camino

camino

piątek, 16 marca 2012

Głębszy oddech

   Piękny dzień
Słońce już od rana uderza w okno.
A ja budzę się kolejny dzień z bólem karku, ale co gorsze, z bólem gardła.
Już wczoraj czułem się tak chorobowo.
Mam nadzieję, że to nic poważnego, bo jutro przy takiej wiośnie za oknem miałem dużo planów do odhaczenia w liście domowych i pozadomowych porządków.
No a za tydzień przecież dolnośląski weekend bugi.
W formie trzeba być.
Zdrowiem tryskać.
Tryskać.
W przenośni i dosłownie.
   Z radosnych wieści
Wczoraj Tato miał wizytę w przychodni.
Pani ordynator widząc wyniki, rzekła:
"Jest Pan wyleczony i nie musi Pan już do nas jeździć. Proszę od czasu do czasu kontrolować morfologię i tyle. Zdrowia życzę".
Wiedziałem i czułem, że będzie dobrze, ale wczorajsze wieści mile to przypieczętowały.
Hany już wczoraj napisał do Tatusia, że teraz to już będziemy mogli wspólnie wypić Jego zdrowie.
No i produkcję Wokerlanding czas w końcu uruchomić :)
Muszę Mu o tym przypomnieć.
W końcu w zdrowym ciele, zdrowy duch :)
   W obozie
Coraz bardziej przytłacza mnie to gmaszysko.
Lada moment spadną na mnie i Karen (w zasadzie bardziej na mnie, bo Karen jak to Karen...) nowe- stare obowiązki.
Czas przypomnieć sobie wiadomości, dmuchnąć w certyfikaty i rozpocząć nową obozodziałalność.
Brrr!
Jak ja nie lubię radykalnych zmian.
Najlepiej być taką obozową Blondi.
Jeśli można byłoby jej przyznać artystyczny przydomek, to zwałaby się "Nie-Ruhanna".
Od dwudziestu lat robi jedno i to samo i jeszcze każdego dnia się pyta o rzeczy oczywiste.
Cienka psychicznie, ale obecnie w jakże zwyżkowej formie, tworzy obozo-rymy.
Uwielbiamy z Kejt kiedy mówi je w naszej obecności.
Patrzymy wtedy na siebie i śmiejemy się w cichej skrytości.
A potem wszystko notujemy.
I tak z działalności językowej Blondi (poza słynną logacją), narodziły się:
- znaczki- kaczki,
- kurde- murde,
- kawusia- pipciusia,
- oceereczek- bąbeleczek,
- krówki- mrówki,
Pewnie o czymś "ważnym" jeszcze zapomniałem, ale produkcja w toku :P
Ogólnie jaja jak berety, choć...
Ostatnio dzieje się rzecz niesłychana.
Chyba jakiś armagedon idzie...
Jajka idą w górę.
A przecież powinna kiełbasa :P
W Polsce, to wszystko jest na opak!

sobota, 10 marca 2012

Syciułejszyn


   Jak niemalże co tydzień w sobotę, tak i tym razem zakupy w markecie mnie nie zawiodły :)
Przy kasie mama z synkiem (urodziwym i fajnie ubranym), wyłożywszy towar poczęła oglądać stojące na półeczce prezerwatywy.
Ujęła pudełeczko w dłoń.
Po chwili swój kciuk do wspólnego (pod)trzymania przyłożył synek.
Widok wprawił mnie w uśmiech, a nad głową "ukazał się" tytuł programu adekwatny do sytuacji- "O seksie z mamą i tatą".
Fajnie to wyglądało.
Zaczytani w "zacnej literaturze" opakowania doszukiwali się czegoś.
Wymienili spostrzeżenia, po czym zgodnie położyli opakowanie na taśmie posuwistej :P
To się nazywa bezpieczny zakup.
Cierpliwość nie była jednak atutem tej mamy.
Poddenerwowana faktem, że w tej samej kasie jedna z klientek robi opłaty rachunków, westchnęła głęboko, wydając z siebie wraz z westchnieniem równie głębokie- "kurwa, jeszcze rachunki płacą".
Wzięła więc winogrona, mandarynki, cztery opakowania past Colgate i "to" pudełeczko, by przenieść się do kasy obok.
Pewnie do męża (który się naprężą) spieszyła, by nie ostygł cały.
A może towarzysz zakupów nie był wcale synem? (choć na takiego wyglądał) :P
Przecież nie zawsze wszystko musi być jasne i proste do rozwikłania :)
Bo dzięki temu...
daje to wiele do myślenia :P


Buziaczki Hany w DNM :*:*:*

czwartek, 8 marca 2012

Hestia z tulipanem w wazonie

   W Związku "jestem żoną".
Owłosioną z dużym ładunkiem testosteronu.
Jestem dbającą o domowe ognisko grecką boginią :P
W przeciwieństwie do mitycznej Hestii, nie odrzucam nigdy zalotów mego Apollona.
Seksownego Ogrodnika M-ego Kochanego.
Dziś z Okazji Dnia Kobiet smsowo złożył mi życzenia, a na znak zbliżającej się wiosny złożył obietnicę (zalotkę taką :P)...
Zasadzi mi tulipana.
Uwielbiam tulipany.
Już sama nazwa brzmi pieszczotliwie, ciepło i jakże przyjemnie.
Kochliwie.
Najlepsze są te z długą łodygą, których kwiat tworzy pięknie zwartą główkę.
Jakże piękną w swym "zalążku".
Piękny widok, piękny zapach i niesamowite doznanie...
Oj będzie rozkoszne wiosny witanie!
Jeszcze tylko dwa tygodnie czasu.
A Potem ogrom bugi-hałasu :P

Kocham Cię Hany :*

piątek, 2 marca 2012

Kolorowe marcowanie

   W nowy miesiąc wkroczyłem z nowymi postanowieniami.
Główne, to powrót do systematycznych ćwiczeń.
   Wczoraj z racji drugiej zmiany miałem w planach pospać minimum do dziewiątej.
Plany te przekreślił ból pleców, który przy zmianie pozycji na boczną tak się nasilił, że zmuszony byłem wstać.
Powstać nawet.
Rozciąganie na nic się zdało, toteż między śniadaniem, a obiadem postanowiłem dać wycisk swoim mięśniom (o ile je jeszcze posiadam :P).
O ile wczoraj miałem wątpliwości co do nich, tak od dzisiejszego poranka nie mam żadnych :)
Mam mięśnie!
Jestem o-bo-la-ły!
Masażysty potrzebuję!
   Pogoda mimo, że wizualnie nie zachwyca, to temperatura dziesięć (a nawet więcej) na plusie zdaje się być już tą godną przedwiośnia.
Hany wczoraj pocieszył mnie, że wiosna ma być ciepła, a lato upalne i suche.
Ja za tym!
Dość już szaroburych widoków, posmutniałych chodnikowych spacerowiczów.
Czas na jakieś ożywienie, kolory, radość... że o miiiłych widokach nie wspomnę :P
   Właśnie zakupiłem kolorową chustę o wdzięcznej i dźwięcznej nazwie "mexico folk"
Czas też na kolorowe skrawki tak mile działające na zmysły wszelakie :)
Niech wiosna będzie z Wami :)
Miłego nadchodzącego weekendu.
Buziaczki Hany :*