałem Jej siedząc na krześle przy jej okrągłym stoliczku :):):)


iloveyou Bejbe :*:*:*

poniedziałek, 9 września 2013

Carpe diem




   Dziś mija tydzień od mojego powrotu do domu.
Wciąż jednak ciężko wskoczyć mi we właściwe tory, by móc się rozpędzić i pędzikiem pokonywać trudy dnia codziennego.
Co prawda poniedziałek miałem luźny bez nacisku i ucisku.
Godziny pracy minęły mi szybko.

Wracając do domu spotkałem na rynku znajomą klientkę, która niegdyś każdego dnia odwiedzała obóz.
Nawet w jednej z zeszłorocznych notek o niej wspominałem.
Ponad 50 letnia kobieta z klasą, (której oczywiście nie straciła), uśmiechnęła się do mnie.
Gdyby nie ten sympatyczny znak radości mieniący się na jej twarzy, nie poznałbym jej.
- Dzień dobry! Ale się pani zmieniła
- Dzień dobry- przywitała się i uśmiechnęła serdecznie.
Wiesz Łukaszu zachorowało mi się, stąd ta zmiana.
- No właśnie nie widuję pani ostatnimi czasy. To coś poważnego?
- Choruję od roku. Jest już lepiej, ale jak widzisz przytyłam od leków. W sumie przybyło mi 10 kg. Nogi mi wysiadają, ale kupiłam sobie stacjonarny rowerek, by mi dupa nie urosła :)
Od roku nie pracuję. Zrezygnowałam z pracy.
- Bardzo dobrze pani wygląda, ja bym to nazwał kolejną zmianą image`u. Chorobie nie należy się dać i z tego co widzę, tak pani właśnie czyni.
- Dziękuję, ale mam prośbę. Nie mów nikomu o tym- odpowiedziała jakbyśmy mieli jakieś szerokie grono znajomych.
- Jestem jak zawsze diskrit, więc nie musi się pani o to martwić. Proszę się trzymać.
Dużo sił i zdrowia życzę.

To spotkanie uświadomiło mi kolejny raz, że szlachetne jest zdrowie i ten się tylko tego dowie, kto je stracił...
...jak mawiał Wieszcz!

Szanujmy zatem to co mamy, co posiadamy i cieszmy się każdym dniem.
...i nie ważne, że przez najbliższą dekadę ma być zimno i ma padać.
Smajl :)

iloveyou Bejbe :*:*:*

niedziela, 8 września 2013

Niespodziewany wspomnień łyk


   Skrócony o poniedziałek, pierwszy tydzień pracy po urlopie dobiegł końca.
Zapewne nie jestem jedyny, który nie lubi wracać po urlopie do obowiązków zawodowych.
Ilekroć wracam z wakacyjnego urlopu tym mój żal jest dwukrotnie większy niż o innej porze roku.
Końcówka lata i końcówka czegoś, co było mega przyjemne, co było odskocznią od zwyczajnej codzienności, co sprawiało, że tkwiłem w innym, lepszym wymiarze.
Brakuje mi tego do dziś i mimo, że jutro już będzie tydzień jak wracałem do domu, to jeszcze długo mi zejdzie klimatyzowanie się z własnymi czterema ścianami i pracą.
Jest plus, o którym mogę już marzyć- urlop listopadowy :)
Także dwutygodniowy :)
   Od piątku wróciła letnia pogoda, choć już we wczesnojesiennym wydaniu.
Taki wrzesień lubię najbardziej.
Ciepło z lekkim zapachem zbliżającej się jesieni.
Tylko noce zimne na tyle, że zaszywam się aż po uszy w kołdrę i koc ;)
 
   Byłem w totalnym szoku, kiedy podczas ostatnich zakupów udało mi się dostrzec na półce z alkoholami dwie jakże wyróżniające się, unikatowe, oryginalnie wyetykietowane i jedyne w swoim rodzaju butelki, w których zamknięty jest smak wspomnień tegorocznych wakacji!
Kupiłem piwo na bazie miodu gryczanego, jakie piliśmy z Hanym w Gdańsku w klimatycznej knajpce turystycznej- Południk18!
Po dwóch dniach sympatyczna blond barmanka na tyle nas zapamiętała, że na nasze pytanie, "Proszę zgadnąć co chcemy zamówić? Odpowiadała- piwo z miodem gryczanym :P
Miłe chwile spędzaliśmy w tym klimatycznym pomieszczeniu przepełnionym książkami, mapami, zdjęciami, widokówkami z różnych zakątków świata.
Żeby było bardziej zaskakująco udało mi się kupić też drugie "wakacyjne" piwo.
To jest dopiero unikat w moim zakątku- nabyć regionalne gdańskie piwo browaru Amber- Złote Lwy!
Szok!!!
To drugie piliśmy w Pyrze najczęściej pod parasolem spod którego rozpościerał się miły widok na brukowane skrzyżowanie uliczek.
Tuż za zakrętem jest kiosk Ruch-u z bardzo sympatyczną kioskarką.
Pięć metrów od tego kiosku są usytuowane leżaki należące do lokalu.
Kiedy spędzaliśmy na nich niedzielne popołudnie sącząc zimną chmielową rozkosz, Pani Kioskarka zagadywała do nas miło.
Obaj uznaliśmy, że taki typ osób jest w naszym kraju na wymarciu.
Mało jest teraz ludzi, którzy z taką serdecznością, ciepłem, a jednocześnie z humorem podchodzą do ludzi.
Co prawda celebrowanie tych piw w zaciszu swego mieszkania nie jest już takie klimatyczne, ale jak przystało na sentymentalistę ze starą duszą- odpłynąłem znów, by z przypływem morza fal znaleźć się w Trójmieście.
Nie myślcie, że jestem Pierwszym Piwoszem RP, że rozpisuję się akurat na temat takich wspomnień.
Po prostu lubię smakować życie :)

 Pozostając w świecie smaków, właśnie kończę piec ucierane ciasto ze śliwkami z kruszonką.
Chętnych zapraszam na kawę :)
Słonecznej i smacznej niedzieli życzę.

iloveyou Bejbe :*:*:*

czwartek, 5 września 2013

Już nie ma dzikich plaż...

już po wszystkim...



A
amber,
Andrzej Polan smażący placki ziemniaczane w Sopocie;
air max`y zwane nikerami;
Agnieszkaaa, Agnieszkaa (dopingi na meczach Agi);
amelinium;
angielski boj zagadujący do mnie w pociągu;
B
bilety 72godzinne;
bursztyny;
bursztynowy zegarek za ponad 3 tysie;
bursztynowe krzyżyki pamiątkowym hitem zakupowym tego lata (11 krzyżyków i jedno serduszko :) jak powiedział Hany do sprzedawczyni- proszę nie myśleć, że jesteśmy księżmi albo klerykami :P);
Bar Turystyczny;
Blue Jasmine;
BroKurowa;
babki i wieńce (prezent)
C
czujnik dymu, który powiadamia kierowcę;
Cucina i włoski kelnereczek spozierający i miło się uśmiechający, na zakończenie i pożegnanie piskliwy głosik wydający;
Cukinsyn- potrawa w Pyra Barze;
ciasta z koła gospodyń wiejskich po mszy w Oliwie (tacy ładni chłopcy, a takie brzydkie kawałki)- śmiech pana z kolejki :P
D
Damroki;
dracenki;
Dar Pomorza;
Dar Młodzieży;
dachodom;
domek w stylu ikea, przy skręcie w dróżkę wiodącą do naszego domu;
dziewczyna z milionem podoczepianych zielonych warkoczyków ubrana na czarno w butach na platformie, przechodząca koło Kościoła;
dewocjonalia;
diefantastischenvier;
dziecino;
E
Emaus (wypowiadane z zabawnym akcentem przez głos o imieniu Marta);
Empik
F
Fajne Baby (zachwyt roku, widzę się w tym biznesie);
fontanna Neptuna;
fajna pani w kiosku Ruch koło Pyry;
G
Gdańsk;
groty szeptów w Oliwie;
Gdynia;
gitarowe grajki z Zakopanego w Sopocie :)
gra w boule;
H
Hucisko,
Halooo! Tu nie wolno robić zdjęć!!! (okrzyk pana z serii "Most na rzece Kwai");

J
Jarmark Dominikański,
K

Koreb w Gdańsku!!!
kubusie (żebrzące żule) jeden nawet mnie gonił by zaskwierczeć mi do ucha niczym Disney`owski Kaczor Donald- serce podeszło mi do gardła;
kluski z mięsem i sosem z pieczarek;
kompot;
kumin;
katamaran;
krzywy dom w Sopocie;
Karol, czyli chcący zrobić dobre wrażenie młody homiczek robiący dobrą kawę w Babkach;
koszula w kratę o pięknych barwach (prezent);
krupnik;
L
Lipowa;
Lokaah;
losy w babkach, na które nie trafiliśmy ani razu;
lesby z Warszawy i czarne auto przed naszym domem;
lampy z różnokolorowych, emaliowanych durszlaków (Pyra Bar) (oświetleniowy hit);

M
Myśliwska;
Motława zwana Mołtawą;
Mała Moskwa;
muszelki;
molo;
Millerowie;
Miasto Kości;
Martyna Wojciechowska, czyli Katarzyna- zawsze uśmiechnięta szefowa Fajnych Bab;
Monia Jarosz, czyli Magda- równie radosna pracownica kafejki;
miękkie parapety z poduszkami w Babkach;
manufaktura browaru Jabłonowo;
Medison zwany Medisun;
marynarze z Meksyku (z Gdyńskich bijatyk);
młynek do kawy (prezent);
Maria Teresa Torro Flor;
N
Na jaki autobus pan czeka? Na polski- odpowiedziałem :) Polski Bus- dodałem po chwili :)
następny przystanek...;
najbardziej kwaśny sok u Grycanek :)
nalewka z aronii
O
opyratorki w Pyrze :)
organy w katedrze oliwskiej;
P
PolskiBus,
Południk18 (klimatyczna knajpka z rewelacyjnym piwem na bazie miodu gryczanego);
Pyra Bar (jak sama nazwa podpowiada ziemniaczany lokal, w którym jest świetne piwo lane Złote Lwy);
perfuma David Beckham (prezent);
porwała gościa woda, na dno poszedł jak kłoda i teraz się Monika z innym ratownikiem spotyka (hit lata);
panoramki Gdańska;
plaża;
przemoczone spodnie od chlapania w morzu (Sopot);
pięknego ma pani warkocza (tekst Męża do kasjerki w Biedronce)- jest pan pierwszym mężczyzną, który mi to mówi (nim podeszliśmy do kasjerki, to samo mówiłem Hanemu, że pewnie nikt warkocza wcześniej nie komplementował)- dołączam się do zachwytów nad pani warkoczem- dodałem :)
pan z ptasim gównem na spodniach (PKS Polańczyk);
pęknięcie piwa w torbie (wszystko do prania :P);
R
Radek (syndrom debilnych nastolatków siedzących za nami. Przykład: My sobie jedziemy busem a za nim koło szyby biegnie Radek. Teraz zaczął się las, więc Radek wszedł do lasu. Teraz wyszedł i biegnie poboczem... i tak całą drogę do Gdańska!);
rogale do spania;
różowy chłodnik w barze, na który miałem ochotę (kiedy pytają mnieeee dlaczego go nie kupiłem- odpowiadam- bo było chłodno :P);

S
siksy z eurobanku (czwórka dziewczyn pracujących w banku jadących nad morze; o zgrozo przez pół drogi wysłuchiwaliśmy pojęć bankowych oraz procedur sprzedaży, jakby mi tego mało było);
schodki na wzniesieniu pod wiaduktem, których potrzeba wykonania budziła w nas spore zainteresowanie;
Siedlce;
Sopot;
Siempre w Sopocie (maczanie ciabaty w oliwie z oliwek :P);
Smerfy;
stażystka w babkach;
stary facet, który na nasz widok powiedział "najs tiszert";
Stocznia Gdańska;
Słodki smak pomarańczy;
Sea Tower;
Sowa JeHowa :)
Ś
śliczne pieski na Rynku;
T
torba podróżna (tym razem po 3 latach odpoczynek od ogromnej walizy);
teściowa (rezydentka spodziewająca się starszych ludzi, którymi raczej nie jesteśmy :P);
tam niejedną zgwałcili (ślepa dróżka za wiaduktem);
Tarasy Bema zwane Tarasami Ewy albo Tarasy-Pietrasy;

U
urlop;
ulica Ujeścisko;
ulica Mariacka- najbardziej klimatyczna ulica w Gdańsku;
ulica japońskiej wiśni, niech ci się przyśni co jakiś czas (hit lata w pięknym wykonie dziewczyny na gdańskim rynku);

V
verbujące nas na obiady kelnereczki i kelnerzy przed restauracyjnymi ogródkami, którzy na widok naszych koszulek YES zapraszali nas po angielsku;
VV, czyli vyjątkowo verbujący nas na obiady, pizze, napoje koleś, który ilekroć nas widział tyle razy komentował ( a to, że wyglądamy oryginalnie, albo, żeby zabrzmiało dwuznacznie- zalicza nas czwarty raz :P);
vespa
W
wakacje;
wiadukt;
widokówki kupowane na Rynku u dziewczyny, która powiedziała, że pierwszy raz widzi kogoś, kto tak zachwyca się jej stoiskiem i że to jest niesamowite :D;
wc-akcja kolesia z kubusiem!
Y
Yomosa;
Yes;
Yes, Yes (oryginalnie wyglądacie- stwierdzenie VV);
ykyłosa :)
Z
Zwierzyniecka;
Zielony Stok;
Zakopiańska;
zatrzymuję się i opowiadam o nich (chłopcy jeżdżący melexami, transportujący głównie niemieckich i rosyjskich turystów);
Złote Lwy (piwo);
Z widokiem na Italię;

Ż
żuraw drewniany przy Motławie;
żurawie stoczniowe;
żytnia :P
żeby w domu było miło (tak tak tak), żeby coś słodkiego było (tak tak tak), by pachniało wakacjami (tak tak tak), zrobię ciasto ze śliwkami (tak tak tak);


... Ż, jak ŻAL, ŻE TO WSZYSTKO JUŻ ZA NAMI! :(:(:(


piątek, 16 sierpnia 2013

Ahoj, czyli wakacje czas zacząć

Jak ja kocham ten jeden jedyny, wyjątkowy dzień w roku, kiedy ujmuję walizę (w tym roku torbę) i podążam na pociąg, który zabierze mnie hen daleko stąd- ku nowej przygodzie.

   W tym roku po czterech latach porzucamy ukochane góry, by zdobyć lądy nieznane.
Z dala od codzienności chcemy oddać się beztroskiej sielance.
Zanurzyć tyłek w morzu, przejść po plaży, tu i ówdzie zakotwiczyć :):):)
Zwiedzić co ciekawsze zakątki, ocenić ludzi (poznać majtków :P), kuchnię i tamtejsze zwyczaje.
Może uda nam się spotkać kogoś ciekawego lub znanego :)
Kto wie co przyniesie los.
On jest taki niesamowity.
Wiem, że będzie ciekawie, wesoło i jak zawsze przecudnie.
Zatem... 
Cała naprzód ku nowej przygodzie.
Taka gratka nie zdarza się co dzień :)

Bywajcie :)

iloveyou Bejbe :*:*:*



środa, 14 sierpnia 2013

Spotkania w przelocie, czyli między obozem a urlopem


Kroczek po kroczku.
Dzień po dniu.
I tak oto dobrnąłem do dnia, w którym na dobre zaczynają się prace organizacyjne związane z urlopem.
Ostatnie prania, prasowania, składania, a jutro pakowanie :)
Lubię tym żyć, bo przybliża mnie to psychicznie do urlopu.
Mimo, że jeszcze chodzę do pracy, to już w połowie jestem w niej nieobecny.
   Od niedzieli złapało mnie jakieś przeziębienie.
Gardło drapało mnie niemiłosiernie i ogólnie przez dwa dni byłem osłabiony.
Dzisiejszy poranek okazał się przełomowy.
Gardło nie drapie i mam więcej wigoru :)
Pewnie wczorajsze żółtko z cukrem i sokiem z cytryny poskutkowało.
Wzbraniałem się przed tym, kiedy Hany mówił mi bym sobie taką miksturę spreparował.
Pomogło!
To dowód na to, że mój Mąż ma 99,9% racji i należy Go słuchać :)
   Dziś kupiłem ostatnie potrzebne rzeczy, choć przypomniało mi się o jednej przed chwilą- brak żelu antybakteryjnego do mycia rąk.
Podróż pociągiem i autobusem nie może się bez tego obyć :)
Ostatnia szansa na zakup takiego specyfika w piątek.
Piątek, to ogólnie będzie dzień pełen wrażeń.
Ostatni roboczy dzień, wizyta u fryzjera a potem biegiem do domu po torbę i heja na pociąg :)
   W markecie ktoś zawołał moje imię kiedy sięgałem po paprykę.
- Łukasz?
odwracam się
- Majka!
Majka (bynajmniej nie szalona i nie Skowron), to koleżanka z dzieciństwa z jednego bloku.
Ostatni raz miałem okazję zamienić z nią słowo... uwaga... 22 lata temu na blokowym sylwestrze u sąsiadów :P:P:P
Wcześniej wyjechała z rodzicami do Niemiec.
Co prawda przyjeżdża tu raz na jakiś czas, ale nie miałem okazji by pogadać.
Tu okazja nadarzyła się sama :)
Dziwnie się tak gada z kimś po tylu latach, bo jak w kilka chwil opowiedzieć większość życia :P
Przy okazji poznałem jej 16 miesięcznego synka.
Wracając z siatami do domu, odwróciłem się w stylu Jusi Kowalczyk kiedy ogląda się czy rywalka jej nie dogania :) no i ktoś mi kiwnął głową.
Odkiwnąłem.
Zastanowiłem się jednak, czy ten ktoś kiwnął mówiąc dzień dobry, czy cześć :P
Zatrzymałem się wyjąłem telefon (że niby chcę zadzwonić :P)
Poczekałem, aż obiekt się zbliży (to świadczy o mej ślepocie :P)
Wika!
Kolejna koleżanka :)
Pracuje koło mnie, a i mieszka rzut beretem ode mnie.
Znamy się od podstawówki.
Zmieniła kolor włosów, więc to mnie zmyliło.
Chwilowa gadka skupiła się na tym, że z pracy szybciej dojść pieszo niż dojechać samochodem oraz o planach urlopowych.
Żeby dopełnić kobiecą obecność na moich ścieżkach dzisiejszego dnia...
Ewelajn z Dżi-pi-esu podczas dzisiejszej mej wizyty w jej obozie, nakazała mi  przyjść w piątek po fryzjerze, co by mnie jeszcze mogła uściskać i ocenić fryzurę :)
Tak na marginesie, to już od miesiąca przeżywa ze mną wakacje i mówi co mam zabrać i dopytuje co już mam, a czego jeszcze nie :)
Gdybym był dziewczyną, gotowa byłaby mi pożyczyć pewnie i kieckę :P:P:P
A że oboje jesteśmy zaprzyjaźnieni z "Adą", to i kiecka leżałaby na mnie jak ulał :D:D:D
hehe :)

Dobrych humorów for all

Kocham Cię Pachnący Ptaszku :):*:*:*




sobota, 10 sierpnia 2013

Moczenie dupy coraz bliżej


Skończyły się upały.
Niestety :(

   Dziś pierwszy zimny dzień.
Rano było zaledwie 11st. kiedy wychodziłem na sobotnie szopy.
   Od ostatniego wpisu parę zmian :)
Poza gorącym pogodowo okresem, zakończył się tygodniowy gorączkowy okres jaki ogarniał mnie na myśl o piątkowej wizycie we Wrocławiu.
Jak ja "uwielbiam" wizyty w Regionie u dyrekcji!
Dodatkowo prezentację przygotować nakazano, wskazówek tejże nikomu nie udzielając.
Kompletnie nie wiedziałem jak "ukąsić" temat.
Z pomocą przyszła mi... była szfowa!
Sama robiła ostatnio prezentacje, więc podsunęła mi pomysł jakby to mogło wyglądać.
Nie powiem ile zdrowia mnie kosztowało intensywne rozmyślanie o tym co i jak, ale efekt zadowolił nie tylko mnie.
Stara uznała, że bardzo ładnie się spisałem, o czym poplotkowała z kierowniczką, a moja menadżerka napisała w smsie, że prezentacja jest bardzo dobra i że niepotrzebne były moje obawy.
Uznała też, że "jestem człowiekiem małej wiary w swoje wielkie możliwości".
Coś w tym jest :)
Ale szara skromna mysz ze mnie :)
Koniec końców (jak mawiał Wieszcz) spotkanie "na szczycie" przebiegło całkiem nie tak jak sobie wyobrażałem.
Było miło, zabawnie i przede wszystkim niestresująco.
Szok!!!
Może dlatego tak dziwnie spokojny byłem jadąc rano autobusem.
   Ostatnie dni wzbogaciły też mą garderobę.
Także tą bieliźnianą :)
Dziękuję Hany :*
Jak tak dalej pójdzie zacznę poszukiwać garderobianego :P:P:P
   Trwa dobra passa w mej systematyczności ćwiczeń.
Czwarty tydzień wykonuję je codziennie.
Przynosi to miłe dla oka efekty.
Zwłaszcza jak się staje na wadze :)
Dziś rano już 3,5 kg mniej.
To zdrowo jak na miesiąc.
Jeszcze parę dni do urlopu, więc waga będzie jak zawsze na ten okres taka sama :)
Tak tak, już śmiało myślę (i wcale nie cicho) o urlopie.
W piątek późnym popołudniem wyjazd nad morze.
Lista rzeczy niezbędnych już od tygodnia poukładana na linijkach kartki.
Czeka na ewentualną modyfikację :)
   Tydzień temu upalną sobotę spędziliśmy z Dedim u Ewiczki na grillu.
Miło było po roku znów spotkać się z byłymi sąsiadami.
Zawsze będę powtarzał, że Eve była najlepszą sąsiadką.
Spreparowałem sałatkę grecką, przygotowałem rulony z boczku na patyku, ciasto, alkohol i kawę i przed 18tą pojechaliśmy na ich hacjendę, którą kupili prawie rok temu.
Niby to samo miasto, ale dzielnica taka spokojna, że ma się wrażenie przebywania na wsi.
Tato był zachwycony spokojem i połączeniem kuchni z jadalnią, z której jest wyjście na taras.
Można sobie pić tam poranną kawkę, albo zjeść śniadanie, obiad, czy tak jak z nami zrobić grilla.
Nie ukrywam, że mi to rozwiązanie połączenia pomieszczeń spodobało się jeszcze bardziej niż Tacie :)
Wszak kuchnia to mój świat :)
To był naprawdę świetny wieczór.
Dawno się tak nie ubawiłem.
   Na tą sobotę nie mam praktycznie planów rozrywkowych, ale i tak wspaniałą rozrywką będzie wykonywanie wszelakich czynności organizacyjnych przybliżających mnie do urlopu :)
Dziś DNM, więc na łamach tego wpisu buziaki i me serce jak zawsze dla Ciebie Bejbe :*:*:*

Kocham Cię :*:*:* 

Pozdrawiam wszystkich i miłego weekendu życzę :)
 

poniedziałek, 22 lipca 2013

Po ciężkim dniu


Dziś do domu wróciłem po dziewiętnastej (od przed dziewiątej rano).
Obozo-dzień mimo, że bez wielki rewelacji sprzedażowych upłynął mi bardzo intensywnie.
Sporo kursów do klientów indywidualnych i firm sprawiło, że godziny szybciej mijały.
Może w tygodniu urodzi się więc z tego jakiś dorodny owoc :)
Byłoby miło.

System działał dziś w tak "zawrotnym" tempie, że moje siedzenie w pracy musiało się przedłużyć (wklepywanie wszystkich danych do baz oraz umów).
Złośliwość rzeczy martwych mnie dziś przerosła.
Chyba upały nie służą komputerom.
Nie lubię poniedziałku- coś w tym jest :)

U Męża od dziś wesoło i rodzinnie.
Sara z synkiem oraz Tom zawitali na podkarpacką wieś.
Ten duet zawsze przyprawia mnie o śmiechowy ból brzucha.
Nie inaczej było tym razem kiedy zadzwoniłem, by pogadać z Sarą :)
Tom założył Mężowe prześwitujące długie, białe spodnie do spania i paradował w nich przed wszystkimi.
W całym domu panował ubaw, więc i mi się udzieliło :)
Widziałem to oczyma wyobraźni :)
W piątek dołącza do wakacyjnej gromadki Kitty z dzieciskami :)
Mam nadzieję, że choć Ona dotrwa tam do końca wakacji i kiedy pod koniec sierpnia będę miał możliwość spędzenia drugiego tygodnia urlopu w Drugim Domu, zrealizuję wakacyjne marzenie :P
Od lat Kitty i Sara zapowiadały mi, że jak tylko przyjadę na wakacje będziemy w trójkę nawzajem nacierać się olejkami do opalania, śpiewając przy tym "Siabada, siabada, siabada, ty i ja, ty i ja, ty i ja" :D:D:D

Póki co jeszcze o urlopie za głośno nie myślę, choć już marzę sobie :)
Marzę też o ładnej pogodzie.
Najlepiej o takiej jaka planowana jest do końca lipca :)

A jutro do stolicy województwa na kolejny casting :P
Ach jak ja uwielbiam te skecze kabaretowe :P

Idę do ćwiczeń.
Tak, tak. To już tydzień mej systematyczności !
Jak tak dalej pójdzie Bałtykowi niegroźny wypływ całej wody, kiedy doń tąpnę :D:D:D

Fajnego wieczorku wszystkim :)
iloveyou Bejbe :*:*:*

sobota, 20 lipca 2013

Pierwsze urlopowe myśli


W końcu weekend!
Strasznie wymęczył mnie miniony roboczy tydzień, który okazał się zupełnie nieroboczy.
Jestem zmęczony psychicznie wszelkimi mailami słanymi od dyrekcji.
Wszystko to przyprawia mnie o stres, bo mam taki charakter, a nie inny i takie podejście do pracy, a nie inne, że wszystkim się przejmuję.
Wiem, że to niezdrowe, ale co zrobić.
We wtorek perspektywa spotkania sprzedażowego.
Chyba zacznę modlitwy o to, by się nie odbyło ;)

Jeszcze niecały miesiąc i urlop, ale im bliżej urlopu, tym bardziej się dłuży.
Za równy miesiąc moje urodziny, a ja już dostałem prezent od Męża :)
Oj długo obserwowałem allegrowe aukcje, by cena upatrzonych od dawna spodenek, trochę się obniżyła :)
Z obserwowania wyszło tyle, że kupił mi je Hany wraz z tiszertem i mi wysłał.
Jestem uradowany, bo od dawna o nich marzyłem
Są to robione na elegancko, krótkie spodenki na kantkę koloru grafitowego.
W skrócie- wyglądają jakby uciąć spodnie garniturowe :P
Najfajniejsze, że można je nosić "nieelegancko" w połączeniu z ciuchami sportowymi :)
A taką "elegancję" to ja lubię.

Ostatnio też przeglądaliśmy kąpielówki.
W zasadzie tyle wyboru, ale jak przyjdzie wybrać te jedne jedyne, to jest problem.
Początkowo byłem na nie, kiedy Hany podesłał mi linka z krótkimi szortami w połowę uda, wycinanymi lekko po boku, ale im dłużej opisywał mi jak świetnie na mnie by leżały i im więcej takich szortów mi słał, tym bardziej byłem na TAK :)
W zasadzie z obcisłych spodenkowych kąpielówek przerzuciłem się na coś całkiem innego.
Poza tym ucisk na męskie przody zdrowy nie jest, a w perspektywie luźniejszych szortów, jakieś "niekontrolowane objawienie" może się zdarzyć :) (czyt. za szeroko rozstawione udo może powodować ukazanie się tego i owego :P).

Pozostając w temacie przedurlopowych zakupów...
Za namową Miśka zakupiłem sobie nakrycie głowy w postaci kapelusza :):):)

Odniosę się też (bo jeszcze tego nie uczyniłem) do Mężowego postu, w którym wspomniał o przyszłorocznych planach urlopowych :)
W przyszłym roku chcielibyśmy ruszyć w wędrówkę życia.
Przejść szlak francuskiego camino i dojść do Santiago de Compostela.
Do grobu Św. Jakuba.
Dla tych, którzy słyszą o tym po raz pierwszy, polecam wzruszający film "Droga życia" (org. "The Way").
Pamiętam jak w grudniu oglądaliśmy ten film i Hany powiedział- "chciałbym byśmy przeszli taki szlak" :)

"To nie droga jest trudnością, to trudności są drogą"

Jest jeszcze rok, więc już dziś zapraszamy do wspólnej wędrówki :)


iloveyou Bejbe- moja Drogo Życia :*:*:*



środa, 10 lipca 2013

Wczoraj- Dziś. Jutro- Zawsze

Niebo może słać Anioły każdego dnia.
Wszak każdy ma swego Stróża...

W nawiązaniu do wczorajszego posta i dokładając do dzisiejszego anielski wątek, chciałbym ten wpis, poniższy utwór, a przede wszystkim swe Serce (mimo, że od wielu lat przynależne do Tego Jedynego)- dedykować Właśnie Jemu...

Wszystkiego Najlepszego Mężu w Dniu Naszej Miesięcznicy !!!

Kocham Cię :*:*:*

wtorek, 9 lipca 2013

Szóstka

Pełna, okrągła, parzysta cyfra.
Dla niejednego ucznia to nota marzeń.
Dla szczęśliwca lotto- finansowa wygrana życia...

   Dziś dla mnie szóstka to sześć lat.
Tak niewiele, a jednocześnie szmat czasu.
   Tyle oto lat minęło odkąd widziałem Cię po raz ostatni.
Potem odeszłaś...


Rano Hany napisał mi tak:
"Cześć Misiu. Dziś smutny i radosny dzień dla Ciebie...
smutny, bo nie ma Mamusi i radosny zarazem, bo masz Opiekunkę w Niebie..."

Kilka minut po siódmej włączyło mi się radio w pokoju.
Samo!
Potem poszliśmy z Dedim na cmentarz.
Przed pracą (od poniedziałku rozpoczynam ją już od godziny dziewiątej) pomnik lśnił.
Łamane szkło z solarnego znicza (prezent od Męża) mieniło się jak diament.
Kolorowe mieczyki usadowione w wazonie stały dumnie jak barwny pawi ogon.
Wiem, że Mama od rana była zadowolona.
Wierzyłem, że to będzie dobry dzień.

Słońce świeciło, żar lał się z nieba.
W pracy udało mi się sprzedać dość fajny pakiet ubezpieczenia.
Dzięki temu wykonanie planu w tym produkcie wzrosło do 116% za ten miesiąc :)
Oby jeszcze inne wskaźniki tak pięły się w górę.
Narzekać nie mogę, bo kwartał zakończyłem w dwóch produktach na pierwszym miejscu (na dwa województwa), a w jednym produkcie na trzecim.
Oby tak dalej.

...w końcu od czego są Anioły w Niebie :)

Kocham Cię Mamusiu :*

...i te ziemskie :)

iloveyou Hany :* 





niedziela, 7 lipca 2013

Odwiedziny Męża

Haluuuuu, z powrotem.
Po dwóch tygodniach nieobecności.

    Właśnie wróciłem z dworca kolejowego (o ile to jeszcze dworcem zwać można :P).
Odprowadziłem Męża na pociąg.
Pomachałem ręką, wiodłem jeszcze długo wzrokiem za pociągiem i jego zanikającym w oddali czerwonym światełkiem z tyłu składu i zasmucony podążyłem do domu.
Niestety wszystko co piękne i miłe trwa chwilę.
A jeszcze nie tak dawno szybciej urwałem się z pracy i szedłem na stację by Go odebrać i spędzić piękne 9 dni razem.
Ech ten upływ czasu :(
   Każdy dzień z Hanym to Radość.
Powroty z pracy ze świadomością, że po męczącym dniu będzie miło odpocząć, odstresować się, pośmiać.
Gdzie zastanę posprzątane mieszkanie i coś pysznego na obiad (zapiekanka śródziemnomorska hitem!)
Gdzie nie spędzę nocy samotnie w łóżku.
Znowu były wspólne emocje przy meczach Agi na Wimbledonie, a co najważniejsze nasze gry :)
W końcu miałem możliwość zagrać nowymi rakietami.
Świetnie się bawiliśmy i nic to, że sromotnie przegrałem :P
Najważniejsze, że czas miło spędziliśmy i się wymęczyliśmy.
Szczerze powiem, że godziny takiej bieganiny na kortach niesamowicie działają.
Po wczorajszych trzech tam spędzonych, jestem obolały jakby mnie walec przejechał :)
Ale fajnie było.
Nawet dwa deble rozegraliśmy, z czego jeden był deblo-mikstem, gdyż naszymi przeciwnikami był chłopak (sexi młokos) z dziewczyną :)
Drugi ojciec z synem (też niczego sobie :P)
   Już brakuje mi tych wszystkich pięknych chwil i naszych wygłupów jakie z sentymentem wspominam.
Na szczęście Za miesiąc i tydzień znowu urlop i znowu się widzimy :)
... i znowu wakacje!!!
Hurej Hurej :P

Szczęśliwej Drogi Hany
iloveyou :*:*:*

Pięknej niedzieli wszystkim!

sobota, 22 czerwca 2013

Pan Proper


Sporo czasu upłynęło od ostatniego wpisu.
Nikt chętny w sprawie ogłoszenia się nie zgłosił.
Nie to nie :P
Za niecały już tydzień przybywa Hany, zatem jeśli tylko pogoda pozwoli to turniej odegramy :)
Nie omieszkam przy okazji dziewiczego występu na kortach rozdziewiczyć nowych gatek otrzymanych w tym tygodniu od Hanego.
Rewelacyjne jocksy z tej samej serii co prześwitujące spodnie i slipki.
Jedne przód mają żółty, drugie- niebieski.
Po bokach są wykończenia z prześwitującego materiału, a na tyłach jak to w jocksach- dziura.
Mrrr, mrrr, mrrr.
I like it.

   Dziś sobota, a jak sobota, to wolny od pracy dzień, ale niekoniecznie wolny od obowiązków.
W nocy padało, toteż po ostatnich upalnych dniach i dusznych nocach, stęskniony rześkiego powiewu , spałem do 7:30 (ta godzina to rarytas, bo codziennie wstaję przed szóstą).
Od ósmej niczym sobotni rytuał- zakupy.
Potem śniadanie, kawa, pranie i... zabrałem się za mycie okien.
Jako, że trochę ich mam, to sporo czasu mi z tym zeszło.
Tato w kuchni zajmował się obiadem.
Taki męski podział obowiązków :)
Jedynie Pani L transportowała się na swych czterech łapach w te i wewte.
No, ale emerytka z Niej, więc nie można wiele wymagać :)

Teraz odpoczywam łapiąc oddech, przed polerką szyb od południowo- wschodzniej strony mieszkania.
Za godzinkę słońca już tam nie będzie, więc będę mógł myć okna w swoim pokoju i w kuchni.
Może pod wieczór jak starczy mi sił i ochoty ukręcę jakieś ciasto z truskawkami :)
Sezon jeszcze trwa, a brak słodyczy z tymi owocami w letnim okresie, to wielka strata :)
No i czym będzie niedzielna kawa bez odrobiny słodyczy.
A tym bardziej Dzień Ojca! :)
Oj jednak jajka trzeba będzie trzepać! :)
Oby tylko zechciały się ubić w ten upał :P

Miłej soboty wszystkim.

iloveyou Bejbe :*:*:*
czekam!





wtorek, 11 czerwca 2013

Ogłoszenie

Spędzę czas mile i aktywnie.
Stękając i pocąc się z wysiłku.
Jestem także otwarty na doświadczonych zawodników, ponieważ lubię uczyć się nowych rzeczy.
Jeśli jesteś nowicjuszem, to też dobrze, bo będę miał większe szanse by cię zdominować :P
Zatem jeśli jesteś otwarty na przyjemny sport, przez fachowców zwany- białym sportem, ujmij swą rakietę w dłoń i przyjdź na 
kort tenisowy :)

   Wczoraj kurier dostarczył mi zamówione tydzień temu rakiety tenisowe.
Nie byle jakie.
Sama Sirin takich używa :)
Jedna dla mnie, jedna dla Męża.
Dostałem także puszkę z czterema piłeczkami tenisowymi sygnowanymi wielkoszlemowym US Open :)
Przeznaczone są do wszystkich rodzajów nawierzchni, zatem znajdą się i na moich pobliskich kortach "dywanowych".
Od dawna marzę, by grać w tenisa.
To takie moje małe marzenie, które chciałem w ten sposób spełnić.
Hany przyjedzie na przełomie miesięcy, więc wtedy będę miał możliwość zagrania z Nim (już nie mogę się doczekać).
Swoją drogą, to dzięki Niemu interesuję się tym sportem.

W pracy zapowiedziałem też koledze, że jeśli znalazłby czas poza rodziną, to jak będzie pogoda może dać znać.
Mam już spore doświadczenie w marketingu sprzedażowym, więc chyba pomyślę też o dodatkowych ulotkach poza tymi jakie czasami wręczam w obozie :P

*****

Agnieszko R. pamiętaj: "ZAWSZE MOŻESZ PRZYJECHAĆ DO MNIE W RAMACH TRENINGU A NIE TYLKO DO KSIĘCIA MAROKO"

Rafał, Jo, Miłosz, Grigor- Wy też jesteście mile widziani :)


Kocham Cię Mój Penisowy Boju, wróóóóóóóóóóóóć- Tenisowy Boju :P :*:*:* 

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Z cyklu: "reaktywacje"... Adolf żyje!

i dobrze się ma
i się ima

   Przed chwilą wróciłem do domu.
Dziś byłem w siedzibie Generalnej Guberni.
Tydzień temu wraz z byłą szfową dostaliśmy zaproszenie na spotkanie z dyrekcją.
Tak mnie to "ucieszyło", że cały tydzień trułem się myślami jak to będzie.
   Konferencja miała dotyczyć zasad współpracy między stanowiskiem takim jak moje, a resztą obozu.
Już po pół godzinie gadki uznano, że współpraca we wszystkich obozach podległych GG jest na dobrym poziomie.
Analizowano zatem wyniki sprzedaży.
   Na tapetę szedł obóz po obozie, a co za tym idzie spowiedź szczera poszczególnego reprezentanta.
Co robiłeś?
Gdzie byłeś?
Co jeszcze dałoby się zrobić?
Wszystko tonem, którego nie znoszę!
Totalny hitleryzm.
   Wiele osób widziało Adolfa po raz pierwszy.
Oczy przecierali i ci, którzy już go znali.
Którzy mieli "tą przyjemność" obcowania z nim.
Na osłodę gorzkich chwil ciasteczka i czekoladowe cukiereczki, jak dla dzieciaczków w pasiaczkach w trzydziestym dziewiątym za odtańczenie, czy odśpiewanie niemieckiej piosenki.
Gocha powiedziała, że jak tak dalej będzie, to się zwalnia, a dziewczyna świetnie sobie radzi.
Chyba po dzisiejszym dniu każdy ma dość.

Boże... ja mówię piszę, a Ty GRZMIJ!!!!
Gdzie jakieś ludzkie podejście do tematu?!
Gdzie wartości, jakie od roku są nam wpajane w obozach?!
Dlaczego Ludzie ludziom gotują (nadal) taki los?!

i jak tu..."nie kochać" Cię Polsko?!



Kocham Cię ach Kochanie Moje 
i całuję usta Twoje w DNM :*:*:*

sobota, 8 czerwca 2013

O świcie w prześwicie

...Kochaj mnie :)

   Na Dzień Dziecka dostałem coś, co w młodzieńczych latach zwykliśmy z Yaniną i Jadwigą określać mianem "zawsze chciałem/am takie mieć" :)
Chcieliśmy i my z Hanym.
   Od wielu już lat wzdychaliśmy nad fotką, na której pewien pan prezentował minimalistyczne w swym nakryciu odzienie :)
Spodnie z przewiewnej i prześwitującej tkaniny, w których moglibyśmy spać.
Spodnie, pod które nie zakłada się już nic i przez które mimo zakrycia wiele można zobaczyć.
A że wizja jest prawie wprost, ale jednak otoczona mgiełką tajemnicy, widok tym bardziej potęguje wrażenia.
No i mamy.
W komplecie do czarnych spodni, dostałem także slipki z tej samej tkaniny.
Rewelacyjnie leżą, prezentują się i co najważniejsze- nie czuje się posiadania na sobie czegokolwiek :)
Seximadafaka look :P
Mąż ma te same spodnie tylko białe :)

Dziękowałem już wiele razy, ale podziękuję raz jeszcze...
Sprawiłeś mi ogromną radość, frajdę i podnietę tym prezentem :)
Dziękuję Bejbe :*:*:*

Kocham Cię :*:*:*

Udanej soboty i fajnego leniuchowania wszystkim :)


poniedziałek, 3 czerwca 2013

Mo-zalew

Kto mo zalew?!
Mo skrzynka.

Tyle, że do śmiechu mi nie jest...



   Przeraziłem się dziś, kiedy przez balkonową szybę zobaczyłem ile wody nazbierało się w skrzynce z moimi kwiatami.
Płukanka totalna.
Irygacja!
Oooo! I-R-Y-G-A-C-J-A!
Przepłukało je totalnie do tego stopnia, że zrobiło się bagno w ziemi.
Skrzynkę do domu zabrałem.
Tato dziurki w jej spodzie zrobił.
Woda ścieka.
Mam nadzieję, że nie zgniją mi cebulki.
Grrr! :(
   Rok temu firma "erdol" robiła nam balkony.
Tak "fachowcy" położyli płytki i wyścielili boki blachą, że z górnych balkonów woda ścieka w dół.
Ścieka i sieka obmywając barierki.
A ja się wściekam!
Jak można mieć czyste okna po deszczu?!


iloveyou Bejbe :*
 

niedziela, 26 maja 2013

Z Miłości do...

Pamięć o Mamie, to dla mnie codzienność.
Każdego ranka kiedy zaczynam dzień i kiedy idę do pracy, intensywnie o Niej myślę.
Dzisiejszy, dwudziesty szósty dzień maja traktuję więc jako pamiątkę obchodów Jej Święta.

 
   Największym pragnieniem prawie każdej mamy, jest szczęście jej dzieci.
Dlatego codzienności bez trosk i samych radosnych dni przez cały rok w imieniu jednostki życzę masowo wszystkim Mamom :)
A Te Dwie Najbliższe Memu Sercu tulę myślami.

   Dziś startuje French Open.
Najmniej lubiany przeze mnie Wieli Szlem, ale jako fan tenisa nie odpuszczam :)
Na wyborne starty naszych nie liczę, choć może Jurek coś zdziała.
W każdym bądź razie powodzenia życzę :)

   Przy okazji dzisiejszego oglądania DDTVN dowiedziałem się, że na balkonach mocno nasłonecznionych warto mieć lawendę.
Nie dość, że świetnie znosi słońce i pięknie wygląda, to jeszcze odstrasza komary.
Zatem niebawem trzeba się zaopatrzyć w taką roślinność.

U Hanego Rodzinne biesiadowanie trwa już drugi dzień.
U mnie kameralnie w klimacie 2+1, czyli Tato ja i pies :)
Pogoda dopisuje, więc może popołudniu jacyś goście się zjadą.

Udanej niedzieli wszystkim.
Buziaki Bejbe :*

Kocham Cię :*