camino

camino

piątek, 25 października 2013

Śmiech przez łzy


Jakoś roboczy tydzień tak pochłania mnie czasowo, że nie piszę.
Niedługo będę weekendowym pisarczykiem :P
   Równo tydzień temu zawitałem do Siostry, by wspólnie z Nią i Dzieciakami spędzić wolne dni.
Dzieciaków praktycznie nie było, a nawet jak były to ich nie było...
Dnie zatem spędzaliśmy w kameralnie rodzinnej atmosferze.
Brat- Siostra.
Siostra- Brat.
Dużo rozmawialiśmy, wspominaliśmy.
Robiliśmy wspólnie kuchenne rewolucje udając się o poranku na zakupy, by potem robiąc z nich dobre rzeczy mieć jeszcze większą satysfakcję z tego, że warto wstać o poranku...
że warto cieszyć się dniem...
że może być on taki, jaki chcemy by był, bo w końcu to my mamy na to wpływ.
Pogoda dopisała.
Było ciepło i słonecznie. 
Piękna wiosna w tej jesieni.
We wszystkich kuchennych czynnościach dawałem Siostrze pole do działania.
Chciałem by miała swój udział w przygotowywanej zapiekance z opieńków, czy cieście drożdżowym ze śliwkami.
Poczułem, że wniosłem w to mieszkanie odrobinę życia- innego życia.
Może moje jest nudne od codzienności, ale wolę żyć "kameralnie" bez codziennych fajerwerków i być szczęśliwy mając swą Miłość na co dzień w sercu (mimo odległości terytorialnej) niż nie mieć jej w czterech kątach swego lokum.
Nie mógłbym mieć takiego męża jak mój szwagier.
Od zawsze nie pałałem do niego sympatią, że tak to delikatnie określę.
Niesamowitym Szczęśliwcem jestem mając takiego Męża jakim jest Yomosa.
To On uczył mnie wiary w swoją wartość, podkreślając na każdym kroku, że jestem NAJ.
To On częstuje mnie Miłością każdego dnia jak Dobry Gospodarz chlebem.
To Jemu mogę się wyżalić, zwierzyć, wypłakać...
Z Nim mogę się wygłupiać i śmiać do łez.
Mogę, chcę i to czynię, bo Go Kocham, a On Kocha mnie.
Inaczej jest w małżeństwie mojej Siostry.
Ona tego Szczęścia nie ma...
bo jak szczęściem nazwać nieszczęście? :(
   W sobotni wieczór byliśmy w kinie na "Chce się żyć".
Poruszająca, wzruszająca i łzy wydzierająca historia, którą trzeba zobaczyć.
Ciepło na sercu nam się zrobiło przy jednej ze scen tak bliskiej naszemu dzieciństwu...kiedy w czasach PRL-u całą rodziną otwierało się paczkę z zagranicy.
Popatrzyliśmy tylko na siebie z wymownym uśmiechem.
Potem były już łzy...
Za nami siedzące małżeństwo ze szlochającą przy niektórych scenach żoną.
Jak potem się dowiedziałem- historia rodem z ich codzienności (może nie z tak dokładnym scenariuszem, ale jednak).
   Po powrocie późnym wieczorem piekliśmy jeszcze jedno ciasto.
Słodyczy nigdy za wiele.
Siostrzenica odrabiała lekcje, a my przemieszczając się od stołu do szafki rozmawialiśmy, czekając na efekt ucierańca z jabłkami i orzechami :)
Jednak tego wieczoru miły aromat pieczonych jabłek i cynamonu, był słono- gorzki.
Dlaczego?
Życie kochani, życie...

iloveyou Bejbe :*
mniej niż jutro, ale bardziej niż wczoraj :)







czwartek, 17 października 2013

Weekendowy status: "w innym województwie"


Przeleciał roboczy tydzień :)
W zasadzie to głośno mogę powiedzieć, że już weekend, bo jutro na szkolenie, a po nim...
jadę do Siostry.
W końcu odwiedzę Ją i dzieciaki, bo aż wstyd się przyznać, ale ostatni raz byłem tam kiedy na listach radiowych królował utwór "Nie mogę cię zapomnieć" :)
Tak mam od zawsze, że piosenkę kojarzę z rocznikiem i z jakimiś wydarzeniami :)
Mam zamiar fajnie rodzinnie spędzić ten czas.
Tatuś z lasu przyniósł wałówę w postaci grzybów, zatem jak przystało na fana kuchni i pichcenia, zabieram grzyby ze sobą.
Najpierw razem ze mną będą brały udział w szkoleniu :P
a potem do gara samowara i do spreparowania na coś jadalnego (jak mawiała Ewiczka :P).
W pracy uprzedziłem pukfy, że w poniedziałek spóźnię się pół godzinki.
Tam i tak się nic nie dzieje.
Po obfitym wrześniu, październik jest chudy jak Anja R.
Łaski poprzedniego miesiąca spływają na mnie i do mnie i to w pełnym znaczeniu tego słowa.
Od poniedziałku do wczoraj miałem dzień w dzień jakiś przelew kasy na konto :)
Ale radość nie potrwa długo, bo już dyrektorka grozi palcem.
Złe wykony, ach złe...
Myśleć trzeba, co by tu zrobić żeby podwładnych pośrednio zmusić do wykonywania jeszcze bardziej wzmożonych prac.
Nie zamierzam jednak się przejmować i zbytnio brać do serca zalecenio-zastraszaków, bo szkoda nerwów i zdrowia.
A zdrowie najważniejsze i tego się trzymajmy :)
Super weekendu wszystkim życzę :)

iloveyou Bejbe :*:*:*

poniedziałek, 14 października 2013

Życzliwości nigdy za wiele

   No i kolejny roboczy tydzień się zaczął.
Z weekendu pozostało już tylko wspomnienie i...przeziębienie.
Wczoraj wieczorem czułem się już tak "chorobowo", że o 20-ej byłem w łóżku.
Łyknąłem aspirynę (choć telefonicznie Tom radził mi "pięćdziesiątkę" :P) i poddałem się samoczynnej fazie pocenia.
Rano wstałem z ołowianą głową i w takim stanie podreptałem do obozu.
W nim petentów od groma!
   To w Biedronce są produkty dnia i promocje cenowe, nie tu- myślałem ilekroć jakiś osobnik podchodził do mnie w sprawie, której u mnie nie załatwi.
Wrodzona uprzejmość jednak nie pozwala mi odsyłać ich po odburknięciu "poszli won", albo "to nie u mnie", albo jeszcze lepiej "to nie moja działka" :P
Na tyle na ile mogą uzyskać ode mnie pomoc, otrzymują ją.
Poza mnogością klientów, system dziś zastrajkował (oby tylko dzisiaj).
Przez ponad godzinę nie mogłem obsługiwać interesantów.
Z jedną panią umówiłem się na 15-tą.
Miałem podejść po podpis do umowy.
   Przyszedłem punktualnie.
Z wielką uprzejmością zaprosiła mnie do środka i zaproponowała kawę.
To bardzo miłe i bliskie mi zachowanie, bo sam zawsze tak robię, kiedy mam gości.
Ba, nawet jak przyjeżdża do mnie z wizytą służbową do obozu Margaret, to jestem przygotowany.
Zawsze zachwyca się kawą, którą jej zrobię :) a i do kawy zawsze coś mam :)
Sympatyczna pani nakazała bym usiadł, bo musi mi się pochwalić.
Zatem czekałem z niecierpliwością, co to będzie za tematyka.
Czym, a w zasadzie kim może chwalić się dobra babcia?
Wnuczkiem!
Tak, wnuczkiem.
Przyniosła mi dwa artykuły z gazet.
Byłem pod wrażeniem kariery naukowej sympatycznie wyglądającego młodzieńca :)
Chłopak z wyróżnieniem skończył studia w prestiżowej szkole w Szkocji.
Widać, że uczelnia elitarna, bo nawet etykieta zabrania tam tradycyjnie krótkiej spódniczki w kratę :D
że o braku bielizny pod nią nie wspomnę :P
No i tak opowiadała, zwierzała się,... a ja tylko przecież na chwilkę.
Musiałem grzecznie przeprosić i iść do dalszych obowiązków, ale przyznać muszę, że takie wizyty lubię najbardziej :)
W drodze powrotnej zadzwoniła służbowa komórka.
Angielski numer kierunkowy.
Pomyłka- pomyślałem, ale postanowiłem odebrać.
Okazało się, że był to młody chłopak, jakże grzeczny i dobrze wychowany.
Pytał o umowę jaką zawierał u mnie na początku roku.
Szybko przedstawiłem mu szczegóły postępowania w jego sytuacji i postanowiłem, że zadam to pytanie...
- To już nie chce mieć Pan z nami nic wspólnego?- po czym zaśmiałem się dla rozluźnienia atmosfery.
- Powiem inaczej. Nie chcę mieć nic wspólnego z osobami z którymi przystępowałem do tej umowy. Niedługo będę w kraju i pozwoli Pan, że zapiszę sobie ten numer, bo na pewno będę chciał dalej kontynuować osobną umowę w tej firmie i oczywiście zgłoszę się do Pana.
- Będzie mi bardzo miło, jeśli zechce się Pan u mnie pojawić- uśmiech.
- Na pewno się pojawię. Życzę dobrej reszty dnia.
- Dziękuję i wzajemnie. Pozdrawiam.

Kurde, więcej takich ludzi jak powyższe dwie osoby i świat byłby rajem, do którego wszyscy mieliby dostęp za życia.
Zatem dzielmy się życzliwością nie zapominając o dobrym słowie.
Czasami ono więcej znaczy niż niejeden czyn.
Pełen optymizmu na jutro i dalsze dni, piszę dobranoc :)

iloveyou Bejbe :*:*:*


piątek, 11 października 2013

Upragnione dwa dni wolnego


Znowu weekendzik :)
Lubię to.
Ostatnio jeszcze szybciej pojawia się jeden po drugim, bo cyklicznie raz w tygodniu mam wyjazd szkoleniowy.
W tym miałem nawet dwudniowy do Wrocka, ale to tylko dlatego, że nazajutrz o 9 rozpoczynało się spotkanie na którym byli "wszyscy święci" i nie można było przybyć spóźnionym (czyt. etykieta :P).
Jako, że pierwszy poranny autobus ode mnie zjawia się lekko po 9-ej we Wro (a liczyć trzeba jeszcze dojazd na miejsce), to zmuszony byłem jechać dzień wcześniej.
Już w poprzednim tygodniu będąc na spotkaniu z Margaret, ugadaliśmy się z nią, że pojedziemy dzień wcześniej by jeszcze bardziej się zintegrować.
Wypad był udany choć samo środowe spotkanie- nudne, przewidywalne i jak dla mnie totalnie niepotrzebne.
Jak chcieli przedstawić strategię rozwoju to mogli mailem podesłać co planują i tym samym zaoszczędzić na kosztach takiego "teatru".
No ale było, minęło. Trochę mi się żołądek skurczył od nieregularnego jedzenia i głowa bolała od wewnątrz pekaesowskiego zaduchu, smrodu, specyficznej woni sprawiającej, że na dzień dobry dostaję globusa.
   Powróciłem do ćwiczeń.
Wczoraj wznowiłem treningi na karimacie :)
Pokładam nadzieję w tym, że uzyskam lepszą formę przed zimą, i że wystrojony od środka w podkoszulki oraz kalesony nie będę czuł się jak salceson w za ciasnym jelitku i chodził kołysząc się na boki jak niegdysiejsza Sigma i Pi w swych kombinezonach z Matplanety :P
   Wracając dziś z pracy, zostałem zaczepiony przez pewną kobietę...
- Dzień dobry Panu!- krzyczała z przeciwległej uliczki.
- Dzień dobry- odpowiedziałem nieznajomej, zastanowiwszy się skąd niby mam ją znać.
- Już z pracy Pan wraca?
- Tak.
- To kiedy Pan się wybiera do Niemiec?
- ???
- A to może ja się pomyliłam?
- No raczej tak, ponieważ nie wybieram się do Niemiec :)
- No a taki Pan podobny i ten sam uśmiech...

...a już myślałem, że jestem jedyny w swoim rodzaju i w swej mieścinie tylko ja tak uroczo się prezentuję i uśmiecham :D:D:D

Dobrego weekendu wszystkim :)

iloveyou Bejbe :*:*:*