camino

camino

sobota, 31 lipca 2010

Sportowiec dnia


  Na odbywających się w Barcelonie mistrzostwach Europy w lekkiej atletyce zabłysnął dziś niejeden Polak.
Najjaśniej, bo w końcu na złoto Marcin Lewandowski.
Średniodystansowiec (800 metrów) doskonale kontrolował bieg, a atak z drugiej pozycji na ostatniej prostej był kapitalny. Kolega z reprezentacji także zasługuje na uznanie :) W końcu też okrasił się brązem.
   Byłem akurat w trakcie swoich ćwiczeń, więc jakby tak sportowo w ekranie i przed ekranem również :)
Co prawda medalu nie zdobyłem, ale swoją satysfakcję mam.
Te moje codzienne zaprawy poza dbałością o sylwetkę, mają też drugą stronę. Trenuję kondycję na dwa tygodnie przed tatrzańskimi wędrówkami tudzież wspinaczkami.
Jeśli tam się sprawdzę jeszcze lepiej niż rok temu, będzie to mój osobisty sukces.
Mimo, że wyczyn nie będzie na skalę Europy, to przecież mnie cieszą najmniejsze rzeczy i szczegóły (pisałem już kiedyś o tym).
Pozostając w sportowym klimacie, gratuluję pozostałym polskim medalistom i liczę na wygraną Agi Radwańskiej w półfinałowym pojedynku z Marią Sharapovą w Stanford :)

Poniżej kilka fotek sportowca dnia :)

Odwiedziny, czyli jak miło gościć szwagra


   Weekendowa sobota, jak każda sobota (jest weekendowa :P) kojarzy mi się z zakupami i sprzątaniem.
Kilka minut po 10-tej zadzwoniła Siostra, by obwieścić mi nowinkę o swoich odwiedzinach.
Po krótkiej rozmowie bardzo się"ucieszyłem". Nie myślcie, że nie Kocham swojej Siostry. Ja tylko tak reaguję, kiedy odwiedza mnie mój "ulubiony" szwagier :)
Należy on do grona bardzo nielicznego gatunku ludzi, w którym przebywanie choćby minutę, powoduje u mnie wysypkę :)
Tak, mam alergię na niego.
Każdy pseudo mądry wywód z jego ust poprzedza formuła " Jest sprawa tego typu..."
Nie lubię ludzi przesadnie chwalących się czymś. Nie lubię, też ludzi, którzy w każdej sprawie wiedzą jakie byłoby najlepsze rozwiązanie.
Poza tym może nic nie mówić, ale sama jego obecność mnie męczy i dręczy.
Najważniejsze jednak, że jest dobrym mężem dla Sis i ojcem dla Dzieciaków. Dla mnie nie musi być przecież przykładnym szwagrem. Poza tym jak mawia Hany, szwagier to obcy koleś więc się nim nie stresuj :)
Przy okazji pozdrawiam mężów Kitty i Sary, bo choć to szwagrowie Męża, to baaaardzo Ich lubię i także uważam za szwagrów :)
   Goście przyjechali kilka minut po 14-ej.
Do tego czasu miałem już zrobione zakupy, posprzątane mieszkanie
(bo szwagier to on chyba z inspekcji sanitarnej jest), no i nawet pomnik na cmentarzu umyty :)
Ciastka miałem kupne, bo na pieczenie już czasu nie starczyło. Siostra przywiozła ciasto, ale z cukierni (zawsze takie przywozi).
Zrobiłem więc kawę, podałem sok, wino i tak siedzieliśmy i nawet miło rozmawialiśmy (aż w szoku byłem). Poruszane tematy, to głównie leczenie Tatusia i opowieści z ich adriatyckich przygód wakacyjnych.
Po trzech godzinach w jednym pomieszczeniu ze szwagrem nie dostałem wysypki. Pojechali po 17-ej. Pomyśleć, że jeszcze jako dziecko dzieliłem z nimi ten sam dach nad głową, bo po ślubie z Sis, mieszkali u nas jeszcze ponad 2 lata. Dzielny byłem :)

18:10
Podczas dzisiejszego szybkiego ogarniania mieszkania i w ogóle, nie miałem czasu podejść do Kolesia, by wysłać lotka. Zaraz więc skoczę i skreślę numerki te wg pozycji na obrazku :P
Właśnie sobie wyobrażam, jak idę do niego z tym obrazkiem i objaśniam poprzez pozycje, jakie liczby chcę skreślić :P
 
20:35
Kolesia nie było :( :( :(
Miłym jednak zdarzeniem było spotkanie przed wejściem do marketu, dwóch lesbijek.
Tak sobie tylko domniemam po wyglądzie, że dziewczyny były kochające inaczej.
Jedna wyższa, druga ciut niższa. Obie krótkie włoski (na jeżyka). Obie takie same ciasne koraliki na szyi. Białe tiszerty i srebrne obrączki :)
To chyba jednak coś znaczy :)

piątek, 30 lipca 2010

Pozycje


5:15
Spać, spać, spać!
To pierwsze słowa, jakie przychodzą mi do głowy, kiedy trąbi budzik o tak nieludzkiej porze :(
W gębie czosnkowy kapeć i suchota (niestety mój organizm tak reaguje podczas snu na czosnek spożyty niezależnie od pory dnia, a wczoraj do obiadowych placków z cukini zrobiłem sos czosnkowy), a za oknem zimno wietrznie i mokro przez co w pokoju półmrok.
Perspektywa pozyskania chęci do działania jest tak mała, że trzeba z całych sił ją powiększać, by urosła na tyle bym podniósł się z łóżka i zaczął szykować się do pracy.
5:25
Jakoś nijak nie mogę zebrać w głowie nic, co by mnie zachęciło do opuszczenia ciepłego i tak kusząco zachęcającego łóżka.
5:30
Łóżko nadal mnie "trzyma" :)
5:35
Przegrało łóżko, ale było ciężko.
6:35
Wychodzę do pracy.
W głowie perspektywa szarego dnia w murach mojego zawodowego obozowiska, a ja dziś wyjątkowo Pan i Władca na dwóch kierowniczych stanowiskach. W dodatku nie ma szefowej, więc praktycznie jestem odpowiedzialny za wszystko i zdany sam na siebie.
Dam radę :) (nie ma to jak nuta optymizmu).
15:00
Oczy mnie pieką ze zmęczenia, ale dałem radę. Przede mną upragniony weekend a po nim już sierpień. Cieszę się na myśl o sierpniu bo to zawsze taki mój miesiąc :)
Zostaną już tylko dwa tygodnie pracy, a to wytrzymam z radością :)
Urlop za pasem.
17:49
gadu-gadu z Mężem:
- Wczoraj wysłałem Ci taki porno obrazek. Dostałeś go?- spytał Hany.

- Tak, takie różne pozy były tam.
- Zrobisz coś dla mnie?
- No.
- Nie patrz na niego teraz, ok?
- Ok.
- Tam są 4 kolumny i 5 wierszy. Wybierz pozycję podając nr kolumny i wiersza.
- 2 kolumna 3 wiersz (odpisałem nie patrząc na obrazek).
- Wybierz tak 5 pozycji.
- 23.
- Jeszcze 4.
- 15
  33
  43
  45
- Odrzuć 15 bo jest nierealna.
- 14.
- Tak się będziemy kochać w Zakopcu. Spójrz teraz co wybrałeś :D

Wieczorem mamy zadanie. Będziemy wybierać (każdy dla siebie) dwie pozycje, w których chcielibyśmy być aktywni i dwie do roli pasywnej :)
A Wam, która pozycja dostarcza/ dostarczyłaby największych doznań? :):):)

18:38
Idę ćwiczyć.
Przy okazji zobaczę czy Sansi zrobił dziurę w ścianie i jest już w dużym pokoju na podłodze :P:D

 22:02
Pozycje ustalone :)

Ja jako A
21
34
Ja jako P
42
24

Hany jako A
45
34
Hany jako P
25
24

Biorąc pod uwagę to, że pokrywają nam się dwie pozycje, w puli będzie ich sześć.
Misiek wpadł na seksi pomysł, by zrobić losy i poddać przypadkowi pozycję oraz dodatkowo kto i jaką rolę będzie w niej pełnił :)

22:15
Tak sobie myślę, że skoro podane przez nas pozycje tworzą liczby z przedziału od 1 do 49 i jutro jest sobota... :)
Nie omieszkam podejść do punktu, w którym pracuje Koleś :P i puścić z tych liczb lotka :D:D:D

22:16
...ciekawe jakie pozycje wybrałby Koleś :P Intrygujące, intrygujące :P

czwartek, 29 lipca 2010

Czerpanie radości z fizycznej aktywności


   Coraz bardziej przekonuję się do wzmożonej aktywności fizycznej.
Wczoraj, kiedy to zmęczony i niewyspany (poprzedniego wieczoru zasiedziała się u nas Eve- nasza sąsiadka) wróciłem do domu, nie miałem sił i ochoty na cokolwiek. Jedyne o czym myślałem i marzyłem, to łóżko i sen. Nawet myśli na spłodzenie kolejnego posta nie potrafiłem zebrać.
Od poniedziałku wykończam się zawodowo. Na współpracowniczki nie mam czasami sił, a na odwiedzających mnie (ostatnio dość często) petentów tym bardziej.
Czasami myślę, że przy tak licznej załodze naszego "obozu", wszystkie obowiązki kręcą się tylko dookoła mnie. Efekt jest taki, że przychodzę do domu i nic mi się nie chcę. Od każdego rozpoczętego poniedziałku wypatruję weekendu, o urlopie nie wspomnę.
Tak, tak, urlop to wyraz, który wywołuje w ciężkich chwilach wybuchy mojej wewnętrznej euforii. Żyję już nim i to "życie" mnie uskrzydla.
No ale wracając do wczorajszego dnia...
Podczas gadu, Hany na mój "wypluty" stan polecił mi ćwiczenia. Jak tylko to przeczytałem, to od razu stwierdziłem, że nie ma mowy. Jestem przecież pozbawiony jakichkolwiek sił, więc skąd mam czerpać energię na fizyczne poty?
Okazało się, że podświadomość działa w tym przypadku znakomicie. Wmówiłem sobie, że jak nie pójdę ćwiczyć, to porzucę swoją dbałość o siebie i będę obrastał tłuszczem :)
Kolejny argument za- będę się robił brzydki i nieatrakcyjny :)
...a przecież tego nie chcę!- Odezwało się we mnie coś, co w trybie mega pilnym wysłało informację do mózgu o konieczności udania się z hantelkami i piłką na podłogę :)
Wraz z każdym ćwiczeniem czułem niesamowicie miły przypływ sił.
Było mi tak przyjemnie, a ilość myśli, w których dziękowałem Mężowi za to, była niezliczona :) (Podobnie było, gdy kilka godzin wcześniej otrzymałem od Niego przesyłkę, a w niej noszone specjalnie dla mnie stopki :) mrr)
Kiedy przyszła pora snu (zakładałem sobie, że już o 20-tej będę w łóżku), sen uciekł. Wystraszył się pewnie mojego pobudzenia :) Wmówiłem sobie jednak, że bardzo go potrzebuję by mieć siły na kolejny dzień roboczych zmagań :)
   Dzisiejszy dzień upływa spokojniej. Czuję się o wiele lepiej. Sama praca nie wykończyła mnie tak jak to bywało, a myśl o kolejnym wysiłku na podłodze, napawa mnie radością.
Postanawiam więc do urlopu ćwiczyć codziennie! :) Liczę też na miłe odwiedziny swojego ciała na wadze :) Ciekawe co ona na to "odpowie" :P

poniedziałek, 26 lipca 2010

Archaiczny i ludowy jak "Chłopi" Reymonta lub nowoczesny i awangardowy jak Maria Peszek- bzik post

   Są różne sposoby na poprawę nastroju w szary, deszczowy i zimny dzień :)
Ja relaksuję się na wiele sposobów, do których zaliczam erotykę i kuchnię.
Dziś postanowiłem odreagować ciężki dzień pracy pasteryzowaniem ogórków na tzw. korniszony :)
   Po przyjściu z pracy (dziś wyjątkowo późno), zastałem w kuchni dwie siaty ogórków.
Na stole leżał koper, czosnek, cebula i marchewka. Tato zaplanował dla nas popołudnie.
Początkowo narzekałem, że po co kupować ogórki i jeszcze przy nich robić, jak za 2 złote z groszami kupię słoik zieloniutkich w markecie.
Z drugiej jednak strony pomyślałem, że mogę się przy tym fajnie zrelaksować (pewnie myślicie, że ześwirowałem).
Niewiele myśląc pobiegłem do sklepu po gorczycę, ziele angielskie i liście laurowe i przystąpiłem do działania.
Było w tym też trochę erotyki, bowiem ogórki trzeba poukładać na tyle zgrabnie, by do słoika weszło ich jak najwięcej (taka gra wstępna poprzez pieszczenie), a potem szczelnie WPYCHAĆ paski marchewek, czosnek, cebulkę, itp. w celu wypełnienia DZIUR.
Następnie wszystko ZALAĆ osolonym i osłodzonym roztworem z wody i octu :)
Mi tak spodobało się owe zajęcie (znowu pewnie myślicie, że ześwirowałem), że w międzyczasie postanowiłem urządzić ogórkom sesję :)  podczas której Tato śmiał się ze mnie, ja z samego siebie, a Pani L uciekła wystraszona i zaszyła się bezpiecznie na fotelu, z dala od planu zdjęciowego :)
   Na koniec napiszę, że gdyby ogórki potrafiły mówić, to zapewne na wzór reklamowych warzyw z Biedronki, chwaliłyby swoje ciasne pozycje i miłe przytulania o krawędzie szkła, w sąsiedztwie innych sióstr i braci warzywnych :)

sobota, 24 lipca 2010

Koleś


Spotkałem go dzisiaj podczas zakupów w markecie.
W tym, do którego najbardziej lubimy chodzić z Miśkiem. Wybierał bułki jednorazową rękawicą foliową, wrzucając je zgrabnie do papierowej torebki.
Staliśmy przy prostopadłej półce, bo Tato wybierał chleb, w związku z tym punkt obserwacyjny był dobry. Pierwsze co, popatrzyłem mu na stopy. Nie od dziś wiem, że jest zwolennikiem stopek, do których i ja mam słabość :)
Dziś miał szare. Osadzone w białych trampko adidasach nike.
Idąc wyżej... krótkie spodenki koloru kawy z mlekiem oraz zapinana na guziki jasna sportowa koszula w pionowe paseczki. Z dodatków- srebrny łańcuszek na szyi (normalny wąski łańcuszek, nie gruby raperski :) ).
Odchodząc z wózkiem spojrzał na mnie, to było nasze pierwsze spotkanie tego dnia.
Kolejne miało miejsce przy półkach z napojami. Ostatni raz spotkaliśmy się wzrokiem stojąc przeciwlegle do siebie w kolejce do kas.
Potem ja poszedłem do domu, a on skręcił do marketowego punktu z prasą, w którym pracuje.
Nie znam jego imienia, ani też kompletnie nic o nim nie wiem, ale z odwiedzin owego punktu prasowego, (kupowanie gazet, puszczanie lotka) domniemam, że to gej.
Kiedy miesiąc temu w upalne czerwcowe popołudnie kupowałem u niego kolejny numer Men`s Health przywitał mnie takim obserwatorskim wzrokiem.
Płaciłem kartą, więc nie omieszkał odczytać imienia i nazwiska :)
Gdy wychodziłem, szedł za ladą w moim kierunku, a gdy doszedł do jej końca, wychylił się nieco i spojrzał mi na nogi.
Pech (a może i nie pech) dla niego chciał, że odwróciłem się właśnie w momencie trwania jego obserwacji :)
Opowiadałem to Mężowi i już wtedy zgodnie stwierdziliśmy, że może być homiczy i w dodatku może lubi ten sam klimat co ja, skoro oblukał mi tą, a nie inną część ciała :)
Dodam, że miałem krótkie spodenki i japonki :)
Czemu o tym piszę?
Lubię ludzi, zwłaszcza chłopaków/facetów, zwłaszcza uprzejmych, miłych, a jeszcze do tego jak są ładnymi gejami z mojego miasta, to już w ogóle :) to takie miłe odkrywać, że ktoś z otoczenia może mieć takie same upodobania co do płci jak ja.
Pozory mogą jednak mylić, bo koleś równie dobrze może być heterykiem, dlatego Hany zachęca mnie bym podczas kolejnych zakupów prasowych jakoś zagaił ot tak, a nuż w odpowiedzi usłyszę coś co zachęci mnie do kolejnego zdania czy pytania i tak oto nawiąże się rozmowa :)
Jednak ja z tych nieśmiałych, a koleś raczej taki, co to nie wdaje się w rozmowy z klientami :)
W związku z powyższym szanse na poznanie kolegi i rozwijanie znajomości poprzez punkt sprzedaży wydają się znikome. Jednak funkcjonuje coś takiego jak- nigdy nie mów nigdy, więc nie piszę, że to niemożliwe :)
Może przy okazji kolejnych odwiedzin punktu wspólnie ze Skarbem wyniknie coś więcej niż dotychczasowe "dzień dobry", "dziękuję", do widzenia" ? Zobaczymy :)

Konsekwencje burzowej nocy.


   Dwadzieścia minut po drugiej obudziły mnie solidne grzmoty i błyski za oknem.
Wstałem, by wypiąć kabel od laptopa i odłączyć go z sieci.
Poszedłem też do dużego pokoju, gdzie śpi Tato, aby wyjąć wtyczkę dekodera z gniazdka. Podszedłem też do okna, odsunąłem firankę i patrząc w czerń doszczętnie zmoczonego podwórka, naszła mnie wizja.

Wyobraziłem sobie, że zaraz muszę wyjść na stację PKP, wlokąc za sobą napakowaną i cholernie ciężką walizkę na kółkach. Brr- aż mnie strzepało :) Dobrze, że to nie noc z 14/15 sierpnia kiedy wizja z walizką stanie się fizycznym faktem. Mam nadzieję, że nie będzie to podróż przy takiej pogodzie.
Odrzuciwszy czarne wizje pogodowe, udałem się do kuchni. Tam okno było uchylone, więc czym prędzej zamknąłem. Nalałem sobie soku z jabłka antonówki. Mimo suchot panujących w ustach nie ugasiłem pragnienia. Poszedłem więc z powrotem do siebie. Nalałem niegazowaną wodę mineralną i po kilku łykach zrobiło mi się lepiej.
Woda nie była rozkoszna, bo miała pokojową temperaturę, więc ani to ukojenie ani orzeźwienie. Otworzyłem lekko małe okienko.
Mmm- powiew powietrza wypełnionego burzowym ozonem uderzył w moje zmysły. W pokojowym zaduchu odczuwałem w końcu ulgę. Postałem jeszcze tak 5 minut, rozkoszując się chwilą, po czym zamknąłem okno i położyłem się do łóżka.

Nie chciało mi się spać. Czułem się wyspany i wypoczęty. Ułożyłem się na boku, myśląc, że taka pozycja przyspieszy odpływ w krainę morfeusza. Zamiast odpływu nastąpił przypływ.
W jednej sekundzie myśli poczęstowały rozum Czyżykiem. Z upływem każdej sekundy myślałem o Nim coraz intensywniej.
Myślałem, że będę potrafił zapomnieć o Nim, ale nie umiem oszukać sam siebie. Kocham Go. Tak Kocham. Nie potrafię ot tak sobie wyrzucić Kogoś kto zapisał się w moim sercu.
Nie wiem czemu, ale myśląc tak intensywnie o Cz. "widziałem", jak mówi słowa, które napisał wczoraj w mailu do Męża- "Co do Zakopanego, to nie ma szans".
Chciałem przestać tak smutno myśleć, bo czułem, że popłyną łzy.
Zamiast łez, które skryły się gdzieś pod powieką, zaczął mnie boleć brzuch. Usiadłem, wiedząc, że ta pozycja nigdy u mnie nie potęguje bólu.

Po chwili położyłem się ponownie. Ułożywszy się na drugim boku zasnąłem.
Śniła mi się Mamusia. Znowu było mi przykro, bo ilekroć mi się śni (a nie jest to częste), to martwię się o Jej zdrowie, czy odczuwa ból, czy ma wysoką temperaturę...
Chyba już mi tak zostanie na zawsze wyryty w mej pamięci obraz umęczonej cierpieniem Mamci :(
W drugim śnie była Yanina z mężem. We trójkę poszliśmy do marketu i... kradliśmy lizaki chupa chups (o zmoro!), upychając nimi torby, kieszenie i dłonie.
Po wszystkim uciekaliśmy przez cmentarz. Znowu poczułem lęk.
Tak realna była moja obawa, że lada dzień przyjdzie mi wezwanie z organów ścigania o popełnionym przeze mnie występku!

czwartek, 22 lipca 2010

Placki ziemniaczane na wesoło.


Poranek upłynął mi dość pracowicie.
   O świcie wyruszyliśmy z Tatą na cmentarz umyć pomnik, bo już tydzień minął od ostatniego polerowania :)
Specjalnie chcieliśmy to załatwić jak najszybciej, bo potem słońce "ostro daje", a Tato z uwagi na przyjmowane zastrzyki, nie może na nim długo przebywać (prawie jak wampiry u S.Meyer :) ).
Po powrocie pisałem sobie miło ze Skarbem na gadulcu.
W międzyczasie wypiłem kawę (o śniadaniu nie wspomnę, bo było o nim post wcześniej :) ).
   Teraz jest wczesne popołudnie. Tato w kuchni smaży mi moje ulubione placki ziemniaczane.
Oderwałem się wiec na chwilę od laptopa, by podejść po swoją jeszcze ciepłą i chrupiącą porcję.
W kuchni drzwi zamknięte, by zapach nie rozchodził się po całym mieszkaniu i nie wsiąkał w ubrania
(wtedy każdy wie, co miałeś na obiad :) ).
Jednym ruchem ręki skierowałem klamkę drzwi ku dołowi i raptownie otworzyłem drzwi.
Co zastałem?
Placki skwierczą miłą melodią doskonale wtapiając się w rytm radiowego "It`s my life" Dr Albana, a Tatuś trzyma się rękami kredensu i kręci tyłkiem w rytm muzyki.
Śmiech mnie ogarnął, więc pytam,
- "a Ty co?"
- Ćwiczę, odpowiedział z uśmiechem my trendy Dad :)
Cieszy mnie to, że mimo leczenia, które dość ingeruje w organizm, Tato zachowuje humor i wigor nastolatka. Co do Jego stajlowości...
Przed pójściem do szpitala prosił mnie bym zamówił Mu na allegro nieśmiertelnik. Nosi go teraz dzień i noc, ciesząc się przy tym jak dziecko, które całe dzieciństwo marzyło o czymś wielkim, a dostało to dopiero będąc dorosłym.
Każdy mi mówi, że jestem podobny do Taty, więc mam nadzieję, że za trzydzieści sześć lat będę tryskał taką samą energią jak On teraz.
Kocham Cię Tato i jestem z Ciebie dumny :*

Ciao ciało.

"Moje ciało samo wstało i się do goła rozebrało
Twemu ciału się przyjrzało..."
"... i się mu zachciało" :)
W dzisiejszym poście w porze śniadaniowej przedstawiam Wam Moje Kochane Ciacho, prezentujące swoje prężne i spocone ciało po godzinnym treningu siłowym.
Lubię czuć jego ciepło i zapach. Lubię kiedy się o mnie ociera i nakrywa mnie swoją powierzchnią. Lubię czuć je na sobie i pod sobą kiedy mnie przytula i kiedy seksualnie wije się po mnie zostawiając smugi wilgoci.

 "...Od niedzieli do niedzieli niech trwa 
Ciała z ciałem modlitwa".

wtorek, 20 lipca 2010

Bardzo miłe przesyłki.


   Intensywne rozmyślania o swoich urodzinach sprawiły, że ściągnąłem telepatycznie kolejny prezent dla siebie :)
Popołudniu otrzymałem dużą dmuchaną kopertę, a w niej super prezenty:
1) klapki takie do chodzenia po domu od Kitty,
2) oliwkowa koszulka polo od Sary.
Już Wam dziękowałem Kochane, ale czynię to kolejny raz :) DZIĘKUJĘ!
Chyba zacznę praktykować intensywne myślenie w konkretnym temacie (w zależności od tego na co będę miał ochotę) skoro to poranne poskutkowało :)
   Po powrocie z pracy logując się na pocztę, podejrzewałem, że czeka już na mnie gadu, jakie Hany zawsze mi wysyła po zakończonym klikaniu z Pitem. Oj jak ja uwielbiam Ich czytać. Jest tak miło i sympatycznie [jakby to powiedział Jendi (korzystając z okazji pozdrawiam Cię mega serdecznie)] :)
Szkoda tylko, że będzie przerwa w "dostawie", bo Sympatyczny Kolega wyjeżdża na wakacje. Swoją drogą odczuwam coś niesamowitego. Nie znam Go, a już lubię. Fajne uczucie.
Nie wiem czy kiedykolwiek wspominałem na blogu, że mam dar wyczuwania ludzi. W przypadku Pita, dar daje mi znać o Kimś mądrym, inteligentnym, utalentowanym, dobrym i o mega radosnym usposobieniu. Czuję i wiem, że się nie mylę.
Dziękuję także za odezwanie się na moje gadu :)
   Kolejnym przemiłym wydarzeniem i zaskoczeniem jednocześnie, był mail nr 2.
Dostałem wiadomość od Rafała (tego Chłopaka, o którym wspominałem w poprzednim poście).
Ucieszyła mnie Jego odezwa.

"Cześć,
dziękuję Tobie za e-maila wzruszył mnie on dość mocno pomimo tego, iż ostatnio dostaje bardzo często e-maile w związku z moją absencja na blogu, nie ukrywam że źle się czuje dlatego też na chwile obecną jestem mniej aktywny. 
Google mi wygoglowało i pokazało że także prowadzisz bloga :) przesyłam Tobie moc pozytywnej energii i życzę uśmiechu na twarzy :)
Pozdrawiam Was serdecznie, w imieniu Nikodema także 
Rafał".

Dziękuję Ci Rafale na łamach mojego bloga za te ciepłe i radosne słowa i chcę Ci przekazać swoje siły byś szybko wyzdrowiał i wrócił do pisania, bo... ja tam siedzę na tej kanapie i czekam :)
Na pewno nie tylko ja...

Sentymentalnie.

To już trzeci poranek, kiedy zamiast duchoty w pokoju i słońca za oknem budzę się przy pochmurnej i chłodnej pogodzie. Nie narzekam tak bardzo bo sprzyja to długości snu :) Normalnie wstałbym koło 8:00.
Do końca też pogoda nie wprowadza pesymizmu w mój nastrój, bo gdy słyszę poranne śpiewania Taty w kuchni, to poprzez radość wzrasta temperatura w mojej aurze.
Właśnie poszedł do Trudi na poranną herbatę i pogadanki.
Wieczorem Mąż przesłał mi link z adresem bloga pewnego chłopaka. Przeczytałem więc kilka postów.
Od pierwszego odwiedzenia Jego strony czuje się miły klimat i taką serdeczność. Chłopak tryska optymizmem, wiarą i siłami, mimo iż zmaga się z chorobą. Cierpi na białaczkę, którą także bardzo "szanuje" nazywając ją Białą Damą.
Zaimponował mi swoją postawą i Miłością do swego chłopca. Miał podany e-mail do kontaktu, więc nie mogłem nie napisać. Tak chciałem Mu powiedzieć co "mówi" moje serce. Napisałem.

"Witaj,
Na Twojego bloga trafiłem poprzez link jaki wysłał mi Mój Kochany. Niesamowicie tu pięknie, tak domowo. Chce się zatrzymać i przysiąść na tej kanapie :)
Po przeczytaniu kilku postów bardzo Cię polubiłem. Jesteś bardzo ładnym chłopakiem, a do tego masz niesamowite wnętrze i pokłady sił, jakich wielu nam brakuje. Imponujesz mi swoim podejściem do choroby i głęboko wierzę i trzymam za to kciuki, że bardzo szybko Biała Dama puści Twoją rękę i ulegnie Tobie. Ty zaś pójdziesz przed siebie z podniesioną głową w chwale zwycięstwa.
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i życzę powodzenia."

Dziś dwudziesty dzień lipca. Dokładnie za miesiąc moje urodziny. Tak jakoś myślę o tym dniu odkąd wstałem. Chyba cyfry dzisiejszego dnia mnie do tego skłoniły. Myślę jak będzie, choć i tak wiem, że pięknie, bo przy Ukochanym w pięknym i urokliwym mieście Zakopane :)
Wzięło mnie też na sentymenty (bo ja sentymentalny jestem). W niedziele przeglądałem zdjęcia z ubiegłorocznych wakacji. Kiedy zobaczyłem długowłosego jeszcze Czyżyka, tak mnie ścisnęło jakoś w środku. Zatęskniłem bardzo i nawet łzę uroniłem.
Będzie mi smutno bez Ciebie w tym roku- pomyślałem dziś (w niedziele też).
Tak wiele wspomnień mam z Tobą. Wszystkie takie miłe, ciepłe, radosne i takie którym nie brakuje szaleństw i wygłupów. Mimo tego co się stało kilka tygodni temu nadal Kocham Cię Bracie i to się nie zmieni. Za miesiąc będziesz szczególnie blisko mego serca, bo choć fizycznie będzie Cię brakowało, to z niego nigdy Cię nie usunę.
Chyba odnajdę w necie przepis Marysi P. i "...by się pozbyć złych humorów, zrobię zupę z muchomorów"- na obiad oczywiście :P

11:20- zaczynam ćwiczenia
12:20- zadowolony z efektów ćwiczeń i z siebie, rezygnuję z zupy muchomorowej :) robię jednak rybę :)

niedziela, 18 lipca 2010

Spragniony relaksu.


Miniony tydzień wymęczył mnie doszczętnie.
Choć lubię upały, to panujące duchoty już mi się "przejadły". Popołudniówki w pracy też nie były spokojne. Codzienne stresowanie się czy zbzikowana Blondi nie narobi jakiś głupstw, czy komputerowe poczynania Karen nie będą potem wymagały interwencji z sekcji informatycznej, czy Marza nie popełni błędów oraz za dużo literówek w miejscach, w których nie wolno ich zrobić.
Stres przed tym wszystkim i po tym wszystkim (oczywiście trzy powyższe muszkieterki spełniły się doskonale w moich obawach) sprawił, że do domu wracałem umęczony, jakbym na orce robił.
Wczorajsza popołudniowa burza, też nie przyniosła meteopatycznej ulgi. W domu wszystkie okna pootwierane, ja w samych bokserkach, a i tak czułem jak pory skóry na całym moim ciele rozszerzają się i między włoskami wychodzą ze mnie smugi potu.
Gdy tak sobie to wyobrażałem i patrzyłem na przedramiona, to zauważyłem jak czarno srebrzyście lśnią mi na nich włosy :)
Przejechałem palcem i poczułem efekt wilgotnego pędzelka :)
   Będąc na porannych sobotnich zakupach, kupiłem litr jagód. Pomyślałem, że zrobię Tacie miłe zaskoczenie i upiekę coś na osłodę i w nagrodę, że tak świetnie znosi swoje leczenie (drugi zastrzyk za Nim).
Panujący i czający się w każdym kącie upał przeszkadzał mi nawet w pieczeniu.
Białka jajek za nic w świecie nie chciały dać się ubić na zwartą pianę. W efekcie konsystencja biszkoptu była rzadsza niż powinna i niż zwykle mi wychodzi. Powiedziałem sobie, co będzie, to będzie. No i po 20 minutach wyjąłem z piekarnika biszkopt o grubości takiej jak połowa normalnego, który zawsze robię. Galaretka też ścinała się długo. Jedyne co udało się ubić to śmietana z cukrem pudrem. Wyszła iście bita:)
Chwila radości nie trwała długo, bo po dodaniu do niej ścinającej się galaretki i kostki sera, zrobiła się konsystencja ciekłej śmietany o różowym od galaretki zabarwieniu. By uzyskać pożądaną strukturę musiałem schłodzić masę w lodówce. Nie trwało to długo. Po wyłożeniu jej na ciasto ułożyłem jagody i zalałem agrestową galaretką, która wymagała schłodzenia w lodówce, by być galaretowata :)

Ciasto wizualnie pozostawiam do oceny (real foto powyżej), a smakowo musicie mi wierzyć na słowo, że jest bardzo smaczne :)
Nie polecam jednak zabierać się w taką pogodę za wypieki, bo wychodzą cukiernicze rewolucje.
   Dziś niedziela. Pierwszy dzień nowego tygodnia. Pierwszy dzień pogodowego chłodu po nocnej burzy i opadach. Mam w planach robić nic. Chcę odpocząć i liczę na to, że obecny tydzień będzie mniej męczący przez co i ja mniej się wyeksploatuję.
Jutro wizyta u fryzjera, więc zrzucę trochę zbędnego runa z głowy- to też dobre na ochłodę :)

poniedziałek, 12 lipca 2010

Upał radości.

"...Tato nie wraca ranki i wieczory
We łzach go czekam i trwodze;
Rozlały rzeki, pełne zwierza bory
I pełno zbójców na drodze".
                       A. Mickiewicz
Dziś wrócił :)
Cieszy mnie to ogromnie, bo już się za Nim stęskniłem.
Leczenie przebiega dobrze. Pierwszy zastrzyk zaliczony. Teraz tylko cykliczne wizyty w przychodni raz w tygodniu, a raz na kwartał kilkudniowy kontrolny pobyt w szpitalu.
Mam nadzieję i wierzę w to głęboko, że leczenie przebiegnie bez skutków ubocznych i będzie krótkotrwałe, a co najważniejsze- skuteczne.
Przez ten okres nieobecności Taty miałem sporo obowiązków, bo poza chodzeniem do pracy, sprzątaniem i gotowaniem, doszły mi te związane z czworonogiem. Z uwagi na to, że posiadamy pedantyczną Panią L, roboty przy niej jak przy dziecku :) 
Mimo obowiązkowych zajęć w harmonogramie, znalazłem jednak chwilę dla siebie, a przede wszystkim dla Miśka i zrobiłem Mu sesję o jaką mnie prosił. Starałem się jak tylko potrafiłem najlepiej, bo lubię to robić dla Niego. Sprawia mi to przyjemność, a i Jego radość powoduje u mnie podwójne szczęście.
Mąż też ostatnio robił sesyjkę specjalnie dla mnie, bo w klimacie mnie kręcącym. Poniżej prezentuję więc Jego stopy w soczystej zieleni trawy :)
 

Zapożyczony fetysz. Odsłona piąta.

Kolejnym chłopakiem, który nie miał nic przeciwko pokazaniu swych nóg i stóp w ramach mojego bloga jest naturysta82.
Nie czekałem długo na odpowiedź mojej propozycji. Była ona szybka, konkretna i mile zaskakująca:
"Miło mi, że chcesz umieścić moje fotki na blogu. Postaram się szybko coś fajnego dla Ciebie przygotować :)
Pozdrawiam:)".
...I przygotował :) Efekt poniżej.
ODSŁONA NR 5 - naturysta82


Dziękuję za zgodę na publikacje zdjęć

piątek, 9 lipca 2010

Wielki Piątek

 Prolog.

„ Dlaczego musimy słuchać głosu serca? Bo tam, gdzie będzie twoje serce, będzie i twój skarb”. 
Alchemik P. Coelho


   Dzisiejszy dzień jest dla mnie bardzo wyjątkowy i nostalgiczny. W chwilach wolnych staram się odnaleźć ciszę i znalazłszy, zatrzymać w niej choć na chwilę.
Tak bardzo bym chciał w tej ciszy zobaczyć Cię znowu Mamusiu. Podbiec z wyciągniętymi ramionami i mocno uściskać. Chciałbym poczuć Twoje serce, ciepło i zapach. Chciałbym byś mnie zawołała...
W ciszy jednak słyszę serce i to co ono mi mówi. Powiedzieć Ci co słyszę?
- Jej serce jest w Tobie- mówi ono. Masz także Jej ciepło. Twój zapach jest tak samo miły i przyjemny jak Jej, a Twój głos... To Ona przemawia przez Ciebie.
Usłyszawszy, co rzekło mi serce, uśmiechnąłem się, bo odkryłem, że jest we mnie Moja Ukochana Zosieńka. Tak, Ona jest teraz częścią mnie. Tak wiele Jej przecież zawdzięczam. Kocham Cię Najdroższa :*
Bardzo chciałem dziś umieścić jakiś wiersz księdza Twardowskiego. Postanowiłem, że będzie to pierwszy jaki mi się otworzy. Padło na taki:

"Aby się stało"
Gwiazdy by ciemniej było
smutek by stale dreptał
oczy po prostu by kochać
choć z zamkniętymi oczami
wiara by czasem nie wierzyć
rozpacz by więcej wiedzieć
i jeszcze ból by nie myśleć
tylko z innymi przetrwać
koniec by nigdy nie kończyć
czas by utracić bliskich
łzy by chodziły parami
śmierć aby wszystko się stało
pomiędzy światem a nami

Epilog
Dziękuję moim sąsiadkom (Trudi, Ani, Kazi, Heli i tej z pierwszej klatki, której imienia nie znam, a ktorą spotkaliśmy z Mężem w ubiegłym roku spacerując przez Krupówki :)  ), że razem ze mną uczciłyście pamięć Mojej Mamusi dziś o 18-ej.
Wieczny odpoczynek racz mojej Mamuni dać Panie, a światłość wiekuista niechaj Jej świeci.



środa, 7 lipca 2010

Wyjazd Taty i walka ze wspomnieniami.

     
   Wraz z nastaniem dzisiejszego poranka, ja i Pani L, zostaliśmy sami. Nie wiem na jak długo, bo wszystko jest uzależnione od tego, jak długo przetrzymają Tatusia na obserwacji po podaniu interferonu.
Dzwonił do mnie po ósmej, żeby poinformować mnie, że pobrali już krew do badania i gdy tylko będą wyniki, pójdzie na oddział.
Tak oto nastał dzień imienin bieżącego miesiąca, który wyjątkowo źle i smutno mi się kojarzy. Do tego dochodzi jeszcze wyjazd Taty.
   Pamiętam jak dokładnie trzy lata temu, z obojętności na wszystko, co otacza mnie dookoła zostałem niczym automat wyciągnięty przez Trudę (sąsiadka i przyjaciółka domu)  na zakup kostiumu do trumny Mamusi :(
Agonalny wówczas dzień siódmego lipca, zapisał mi się w pamięci bardzo dokładnie, mimo "deszczu" przed moimi oczami (a może to było wewnątrz nich?). Pamiętam też część sms-a jakiego dostałem wtedy od Męża "...Misiu w dzisiejszej dacie są trzy siódemki, więc wiem, że to przyniesie szczęście Mamusi i nam wszystkim. Wszystko będzie dobrze".
Nie chcę jednak poddawać się takim myślom jakie kotłują się w mojej głowie, więc staram się myśleć o czymś innym, przyjemniejszym.
Sączę właśnie mrożone espresso i piszę wiadomości do Miśka Mojego Kochanego, który ma teraz zapiernicz w pracy.
Wczoraj kurier przyniósł mi buty, które zamówiłem pod koniec ubiegłego tygodnia. Podobają mi się moje nowe białe nike z zielonym językiem i symbolem firmy po boku oraz z żółtymi spodami. W sam raz na lato :)
A oto jak leżą na mych czarnych nogach :)

Wracając do przyjemniejszych spraw, przybywa nam z Mężem obserwatorów na blogu, co dla nas jako autorów jest bardzo przyjemne :)
Nie często zdarza mi się zaglądać na facebook-a. Dziś to zrobiłem i dodałem sobie 2 osoby do znajomych :)
Za godzinkę pójdę ćwiczyć, więc kolejna rzecz, jaką zrobię dla siebie i swojego lepszego samopoczucia. Słońce też dziś świeci mocniej, jakby i niebo chciało mi uchylić swojego optymizmu.
Serce też bije ciepłem i Miłością bo ma dla Kogo. Kocham Cię Skarbie i dziękuję za to, że jesteś ze mną zawsze, wtedy kiedy jest mi wesoło i wtedy kiedy płączę :*
Ps. Dla poprawy nastroju, moje ulubione radio, gra teraz "Alejandro" :) poprawia mi to nastrój, oj poprawia :)