camino

camino

czwartek, 27 października 2011

Okno z widokiem na...

piękniejszy dzień
Dzień pracowity jak zaplanowałem.
Miałem tylko wstać wcześniej.
Budzenie miałem nastawione na 6:30, ale i tak wstałem przed ósmą.
Szybka toaleta.
Poranny drink na czczo w postaci mięty z mlekiem i zabrałem się za mycie okna w moim pokoju.
Nie obchodzą mnie ocieplania bloku i że rusztowanie jeszcze nie stanęło w pełni przed moimi oknami.
Nie będę uzależniał czystości szyb od ich żółwiego tempa pracy.
No i zrobiłem co należy, słuchając co chwilę tych samych śpiewek przechodzących pod oknami sąsiadów:
"nie myj bo i tak nabrudzą jak będą ocieplać blok",
"nie myj bo będzie padało",
albo mojej sąsiadki z piętra wyżej- "jak skończysz to przyjdź do mnie" :)
Chętnie- pomyślałem, mając w głowie już formę rekompensaty za usługę :P
Nie, że coś za coś, ale powiedzmy, że ze względu na pewien wzgląd chętnie bym tam poszedł :P
No dobra- fajnego ma syna :)
Potem zadzwoniła Kitty.
Spędziliśmy kilkanaście minut na linii.
Chyba zdecyduję się na Jej model telefonu, bo już mi się podoba.
Przy okazji odnosząc się do wcześniejszego posta, dziękuję Nemstowi i Hanemu za doradztwo w sprawie wyboru :)
Teraz dopijam zieloną i zatwierdzam aukcję z szalo- chustą koloru musztardowego dla Kitty na prezent urodzinowy.
Przy okazji świąt i świętowania ich, to składam także i tu najserdeczniejsze życzenia dla Kochanej Iwanes.
Buziaczki Kochana :*:*:*
Pozdrawiam wszystkich i całuję Męża (który się napręża) :*:*:*
Ps. Właśnie wyszło słońce po prawie tygodniowej nieobecności.
Oj radują się Niebiosa z mej pracy :)

środa, 26 października 2011

www.mójsposóbna...

w zasadzie powinno być- jej sposób na...
   To, że jedna z kierowniczek w obozie robi gołąbki z farszem z pasztetu i salcesonu, to już zdążyłem się przyzwyczaić i przetrawić, choć to mega ciężko strawne myśli.
O "daniu" nie wspomnę.
Dziś poznałem jej kolejny sekret kulinarny.
Sposób Ewki na zupę ogórkową.
Składniki:
- woda
- woda z ogórków ze słoika
- cytuję "fajna śmietana taka gęsta do zup i sosów z Reala"
Reszta to pewnie fristajl w jej wykonaniu.
Nie zdziwi mnie też to, jeśli zamiast wywaru z jarzyn i mięsa użyła gwoździa.
Sekret w tej niezwykłej zupie tkwi w tym, że nie daje się do niej ogórków.
Sama woda z nich ma wystarczyć.
A jeśli wyjdzie za gęsta to dolewamy wody :P
Ewentualnie odrobinkę tej ogórkowej :P
Takie oszukaństwo zwie się zupą o smaku ogórków kiszonych.

Z usłyszenia w pokoju śniadaniowym


Mówi obozowiczka do szfowej:
- ...ale ta pani zupa pięknie pachnie
- No kupiłam sobie rosół, chciałam jeszcze rybę, ale w biedronce tylko w pomidorach były, a ja tylko w oleju jem.
A zupę jem, bo w domu nic nie mam zrobione. Po drodze kupię może jakąś rybę, to będzie.
- Ja lubię solę, kupuję ją często.
- Ja raz kupiłem, to jak się rozmroziła to nie było co jeść.

Śmiałem się w duchu, bo jeśli kupuje puszki i je mrozi w tym oleju, to co tam ma być do zjedzenia? :D:D:D

A potem zadzwoniła Marta Strzelczyk w związku z kończącą mi się umową na telefon.
Jestem więc na etapie sprawdzania modeli komórek.
Ktoś coś poleca?
Czas mam do piątku. Potem zadzwoni ponownie :)
Pozdrawiam wszystkich i całuję mojego Pięknego Podlotka :*:*:*

wtorek, 25 października 2011

Romantyzm w szarości dnia

   Już sam tytuł wydaje mi się romantyczny.
Na tyle, by zrobić sobie ciepłej herbaty, nakryć się kocem i słuchając RMF Classic, głaskać futrzaka pod ręką (jakiego się tam ma :P)
Chciałbym być blisko Męża, albo najlepiej pracować z Nim w jednym mieście, nawet w jednej firmie, tak jak teraz ma z Paulą.
Byłby takim moim Kochanym podlotkiem, który co chwile pod byle pretekstem wykradałby się do mnie, np. zresetować sprzęt :D:D:D

Dziś około południa

- Skarbie muszę lecieć do Pauliny, bo jej nie chce otwierać umów :*
- Ok, leć więc. Kocham Cię :*

Pół godziny później

- Jestem.
- Szybko!
- Musiała tylko wyłączyć kompa.
- Oj, co ja bym dał byś tak do mnie podlatywał :)
- Hehe. Byłoby super.
- Oj, chciałbym byś był moim "podlotkiem" :)
- Na podlotka jestem za stary chyba :D
- E tam... Nigdy się nie jest za starym w "posłudze" Miłości dla Ukochanego :)
- Aleś napisał, jak w jakimś harlekinie :D
- No widzisz, chyba ta pogoda mnie do romantyczności nastraja, chociaż ja zazwyczaj staram się być romantyczny :)

Wszystkiego najlepszego dla Córeczki Kitty, która dziś ma swoje Święto :)
Wszystkiego najpomyślniejszego dla Agniesi, która dziś gra pierwszy mecz w Mistrzostwach WTA
Wszystkiego najmilejszego dla Męża mego i dla Was wszystkich i każdemu z osobna
Muah:*

poniedziałek, 17 października 2011

Akcja "ocieplanie bloku"

   Są dni, kiedy żałuję, że nie mam pierwszej zmiany :P
Taki jest dzisiejszy dzień.
Taki będzie jutrzejszy.
I następny.
I...
Nie no, nie wytrzymam!
   Już przed ósmą postawiły mnie na nogi głośne rycia udarówek o blokowy beton ściany.
Popędziłem do łazienki zobaczyć, czy mi kafelki nie odpadły jak sąsiadce z pierwszej klatki.
Trzymają się, choć ściana cała drży.
Napierają na nią!
Przykładam rękę do kafelek.
Wibrują jak...
Jasny gwint,
Od ponad tygodnia.
Tyle już ocieplają nasz blok i nie jest to przyleganie rozgrzanym ciałem do zimnej ściany, ani lanie ciepłym moczem na zimny mur (czyt. Lejna Mur) :D
   Myślałem, że zaczną od tej części przy moich oknach, bym jeszcze przed atakiem przedzimia miał szanse w miarę ciepłych warunkach atmosferycznych umyć potem okna.
A tu klops!
Na złość chyba zaczęli od drugiej strony.
Od dupy strony.
No i tydzień rozpoczyna się wielkim rykiem i hukiem po mojej części bloku.
Już jednak wolę dentystyczne wiertło, mimo że ma wyższy dźwięk :)
A skoro już o wiertłach to znacznie bardziej wolę, te... :P
No wiecie, nie? :)
Żeby to jeszcze wiertary... znaczy się- robotnicy choć fajni, a to starsi panowie plus jeden młodszy taki nawet byczek ciemnej karnacji, ale zza obfitej odzieży to za wiele więcej nie powiem.
Jakby było lato to co innego.
Może nawet by w okno me zastukali z prośbą o wodę.
A tu co najwyżej mogą o gorącą herbatę, ale i tak nie zastukają :)
No więc tak siedzę w mych hałaśliwych ścianach i nie słysząc własnych myśli, myślę o pewnym wiertle diamentowym, które mnie za trzy tygodnie przeszyje... :P
Spokojnego dnia w cichości Waszych ścian.

Ps. Taki nawet erotyk mi wyszedł pod koniec posta :)
Kocham Cię Hany :*

sobota, 15 października 2011

Niebieski szalik

Taki jak na zdjęciu,
koloru jasno szarej niebieskości,
Miła, zwiewna i pachnąca Mężowymi perfumami chusta.
Zawitała do mnie wczoraj wraz z ekskluzywnymi orzeszkami włoskimi w gorzkiej czekoladzie.
Wszystko pięknie zapakowane.
Taki dar serca jakie lubię.
Imienin nie obchodzimy, ale przez miłą niespodziankę czuję się jakbym już świętował.
Dziękuję Ci Skarbie za radość każdego dnia.
Kocham Cię:*






...a wieczorem położę się na łóżku i otulając się szalem będę jadł czekoladowe orzeszki i zakłócając czekoladową niebieskość będę sączył czerwone wino. Niebieski i czerwony przecież pasują do siebie.
Pięknej soboty wszystkim życzę :)

czwartek, 13 października 2011

Deser po 22-ej

   Pora zdawałoby się późna jak na deserowe przyjemności.
Ba! Nawet kolacja o tej porze to już lekka przesada.
Są jednak poza kulinarnymi smakołykami, także te muzyczne.
Tak zatytułowany mail z piosenkami Anny Marii Jopek wysłał mi wczoraj Max.
Spałem już.
Musiałem odespać dwa dni obozowej orki.
Zrelaksować ciało i duszę :)
Zacząłem już wczorajszym popołudniem odwiedzając fryzjera :)
Wieczorna rozmowa z Hanym i błogi sen, jak zawsze szczęśliwie mnie ukołysały .
Obudziłem się o 9-ej.
Zdążyłem już posprzątać duży pokój i upajam się dźwiękami wspomnianego deseru.
Odkrywam go warstwa po warstwie.
Jest miły, przyjemny i lekki jak pianka.
Dobrze o tej porze roku robi na zmysły.
Jakby to powiedziała Małgorzata F.- jest jak miły powiew o poranku, kiedy otwieram okno.
Dziękuję Ci za to :)

Kocham Cię Hany :*

wtorek, 11 października 2011

Iwanowicz

   Dziś pierwsza zmiana.
Wiedziałem, że da mi popalić.
Już od rana na metr kwadratowy przypadało dwóch petentów.
Z godziny na godzinę gęstość zaludnienia rosła.
Gdyby tylko jeszcze można było wejść do nas oknami, oj bylibyśmy rozszarpywani.
W przenośni i dosłownie.
Kłębiło się, szumiało i było gorąco.
   Około południa pojawiła się wśród tłumu na drugim planie.
Jest bardzo atrakcyjną dziewczyną i tak dotychczas ją postrzegałem.
Znam ją z osiedla, a także z jej obozu pracy.
Jej obozem jest jeden z naszych marketów.
Urodą błyszczy za kasą przy taśmie ciągnącej towary do kasacji.
Wróóóóć! Do kasowania :)
Iwanowicz, bo o niej mowa, przepchała się wśród tłumu do mnie i pyta, czy nie można otworzyć dodatkowego okienka, bo przecież jest tyle ludzi, że ona nie będzie tyle czekała.
Spojrzeliśmy z Karen po sobie.
Nie zareagowaliśmy.
To wiekowe osoby stoją względnie cicho, półgłosem szmerając do siebie jak za dawnych lat w kolejkach za mięsem, a tu gwiazda chciałaby okienko a`vista, bo uwaga- jej się do pracy spieszy!
Jak ja się spieszę do pracy, albo jestem "na styk" z czasem, to już nie wstępuję nigdzie indziej.

Po pięciu minutach...


Iwanowicz: Halo??!! Czy będzie tu jakieś dodatkowe okienko otwarte, bo przecież ile można czekać w kolejce?!
Ja: Jeżeli zdecyduje się Pani opłacić z własnych pieniążków osobę, która miałaby to okienko obsługiwać, to jak najbardziej jestem za, bo i ja na tym skorzystam odpoczywając trochę.
Zrobiła się cisza.
Musiała zrobić jakąś podnietę wśród tłumu i wybłagać wpuszczenie w ogonek, bo dopchała się do Karen błyskawicznie.
Potwierdzenie transakcji zaś musiała podpisać u mnie.
Kręciła nosem, mamrając na biurokrację.
Grzecznie poprosiłem o czytelne wpisanie imienia i nazwiska oraz dzisiejszą datę.
Po chwili dostaję dokument bez daty z jakimiś kulfonami w miejscu podpisu.
Całość komentuję równie głośno jak ona swój apel o dodatkowe stanowisko pracy:
- Widzę, że na czytelny podpis i datę już nie mam co liczyć.
Przemilczała ale oddalając się dodała:
- Tak się podpisuję, a datę wpisze Pan sobie sam- powiedziała oddalona już o jakiś 3 metry ode mnie.
Słyszałem to i postaram się to zapamiętać.
Przy okazji zakupów będzie re-break :P
Dobrego popołudnia i wieczoru życzę :)

Ps. Popołudniową kawę pomyłkowo posłodziłem dwukrotnie! :)
To chyba na osłodzenie goryczy pierwszej- gorszej części dnia.

poniedziałek, 10 października 2011

Brrr

   Zimno, zimno, zimno.
Bardzo zimno.
Bloki mają to do siebie, że w nagrzanych ich płytach człowiek topi się latem, a kiedy chłód za oknem, są tak zimne, że wyobrażenie o przyparciu nagim ciałem pod taki beton nawet w myślach przyprawia o ból!
No chyba, że ktoś napiera byś przywarł to tego "lodowca" :)
Ale to już inna sprawa :)
Musiałem porzucić moje półnagie przemieszczanie się po mieszkaniu i przywdziać spodenki, skarpetki i bluzę z kapturem.
Nawet Tato chodzi w swetrze, co Mu się nie zdarza.
O Pani L wspomnę tyle, że mimo iż to futrzak, to wczoraj spała na swojej podusi, przykryta kołdrą po samą szyję i to do 10:30.
Ponad godzinę dłużej niż my.
O wyjściu na spacer nawet nie marząc.
Tato jak czujny rodzic kochanego maleństwa, czekał, aż szlachcianka (tak mawia Hany) raczy opuścić rozkoszne pielesze :)
Dopiero wtedy nastąpiło zasłanie ich wspólnego łóżka :P
   Minął weekend, który zawsze (o ile w sobotę nie mam dyżuru) jest miłym wyciszeniem od codzienności w ferworze ludzkich szumów, dziecięcych płaczów i wrzasków awanturników w obozie.
Lubię polenić się późnym sobotnim popołudniem.
Odpocząć od porannych zakupów i sprzątań.
Lubię siąść wygodnie w fotelu z kawą w Dżokubku i ciachem na talerzyku (póki co tylko na talerzyku, ale jeszcze miesiąc :D).
Lubię założyć okulary i mając w oczach efekt hd oglądać z Tatą coś ciekawego w TV.
Lubię sobotniowieczorne TVOP* z Mężem.
Niestety odpadł ostatnio mój ulubieniec Kuba :(
Lubię nasze wieczorne rozmowy i fascynacje (p)lub(t)enisowe :D
Lubię niedzielną krzątaninę przy kuchennych garach i ciepłą atmosferę przy niedzielnym stole.
Nie lubię kiedy to mija i przychodzi nowy poniedzielny dzień.
Nie lubię poniedziałku ;)
Choć jest w tym pozytyw.
Każdy poniedziałek szybko przemija, a i z każdym jestem bliżej urlopu i Męża :)
Ciepła w sercu i na ciele na te chłody Wam życzę :)
Kocham Cię Hany :*

... o centralne grzeje!
Mmm...
Ps. Hasło weekendu: "Inne bardziej to chcom" :D:D:D
---------------------------------------------
* The Voice Of Poland

Sendejżen

   Po zwycięstwie w Tokio, nazwana Polską Ninja, co  ma swoje odzwierciedlenie w małej niepozornej osobie dysponującej wachlarzem niesamowitej techniki, posiadającej umiejętność niesiłowego "powalenia" przeciwniczki...
Po wczorajszym zwycięstwie w Pekinie, wypadałoby ją nazwać Cesarzową Chin :)
To był dwutygodniowy seans z Agnieszką niemal każdego dnia.
Każdy mecz dostarczał mi niesamowitych imocji (:P), a na wczorajszym finale zgniotłem doszczętnie pustą butelkę po wodzie mineralnej.
Dobrze, że była pod ręką.
I dobrze, że nie była szklana :P
Jedenaste zwycięstwo z rzędu w pojedynkach i kolejny, tym razem największy w karierze wywalczony tytuł.
Jeden z czterech Premier Mandatorów w posiadaniu Polki (w grze pojedynczej).
Brawo Aga, należało Ci się!
...a że Chińczycy, to pomysłowy naród, to dziś o poranku z wczorajszego osadzenia maskotki mistrzostw w wielkim pucharze, wyrósł taki oto Mandaryn :)
Za premię zaś zdobytą (niespełna 800 000 $) będzie w stanie kupić np.:...
dziewięć milionów rowerów :)

Feichang ganxie

czwartek, 6 października 2011

Route 66

   Gdybym normalnie miał przebiec maraton, to...
bym go nie przebiegł :)
Byłbym bezsilny na te mordercze kilometry.
Jest jednak coś co pozwala nam brać udział w rzeczach wydawałoby się niemożliwych- sny.
Dzisiejszej nocy brałem udział w biegu na nieokreślony, ale bardzo długi dystans.
Wydawał się być tak długi jak Route 66 :)
Równocześnie poza biegaczami ścigali się kierowcy samochodów i motocykliści.
Wystartowałem nie najlepiej.
Miałem jednak co jakiś czas podgląd na rywali.
Zbliżałem się z każdą minutą coraz bliżej nich, sam sobie się dziwiąc.
Droga wiodła przez las po ziemi, która powierzchownie była czarna, jednak od przeorania jej stopami zawodników, na powierzchnię wychodziła jakby jej piekielna warstwa koloru ciemnej pomarańczy.
Na tym odcinku udało mi się prześcignąć egzotycznych zawodników z Afryki i na betonową nawierzchnię wyszedłem już będąc o krok od prowadzenia :)
Uzyskałem je na bardzo ostrym zakręcie w sposób bynajmniej śmieszny.
Stałem praktycznie w miejscu, ale manewr skrętu robiłem jak najbliżej wewnętrznej strony, dzięki czemu małe kroczki dawały mi przewagę.
Pamiętam, że prowadzący Chińczyk rozpychał się i szturchając chciał uniemożliwić mi wysunięcie się na prowadzenie.
Jednym ruchem szarpnięcia ręki uwolniłem się od niego i mówiąc coś w groźnym (jak na mnie stylu) pobiegłem dalej :P
A dalej był bieg między jakimiś domkami.
Istny labirynt.
Pogubiłem się tam, bo trzeba było biec prostą asfaltówką i niestety moje prowadzenie na nic się zdało.
Biegu nie ukończyłem, ale znalazłem się nie wiedzieć czemu w pociągu, na niezbyt wygodnym siedzeniu.
Jechałem w kierunku swego domu, bo wiem nawet jakie stacje mijałem.
Obudziłem się cały obolały i jakiś dziwnie zmęczony.
I pomyśleć, że przed zaśnięciem mówiłem Hanemu, że fajnie byłoby mieć maszynę do projektowania snów.
Sny na życzenie.
   Poranek aktywny i świąteczny.
Route 66, to także wyznacznik drogi życiowej Taty.

Ledwie wstałem, a już grałem w curling (czyt. mycie podłóg).
Nim Tato wrócił z Panią L ze spaceru wszystko już lśniło.
Pościele wyniesione, mieszkanie się wietrzy.
Postawiłem na kawę i zrobiłem jajecznicę.
Tak śniadaniowo złożyłem Tacie życzenia urodzinowe i patrzę na kiepski występ Agi :(
Tato zaś świętuje :)
Poszedł do Trudi, bo dzwoniła do domofonu by jak co dzień przyszedł na film i kawę.
Wcześniej dzwoniła inna znajoma z życzeniami, a przed chwilą miał telefon od cioci Reni.
Także i panienki i wdowy uderzają drzwiami, oknami i telefonami :P
Jednak poza tymi wiekowymi dziewczętami :P najwcześniej życzenia złożył Tatusiowi drugi Synuś, a mój Mąż :) W imieniu Tatusia dziękuję Ci bardzo :*:*:*
Miłego świętowania każdemu z osobna życzę i pokonywania samego siebie w każdej minucie dnia :)

środa, 5 października 2011

Dzwonek w środku nocy

   Dzisiejszej nocy ze snu wyrwało mnie dzwonienie domofonu.
Myślałem, że mi się to śni.
Otworzyłem oczy.
Wytężyłem słuch i...
Ponowny dźwięk domofonu!
Jednak mi się to nie śniło.
Więc może mi się wydawało, że coś takiego słyszę, bo przecież kto o tej godzinie... ?
Która to?
1:15!
No wiecie co?!
Kto normalny o tej porze zakłóca komuś drugiemu ciszę nocną?!
Czwarty dzwonek.
Pani L zaczyna szczekać, bo wcześniej tylko dawała pojedyncze szczeknięcia w ramach ostrzeżenia.
Słyszę też, że domofon dzwoni u sąsiadów.
Kogo więc licho niesie?
Z łóżka nie wychodzę.
Późna pora lekko potęguje atmosferę "grozy" :)
Po czwartym dzwonku ktoś sobie odpuścił, ale nie przedstawił się :)
Kto więc to był- nie wiem.
Zasnąłem.
Często mam tak, że jak mam przerwany sen, to kiedy nadejdzie drugi zaczynam śnić.
No i śniłem.
Dziwnie śniłem.
   W pracy był jakiś nowy system premiowania.
Każdy musiał się logować nadając sobie wylosowany z zestawu login i hasło.
System pokazywał warunki premii.
A po pracy kiedy już na zewnątrz było bardzo ciemno, wracałem z Yaniną, która kompletnie nie była do siebie podobna i z grupą młodych ludzi, których kompletnie nie znałem.
Po drodze mijali nas inni młodzi ludzie i dawali nam ulotki przekonując do swojego systemu premiowania, a tym samym zmiany miejsca pracy :)
Śmieszne to było.
Chyba to takie sny przedwyborcze, tylko co ja z nimi mam wspólnego?
Ja i polityka jesteśmy sobie bardzo obcy :)
A może to polityka wewnątrzobozowa się zmieni i taki zwiastun w postaci proroczego snu dostaję? :)
Może nadejdą nowe, młode rządy...
Tylko czy jeśli dojdzie do tego, będzie to lepsze?
Już wczoraj Szfowa powiedziała, że będą zwolnienia, ucinanie godzin i kasy!
Grr!!!
Odwieczne październikowe straszenie ludu.
   Ranek też jakiś niepodobny do siebie.
Szaro jakoś, ponuro, chłodniej.
Jesień się panoszyć zaczyna i to bynajmniej ta od tych niefajnych efektów pogodowych.
Pogodnie dziś było w Pekinie, gdzie Aga po wygranym meczu z Chinką, awansowała do trzeciej rundy :)
Oby tak dalej.
Pogodnego i niczym nie zakłóconego dnia życzę.
Kocham Cię Hany :*:*:*

niedziela, 2 października 2011

Pomidory na ciepło są niedobre

   To słowa jakie zapadły mi w pamięci, kiedy usłyszałem je rok temu od Męża przy okazji robionej przeze mnie zapiekanki.
Słowa te były tylko komentarzem kiedy przez telefon powiedziałem Mu, że jedną z warstw mego dania jest warstwa składająca się z plasterków pomidora.
Rzeczywiście miał rację.
To też mi nie pasowało, ale trzymałem się przepisu.
I tak od roku trwam w tym Mężowym przekonaniu.
   Będąc w zakopiańskiej Trattorii dostałem tagliatelle z kurczakiem brokułami i... pomidorkami.
Było dobre, ale jedząc śmialiśmy się do siebie.
Temat naszej radości nie wymagał komentarza :)
Wiadomo było o co chodzi.
   Początkiem września, aby odświeżyć sobie kulinarne wspomnienie (bom sentymentalista :P) zrobiłem owo danie na wzór tego włoskiego.
Wyszło pyszne.
Wczoraj także je zrobiłem, ale miałem mniejsze pomidorki niż ostatnio (koktajlowe) i mimo, że dałem je już praktycznie do gotowego dania, skórka i tak przeszła ciepłotą pozostałych składników i pan pomidor postanowił się z niej rozebrać.
"Odpiął guziki" swej otoczki i podczas przeżuwania skórkę trzeba było wyjmować z ust, co by potem na żołądku nie osiadła.
Dodatkowa "atrakcja".
Jednak uciążliwa i psująca smakową celebrację dania.

Podczas wieczornej rozmowy...
- Wiesz Miśku, pomidor na ciepło jest po prostu niedobry.
- Ja od zawsze to powtarzam- odparł Mąż.
No i wybuchnęliśmy śmiechem :)

   Od dziś pomidory tylko na kanapkę,
puszkowane do spaghetti, a przecierowe do zupy...
...a jutro pomidorowa :)

Jonasoporanek

Tym miłym i pięknym zdjęciem poczęstował mnie śniadaniowo Hany.
Jak On wie jaka strawa mnie mega zadowala i jak dobrze przyswajalna przez mój orga(ni)zm jest :P
Oj już marzy mi się kubek z powyższym zdjęciem :D
Ciekawe czy pijąc z niego wszelakie płyny, moja dolna warga dałaby radę sięgnąć... :D:D:D
No w każdym bądź razie starałbym się bardzo :)
Dziękuję Skarbie :*:*:*
Kocham Cię:*
Wszystkim życzę miłych chwil pośniadaniowych oraz wiele radości na tą słoneczną niedzielę :)

sobota, 1 października 2011

東京都

Tokio...
Może kojarzyć się na wiele sposobów.
Jako odległa rozwinięta metropolia w Kraju Kwitnącej Wiśni.
Może być Tokio Hotel :P
Może być piosenka Tokio,...

Mi od dziś Tokio będzie się kojarzyło jakże miło za sprawą wyczynu Agi w finale turnieju Toray Pan Pacific Open.
Otóż poranny mecz przyniósł jej szóste w karierze singlowe zwycięstwo turniejowe.
Drugie w tym roku.
Kolejne z Verą.
Bez dwóch zdań jest to jej największy sukces!
Jej ale także młodego i seksownego trenera :P
Najszczersze i jakże zasłużone gratulacje za postawę w całym turnieju i za ładną prezencję w nowych kieckach Azjatycki Tygrysie :)
A prorokowałem, że albo polegnie z Kerber w drugiej rundzie, albo ją pokona i zawojuje turniej.
Wariant optymistyczny stał się faktem :)
Pozdrawiam i całuję po japońsku Najbliższego mi fana tego sportu- mego Męża :*:*:*
Na koniec kilka japońskich akcentów :P:P:P