camino

camino

wtorek, 25 września 2012

Niespodzianki

   Wczorajszy, pierwszy roboczy i to aż przeroboczy dzień, Hany umilił mi niespodzianką w postaci paczki.
Przesyłka na zbliżający się Dzień Chłopaka i późniejsze imieniny zawierała:

- śiwijetne trampki z Małgorzatą, znaczy się z kożuszkiem :P
- uniwersalny pilot do TV [od niepamiętnego okresu(szmat czasu) oryginalny pilot do tv przestał działać]
- karta pamięci do telefonu (8 GB)
- pokrowiec na telefon,
- pendrive z fotkami

Za wszystkie prezenty raz jeszcze bardzo dziękuję i w podziękowaniu całuję najczulej jak tylko potrafię :*:*:*

   Wyprowadza się Eve z góry- taką wieść przekazał mi Dedi, kiedy wróciłem wczoraj do domu.
Kupili już domek i lada chwila przestaniemy być sąsiadami.
Po czternastu latach w jednej klatce człowiek się przyzwyczaił, zwłaszcza, że to fajni sąsiedzi byli.
Będzie mi brakowało tych nocnych nasiadówek.
Z drżeniem będziemy oczekiwać kolejnych nowych sąsiadów, bo raz- to już będzie szósty lokator na tym mieszkaniu, a dwa- każdy z tych sześciu nas zalewał!!
Teraz będą to jakieś dwie kobiety.
Szkoda, że nie dwaj faceci w wieku produkcyjnym, albo chociaż ojciec z sympatycznym synem :P
   Słoneczna dotychczas jesień, niesamowicie chłodzi nocami.
Kolejną łóżkową wizytę spędziłem pod kołdrą i ciepłym kocem :)
Teraz dopijam śniadaniową kawę i obserwuję tenisowe męczarnie Szarapy z He^wa.
Potem nasza Agniesia- zeszłoroczna zwycięska ninja :P
Brawo dla Ulki, która uporała się już z dwoma przeciwniczkami, w tym z Iwanowicz.
Jeszcze godzina i przyjdzie mi szykować się do obozu.
Szkoda, że nie jest to obóz pracy, jaki wczoraj widziałem w filmie...
W takim to można zapie... znaczy się pracować :P

Przyjemnego słonka i dużo optymizmu życzę.
Kocham Cię Bejbe :*


niedziela, 23 września 2012

Niezrealizowane plany

urastające do rangi mego sobotniego niespełnienia się.

   W raz z nadchodzącym weekendem wytyczyłem sobie plany do zrealizowania.
W sobotę rano miałem iść na zakupy, myć okna, pomnik na cmentarzu, w międzyczasie gotować obiad i prać,...
Nawet ciasto miałem piec.
   Wstałem wcześnie, bo kilka minut po siódmej, choć chłód uderzający o ciało (nagrzane spod kołdry) o mało nie wpakował mnie ponownie do tego przyjemnego i jakże ciepłego miejsca.
Podniosłem roletę, a tam szaro zimno, deszczowo i wietrznie! Nie spodziewałem się takiego załamania pogody.
Wiedziałem już, że moich założeń nie zrealizuję.
Ograniczyłem więc je do minimum :)



Na zakupy owszem poszedłem, ale tylko do marketu, bo na targ po śliwki do sernika nie chciało mi się już iść :)
Mieszkanie posprzątałem, pranie zrobiłem, w obiedzie Tacie asystowałem i na tym poprzestałem.
Ciasto upiekł za mnie Hany.
Wyszło Mu przecudne przez co z dumy pękając prezentuję je poniżej :)




Brawo Skarbie!





 
   Popołudniu odwiedziła nas Trudi.
Piliśmy chorwacką orzechówkę, którą przywiozła z wczasów, z których wróciła kilka dni temu.
Przy filiżankach z kawą, ciastkach i palących się na stole świeczkach, opowiadała swoje wrażenia, a ja pilnie słuchałem jej wywodów :)
   Przed 18-tą zadzwoniła moja Siostra, z którą przegadałem 2 godziny.
Taki wynik świadczy o jednym- była sama w domu i nudziła się :P
Z telefonem w kieszeni i słuchawkami w uszach (nie przerywając rozmowy) zdejmowałem pranie z balkonu.
Jeśli usłyszysz jakieś szumy, to wiedz, że to podmuchy wiatru, bo ja pranie zdejmuję- poinformowałem Ją.
Wiatr tak się nasilał i napłynęły takie chmury, że rokowania pogodowe na nowy tydzień raczej nieciekawie się zapowiadały.
   O dziwo niedziela jest słoneczna.
Na tyle ciepła, że mój młody sexi sąsiad w krótkich spodenkach i krótkim rękawku poszedł grać w kosza :)
To już pierwsza jesienna niedziela, bo w górach już od dawna jesień, ... a dla obozowej Blondi jesień była już w sierpniu o czym pilnie informowała mnie przed moim urlopem, jakby chciała mi niepogody życzyć :P
Na szczęście jej się nie udało :)

Barwnego dnia pełnego radości i miłych klimatów życzę, a Ciebie Słodki Cukierniku Lukierniku całuję :*:*:*

piątek, 21 września 2012

Łukaszu miej to w aszu

...tak na zakończenie obozo-dnia powiedziała mi ostatnia (stała) klientka, która mimo przeżytego półwiecza jest bardzo nowoczesna, oryginalna i "do przodu".

Wygląda na 38, wiec kto wie, może jest wampirem :)
A że ja lubię mieć (nie wszystko) ale wiele w "aszu" to... w to mi graj (Mężu pena daj :P).

   Wszystko rozchodziło się o ludzkie narzekania, które wysłuchujemy niemalże każdego dnia.
Wczoraj mega podkur... mnie starsza pani.
Z całym szacunkiem do osób starszych, ale ta była emocjonalną terrorystką, która myślała, że "mydląc nam oczy" załatwi coś w czyimś imieniu.
   Wcześniej było u mnie małżeństwo Łapickich.
Ona, mięska dziewczyna rocznik 1984.
On, dedi rocznik 1946.
Jedno upoważniało drugie do pewnych czynności.
Mięska dziewczyna miała na sobie tiszert głoszący takie oto hasło:
"tą koszulkę zakładam kiedy mam wszystko w dupie".
Nie wnikam czy fizycznie miała coś w niej rzeczywiście, ale luzackie podejście i gestykulacja wskazywały, że ściśle trzyma się maksymy :P
   Nocą w łóżku fantazjowaliśmy z Hanym, wszak fantazja jest od tego, aby bawić się, aby bawić się, aby bawić się na całego :P
A w "aszu" miałem... no no no (zakazany owoc) :)
Owoc ten wcześniej ocierał się o krateczkę jaka dzieliła go od mego spojrzenia... :)

iloveyou Hany:*:*:*

sobota, 15 września 2012

Ciebie? Nigdy!

Sobota to taki dzień, kiedy chcąc nie chcąc wykonujemy wiele czynności.
Jesteśmy zabiegani i zapracowani.
Takie małe święto :)
Kitty z Sarą dziś były tak zaganiane, że po moim obszernym, porannym sms`ie puściły tylko po sygnałku.
Przed chwilą jednak napisały relację z planu dnia.
Sara jak zawsze szczegółowo (z nawiasami :P).
Jednej i drugiej postanowiłem napisać na żarty takiego samego smsa:
"a już myślałem, że mnie wyklęłaś z rodu :("
Bez konsultacji jedna po drugiej w odstępach jednosekundowych odpisały tak samo:
"Ciebie? Nigdy!" 

Cóż za niesamowite potwierdzenie przynależności do Rodziny :)
Choć w naszym przypadku nie trzeba potwierdzeń.
 Kocham Was Kochani :*:*:*


Szybki koniec tygodnia

   Dzięki dwóm szkoleniom jakie miałem w tym tygodniu, roboczy tydzień minął mi wyjątkowo szybko (kolejny powód, dla którego tak je lubię :P).
   Wtorkowy, poranny wyjazd do Katowic przyprawiał mnie o urlopowe deja vu.
Wczesna godzina pobudki, szykowanie się, jazda pociągiem,...
Niestety wysiąść trzeba było znacznie bliżej.
Trzy kwadranse zeszło mi szukanie śląskiego oddziału obozowego, w którym miało odbyć się szkolenie Bi Ejdż Pi :P
Prowadząca młoda, energiczna Tatiana Okupnik w blond wersji, była w szoku, kiedy na jej pytanie "co to jest wypadek?", wyrecytowałem dokładną jego regułkę :P
- Wyuczyliśmy się?
- Nie. Pamiętam z pierwszego szkolenia jakie miałem ponad pięć lat temu :)
Wszyscy w śmiech :)
   Zdecydowanie śmieszniej było na drugim (wczorajszym) szkoleniu.
Sporo ćwiczeń, czyli "czwiczeń" (nie tylko komentator stacji Eurosport tak wymawia ten wyraz, ale i pani prowadząca) przyczyniało się do humorystycznych wygłupów.
Pierwszy raz w życiu rysowałem publicznie.
Me zdolności plastyczne nie są znane dla szerszego grona, ale Hany wie na jakie pejzaże mnie stać :P
Napiszę skromnie, specjalizuję się w... sercach.
Żadna z osób w mojej grupie nie chciała narysować kolorowymi flamastrami profesjonalnego pracownika obozu, toteż na widok publiczny musiałem okazać swe ZDOLNOŚCI :P
Wziąłem wielki arkusz papieru i zacząłem szkicowanie.
Normalnie zadowolony z siebie byłem, że hoho.
Potem trzeba było udać się z rysunkiem na środek sali i opisać go.
To sprawiło mi większą przyjemność niż powstawanie samego dzieła :)
No więc rozpocząłem...
Oto profesjonalny obozowicz z chłopięcą urodą i fryzurą "na grzecznego chłopca" (na boka), aby czarował i uwodził klientki, w szczególności starsze panie, które najczęściej nas odwiedzają (już słychać było śmiech na sali).
Uszy niewielkie, by nie wyłapywał za dużo hałasu.
Oczy zielone (kolor nadziei) z nadzieją na lepsze obozowe jutro (śmiech).
Usta czerwone w ogromnym uśmiechu, którym zarażałby optymizmem.
Postawny (narysowałem nawet bicepsy prześwitujące przez białą koszulę :P) jak przystało na pracownika "na stanowisku".
Ubrany skromnie, ale ze smakiem (śmiech).
Biała koszula, cienki czarny krawat, identyfikator, pasek, spodnie.
Dłonie w pozycji otwartej (śmiech i brawa).
Potem jeszcze kilka innych czwiczeń, a na koniec każdy imieniem i nazwiskiem podpisywał się na kartce i dawał ją osobie obok.
Osoba ta pisała jak mnie ocenia i zaginając karteczkę podawała kolejnej.
Trwało to tak długo, aż każda kartka wróciła do swego właściciela.
Oto jakie otrzymałem referencje od swej grupy:
- sympatyczny i uśmiechnięty,
- sprawia pozytywne wrażenie (o zgrozo- napisał to stary grzyb, pukfiasz z mego obozu! Widocznie przez 9 lat mej pracy jeszcze mnie nie poznał :P),
- sympatyczny i kontaktowy,
- szybki kontakt z otoczeniem,
- ciepły, otwarty i zorganizowany,
- wesoły i sympatyczny,
- CZARUJĄCY GADUŁA!!!
Pozwoliłem sobie wytłuścić ostatni komentarz, ponieważ mega pozytywnie mnie zaskoczył :)
Ja czarujący?!
Ja gaduła?!
Uła, uła, uła! :)

   W pozytywnych nastrojach rozpocząłem weekend.
Jak ja kocham ten czas.
Dziś mój ulubiony dzień- sobota.
Sporo dziś prac za mną, dlatego teraz czerpię przyjemność z odpoczynku.
Leżę dupą do góry :P:P:P
Zakupy zrobione z rana.
Dwa prania rozwieszone, z czego jedno ręczne, bo to delikatne i kolorowe :P
Mieszkanie posprzątane.
Z każdego kąta bije czystość i miły zapach (może mnie nawet odwiedzić pani Rozenek)... a szczególnie z kuchni, gdzie słodyczą kusi kruchy placek z węgierkami :) Chętnych zapraszam!!!
Zostało mi jeszcze zgotowanie kompotu na jutrzejszy obiadek (też z węgierek) i rosołu wieczorową porą :)
Ps. Ale miałem dziś pyyyyszne zaproszenie na obiad!
Mio Sexi Ragazzo do swej trattorii na pyszną pastę mnie zaprosił.
A sos własnej roboty, ze świeżych pomidorów.
Aromatycznie, pysznie i włosko.
Deliszysz (jak mawia Marzenka).
Ciepłego wieczoru!

iloyeyou Hany :*

poniedziałek, 10 września 2012

Codzienności moja, życie moje

   Zwykle potrzebuję tygodnia, by po dłuższym urlopie wskoczyć na właściwe tory.
W pracy jest inaczej, bo tam ilekroć tylko przekraczam próg od razu wiem gdzie jestem.
Zrzucana zaś na głowę robota, jest tylko tego potwierdzeniem.
   Wrześniowy powrót to obozu był tym razem wyjątkowo stresujący, bo wiedziałem, że na dzień dobry będzie mnie czekała ciężka przeprawa ze Starą.
Przed swoim urlopem miałem niby złożyć CV, by skorzystać z pewnej oferty propozycji pracy przyobozowej, stanowiącej jakby coś na miarę kokpitu w motocyklu.
Niby się jedzie motorem, ale obok niego.
Nie uśmiechała mi się ta oferta od początku, więc i sceptycznie do tego podchodziłem.
Nie czuję się w roli kokpiciarza.
CV nie złożyłem.
Pozostałem wierny obozowi.
Nie zgłoszenie się do rekrutacji powoduje konieczność zatrudnienia u nas kogoś z zewnątrz na to stanowisko.
Etatów wolnych nie ma, a mus zatrudnienia kogoś wywiera fakt tworzenia owych kokpitów w każdym obozie.
Dodatkowo zestresował mnie sms od Kejt pod koniec urlopu, że Stara wezwała ją na rozmowę i zapytała czy ktoś pod jej urlopową nieobecność zgłosił swe uczestnictwo w tym projekcie.
Oczywiście nikt, bo kto?
Stara jak to ma w zwyczaju stosować zastraszanie, omotała lękliwą Kejt, że jako iż umowę ma do końca roku, to nie wiadomo, czy jej przedłużą jeśli kogoś nowego trzeba będzie przyjąć na obowiązkowe stanowisko.
Kejt mimo dylematów się nie zgodziła.
Drżałem przed tą poniedziałkową konfrontacją.
Stara chodziła jak pokąsana z miną kwaśniejszą od kwaśnicy.
Po dłuższej chwili wpoiłem swemu rozumowi, że to przecież mój wybór i nikt nie ma prawa kierować moim zawodowym losem (kształtować go za mnie, zmieniać życie zawodowe).
Na przypadkowe pytanie: "Dlaczego nie złożył Pan swej kandydatury?", miałem przygotowaną jedną odpowiedź: "Ponieważ nie byłem zainteresowany ofertą" :P
Odpowiedź przebija głębią samo pytanie :)
Pytania nie było, rozmowy też, ale zduta i wścieknięta chodziła do środy.
W czwartek już była jak dobra koleżanka, bo dowiedziała się, że zrealizowałem zaraz po powrocie do pracy ponad 1/3 rocznego planu z zakresu tych usług którymi miałbym się zajmować po złożeniu wspomnianego CV.
I tego nie lubię, że jak jest dobrze, to ktoś jest Twoim "przyjacielem", a jak jest gorzej, to by dobił własnym jadem.
Fałsz, pazerność i obłuda.
Wolę trzymać się od tego z daleka.
   W domu constans czas się zatrzymał w miejscu.
Wszystko odbywa się ruchem jednostajnym zgodnie ze stałym harmonogramem dnia :P
W połowie tygodnia złapało mnie jakieś małe przeziębienie, ale do końca tygodnia uporałem się z nim i... mogę już dosięgnąć pilota :P
Wczoraj miałem gości.
Popołudniu przyjechała Siostra z Rodziną.
Czas minął szybko i sympatycznie, ...no i motyw białych hanes`ów z szarą gumką był :P:P:P
Żal tylko, że weekend się skończył :(

...a dziś dziesiąty, więc KCNWWiTWNJM w DNM :*:*:*





niedziela, 9 września 2012

Wakacje w abecadle


A
Amit;
alora;
B
bulge;
brzoza;
Brat Albert;
Bąkowo Zohylina;
Babcia Chooocie;
bjat;
biały czyli czarny (jeden ze Star Warsów);
babeczki w Cukierni;
Buriano buriankie, sał ti li si moma (że po bułgarsku);
buty Francuzów;
bułgarskie fatimki;
bojsi w białych hanesach (od Edi`ego);
bardzo pani miła, ale na śniadanie;
C
Cocomo;
chocie na (te) oscypki, chooociee (kocie?);
Costa Cafe;
chuściano izba;
curry, czyli kery;
Christopher (podstarzały koleś uwodzący włoskich grajków- molto bellissimo concerto);
Chiny leżą w Europie? (rozwalające pytanie "wszystkowiedzącej" girl :P)
D
dot;
Dorota Gardias Skóra i jej prognozy;
Dlaczego ja;
Donosiciel (doręczyciel pizzy z Trattorii- młody, seksowny blondynek z grzywką a`la Wielka Krokiew :P);
E
Edi ze Wschowy
F
figurka Matuchny Fatimskiej przy skręcie na naszą kamienistą dróżkę;
Festival;
fotograf, a w zasadzie ja w roli fotografa (w tym roku wyjątkowo najwięcej razy zostałem proszony o wykonanie fotki; jedna kobieta w Dolinie Pięciu Stawów Polskich pozowałaby chętnie z godzinę- na jednej minie);
G
Giewont;
góralskie izby;
górale z Sardynii;
Graża;
gruszki w warzywniaczku u Kazia;
golarka Braun od Męża w prezencie urodzinowym :);
H
hłojdy;
Hej tam spod Tater, spod siwyk Tater, hej poduchuje holny wiater, hej poduchuje leci z nowinom, ze chłopcy idom ku dolinom;
I
izby;
J
Jagoda;
japonko- sandały które zachwyciły mnie totalnie;
K
Kalatówki;
keli boj;
Kamilek;
Kamil Stoch w Trattorii;
kobiecy pan w Baconaldzie;
Koreb (Pan Franek zwany Papciem Chmielem, zduta Kaśka, Ola, Przemek, Michał, piwo żywe, miodowe, korzenne);
kelnereczka z Trattorii zwana "naszą", albo Marzenką;
kino Giewont;
koszula po przecenie za 103 zł;
kutera;
Krisztina Kasza;
karykaturzysta (wszystkie jego rysunki rozpoczynały się od narysowania wielkiego nosa);
karaoke z weselnymi piosenkami w pijalni wódki);
L
lemoniada u Cioci Ani;
latające mrówki przy krzyżu na Giewoncie;
lody od Gośki Andrzejewicz (5zł dziewięć gałek :P);
M
Max;
mięska pani;
macie jakieś plany na wieczór?- macie jakieś panny na wieczór?- macie jakieś plamy na wieczór? (mająca kłopoty z wymową hłojda z Cocomo, której w ciemnościach nocy świeciły tylko białe gałki oczne, białe usta i zęby, reszta została w solarium);
macie ochotę przyjść na plażę, czy coś? (zapraszanie wystylizowanej girl na piwo pod parasolem wśród rozsypanego piasku- a my na to: "na plaży nam się mleko warzy" :P);
moskole;
Meraja kłin of de Połlend;
miętowy ludwik;
mecz Radwy w Jagodzie (mój przekonujący Mąż wywalczył u barmana zmianę kanału z Vivy na Eurosport :P);
muśiśzz,
my tam byli (zdanie wypowiadane w stronę krzyża na Giewoncie ilekroć tylko się na niego spojrzało);
N
Nemst;
Natura Tour (Naturatur);
nasi ostomili;
O
obwarzanki zwane preclami;
odbijanie na Krupówkach;
ola (hola- pozdrawianie turystów w drodze z D5SP na Morskie Oko);
Oshee;
P
proszek do prania od Maxa;
piekarnia ekologiczna Anny Piwowarczyk;
podnoszenie rąk na przejściach dla pieszych (akcja: dawaj przykład na zielonym);
piwniczka;
pająk za oknem (walki w sieci z owadami);
Pan z Tesco :P;
pustelnia;
Pepe Jeans (fajne buty u kolesia);
Pani Wrzos w Tesco;
pyszny ketchup w Trattorii;
pachnące toi-toi`e na festivalu;
psyklaśnijcie;
Pani Halino, coś paniii (w mordę jeża, Panie Paździoooch);
Pani z Litwy (od staroci);
piosenka przewodnia :P:P:P
R
Rafał;
reakcje ludzi na podnoszenie ręki na przejściach;
reakcje ludzi na bulge;
reakcje ludzi na rząd ośmiu guzików przy rozporku w spodniach dresowych Hanego :P;
Rupa Suval from Nepal;
radio grające całą noc w altance właściciela;
Rojal Ejpl;
róg jelenia na rzemyku;
S
serfowanie tramwajem i innymi rzeczami :P;
Sewioło w Suchej;
szopoładownia;
słony cukier;
sssapraszamy na obiady domowe;
Stamford;
Stamary zwane Stemri;
sensualne masowania;
sklep ziołowo- drogeryjny (jak to brzmi! :P);
skurcz uda na Giewoncie (masaż Męża zielikiem i magnez od Maxa);
surykatki (kelnerki- apacze w Jagodzie oraz ich sztafetowe wymarsze za drewniane wrota celem pumpingu na szefie :P);
stara cebula zwana młodą;
suszarka;
Ś
Śwarna;
śmiech kolesia w kinie zabawny na równi ze scenami komedii;
T
Tahoe;
Tischner;
tabliczki z napisami "wolne pokoje", "pokoje", "noclegi";
Trattoria zwana Tortillą;
tutok;
Tyś wielką chlubą naszego narodu;
Totus Tuus;
ta rozczochrana to Williams, a ta druga to Maka`rowa;
Trudne sprawy;
U
unoszone od nasady;
uzarin (zielik przeciwbólowy);
V
verba, czyli werbowanie wśród widowni kandydatów do tańca na scenie;
W
wakacje;
wielka waliza;
warzywniaczek u braci (pełna nazwa: sklep rolno- spożywczy u Ludwika);
warciutko;
Waśniewskie;
Wiking;
wyniki cząstkowe;
Wi-Fi (najlepsze w Jagodzie);
X
XL- ładny boj od widokówek noszący koszulki rozmiaru wielokrotnie zawyżonego w stosunku do swojej sylwetki
Y
Yomosa;
Z
zafarbowany przez jeansy tył białej torby;
zwilgotnienia;
zatwardzenia na drogach do Krakowa i Rabki Zdrój;
Zakochani w Rzymie;
zwierzenia pijanego klienta do barmana Rafała o minetach z mentosem (wszystko w obecności minetobiorczyni:P);
zbyrkadełko;
Zbyrcok;
Ż
Ża-Ża na Kalatówkach po raz kolejny w moje urodziny;

... Ż, jak ŻAL, ŻE TO WSZYSTKO JUŻ ZA NAMI! :(:(:(


Dziękuję Skarbie za kolejne piękne wakacje i porcję niesamowitych wspomnień.
Kocham Cię :*:*:*