camino

camino

środa, 31 grudnia 2014

Adios... z wyjątkowymi życzeniami :)


Ostatni dzień w roku...

   Nie tak dawno pisałem ostatniego posta w 2013 roku smucąc się, że nie spędzam Sylwestra z Hanym i żyjąc rokiem 2014 pod znakiem Camino de Santiago.
W tym roku także piszę ostatniego posta i smucę się, że nie ma ze mną Męża.
Camino zaś od tej pory nabierze innego charakteru, wszak drogi są wszędzie i każda ma na swój sposób wyjątkowy cel :)
Tą główną czyli "autostradą" w 2015 r. jest marzenie o Gruzji.
Jak to marzenie się zakończy, czas pokaże.
Zrobimy jednak wszystko, by je zrealizować.
Plany urlopowe na nowy rok oboje zdaliśmy naszym przełożonym wczoraj.
W naszym harmonogramie wizyty są rozłożone tak, byśmy jak najczęściej się widzieli i 2015 rok zakończyli już wspólnie.

   Dzisiejszy dzień kończę pod znakiem prezentów, bowiem otrzymałem dwa ciuszki :) i nowy kalendarz z tej samej serii co poprzedni (motyw drogi do Św. Jakuba).
Wcale nie skupiam się na dzisiejszym dniu tylko na tym co będzie od niedzieli, bowiem wtedy będzie już Mąż i tak naprawdę zacznie się dla mnie prawdziwe świętowanie- wypinanie :)

   Pod wieczór Hany złożył mi jedyne w swoim rodzaju życzenia :)
Ich niezwykłość polega na tym, że jeszcze w życiu takich nie otrzymałem i jeszcze nigdy nikt nie życzył mi tego, co często (niestety) się zdarza (tak oczywistego :P)
Przytoczę treść:

" Długo myślałem nad tym co w życiu jest ważne i czego mógłbym Ci życzyć w Nowym Roku i w końcu do tego doszedłem...
Życzę z całego serca, żeby nikt Cię nie wkurwiał :):):):) ..."

Jakże chętnie to życzenie przyjąłem i życzę sobie oraz Wam wszystkim jego spełnienia w Nowym Roku 2015 roku :):):)

Ps. Jako autor bloga czuję się niespełniony.
W zeszłorocznym ostatnim poście życzyłem sobie by 2014 rok zakończyć przynajmniej z jednym postem więcej niż w roku poprzednim.
Nie udało się. Zabrakło czterech postów (obecny blog + sub-blog założono w czerwcu z Mężem".
Więc oby za rok... :):):)

iloveyou Bejbe soł macz :*:*:*
Dziękuję Skarbie za wszystkie dni 2014 roku 

sobota, 27 grudnia 2014

Przedwcześnie


Koniec Świąt.
Niestety.
Przed nami jeszcze świąteczny weekend, choć już nie tak świąteczny jak się zapowiadał.
Właśnie o tej porze miałem witać Męża i cieszyć się Jego obecnością, ale czasami tak bywa, że los płata figle i tym razem niestety mu się udało.
Czekam więc równy tydzień, bo w niedzielę Hany już będzie, wszak Nowy Rok- nowy plan urlopowy :)
Drugi rok z rzędu spędzimy ze sobą świąteczny okres Trzech Króli. 

Święta minęły mi spokojnie i kameralnie.
Wizyta Siostry, planowana w Drugi Dzień Świąt, nie doszła do skutku, ponieważ z całą rodziną dostała zaproszenie od przyszłych swatów na odwiedziny.
Tak, tak, "swatów".
Mój Siostrzeniec w Wigilię zaręczył się, więc kto wie, czy w przyszłym roku nie czeka mnie wesele.
Póki co wolę o tym nie myśleć, bo jakoś kojarzy mi się to z wydatkami, a ja wszelkie oszczędności (mam je w ogóle? :P) wolę przeznaczyć na podróże (małe i duże :P).

Dziś sobota inna od wszystkich, bo nie muszę pół dnia spędzać na sprzątaniu :)
Jakby nie patrzeć takie świąteczne jej wydanie. 
Pogoda też przyjemna- trzyma mróz i świeci słońce.
Nic tylko spacerować.

Przyjemnego po-świątecznego weekendowania.

iloveyou Bejbe :*:*:*



czwartek, 25 grudnia 2014

Życzenia- wspomnienia


...Nic monarchów nie odstrasza, 

Do Betlejem śpieszą,
Gwiazda Zbawcę im ogłasza,

Nadzieją się cieszą.



   Czemu zaczynam posta od słów kolędy popularnej w okresie szóstego stycznia?
Bo od pół roku jej melodia jest bliska memu sercu :) (dokładnie pół roku temu rozpoczynaliśmy naszą Drogę. Może nie do Betlejem, ale także do miejsca świętego... do Pola Gwiazd).
Bliska jest też Mężowi :)
Jest bliska nam obu i ciepło się kojarzy, a przecież o to chodzi w te Święta...
By być otoczony Bliskimi. Ich ciepłem i myślami o nich, gdy są gdzieś w bliższej czy dalszej... oddali.
To bliskość, myśli i wspomnienia tworzą niesamowitą aurę Tego Czasu.
Tej bliskości, ciepła, wyjątkowości, a przede wszystkim Miłości życzę wszystkim, którzy kiedykolwiek zechcieli otworzyć tą stronę :)


Nic Łukaszów nie odstrasza,
Do Santiago śpieszą,
Strzałka Camino wyznacza,
Nadzieją się cieszą.

:):):) i znowu się uśmiecham kiedy to piszę, bo w uszach słyszę jak nasze ranne śpiewy budzą hiszpańskie puebla do życia :):):)


iloveyou Moja Dziecino :*:*:*


wtorek, 23 grudnia 2014

Via Montana


Dowiedziałem się, że trwa przebudowa historycznej drogi wiodącej z mej mieściny do miasteczka leżącego po stronie czeskiej, stanowiącej element europejskiego szlaku Via Montana.

Jakże bliskie to memu sercu wydarzenie, bo od razu przywodzące na myśl namiastkę tegorocznego Camino de Santiago :)
Owa droga licząca 9 km w dużej części przebiega po najwyżej położonej trasie w moim województwie.
Jak donosi źródło trasa ma charakter turystyczny, wiedzie lasem i polami.
Cieszą mnie takie dofinansowania unijne :)
Od razu po przybyciu do domu zadzwoniłem do Męża, że na wiosnę ruszamy na moje regionalne camino :)
W dwie strony to 18 km, zatem połowa dziennego dystansu jaki średnio pokonywaliśmy w Hiszpanii :)
A propos, wczoraj dostałem zamówione w listopadzie kolorowe trekkingi.
Zakupione zostały z myślą o przyszłorocznym urlopie, ale chyba testy próbne będą przechodziły regionalnymi ścieżkami :)
Wszak noga musi się przyzwyczaić.

Miłego wieczoru for all

iloveyou maj Pilgrim :*:*:*

W oczekiwaniu


Od kilku dni chodzę nieprzytomny z niewyspania.
Nocami snuję się po kuchni jak ćma przy lampie.
Znak to, że przygotowania świąteczne w toku :P

Praktycznie wszystko mam przygotowane i dopinam na przysłowiowy ostatni guzik.
Choinka ubrana, lśni w kolorze światełek i ozdób, karpie czekają na smażenie, uszka już też spreparowane choć w zamrażarce nie słyszą co dzieje się dookoła :)
Wczoraj sernikiem z oreo zwieńczyłem rozdział cukierniczy :P
Zostało mi jeszcze ogarnięcie mieszkania i ubranie stołu.
W tym roku Święta dla mnie będą miały swój ciąg dalszy, bowiem umownego Trzeciego Dnia Świąt przyjeżdża na tydzień Hany.
Cieszy i raduje mnie to wielce, że będziemy ze sobą w tym ważnym i magicznym okresie.

W pracy zastój, Nic się nie dzieje.
No i czuję, że tracę tu czas. Mógłbym go lepiej wykorzystać będąc w domu.
Dobrze, że jutro wolne.
To i tak dla mnie jedyna wolna Wigilia w karierze (nie licząc wypadającej w weekend).

Miłego radosnego czekania na pierwszą gwiazdkę i Gwiazdora :)


iloveyou Gwiazdeczko :*:*:*



wtorek, 16 grudnia 2014

Dzień Prezenta


Dzisiejszy dzień szczodry i łaskawy jest.
Dobry, miły i przyjemny.
   Najpierw Hany wystosował mi smsa z prezentem (już) na... Dzień Dobrego Brata, zwany przez wszystkich Walentynkami.
Owym prezentem jest wspólny weekend 7-8 lutego 2015r. w Krakowie.
Pobyt niezwykły i historyczny, bo oto Mąż mój zaprosił mnie na dwudniowy turniej Fed-Cup Polska- Rosja w kobiecych pojedynkach tenisowych.
Pierwszy raz na żywo na turnieju!
Mało tego. Pierwszy raz na żywo zobaczę Agę i Marię Sz. :)
Wszak to gwiazdy najwyższego formatu :)
Jeeeeeee!!!
Hany jest już w posiadaniu biletów i cieszy się jak dziecko, a ja... jak całe przedszkole :)
Zaskoczył mnie niesamowicie! :)
   Wtorkowy obozo-dzień też jest dla mnie łaskawy.
Produkty wpadają mi dziś same do koszyka :)
Przynajmniej spokój wewnętrzny, że nie muszę się martwić o wykon.
Przed chwilą Zamkniona dzieliła keszem :)
Jakaś daninka na Święta skapnie do portfela.
Zawsze mówię, że to na karpia :)
   Tato też się ładnie spisuje.
Dziś zrobił mi zakupy w mięsnym na świąteczny bigos i posuwa się do przodu w swojej części domowych obowiązków porządkowych :)
Muszę być sternikiem i kapitanem, by w tydzień ogarnąć wszelkie rychtunki.
Grunt to pozytywne myślenie :)

Miłego wieczoru.

iloveyou Bejbe :*:*:*
nananananana maj priti Bejbe


poniedziałek, 15 grudnia 2014

Jak kiedyś...

Jak kiedyś umrę, to wiem jaki chcę napis na nagrobku...



" Do domu wracam jak strudzony pielgrzym, a Ty z Miłością przyjmij mnie z powrotem".

Amen

Jakożby być k`niemu


Jest cudownie.
   Zawsze ilekroć mam okazję spędzenia weekendu z Hanym jestem najszczęśliwszy we Wszechświecie.
Dowiedziawszy się o zbliżających się imieninach Tatusia, natchniony rozmową z Sarą, postanowiłem już we wtorek, że przedostatni weekend przed Świętami spędzę z Mężem i Bliskimi.
   W piątek w pracy siedziałem już jak na szpilkach, a im bliżej było do 16:00 tym podniecenie we mnie wzbierało.
Na dworzec niemalże biegłem. Nie dałem rady punktualnie opuścić obozu. Jednak wszystko zakończyło się dobrze. Zdążyłem i komfortowo bezpiecznie zajechałem na miejsce.
Na najdłuższej przesiadce w oczekiwaniu na busa przespacerowałem się przez Galerie Katowicka.
Musze przyznać, że moje nowe wysokie NB wywoływały spore zainteresowanie wśród młodych Ślązaków obu płci :-)
Para młodych chłopców omal nie zawróciła ruchomych schodów jadących w dół, by podjechać na poziom, na którym się znajdowałem. Zaś młoda dziewczyna idąca w grupie równolatek, zachowała się prawie jak struś wciskając głowę w piach posadzkę :-)
   Po drugiej z przystanku jak zawsze odebrał mnie Mąż. Nim usnęliśmy wtuleni w objęciach, mizialiśmy się obficie, aż rozpalenie sięgnęło zenitu i erupcja Hanego (we mnie) wywołała jeden wielki stan orgazmiczny nas obu zespolonych w jednym ciele.
Na powitanie soboty jak i u mnie- poranne szopy.
Potem śniadanie, kawa, odwiedziny Sofi, wspólne pieczenie kawowego tortu i przygotowywanie obiadu (makaron na dwa sposoby pod beszamelem, z brokułami oraz szpinakiem i krewetkami). Nadmiar kalorii zbiliśmy późnym popołudniem, kiedy nie było Mamusi.
Oj było głośno :-)
Motywem przewodnim były oczywiście Imieniny Tatusia, ale ten przyjazd humorystycznie będzie mi się kojarzył z piosenka "Peruwiańskie włosy", jaką wymyśliliśmy pod melodię "Augustowskich nocy":-)
Kto jak kto, ale my to słyniemy z wymyślnych słów do piosenek na różne melodie.
Wiele zachwytów wzbudziły dzwoneczki jakimi obdarowałem Rodzinkę.
Cieszę się, że tak się spodobały. Niesamowicie pięknie prezentują się na oknie w Misiowym pokoju.
   Niedziela jak zawsze rozpoczęta poranną mszą.
Na kazaniu i ja i Mąż zamiast skupić się nad jego (bez)sensem, myśleliśmy jak spreparujemy duży kawał schabu na rodzinny obiad :-)
Boże wybacz!
Przed 10-tą byli już Tom z Edytą, Kitty i Mateo.
Miło było znów Ich zobaczyć.
Od Kitty dostałem dwie fajne koszule. Ona jako kolejna osoba zaś zachwyciła się dzwonkami z koronki.
Jak to zawsze bywa kiedy przyjadą, że śmiechom nie ma końca. Szkoda tylko, że nie było Sary, która miała roboczy weekend.
W porze obiadowej przyszli kolejni Goście i tak do 16 siedzieliśmy w dużym rodzinnym gronie. Było winnie i słodko, bo poza naszym tortem były placki każdego kto przyszedł. Potem była sałatka, którą robiliśmy z Hanym jeszcze rano.
Kiedy wszyscy Goście się rozeszli, po ogarnięciu stołu wybraliśmy się z Mężem na długi spacer. Było miło znów kroczyć obok siebie. Czułem się jak po wczesnoporannym wyjściu z albergii podczas tegorocznych wakacji. A propos przyszłorocznych...
Chyba z Gruzji nici przez sytuację polityczna.
2015 rok zapowiadają mało spokojny dla tego kraju. W głowach zakiełkowała zatem alternatywa, ale o tym póki co nic nie napiszę do czasu poczynienia poważniejszych kroków organizatorskich (np.bilety).
Po przyjściu ze spaceru zasmuciła nas Mamusia, która po tym jak coś chrupnęło Jej w stopie, z trudnością zaczęła się poruszać:-( oby to tylko niegroźna w skutkach kontuzja.
Dzień zwieńczył wspólny prysznic i zaledwie dwugodzinny odpoczynek, którego snem nazwać nie można. Niestety każdorazowo jest to smutne oczekiwanie na godzinę "W", kiedy to trzeba zabrać swe rzeczy i wyruszyć do domu:-(
Nabalsamowany i odessany, a także odprowadzony przez Męża na przystanek, odjechałem :-(
Ałun`a towarzyszyła mi cały dzień :)
Dziękuję Ci za to (i nie tylko) Skarbie :*
Ps. ...a kolanka bolą, bolą :P

iloveyou :*:*:*

środa, 3 grudnia 2014

Gdzie jest mrozu?



Był, naaaaaturalnie że był i bynajmniej nie w ZUSie a 1000 metrów nad ziemią :)

To jeden z ostatkowych motywów, z których śmialiśmy się z Hanym.
Tak, tak, znowu odwiedziłem me Szczęście w swoim drugim Domu :)
   W ubiegłym tygodniu, dowiedziawszy się o piątkowym egzaminie w stolicy województwa oraz złączywszy ten fakt z wolnym całym Mężowym weekendem, postanowiłem pojechać do Niego na ostatki.
Egzamin zdany bardzo pomyślnie, potem trochę krioterapii na opolskim dworcu. 
Kierunek Śląsk.
Chwil kilka spędzonych w Katowicach, a potem mój ulubiony bus prosto w ramiona Yomosy, który kolejny raz czekał na mnie o 2:30 na przystanku.
Noc była niesamowicie ciemna.
W pokoju też było ciemno, kiedy rozpoczęliśmy pieszczotowe powitanie, które przybierało z minuty na minutę w zaawansowanie miłosny obraz.
Obraz ruchomy, z dźwiękiem, stękiem i jękiem :P
Piękne i miłe chwile uniesień i bliskości, potem błogi sen. Wtuleni cało w ciało. 
No i całe dwa dni przed nami. Zakupy, wspólne chwile w domu, przy obiedzie, kolacyjna pyszna pizza, potem andrzejkowa wspólna kąpiel i nagie godziny przy kominku.
Było tak gorąco, że aż słabo :) ale miało to swój klimat i charakter. 
Kocham te nasze bliskości i namiętności.
Noc minęła szybko, bo skoro świt gnaliśmy na pierwszą mszę, by potem mieć dla siebie jeszcze całą niedzielę.
Było rodzinnie, domowe, Miłośnie, tylko zbyt szybki upływ tych godzin sprawiał, że im bliżej nocy tym byłem coraz smutniejszy. Nie lubię ostatniego wieczoru i wyjścia na przystanek. Nie lubi tego i Hany.
Mimo wszystko bardzo cieszę się z tych wspólnych chwil z Misiem i Rodzicami. Z naszych małych radości, które składają się na Wielkie Szczęście.
Dziękuję Mamusi za kolejne porcje pysznych pierożków, które każdorazowo witają mnie niczym tradycyjny polski chleb i sól.
A skoro o chlebie mowa, to nigdy bez niego nie odjeżdżam. Zawsze wiozę kilogramowe bochenki, bo uważam, że tam jest najpyszniejszy chleb na świecie :)
Dziękuję Ci Bejbe za Miłosne chwile, a piękne wspomnienia o nich łączę w piosence, z którą będzie kojarzył mi się ten pobyt :)


iloveyou :*:*:*