camino

camino

środa, 27 czerwca 2012

Dzień szkoleń tresurą zwany

   Wakacje tuż tuż, a nam się szkolić trza.
Piszę nam, bo zarówno Hany, jak i ja mamy dziś szkolenie.
Mąż jeździ na nie niechętnie.
Ja zaś jeśli mam tylko taką możliwość, jestem wielce uradowany.
Zawsze to wolne od przebywania w murach obozu!
Niestety dziś szkolenie jest o tyle niefajne, że szkoleniowiec przyjeżdża do nas :(
Mało tego...
Szkoleniowcem jest kobieta (nie lubię jej), która nadzoruje efekty sprzedażowe.
Już widzę, jak przez zaciśnięte usta cedzi swoje "mądrości".
Niesiona swym oratorskim "polotem" wieści jak to prężnie trzeba działać, jakie kroki przedsięwziąć, aby efekt był zadowalający.
Pewnie każe mi chodzić po instytucjach, prezentacje czyniąc, albo po domostwach z "kolędą".
Najgorsze, że te jej przemówienia zawsze odbywają się u szfowej, która nie mając zielonego pojęcia o niczym, kiwa główką góra-dół, dół-góra!
Ale jeśli takie propozycje padną z jej wąskich ust, w akcie desperacji powiem- NIE.
NIE- dla chodzenia i prezentowania czegokolwiek.
Już raz chodziłem i wiem ile mnie to zdrowia i nerwów kosztowało. A ile nowych siwych włosów!
Tydzień temu zapowiadając się z wizytą, spytała- "i jak tam Pan sobie radzi?"
Jakoś żyję- odpowiedziałem,
Codziennie idąc do pracy pół drogi modlę się o przetrwanie- dodałem!
Co mnie dziś czeka? Jeden Bóg wie. Wierzę tylko w Jego Łaskę Ocalenia!
   Hany dziś w Big City, odbywa posiedzenie "Tajemnice Smallville" :)
W złym nastroju przez to zaczynał dzień, więc napisałem Mu, że "dzikie słońce" przyświeca u mnie o poranku i jeśli nastroju nie poprawi, to słońca u mnie nie będzie.
Z ogromną niechęcią szedł na PKS, a kiedy dotarł na miejsce spotkania, sms`owo jednym zdaniem opisał uczestników szkolenia :P
Ubawił mnie tym :)
Mój Kochany Sexi Kierownik Na Szczycie.
Pisząc Na Szczycie, nie mam na myśli górzystego wzniesienia :P
Skoro w Krakowie można być... Na Leszczu (odkryłem to wczoraj w pracy), to w Big City można być Na Szczycie.
Co by tylko lawina zeń nie zeszła... bo wtedy wszyscy znajdą się pod białą jej warstwą...:D:D:D
Jak przeżyję dzisiejszy dzień (prawie na dywaniku), to napiszę kolejny post :P
Powodzenia Bejbe i Tobie:*

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Kwiaty polskie

" Mam nadzieję, że Ci się spodoba bukiet z polnych kwiatków.
Niby zwykły, ale jednak nadzwyczajny, bo kwiatki zbierane  z myślą o Tobie.
Koooocham Cię Skarbie i każdego dnia dziękuję Bogu za to, że mi Cię podarował :*
Kocham Cię :* "

Taki oto Prezent dostałem wczoraj od Męża.
Zaskoczył mnie, zachwycił, umilił wieczór.
Samotny wieczór.
Tato niedzielę spędził na wyjeździe.
Był na parafialnym święcie u wujostwa.
Ja zaś z czworonożną kudłatką siedzieliśmy sami.
Jakoś tak dziwnie jak nikt się nie kręci.
Odczułem to ja, a co dopiero Pani L.
Cały dzień chodziła smutna, a i spać nawet nie chciała.
Musiałem z nią spać w pokoju Taty, bo i tak przyszłaby do mnie w środku nocy :P
W tym takim kameralnym i na swój sposób smutnawym dniu, dar Serca wzruszył mnie wyjątkowo.
Uwielbiam takie surprajsy.
W tym widać rękę Najwyższego.
Majstersztyk!
Dziękuję raz jeszcze Skarbie za foto-plony podkarpackich pól i piękne wyznanie Miłości :*
iloveyou




sobota, 23 czerwca 2012

Mała uciecha z wielkiej wygranej

Dziś Dzień Ojca.
Kiedy mój Fader przyszedł z porannego spaceru z Panią L, złożyłem Mu życzenia.


Poranek słoneczny.
Jest upalnie, więc robię pranie.


Zapomniałem wczoraj sprawdzić czwartkowego lotka.
Ku memu zaskoczeniu- czwórka!
Ku memu ZASKOCZENIU- 36 zł !! :P
Nie wiem, czy nie wykonam telefonu do Ryszarda Rembiszewskiego, by wytłumaczył mi jak to jest z podziałem puli nagród, gdy nie padnie główna wygrana :D
No więc, co by nie być rozrzutnym, po zakupach poszedłem do saloniku prasowego, by wysłać u Lotkowego dwa zakłady i odebrać resztę wygranej :P
Zdziwienie pojawiło się na jego twarzy, gdy po WSADZENIU GO (kuponu) do maszyny zobaczył, że to nie "powszechna trójka".
"Aaa, to będzie trzydzieści sześć złotych"- powiedział, oczy wybałuszając niczym Ozil.
Po potrąceniu za wysłanie kuponu, wsadziłem do portfela CAŁE, OKRĄGŁE trzydzieści złotych i wyszedłem :)
Pal sześć skromną kasę, ważne że w grach losowych idzie mi coraz lepiej.
Może do końca roku i piątka się trafi? :)



Tymczasem jem śniadanie (bagietka z twarożkiem, w którym jest szczypiorek i rzodkiewka i koperek) i popijam kawę w Jo-kubku.
Fajnego dnia wszystkim życzę.
Męża całuję :*

piątek, 22 czerwca 2012

Czy to piątek, czy sobota...

Krysia Czechom daje kopa   :)
   Wystarczyły dwa piątki z rzędu, kiedy miałem pierwszą zmianę i w upale wracałem do domu, by świętować weekend, a już zdążyłem się do tego przyzwyczaić.
Wczoraj miałem na rano i mimo czwartku myślałem, że to piątek.
Tak więc, kiedy dziś przyszedł piątek, myślę że to sobota.
Tylko do pracy nadal iść trzeba i to nie na sobotni dyżur, a na całoetatowe popołudnie.
No cóż, jakoś przeżyję.
   O tym, że wczoraj był mecz Portugalii z Czechami, nie dał mi zapomnieć nawet klient, który podszedłszy do mnie z uśmiechem, zamiast odpowiedzieć "dzień dobry" na moje powitanie, rzekł:
"Ooo, widzę fryzura a`la Ronaldo u pana" :P
Tak mnie tym ubawił, że niepohamowanie wybuchnąłem śmiechem.
Aż Karen podleciała zapytać, co zabawnego się stało.
Wieczorem to zabawne się stało, że Portugalczycy wygrali i... jakby po części, proroczo brzmią usta kibica z wcześniejszego mego wpisu- "do-doho-jedem..." :P
Puchar jednak trzeba będzie oddać innej nacji. No i żeby słowo faktem się stało, przed kąpielą uporządkowałem swój zarost (niekoniecznie twarzowy).
Ale też nie...
Golarką skróciłem klatkowłosy i brzuchowłosy :P
Po wyjściu z łazienki (po 20:30) sms od Męża:
- "Na ciepłe jeszcze ciasto z truskawkami zapraszam i emocji piłkarskich życzę :) Ps. Krysia ma nową fryzurę ;)".
- "Ja też mam nową fryzurkę... na klacie i brzuchu :P"

   Hany się śmieje, że wielce prawdopodobne, że pojawił się u mnie nowy fetysz :)
Otóż...
Podesłał mi na gadu link z tytułem pudelko-artykuliku: "Ken jest gejem! Barbie pijana..."
W nim zaś treść ustąpiła ważności zdjęciom :)
Fotki a`la plastik fantastik, ale sytuacyjnie rewelacyjne.
Zacząłem fantazjować, że jestem fotografem takiej sesji i że Barbie jest tak pijana,...
że nie przyszła na plan...
W związku z powyższym mam na nim (planie) Kena i... jego kolegę- powiedzmy :P
No i najlepsze w tej sesji jest to, że lalki odgrywają "żywi" modele :D
Oj coś czuję, że urealnienie tej mojej wizji, byłoby niesamowicie podniecające :P
W końcu to ja bym ich kreował, wymyślając scenerię, sytuację, pozy oraz ubrania (?), tzn. raczej dużo odzienia by nie było :)
W końcu lato, więc niech im lato, dyndo i powiewo :P




...i za to lubię marzenia, bo nic nie kosztują :P
Marzmy więc jak najwięcej!
Buziaki maślaki, a największe dla Męża :*:*:*


niedziela, 17 czerwca 2012

Niedzielne rozmarzenie

 

   Niepewny pogodowo niedzielny poranek rozpocząłem jak przed tygodniem- od porannej mszy.
Potem tradycyjnie, Tato na spacer z Panią L, a ja do kuchni przygotowywać śniadanie.
Twarożek ze szczypiorkiem, koperkiem, cebulowa ciabatta, na to liść sałaty i pomidor.
Poranna kawa i DD TVN- w zestawie of course.
Poza stałym punktem we wszelakich mediach "o sporcie, którego już nie lubimy" (tak to się teraz nazywa), pojawił się ten oto pan (wykon poniżej, nie ten po prawej :P)


Jakoś nie pamiętałem, że występował w "Mam talent".
Od pierwszych brzmień, urzekł mnie jego głos.
Jako fan ballad zauroczyłem się w tej "pościelówie".
Rozmarzyłem się o Hanym i zatęskniłem za Nim jakoś tak mocniej niż mocno.
Pozostaje podejść do okna i zza firany wyglądać południowego-wschodu.
Tam teraz tak mocno świeci słońce.
U mnie chwilowo zanikło.

Kiedy na Podkarpaciu świeci słońce, Hany zawsze mówi- "bo tu dobrzy ludzie mieszkają" :P



Kiedy więc mi źle, patrzę w tym kierunku, bo dobrego nigdy za wiele.




Zapraszam na ucierane ciasto jogurtowe z truskawkami.


Poniosły mnie marzenia.
W nich umówiłem się z Mężem.
Idziemy do lasu opalać się nago.
Na opalaniu nie poprzestaniemy :P
Szczegółów nie zdradzę, bo zbyt intymne :P
Napisze tylko tyle, że mam(y) emocjonalny orgazm :D

Tych i innych przyjemności na niedzielę (i nie tylko), życzę Wam Moi Mili :)
Buziaki śliniaki Bejbe :*:*:*

sobota, 16 czerwca 2012

Miał być cud

...i co na to Editka? 



Jedno jest pewne- dadzą Ci spokój "za hymn", a winny porażki znajdzie się kto inny...
hu`z-nekst?
Szkoda, ale to prawa sportu.
Ktoś musi przegrać, by wygrać mógł ktoś.
Polska odpadła już z turnieju, ale jednocześnie "gra dalej", bo Euro toczy się u nas, a dzięki niemu już wygraliśmy w "oczach" Europy :)

Kiedy słońce świeci

...cieszą się dorośli i radują dzieci :)
 
   Sobota, jak zwykle pracowita.
Zawsze tak jest, bo na ogół to dzień wolny od pracy.
Dziś jednak przypadał mi dyżur, więc dodatkowo miałem odskocznie od domowych prac.
W końcu czuć zbliżające się lato!!!
To mnie cieszy najbardziej.
Upał, a nawet skwar panował już od wczesnych godzin przedpołudniowych.
Dzięki temu poschły mi pięknie trzy sorty prania.
   Uwijam się w ukropie, bo w kuchni panuje dodatkowo wzmożona temperatura.
Właśnie dokonałem wsadu do piekarnika.
Robię ucierane ciasto z truskawkami i słodką warstwą wierzchnią.
Miał być ciemny biszkopt z ciemną masą (bita śmietana z odrobiną żelatyny i nutella) i truskawkami zalanymi galaretką.
Jednak raz, że bardziej czasochłonne, ale górę wzięła zbyt wysoka temperatura.
Już raz tak piekłem.
To było pieczenie z przeszkodami, bo... cieżko trzepać jajka na takim upale :D
Pocą się, że hoho :P
   Wysoka temperatura sprawia też, że chłopcy długie spodnie zamieniają na krótkie spodenki, eksponując częstokroć seksowne nogi i jeszcze bardziej kręcące niższe partie nóg :)
Coraz częstszym widokiem na ulicy jest fajny sportowy obuw, w środku którego jest stopa przyodziana w płytką stopkę, albo w przypadku zwolenników stopy odkrytej- w japonkę :)
   Fajne nogi szły wczoraj przede mną, kiedy wracałem z pracy.
Jeszcze nigdy droga do domu nie minęła mi tak prędko :)
Goniłem, by nie stracić ich z bliskiego pola widzenia :)
Takie już moje zboczenie jest :)
Wszystkim miłego sobotniego wieczoru życzę i fajnych imocji tym którzy będą oglądali mecz Polska- Czechy.
Kocham Cię Ananasku :):*

czwartek, 14 czerwca 2012

Kolorowe kredki

Wieczorem, na prośbę Męża (komentarz pod ostatnim postem), w chwili kiedy mówimy sobie dobranoc, wybrzmiały dźwięki Jego ulubionych
"kolorowych kredek" :)

Często nasze dialogi pod koniec dnia wyglądają tak:
Y: Zaśpiewaj mi coś Misiu.
T: Ale co?
Y: Cokolwiek.
T: Ale nie wiem co. Nic mi nie przychodzi do głowy.
Y: Mogą być "tradycyjne kredki" :):):)

Ciekawe, czy kiedy nuciłbym tą pioseneczkę, to dzień malowałby mi się rzeczywiście tak jak chcę?!
Może poza modlitwą jaka towarzyszy mi przez połowę drogi do pracy, druga połowa drogi będzie upływała w "wydaniu świeckim", pod postacią piosenkowych kredek? :)
Spróbuję dziś i podzielę się rezultatem :)
Dobrego i kolorowego dnia.
Niech małe szczęścia ubarwiają szarość dni, które ostatnio zagościły nad naszym krajem.
Kolorowe buziaki dla Hanego :* :* :* :*

Zastanawiam się, czy zastosować tradycyjny "czwartek bez majtek" :P czy może kolorowe założyć :P:P:P

środa, 13 czerwca 2012

W dresie, w stresie, w złym okresie





Na początek powyższa refleksja z meczu, którego nie oglądałem z takim przejęciem jak planowałem, bo...
...Stara przed 14-ta dnia wczorajszego zapodała mi pismo, które wieściło:

"W ramach aktywizacji sprzedaży "pewnych" produktów, zobowiązujemy Państwa do zorganizowania spotkania z pracownikami "pewnych grup zawodowych" celem zaprezentowania na spotkaniu przedmiotowym wybranych "produktów".
...i dalej tak:
"Prosimy też Państwa o przesłanie na adres e-mail informacji w zakresie terminu i miejsca spotkania oraz nazwy firmy. Przedmiotową informację należy przesłać do godz. 12.00 do dnia 14.06.2012 r."

Szczególną uwagę należy zwrócić na termin tego pisma!!!
Oczywiście z "Państwa" zrobiło się "państwo" pod postacią Tahoe.
Jak dotarło do mnie co to oznacza, to... sam już nie wiem jak przetrwałem drugą zmianę.
W każdym bądź razie pracowałem jak automat, by pod koniec służbowych obowiązków popaść w rowa, wróóóóć!
W doła!
Nikt nie udzielił mi wskazówek jak to ma wyglądać, jak się do tego zabrać,...
Idź a my umyjemy od tego ręce.
   Jak pisałem wcześniej-wcześniej, wróciły stare obowiązki w nowej odsłonie.
Wszystko się pozmieniało i to wszystko ledwo ogarniam od dwóch tygodni.
A teraz takie coś!
Nawet truskawek do domu zapomniałem zabrać, w takim amoku byłem.
Wiedziałem, że spać nie będę.
Jedynym lekarstwem na takie stany jest zawsze rozmowa z Hanym.
I tym razem koił moje skołatane serce i nerwy.
Czasami chciało mi się wyć z bezradności.
Potem kiedy Miś zasnął wziąłem różaniec.
On też często mi pomaga.

Pomógł.
   Do pracy poszedłem na rano, bo też nikt nie wskazał jak mam się zjawić.
Na tyle "wolnej ręki" dostałem.
O dziwo spokojny byłem po przekroczeniu obozoprogów.
O dziwo pewniej poczułem się, gdy zacząłem szykować sobie konspekt prezentacji.
Potem jeszcze materiały, ulotki, koperty, by nie poniewierało się to w mej torbie.
Następnie telefony, telefony, telefony...i wymarsz.
Jedna instytuszyn, druga.
Wizyta na cmentarzu u Mamci.
Na wielki cmentarz, byłem jedyną osobą na horyzoncie z parasolem w ręku.
Dookoła tylko szarość i ulewa.
A ja, jakby z innej planety, stałem niczym promieniami słońca ogrzewany i śpiewałem Jej piosenkę.
Często śpiewam Mamie, jak Ją odwiedzam.
Zawsze śpiewałem.
   Pamiętam jak często opowiadała historie z mego dzieciństwa.
Jak to o świcie prowadząc mnie za rękę do przedszkola całą drogę śpiewałem piosenki, a na Jej uwagi, że nałykam się rześkiego powietrza i będę miał chore gardło(chorowity dzieciak był ze mnie)- czyniłem pogwizdywania.
Byle para szła z ust :P
   To był miły powrót w te dni, kiedy czułem się beztrosko.
Dobrze mi było w tym stanie, bo czułem spokój.
Miałem wrażenie, że w powietrzu usłyszę słowa wsparcia.
... trzecia instytuszyn, ciastkarnia.
Czwarta instytuszyn, biedronka :)
Powrót do obozu.
Telefon do piątej instytucji- odmowa na przeprowadzenie prezentacji :)
Nie to nie, łaski bzzzzzz.
Nigdy nie lubiłem się prosić.
Wystarczy raz powiedzieć mi NIE.
Zacnie rozumiem tą asertywność :)
   Szfowa spytała gdzie byłem.
Opowiedziałem.
Potem doszły mnie słuchy, że... dobrze sobie radzę.
Nie omieszkano wspomnieć o tym na naradzie jaką dziś także stworzyła.
Nawet testy były :P
Jak zwykle mnie rozśmieszyły.
No ale...
Wróciło ciepło do rąk, sercu przywróciło się stonowane bicie, krew wolniej zaczęła krążyć, ...
Byle do weekendu :)

Tak upłynął dzień, wieczór i poranek... trzynastego dnia :)


Dziękuję Ci Bejbe za to że jesteś :*

wtorek, 12 czerwca 2012

Król mączki

jest tylko jeden.
Bynajmniej nie jest to typ 400, 450, 500, 550,...
Nie jest też królem mąk na wzór piekarniczej królowej Basi :)
Mimo młodego rocznika już siedem razy zdobywał "Laur Paryża", nie wspominając o innych osiągnięciach.
Jest ciachem dwujajecznym, dochodzącym szybciej niż tradycyjne (w piekarniku do piłki).
Na korcie jest go tyle, że nawet drożdże się tak nie mnożą.
Nie trzeba traktować go masłem, ani wodą, bo sam w sobie jest mokry i nie jedne ręce by chciały, aby się doń kleił (oby tylko do rąk) :P
... zapewne z biegiem czasu też szybko nie wyschnie i na długo będzie cieszył oczy swą soczystą grą i wilgotną skórką.
Wszak nie ma to jak wilgotne ciacha z solidnym zapleczem :P



Czas szykować się na trawiasty Wimbledon.
Ja to czynię od wczoraj, bo dostałem od Męża świetne białe spodenki opinające swym biało-niebiesko-czerwonym ściągaczem kolano.
Białych tiszerów też trochę mam, a biały obuw sportowy to mój fetysz.
Jak wiadomo turniej ten zawodnicy i zawodniczki rozgrywają tylko w białych ciuchach, więc pod tym względem jestem skompletowany :)
Forma przyjdzie sama :D
Hany śmieje się, że powinienem w tych spodenkach śmigać bez bielizny, bo bawełna jest na tyle cienka, że czyni prześwit :P
...i ciekawe co Elżunia Druga, by na to powiedziała, gdyby takie wyczyny w swym Zjednoczonym Królestwie w loży honorowej na korcie zobaczyła :D

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Po-weekendowa dekadencja

Tyle dobrego.
Pochylam się ku stronie piekła obozowego.

   Weekend się skończył, a przede mną perspektywa sześciu roboczych dni (pięć plus sobotni dyżur).
Grrr! :(
Rano wstałem z "wierceniem" w żołądku.
Chyba tak od niedawna reagują moje wnętrza na każdy rozpoczynający się dzień roboczy.
Ale może o weekendzie...
   Sobotnie popołudnie rozpoczęło się od nieoczekiwanego telefonu Siostry.
Ta pora dzwonienia na telefon Taty, może oznaczać tylko jedno- będziemy mieli gości.
I tak po dwóch godzinach zjechała się Rodzinka.
Cel wizyty- zaprezentowanie nowego samochodu.
Jestem takim fanem motoryzacji, że każdą kartkę w magazynie MH poświęconą tej dziedzinie, przerzucam czym prędzej.
Dla mnie mogliby przyjechać limuzyną- pozostałbym niewzruszony :)
Chociaż... od zawsze miałem marzenie by mieć czarną, elegancką terenówkę.
Najlepiej z szoferem, bo siebie za kierownicą jakoś nie widzę.
CV z listem motywacyjnym na tą posadę będzie można składać mailowo, ale to poczekam do wygranej w lotka :D
Tak, tak, ostatnio bardzo często gram i to z taką wiarą w wygraną jak nigdy dotąd :)
   Wizyta Rodzinki nie trwała długo, bo samochód trzeba było przetestować na mniejszych dróżkach.
W tym celu zabrawszy Dediego, udano się do wujostwa na wieś :)
Także więcej ich nie było jak byli.
Trochę dziwne.
A może nawet nie trochę?
W każdym bądź razie po części Ich rozumiem, bo dawno nie odwiedzali tych terenów, a bądź co bądź, mają do nich sentyment.
Tam się poznali, a wiadomo, że sentymentalnym serce zawsze mocniej bije do miejsc, które z czymś się kojarzą.
Tylko czy mego szwagra stać na sentymenty?! :P
Po przyjeździe podzielili się wrażeniami.
Przywieźli trochę zdrowej zieleniny :)
Zdrowej, bo na 100% bez nawozów i... pojechali.
   W niedzielę rzadko mi się zdarza meldować na pierwszej mszy.
Ale tak tym razem uczyniłem i zadowolony z tego bardzo byłem.
Pogoda o poranku była iście letnia, a słońce zawsze poprawia mi humor.
Potem było długie przedpołudnie i oczekiwanie popołudnia.
Czekałem piętnastej godziny, by poobiadową porą oglądać męski finał szlema.
W końcu Rafa gra :)
Niestety widowisko kiepskie, bo i pogoda kiepska.
Zresztą podobnie zrobiło się u mnie.
Deszcze, chmury,...
Pochłodniało.
Przyjemność żadna z oglądania, bo dozowana na raty.
Jak przestawało padać, panowie wychodzili na kort.
Po chwili znowu deszcz, z kortu.
Już o wiele lepszą przyjemnością byłby stosunek przerywany z Rafą, o czym napisałem Hanemu :)
Obaj się uśmialiśmy :)
Przynajmniej byłoby poczucie przyjemności z wchodzenia i wychodzenia w... "nie-kort" :D
W końcu po rozegranych całych trzech setach i trzech gemach czwartej partii, mecz finałowy przeniesiono na godzinę 13-tą w poniedziałek!
Do dupy!
Nie zobaczę, bo w pracy będę, więc podwójna dupa!
Dzień wcześniej finał planowo rozegrały panie.
Pojedynek bez emocji.
Liczyłem, że niespodzianka turnieju, jaką w trakcje jego trwania stała się włoska Sara, eksploduje formą w finale i pokona Wielką Marię.
Niestety.
Mimo, że przez turniej szła jak burza, to w finale chyba silniejsza okazała się presja.
Stres nie pozwolił jej zaistnieć na centralnym.
Maria, która nie miała szczególnie trudnej przeprawy do finału tryumfowała, kompletując tym zwycięstwem wszystkie cztery szlemy.
Szlem to szlem.
Nikt nigdy nie wypomni, kogo po drodze się pokonało, bo do historii przechodzi się zawsze w pierwszej kolejności jako tryumfator.
Nie rozpamiętuje się jak było.
Można mówić o Maryśce wiele rzeczy.
Można jej nie lubić za jęki, stęki i piski, ale nie można odebrać jej Wielkości.
Zarówno wzrostowej, jak i tenisowej.
Bądź co bądź to siódma zawodniczka w erze open, która skompletowała karierowego wielkiego szlema.
   Wieczór był kinowy.
Rzekłbym podwójnie kinowy.
Oglądaliśmy z Mężem Służące.
Mimo, że drugi raz, to jest to taki film, który mógłbym oglądać bez znudzenia jeszcze wiele, wiele razy.
...I hasło, które jest sztandarem filmu...
Skieruje je do Męża:
Jesteś Mądry, Jesteś Dobry, Jesteś Ważny

Kocham Cię :*

Ps. W trakcie drugiego filmu, silniej zamarzyłem, by móc kiedyś partnerować Antkowi :P
Jego "kunszt aktorski" jest mistrzostwem świata! :D

sobota, 9 czerwca 2012

Dzień Przyjaciela

Dusza człowieka pragnie przyjaźni kogoś, z kim można poczuć się związanym, dzielić się swoim życiem, wychodzić z nim razem, rozmawiać przez telefon.
Przyjmujemy ten dar i otrzymujemy błogosławieństwo przyjaźni, przekazując ją innym w tym świecie, który opiera się na dawaniu i braniu.

Dziękuję Ci Skarbie za ten Dar.
Jesteś dla mnie Wielkim Błogosławieństwem!
Kocham Cię :*

piątek, 8 czerwca 2012

Euro 2012, czyli nie-kibica okiem

...bo z piłek granych, to ja tylko na mniejsze ich formaty się zapatruję 
i przez to tak wiernie tenisowi hołduję :)

Z ciekawości oglądnę dziś otwarcie Mistrzostw Europy w piłce nożnej.
Z doskoku luknę też na mecze naszych, ale żeby wytrwale śledzić wszystkie spotkania...
malować się w narodowe barwy, trąbić w wuwuzele, czy zakładać szaliki i inne gadżety- a iiiidź!! :) Niech się naszym piłkarzom wiedzie. Życzę im wygrania, ale jak każdy wie, sukcesem będzie i tak wyjście z grupy :)





wtorek, 5 czerwca 2012

Niezawodna Karen






Wiosny nie ma.
Lata nie widać.
Od rana leje i wieje.
Szaro, buro i ponuro (rym na wzór Blondi- nieplanowany :D).
Tak też "malowała się" dzisiejsza pierwsza zmiana w obozie.
O dziwo nie było tak źle i dość szybko upłynął mi czas.
W fazie szczytu klienteli, zawsze przecież mogę liczyć na poprawę humoru za sprawą Karen.





Karen i Augustyna 


- Dziewczyna ma 20 lat i wiesz jak ma na imię? - spytała mnie Karen wyjmując z drukarki umowę dla klientki, którą właśnie kończyła obsługiwać.
- Jak?- zapytałem z zaciekawieniem, ale i z uśmiechem, bo czułem, że szykuje się coś "fajnego"
- Augustyna!!!
Słuchaj, zaraz zadam jej moje firmowe pytanie- rzekła swym piskliwym zniżonym o pięć tonów głosem.
Zachichotałem w duchu nasłuchując, czy padnie tradycyjne "oryginalne..."

- Oryginalne ma pani imię- wybrzmiało po kilku sekundach :P
Zdanie to zawsze przyprawia mnie o banana na twarzy :D
Dalej było już tylko śmieszniej.
"Skórka banana" zaczynała samoistnie pękać od śmiechu powodowanego gadką mej koleżanki z klientką :D
- To jak na panią wołają? Augusta? Augustynka?..
- Tosia- odpowiedziała nieśmiało dziewczyna.
Widziałem, że Karen chce spojrzeć na mnie, ale wiedziałem też to, co wiedziała ona.
Jeśli popatrzyłaby na mnie w tym momencie, nie wytrzymałaby ze śmiechu :P
Koncentrując się na obsłudze, mogła kontynuować dialog (zawsze jako strona aktywna :P) :)
Pytanie, które zadała na koniec, sprawiło, że musiałem opuścić obozo-zonę, by nie wybuchnąć na stanowisku pracy.
- Zmieniłaby sobie pani imię jakby miała pani możliwość?- zaświergotała.
- Tak.
Widziałem jak skromna dziewczyna odpowiada niczym zestresowana uczennica przy tablicy, uśmiechając się nieśmiało, dygnięcie czyniąc.
- Pewnie mamie się tak podobało, to tak panią ochrzciła- zaświergotała swym trelim głosem Karen.
Nie wiem, jak zachowała się Augustyna, bo już jej nie widziałem.
Stałem za ścianeczką swego boksu i zwijałem się ze śmiechu.
Śmiechu, który dozowała mi obozo-koleżanka swymi zabawnie śmiałymi spostrzeżeniami :D
Brakowało tylko do kompletu Marzy. Byłby podwójny ból brzucha :D
Ogólnie były dziś jaja :P
Od jutra będą stłuczki, bo szfowa  wraca po dwóch dniach nieobecności!
Oj dygniem ze strachu! :P
Smerfuj się kto może!!! :D:D:D

niedziela, 3 czerwca 2012

Tamte niedziele

   Jak nigdy, poszedłem dziś na popołudniową mszę do Kościoła, pod parafię którego kiedyś podlegaliśmy.
Swoją drogą dziwne jest takie segregowanie- należysz tu, czy tam, więc może bez tych słów o przynależności :)
Wzruszyłem się kiedy ministrant śpiewał dziś psalm.
Nie chodzi tu o słowa psalmu, bo te jak zawsze wymowne są, ale o interpretację.
Chłopak śpiewał tak ładnie i melodyjnie, że aż próbowałem dostrzec kto to taki. Na nic jednak me próby, bo siedziałem zbyt daleko, by mój wzrok dostrzegł jego postać, a okularów ze sobą nie zabrałem.
Naprawdę miło było powtarzać śpiewem części psalmu dla wiernych i czekać na partie solowe blondwłosego ministranta.
Zamiast kazania ksiądz zapowiedział siostrę misjonarkę.
To była "moja siostra", która uczyła mnie katechezy w podstawówce.
Siostra, u której zdawałem egzaminy do Pierwszej Komunii Świętej i która do niej nas przygotowywała.
Wróciły chwilowo me wspomnienia do czasów dzieciństwa, kiedy po mszy szło się z Rodzicami na lody, czy na karuzelę, która światłami mieniła się na placu przy rzece.
Ludzi emanujących radością i uśmiechem też było wtedy więcej.
Nim zasiadło się do wagoniku, który unosił się i opadał kręcąc dookoła, trzeba było odstać swoje najpierw w kolejce po bilet, potem do konkretnej karuzeli.
Ludzi, a przede wszystkim dzieci cieszyły takie małe rzeczy.
Ja sentymentalny jestem i do dziś pozostała mi radość z drobiazgów, dlatego o tym piszę.
Niedzielne popołudnia z Maminym ciastem, chwile na rodzinnych rozrywkach spędzane...
Lubiłem, kiedy we czwórkę zasiadaliśmy do gry w chińczyka.
Mama, Tato, Siostra i ja.
Każdy zawsze miał swój kolor pionków (Mama- żółte, Tato- czarne, Siostra- czerwone, ja- zielone), a nawet swoją kostkę do rzucania, którą czarował przed swoją kolejką, by wypadło na niej jak najwięcej oczek.
Sentymentalnie się zrobiło, toteż postanowiłem zgodnie ze wspomnieniami założyć kuchenny fartuszek i w popołudniowej porze kawowej poszedłem zrobić nam racuszki.
Dziś tylko dwie porcje, bo tyle nas zostało.
Dwa pionki.
Czarny- Tato i zielony- ja...
...a zamiast kostki, to z kostką- Pani L :)

Dobrego nowego tygodnia

piątek, 1 czerwca 2012

Czemu nie?!

Skoro w piosence jest 
... na grzyby,
na ryby...

...to czemu by nie iść na hot-dogi?
W Dniu Dziecka, wszystkie większe dzieci (dla małych parówki nie są wskazane), zapraszam na danie pod postacią bułki z ciepłą parówką.
Środkowy hot-dog dla mego Dziecka- Hanego.
Zaręczam, że lepszy niż ten, jaki jedliśmy ostatnio w Krośnie :P
... Pamiętasz jak ciekło z tamtej parówy i jak się oplamiłem jej wytryśniętym sokiem? :D:D:D

Ps. Czy hot-dogi mają być z dodatkami czy bez? :)