camino

camino

piątek, 22 lutego 2013

Swobodnie

...większy oddech, szersza wolna przestrzeń, brak ucisku :)
   Uwielbiam weekend.
W zasadzie żyję od jednego do drugiego i kiedy przychodzi piątkowy wieczór jestem mega szczęśliwy.
Dziś po powrocie z pracy Tato powitał mnie pysznym obiadem, który niemiło przerwała mi Trudi pukając do drzwi.
Znowu problem informatyczny, z którym nie potrafi sobie poradzić, więc pomoc w potrzebie wskazana.
Obiad dokończam niestety jako zimną przystawkę :P
   Aby jutrzejsze przedpołudnie mieć takie jak lubię- leniwe, już dziś postanowiłem posprzątać u siebie w pokoju.
Załączyłem też pralkę z kolorowymi łaszkami :)
Jutro zaś muuuszę spełnić swą śniadaniową zachciankę, o której dziś pomyślałem- rogalik z masłem i dżemem oraz iloraz kakao :)
Cała ta chcica przez napuszoną.
Kiedy wszedłem dziś do jej kantorka po teczki z dokumentami, zapachniało mi świeżym pieczywem (poczułem piećććczenie).
Patrzę na półkę i co widzę?
Dwa bochenki chleba w tym jeden krojony (u mnie by to nie przeszło) i pięknie przypieczony, przełamany w połowie przez jej mięsną dłoń z wielgaśnym pierścieniem na palcu...- ROGALIK Z MAKIEM.
Uhmmm!
Czym prędzej podreptałem oznajmić to Marzy.
Ta zaś głośno przełknęła głodową ślinę i powiedziała- "już mi nic nie mów bo jestem głodna" :)
   Dziś śniła mi się Karen.
Dostała czternaście dni chorobowego, bo... musiała zrobić test na HIV!
Przez nią nie dostałem urlopu, a tym samym zagrożony był mój wyjazd na wesele.
Ech, te sny! :P
Miłego wieczoru i fajnego leniuchowania.

iloveyou Bejbe :*

wtorek, 19 lutego 2013

Jak długi

Nie było mokro, ani wilgotno. Nagle straciłem panowanie nad ciałem i leciałem...
...aż poleciałem :P
   Niby minęła doba, ale kiedy przywołam na myśl zdarzenia z wczorajszych przedpołudniowych obozo-godzin, ogarnia mnie śmiech.
Byłem u szfowej, kiedy zadzwoniła jej prywatna komórka.
Mąż.
-... no bo Pana nie było.
Już jest, to Ci sprawdzi- to powiedziawszy podała mi komórkę w dłoń i poprosiła bym coś sprawdził mężowi.
- Dzień dobry. Już Panu naświetlę jak wygląąąąąąąąąąąąąąąąąąąąąą....- co by mu za dużo impulsów nie "zjadło" szybko wziąłem zakręt z gabinetu starej i nie złapawszy kolejnego prowadzącego do mojego działu, upadłem.
Nogi podwinęły mi się w bok niczym Elżbiecie J. z reportażowego programu i leżąc tak na posadzce dokończyłem nie dając znaku po sobie co się stało-
"...da sprawa, tylko wejdę w kalkulator do wyliczeń".
Podniosłem się, dzielnie dzierżąc w ręku komórkę niczym Statua Wolności pochodnię i pognałem do służbowego komputera.
- Aaaa, rozumiem- musi Pan klapen dupen :)
- Oj tak, klapen dupen...
Całe szczęście, że nikt mnie nie widział, bo miałby ubaw po pachy :P

   Jak długi może być but rozmiaru czterdzieści trzy?
Zakupione w niedzielę via net eleganckie półbuty okazały się za duże!
Noszkurwasz!!!
Sugerowałem się długością wkładki 27,8cm, bo rozm. 42, którego wkładka= 27cm, wydał mi się za mały.
No i teraz dylemat, czy i 42 nie będzie za duże, bo jak wsunę palce maksymalnie do przodu, to od strony pięty mogę wsadzić dwa palce :)
No i mam problem.
Lepiej by te dwa palce... :P

   Jak długi może być Grzesiek rozmiaru XXL? :P
Tak długi, jak długo trwa rozkosz ze smakowania jego słodyczy :)
Stanowczo za krótko :P
Mimo wszystko, za te chwile przyjemnego łasuchowania dziękuję mojej obozowej Babci Stasi, która znowu swe "wnuczęta" (Marzę i mnie, bo Karen na urlopie) uraczyła czekoladowymi wafelkami :)

   Długo można by było pisać ze Śląską Panią odpowiedzialną za ulotki reklamowe w obozo-zakładach.
Dziś przyszły zamówione przeze mnie w ubiegły czwartek dwa rodzaje ulotek produktowych.
Jako, że mailowo Pani wydała mi się bardzo sympatyczna, postanowiłem ponownie do niej napisać.

Witam Panią,
Bardzo dziękuję za otrzymane ulotki reklamowe dotyczące...
Pozdrawiam
Łukasz

po chwili

Witam Pana,
Bardzo proszę. Cała przyjemność po mojej stronie :) Gdyby potrzebował Pan czegoś jeszcze, proszę pisać.
Pozdrawiam.
Ala

"...ale Pani Ala pięknie Panu odpisała"- przyszła do mnie stara obwieszczając mi, że przyszedł mail od Sympatycznej Pani :)
zabawna- pomyślałem, czytając treść jej wiadomości
zabawnie- odpisałem

Jako, że powitań nigdy za wiele... Witam ponownie, :)
Z lekką nutą nieśmiałości (bo nie wypadało w podziękowaniach znowu o coś prosić) mógłbym coś chcieć :)
Bardzo proszę o przesłanie jeszcze ulotek...
z poważaniem
Łukasz

po chwili

Skarbie, gdyby to było wczoraj już bym wysłała. Niestety pewien obóz zamówił wszystkie jakie miałam, ale jak tylko przyjdzie nowa dostawa jesteście u mnie numer I :) ok?
Pozdrawiam
Ala 

Ps. Pozdrawiam Was i ja życząc miłego wieczoru

Ps.1) Jak długi mam ochotę runąć na Twym łonie :) iloveyou Bejbe :*



czwartek, 14 lutego 2013

Satysfakcja w samogłoskach


Ach, jaki jestem zadowolony, że Hany na czas dostał książkę i kalendarz ode mnie.
Ech, takie zadowolenie z siebie lubię. Dzięki moim działaniom pewien dwudziestolatek będzie mógł swobodniej zarządzać swoim budżetem, zwłaszcza, że jest to renta po zmarłym tacie. Mieszka tylko z mamą i uczy się jeszcze. Składka, jaka została mu naliczona do zapłaty wprawiła go w kłopot (jeden tysiąc zł z lekkim hakiem). Szczęście sprawiło, że dziś był ostatni dzień, w którym można było płatność rozłożyć na raty (wygodne do spłaty :P). Dwa telefony, ksero potrzebnych dokumentów i chłopakowi dzień wydał się bardziej słoneczny (choć słońca dziś nie było).
Ich... liebe dich Mann :*
Och, jak się cieszę, że dzisiejszy dzień był ostatnim roboczym w tym tygodniu :P
Jutro szkolenie!!! :)
Uch! Jaka wścieknięta dziś była szfowa, bo w skardze złożonej niesłusznie na Kejt, petencica w gorszym świetle przedstawiła ją samą :P
YchYch Ych- cokolwiek to może znaczyć :P

W Dniu Dobrego Brata mojemu Kochanemu ślę całe swe serce, całą swą duszę i...(wiesz co :)).
Dziś też ósma rocznica naszego pierwszego telefonicznego połączenia :P
Oj jaka ta moja wieczorna droga z pracy była ekscytująca, a serce biło jak oszalałe z wrażenia!
A Plus robił tak mało promocji dla młodych małżeństw :)
Dobrze, że to się zmieniło :)
Niech jeszcze świat się zmieni na lepsze.
Nauczmy się wszyscy żyć Miłością.



Kissy :*:*:*



środa, 13 lutego 2013

Dzierżysław, czyli trzymający sławę

Dzierżysław Dzierżysławiecki niekoniecznie Dzierżysławianin, dzielnie i z dumą prężąc swą rzeźbę dziarsko ku górze ciągnie swój tiszert.
Spodnie nie przylegające do pasa w sposób ścisły, ze śmiało odpiętym guzikiem, wcale nie ukazują białej bielizny.
Nie ukazują nic.
Dzierżysław zatem, od pasa w dół jest tajemniczy jak Mona Lisa :)
Tym bardziej, że jego długość kończy się... przy kolanach :)
Wow!- Pomyślelibyście.
Nie oznacza to oczywiście, że (...) wzorem Pana Janka ma patyk po kolanka :P
Po prostu nie posiada łydek i stóp.
Ot cały opis- rzeźbopis.

Dzierżysław krótko powiedziawszy jest mosiężną rzeźbą, która zdobi moją półkę.
Jest walentynkowym prezentem od mojego Dobrego Brata.
Dziękuję Ci Bracie, że dzięki Tobie poczułem się choć trochę jak gwiazda, której półki uginają się od Oscarów :)

Ps. Muszę jeszcze wymyślić w jakiej kategorii miałbym jakieś szanse na otrzymanie takiej statuetki :P

iloveyou :*:*:*


sobota, 9 lutego 2013

Moje wspomnienia z ferii- "Szklarczyk"

   Tegoroczne ferie spędziliśmy całą rodziną grupą w Szklarskiej Porębie...

   Kiedy tydzień temu pomyślałem sobie o czekającym mnie pięciodniowym szkoleniu w Szklarskiej, brały mnie mdłości na samą myśl o takim długim turnusie.
Szkoda tracić weekendu, lepiej iść do pracy, ...
Zniechęcała mnie konieczność codziennego pochłaniania wiedzy, wyrywkowego odpowiadania na pytania prowadzącego...i Bóg wie co jeszcze.
Gdyby dziś ktoś powiedział mi, musisz jechać drugi raz- nie zawahałbym się ani chwili.
   Ten cały roboczy tydzień spędzony w górskim miasteczku upłynął jak krótka chwila.
Było super pod każdym względem.
Ośrodek pierwsza klasa. 
Zaskoczyła mnie przede wszystkim czystość pokoi, łazienek, smaczna i różnorodna kuchnia, no i sala szkoleniowa w budynku przypominającym oszklony dom Cullenów w leśnym Forks.
Program szkoleń "nie na siłę", no i ludzie...
Różni, a przez to każdy oryginalny na swój sposób.
Początkowo sceptycznie podchodziłem do samego wyjazdu, potem już podczas pierwszego dnia szkolenia- do samych wykładów, "bo co mi to da?"- mówiłem w telefonicznej przerwie Hanemu.
Dało!
Dało więcej niż czytanie slajdów i wałkowanie w sposób monotonny i usypiający kursantów.
Cztery dni szkolenia były prowadzone na zasadzie rozmów w toku.
Było rzucane hasło i ludzie sami chętnie wypowiadali się w temacie.
Bez stresu i w luźnej atmosferze.
Przesłanie prowadzącego było jasne- wymiana doświadczeń, pomysłów i sposobów pracy.
Opowiadanie o śmiesznych, stresujących i obawy siejących sytuacjach w naszych obozach.
Każdy dzień był bardzo podobny do siebie.
(poniżej nucić na melodię marszową) :P
Już o siódmej jest pobudka, już o siódmej jest pobudka potem gimnastyka krótka, po-tem gi-mnastyka krótka :)
Po gimnastyce śniadanie, po gimnastyce śniadanie, głodomory śpieszą na nie, gło-do-mo-ry spieszą na nie :P:P:P
(koniec nucenia)
Od dziewiątej do siedemnastej zajęcia (z możliwością negocjacji szybszego zakończenia :P).
W przerwie serwis kawowy, w kolejnej obiad o trzynastej, aż w końcu w trzeciej przerwie- drugi serwis kawowy (pozdro dla Maxa :P)- każdorazowo i codziennie z innym ciastem (bardzo smacznym).
Na ogół od szesnastej do osiemnastej mieliśmy czas dla siebie, by pospacerować po miasteczku.
Zatem trzymając się mych opolskich koleżanek, przeczesywaliśmy szklarskie uliczki, racząc się oscypkami na ciepło z żurawiną i korzennymi ciasteczkami.
W ostatnich dniach celem naszych wypraw były podejścia pod trasy zjazdowe pod Szrenicę.
Super widoki, a jacy ciasteczkowi narciarze i snowboard`dziści :)
W szoku byłem, bo trzeba byłoby selekcję zrobić, by o którymkolwiek powiedzieć- niefajny :)
O osiemnastej była kolacja, potem chwila dla siebie i o dwudziestej spotykaliśmy się z dziewczynami w ich pokoju sącząc winko, albo spotykając się z całą osiemnastoosobową grupą i prowadzącym w sali z pianinem, w celach integracyjnych.
Śmiech towarzyszył nam bezustannie.
W grupie mieliśmy dziewczynę, która pracuje w obozie, z wykształcenia jest polonistką z dysortografią, a śmiało mogłaby występować w kabarecie :)
Są takie osoby, które nieważne co mówią, to łzy ze śmiechu płyną same.
Sam sposób ich wypowiedzi, głos, gestykulacja, sprawiają, że nawet Pan Tadeusz byłby przyczyną śmiechu przez łzy.
Kama była przekomiczna, a jej opowieści wywoływały u nas takie salwy smiechu, że nie raz upominała nas recepcjonistka (swoją drogą zwana przez nas "wredną kobietą w czerwieni") :P
Hitem pobytu było opowiadanie, jak to jej naczelniczka (młoda dziewczyna) wysłała pismo do dyrektora, aby ten skierował kogoś na zastępstwo urlopowe.
Z racji tego, że podopieczną jej była polonistka, to zawołała ją do gabinetu, by przeczytała poprawność druku.
Jako, że tej naczelniczki nikt w obozie nie lubił, to i Kama postanowiła "zagrać jej na nosie".
Nie dość, że zdanie wielokrotnie złożone, bez przecinków i kropek wypisała, to najważniejszy urywek treści brzmiał tak:
" Zwracam się z prośbą o danie człowieka na urząd".

- No i co, dobra będzie taka treść?
- Tak, tak wysyłaj :)

Po chwili...

- Do chuja, do chuja, dyrektor odpisał, że on jest poważnym człowiekiem i żeby takich pism mu nie wysyłać
- Aaale to człowiek bez serca (odpowiedziała Kama tłumiąc śmiech w sobie) :D:D:D

Takich i podobnie komicznych historii było codziennie kilkadziesiąt.
Tyle ile naśmiałem się przez te kilka dni, to nadrobiłem za cały styczeń.
Po tym czasie byliśmy jak zgrana szkolna klasa, która jest ze sobą kilka lat.

Pod koniec kursu każdy z nas miał do wypełnienia ankietę, mającą na celu ocenę szkolenia i prowadzącego.
W uwagach wszyscy zgodnie dopisaliśmy "potrzebne pilne szkolenie z automotywacji" :P:P:P
Kto wie, może kiedyś spotkamy się znów :)

Miłej soboty wszystkim.
iloveyou Bejbe :*

sobota, 2 lutego 2013

Lutowo

i pierwszy miesiączek za nami...

...a jeszcze pamiętam smak karpia, zapach świąt, międzyświąteczne radości z Hanym, odgłos fajerwerków, ...
wydaje się, że to było wczoraj, a już czas choinkę rozbierać :(
Rok rocznie ogarnia mnie jakiś smutny nastrój, gdy muszę to czynić.


Weekend mimo, że wolny, to dla mnie będzie krótszy i pracowity.
W niedzielę przed południem jadę do Szklarskiej na turnus szkoleniowy.
Cieszę się, że dzięki mnie jedzie też Gocha.
Przynajmniej jedna osoba jaką znam na starcie.
Pięć dni w górach, a tym samym tydzień wolnego od pracy.
Choć szkolenia to tak jakby praca, a w zasadzie wkład w nią, bo od pierwszej dekady wkracza u nas nowe stanowisko, na którym zasiądę odłączając się lekko od struktur obozowych, aczkolwiek nadal w nich pozostając :)
Nie lubię zmian, ale te które szykują się u nas nie są za wesołe.
Wydaje mi się, że dokonany przeze mnie wybór wyjdzie mi na dobre.
   W nowy miesiąc wkraczam w stanie chorobowym.
Już w niedzielny wieczór czułem jakąś ogarniającą mnie zimnicę.
I tak się zaczęło.
Ból gardła, lekki karat, silniejszy ból gardła...
Wczoraj chrypiałem jak zardzewiała maszyna.
Nowy rok też witałem przeziębieniem.
Mam nadzieję, że nie spełni się porzekadło, że jaki Nowy Rok taki cały rok :(
   Ubiegłej nocy miałem straszny sen.
Dawno tak nie przeżyłem żadnego snu.
Zmarła Marza.
Nie mogłem tego pojąć, pogodzićsię z tym.
Przed oczami stała mi jej mała córeczka- chudziutka, bladziutka i ze smutnymi oczkami.
Pomyślałem- przecież ona jest taka malutka i zostanie bez mamusi.
Budziłem się w nocy cztery razy.
Za każdym razem wycierałem łzy.
Rano wstałem z zaschniętymi strugami słonych kropel.
Brrr. Poproszę o radośniejszy pakiet snów.

   ...jeszcze wczoraj taki malutki, bezbronny i radosny.
Wołający za mną i bawiący się ze mną, a dziś już dziewiętnastolatek.
Wszystkiego najlepszego Krzysiu :)

miłego weekendu wszystkim

Kocham Cię Bejbe :*