camino

camino

sobota, 28 kwietnia 2012

Pracowita sobota

...wycisnąć może z ciebie niejednego pot`a :P

Upał.
Śmiało można od wczoraj używać tego terminu, by wyrazić temperaturę i aurę za oknem.
To cieszy.
Przy takiej pogodzie, człowiek dostaje zastrzyk energii od samego poranka.
Natomiast oczy, cieszy widok, gdy mija się tyle fajnych męskich nóg (przyodzianych w to co tygrysy lubią najbardziej) na chodnikach :)
   Pracowita jak zawsze sobota, zaczęła się dla mnie już po szóstej.
Przed siódmą byłem na cmentarzu, żeby umyć pomnik.
Po drodze zakupy i puszczenie lotka u Lotkowego.
Chyba po ostatnich odwiedzinach w obozie, zaczął mnie kojarzyć, bo dziś pierwszy powiedział mi dzień dobry :)
W domu chwila oddechu przy śniadaniu i kawie i przedpołudniowy wymarsz do pracy na dyżur.
   Wiedziałem, że będzie dziś ciężko.
Niestety nie myliłem się.
Ale czego można było się spodziewać, kiedy ma się zmianę z Blondi.
Tyle dobrego, jak była na urlopie.
Przez ten okres zrezygnowała z rymów.
Wyciszyła się i praktykuje pantomimę.
Nie odzywa się prawie do nikogo.
Jednego klienta obsługuje średnio 10 minut.
I tak kiedy przyszedłem i trzeba było zamykać wrota obozu, ona przy swoim biurku miała kolejkę składającą się z dziesięciu petentów.
Normalnie nie mogłem na to patrzeć.
Dobrze, że to ostatni dyżur przed urlopem.
Zdziwiła mnie Szfowa, która także odwiedziła dziś obóz.
Przyszła przymuszona sporządzeniem i przesłaniem wykazu premiowania.
Zamknięta w swej kajucie nie wychyliła nawet nosa do czasu, aż ostatni klient nie opuścił lokalu.
Zakończyłem swoje czym prędzej, by nie oglądać bladej twarzy z wyszminkowanymi na krwistą czerwień ustami (dziś wyjątkowo rozmazanymi jakby nie wiem co robiła :P) i wytuszowanymi rzęsami, które sklejały się, brudząc na czarno powieki.
Brrrr!
Przecież od czasu do czasu powinno się przeglądnąć w lustrze!
   Po powrocie liczyłem na dobre widowisko tenisowe w wykonaniu Agi.
Niestety zawiodłem się.
Kolejny raz nie miała pomysłu, by poradzić sobie z Victorią :(
Zdegustowany poszedłem przyszykować coś słodkiego na niedzielę.
Rano kupiłem piękny rabarbar i jabłka, więc zagniotłem czym prędzej ciasto drożdżowe.
Nałożyłem owoce, kruszonkę i wsadziłem do piekarnika.
Aromat unosi się po całym domu.
Uwielbiam zapach drożdżowego ciasta, a jeszcze bardziej... :)
...a w upale to już uhuhu :P
 
W ramach sobotniej muzyki świata w Trójce i u mnie na koniec będzie coś miłego i romantycznego do posłuchania i wyciszenia na dobranoc :)



Pięknego weekendu wszystkim :)

piątek, 27 kwietnia 2012

Wiosna w pełni

   Tydzień powoli ma się ku końcowi.
Wreszcie pogoda godna wiosny, o ile nie lata.
Od wczoraj śmiało można chodzić w krótkim rękawku, co też niektórzy poczynili.

   W dzisiejszym moim śnie pewnemu Bloggerowi było tak gorąco, że...
zupełnie roznegliżowany klęknął na krześle i z wypiętym tyłem oklepywał się między rozszerzonymi udami po rowie.
Najpierw palcami, potem całą ręką.
Po chwili wziął zasypkę dla niemowląt i białym proszkiem okładał się po pośladkach.
Potem Ktoś Mu w tym pomagał :)
Wstał z krzesła cały czas tyłem do mnie, zatrząsł pośladkami (chyba chciał otrzepać się z nadmiaru zasypki) i... ubrał zielono czarne bokserki i takie same, jakby z kompletu getry piłkarskie.
Pewnie był to miks senny pod nazwą "Erotycznie w kierunku Euro" :P


   Wczorajsza, krótka rozmowa telefoniczna z Yaniną, poza tłumionym śmiechem, doprowadziła mnie do czegoś na miarę wściekłości.
Otóż Yanina doszła, zaszła i jest w ciąży.
Fakt ten skrywała przede mną aż do wczoraj (a poród za 3 tygodnie).
Nic mi o tym wcześniej nie mówiła, a ja dowiedziałem się od osób postronnych jakieś dwa miesiące temu.
Kiedy wczoraj przez telefon powiedziała mi ni z gruchy ni z pietruchy- Pistacjo, przecież ja Ci mówiłam, że będę miała drugie dziecko- myślałem, że padnę.
A kiedy dodała- musiałeś być chyba jakiś śpiący, bo przecież Ci mówiłam- zawrzało we mnie.
Jednak kobieta zmienną jest, a co dopiero kobieta ciężarna.
A jeszcze nie tak dawno temu "pozdrawiała" za to Jadwigę (wspólną koleżankę), że ta ukrywała się przez całą swoją ciążę, jakby fakt posiadania brzucha, był czymś wstydliwym.
Nie omieszkałem jej tego przypomnieć :)
Pogratulowałem oczywiście, bo wiem że jest szczęśliwa, a ja lubię jak ktoś jest szczęśliwy i dobrze mu się wiedzie.
Tylko po co te wpierania?
By usprawiedliwiać samą siebie?
By nie wyjść na dzikusa?
Nie wiem, nie zagłębiam się w to :)
   Od wtorku jestem Marinero, a nawet Dabl Marinero :)
Przed południem listonosz przyniósł mi Mężową przesyłkę z piękną jasnobrązową marynarką.
Zachwycony byłem co niemiara.
I żeby nie było, jestem cały czas :)
Hany to jednak zna moje wymiary.
Po powrocie z pracy także zastałem w domu przesyłkę.
Firma kurierska doręczyła zamówioną przeze mnie granatową marynarkę.
Dość klasyczna i uniwersalna, bo do wszystkiego.
Tak oto jednego dnia wzbogaciłem się o dwa mega ciuchy, które od tak dawna chciałem mieć.
Dostałem też większej motywacji do przyspieszonego wciśnięcia się w czarne wąskie spodnie.
Objawia się to tak, że ćwiczę każdego dnia.
Jednego dnia pełny trening, a drugiego skrócony, by dać sobie odpoczynek, ale by nie dopuścić do braku aktywności fizycznej.
Nie mogę znaleźć nigdzie mojej skakanki, wtedy krótkie treningi zastąpiłbym skakaniem.
Ale jest dobrze jak jest. Mięśnie odczuwają, że "dostają po dupie" :D
Czekam teraz na jakieś efekty :)

Jeszcze tylko dwa tygodnie :)
Za dwa tygodnie o tej porze będę przesiadał się w Krakowie na PKS do Sióstr :)
Tam też będzie Mój Brat of course :)


Kocham Cię Bracie :*

niedziela, 22 kwietnia 2012

Entomologicznie

...czyli nie wszystko, co ma żądło jest nieprzyjemne :)
 
   Niedziela taka jak lubię.
Słońce od rana.
Otwarte wszędzie okna.
Zapach (...) kawy miesza się z zapachem gotującego się obiadu.
Szkoda tylko, że to ostatni wolny dzień.
Od jutra potrójnie ciężko.
Pierwsza zmiana, 6 dniowy tydzień (dyżur w sobotę) i stres każdego dnia, bo dyrekcja jeździ i kontroluje pracę obozowiczów. Nie wiadomo więc kiedy zawita u nas.
Ciekawe ile zła jest w tej nowej dyrektorce, a ile wykreowała go wizerunkiem obozopostrachu Szfowa.
Ile by go (zła) nie było, to nie chcę się tego dowiedzieć.
Mało mnie to ciekawi.
Baaaardzo mało.
Jest przecież tyle milszych i przyjemniejszych spraw.

   W piątek po długich allegro-szperach udało mi się kupić marynarkę :)
Mam nadzieję, że będzie dobra, bo bardzo mi się podoba i co najważniejsze jest uniwersalna- do wszystkiego.
Mało tego (marynarkowego).
Wczoraj, Hany załatwił mi kolejną :)
Jasnobrązową cienką, więc jestem wniebowzięty :P
   Coraz częściej łapie mnie lenistwo. Chyba organizm czuje zbliżający się urlop.
W końcu pół roku pracuję bez wytchnienia :)
Dodatkowo wiosna potęguje tęsknotę za wolnym.
Tak pięknie się zazieleniło po ostatnich deszczach.
Ukwiecone drzewka kuszą zapachem i wabią do siebie owady.
Nie wiedzieć tylko czemu, wczoraj rano obudziło mnie bzyczenie osy.
Była mega duża.
U mnie w pokoju kwiecia nie ma, więc co ją skusiło do wbicia się tutaj?
No i którędy weszła?
Okna wszak zamknięte był!
Zawsze bałem się żądlących owadów. Brrr.
Wolę inne żądła.
Takimi mógłbym...
... nie pogardziłbym :P

czwartek, 19 kwietnia 2012

Dzień optymizmu

   Tydzień mija galopem.
Już czwartek.
To cieszy, bo lubię weekendy.
Każdy kolejny zaś przybliża mnie do majówki z Hanym.
Dziś dodatkowo fajnie będzie w pracy.
Skąd to wiem?
Szfowa nieobecna.
Jej brak w Gmaszysku oznacza luz psychiczny i czystsze powietrze.
I pomyśleć co robi brak jednej osoby w Zgromadzeniu :)
Kejt zapowiedziała, że trochę się spóźni i przyjdzie w różowej koszuli, by to uczcić (oczywiście to pierwsze nie wchodzi w grę, bo za porządna jest).
A ja, jako mniej porządny właśnie przyjdę później :)
Wczoraj za późno wyszedłem z domu, by przedłużyć sobie drogę do skarbówki.
Pójdę tam więc dziś i złożę pity.
   W ramach ładnej pogody robię pranie.
Nadal poszukuję też marynarki dla siebie.
W kurtkę wiosenną już nie ma sensu się zaopatrywać, bo nie wiadomo ile w niej pochodzę.
A nuż lato przyjdzie już w maju i będzie leżała bezużyteczna w kącie.
Marynarka będzie najlepszym rozwiązaniem, bo chcę taką, którą jak mawia Sara- można nosić pół elegancko i pół sportowo :)
Zlecenie dałem do Hanego, a i sam przeczesuję zasoby allegro na necie.
   Coraz częściej myślę o erotycznej konsumpcji Męża :)
W zasadzie nie ma dnia, bym o tym nie myślał, ale też i nie ma chwili bym nie myślał o Nim (no ale to jest oczywiste).
Ps. W pracy znowu odwiedził mnie Lotkowy.
Przyglądnąłem się obrączce...
Jaka tam ona ślubna :P
Nadal trwam w przekonaniu, że to gej i że za kilka lat będziemy "na cześć" :P

Życzenia na czwartek?- MOKRYCH MAJTEK :P
A propos... Te powyżej (choć to szorty) podobają się Miśkowi (i to nie tylko ze względu na prześwit:P).
Więc spytałem, czy chodziłby w takich, bo jeśli tak to postaram się takie same skombinować :)
No i oczyma wyobraźni zobaczyłem, jak spaceruje w upalne lato chodnikiem.
Na stopach sandały, na tyłku te szorty (z prześwitem) i luźna (także z prześwitem) koszulka modelu lejba :)
No normalnie sex in the city!
Miłego dnia wszystkim.
iloveyou my Fragrance by Organique :):*

wtorek, 17 kwietnia 2012

Niespodziewana zmiana wieczornych planów

   Poniedziałkowy dzień w pracy minął dość spokojnie.
Sił i nerwów zbytnio mi nie zszargał.
Nawet ku memu zaskoczeniu Lotkowy z obrączką na palcu mnie odwiedził.
Jak na "małżonka", to obrączka za cienka i nie taka jak te ślubne.
Nie miałem sposobności się dłużej jej przyjrzeć, ale fakt jej posiadania nie czyni z niego hetero :P
No jakoś tak czuję :)
   Wieczór miał być jeszcze spokojniejszy.
Na początek Touch- świetny serial jaki oglądamy co tydzień z Hanym, a potem gorąca linia.
Ani jedno, ani drugie nie wypaliło, bo tylko się serial zaczął, a usłyszałem pukanie do drzwi (jak to mówi obozowa Pięta- dźwi :P).
Ewiczka z góry.
Przyszła rozliczyć mi Pit-a.
No miło z jej strony, ale wiedziałem, że jej późna pora przyjścia wiąże się z jeszcze późniejszą porą wyjścia.
Nie myliłem się zapowiadając smsowo Hanemu, że z rozmowy raczej nici, bo północ stuknie.
No i znowu jako prognostyk sprawdziłem się świetnie :)
Przy okazji rozliczania obowiązkowe gadu gadu, bo Iv, to z tych co buzia im się nie zamyka.
No i mimo późnej pory jedna pozytywna wiadomość.
Troszkę zwrotu będzie :)
   Noc minęła szybko i spokojnie, a o poranku słoneczko radośnie zastukało przez rolety, więc je wpuściłem.
Rozbawiła mnie Gaba, pisząc takiego oto sms:

"Cześć Wujek, dziś jest mój najgłupszy dzień w życiu. W parku zbieramy śmieci, a mi się tak nie chce".


W całej tej zabawnej dla mnie wiadomości, jakiś poważny wniosek trzeba było wyciągnąć.
Odpisałem zatem tak:

"Kochana. Dzięki takiemu uczynkowi, ziemia w parku się ucieszy, że będzie mogła na wiosnę normalnie oddychać, a nie dusić się pod stertami śmieci. Głowa do góry".


Z nadzieją, że dzisiejsze jeszcze nieśmiałe słońce jest zwiastunem poprawy pogody i to na dłużej, dobrego ciepłego i pełnego radości dnia życzę :)
iloveyou Hany :*

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Senne trudy edukacyjne

   Przeszedłem dziś samego siebie, jeśli chodzi o senne możliwości.
O długość spania.
Wstałem o dziesiątej!
Największy wpływ ma na to zapewne pogoda, bo całą niedzielę i całą noc z niedzieli na poniedziałek padało. Chłód, wilgoć, szarość, to wszystko tak mnie ukołysało, że oddałem się sennym historiom jakby z realnym uczestnictwem.
Snów nie pamiętam wszystkich, bo były skomplikowane, ale wszystkie przenosiły mnie w lata szkolne.
Nie ma to jak przenieść się we śnie w czasy kiedy było się uczniem i trafić na odpytkę lub sprawdzian.
Człek taki nieporadny, a najprostsze rzeczy urastają do rangi tych o najwyższej skali trudności.
Dzisiejszej nocy pisałem sprawdzian.
Trzy pytania.
Dwóch pierwszych już nie pamiętam, choć polotu pisarskiego nie miałem.
Trzecie jakoś utkwiło mi w pamięci, bo odpowiedź na nie ściągnąłem od koleżanki.
Otóż miałem się rozpisać o... funkcji peanowej policji :)
Wiedząc, że pisemne sprawdzenie mej wiedzy nie poszło mi najlepiej, postanowiłem nie oddawać kartki tylko w przerwach uzupełnić o brakujące wiadomości i dopiero potem oddać :)
Ech, co za spryt, że też na taki mnie nigdy nie było stać w realnych warunkach szkolnych :P
Finalnie moja pisanina zajmowała cztery strony kartki z zeszytu.
Niektóre zdania były tak bardzo "ściskane", by się wszystko zmieściło, że szok :)
We śnie wspinałem się jeszcze na jakieś piętra.
Poza schodami, przez jakieś mury wysokie.
To już przełożyło się na realne odczucie po przebudzeniu.
Plecy bolały mnie niemiłosiernie :)
   Dziś poniedziałek.
Pięć roboczych dni przede mną.
Ktoś lubi poniedziałek?
Nastawiam się na luźniejszą pracę niż w ubiegłym tygodniu.
Mam nadzieję, że samo nastawienie wystarczy :)
Blondi od dziś na urlopie, więc zapowiedziałem dziewczynom, że postaram się godnie zagrać aktorsko jej zastępstwo :)
I tak o trzynastej muszę już tam być mieszając kawę i wcinając dwie kromy chleba.
Po drodze muszę zaopatrzyć się w czekoladę milkę, by po kawie i kanapkach zjeść jej połowę.
Pocmokać w zębach, by cały słód wyszedł (to będzie najtrudniejsze :P).
I opieprzać się bez użycia pieprzu ale od czasu do czasu podskubując czekoladkę, pijąc drugą kawę i zamawiając pizze lub pierogi.
Ot co.
Tylko jak ja bym po okresie jej urlopu wyglądał.
Twarda z niej jednak sztuka :)
Ooo, o rymowankach nie mogę też zapomnieć :P
Pogody ducha życzę i dobrego dnia.
Kocham Cię Hany :*

sobota, 14 kwietnia 2012

Wszyscy spragnieni przybądźcie...

   Wreszcie wolne.
Uwielbiam soboty, kiedy nie mam dyżuru i nie muszę dusić się nawet w trybie skróconym w murach obozu.
Dziś pozwoliłem sobie na lejzi przedpołudnie.
Dotrzymywałem Hanemu towarzystwa w pracy.
Niestety tylko wirtualnie, ale zawsze to coś.
No i jak zawsze powtarzam, powinienem stać się maskotką Jego firmy, siedzącą na biurku i machającą radośnie główką jak niegdyś pieski w samochodach za tylnymi siedzeniami.
Czemu?
Otóż moje życzenia owocnej pracy najczęściej się sprawdzają :)
Dziś też długo nie trzeba było czekać na owocny efekt mych życzeń.
A życzenia podwójnie mocne bo jakże szczere no i z serca dla Serca.
   W popołudnie wkroczyłem mocnym tąpnięciem.
Zgromadziłem w sobie na tyle chęci i sił, że w godzinę wysprzątałem całe mieszkanie.
Potem poszedłem na baaardzo drobne zakupy, ponieważ po świętach w mej lodówce nadal jest coś na miarę spiżarni.
A, że jutro w Parafii święto, to zrobiłem zieloną sałatkę.
Ciasta jeszcze mam (mimo że sporo osób nim częstowałem), więc tak myślę, czy nie otworzyć jutro jakiegoś kramu :)
Nikt nie musiałby nic kupować, tylko podchodziłby i się gościł.
Obustronne uśmiechy.
Wymiana serdeczności.
Takie miłosierdzie przez uczynek względem ciała.
Głodnych- nakarmić.
Zatem zapraszam.
Spokojnego wieczoru i pięknego świętowania niedzieli :)

Kocham Cię Bejbe :*

piątek, 13 kwietnia 2012

Trzynastego... wiosna Twoje ma imię

   Dziś świąteczny dzień.
Urodziny Mamusi Natalki.
Karteczka plus ulubione łakocie doszły wczoraj, a dziś z rana wykonałem telefon.
Udało mi się wstać w miarę wcześnie jak na drugą zmianę.
Po siódmej byłem już na nogach.
Obudził mnie Tato, krzątający się z rana przed wyjściem do piekarni po chleb.
No i korzystając z maksymy, kto rano wstaje... zwlokłem się z łóżka, bo co mi po długim leżakowaniu.
A nuż jakiś surprajsik się trafi kiedy się dzień szybciej zacznie.
Powolnym ruchem podniosłem rolety ku górze, by wpuścić trochę nieśmiałego słonka.
Akurat z klatki wychodził seksi Wojtek z góry.
Dziś na biało niczym anioł.
Ale kto go tam wie, co mu w duszy gra.
Może jest równie czarna i kręcona jak jego włosy :P
Ciekawe czy białe były i gatki? Taka myśl pierwsza zaświtała mi w głowie :)
No takie zboczenie, co zrobić :)
Po kilku niegrzecznych myślach (wywołanych filmem o pewnym równie niegrzecznym wujku :P) poszedłem do łazienki.
Najpierw toaletę poranną brała Pani L, potem młodszy pan, czyli ja :)
Czysty i pachnący uchwyciłem czajnik z wodą dymiący.
Kawę zalewając , kromki chrupkie ukrawając.
Przy konsumpcji myśli kilka o dniu.
Największe pocieszenie- ostatni dzień roboczy w tym tygodniu.
I nie zmieni tego nic.
Nawet uchodzący za pechowy- piątek trzynastego :)
Dobrego dnia, dużo słońca i optymizmu.

iloveyou Hany :*

środa, 11 kwietnia 2012

Poświątecznie niebezpiecznie

   Święta jak zawsze minęły szybko.
Za szybko.
Człowiek jeszcze nie zdążył odpocząć, a już trzeba mu było iść do pracy.
Tam zaś rzucony w stosy niekończących się spraw wymagających kontroli, ledwo co wygrzebał się na powierzchnię, to zaś w stosach owych tonął.
A gdzie jakaś przerwa, oddech, relaks.
No ale to było do przewidzenia, bo choć Hany pisał mi, że będzie spokojnie to ja wiedziałem, że po wolnym, pierwszy roboczy dzień przypadający na termin (dziesiąty) sprawi, że będzie gorrrrąco.
No i nie zawiodło mnie moje prognozowanie :(
Obsadę też miałem pierwsza klasa, tylko, że pierwsza od tyłu.
Na pocieszenie dla mnie i Kejt, Blondi nie zawiodła nas swoimi rymowankami.
I tak oto wczoraj powstały "Misie Pisie i Dodisie"- Boże i z kim ja pracuję.
Płowowłose Big Czajld!
Do kompletu odwiedziła nas wczoraj Iwanowicz, jednak oszczędziła nas i nasze nerwy.
Ale jeszcze trochę.
Spore trochę, ale wytrzymam.
Równo za miesiąc rozpoczynam urlop.
Chyba już zacznę odliczanie.
Oj jak ja lubię maj :)
   Od jutra zaczynam ćwiczenia.
Poświąteczne nadmiary kalorii trzeba zbić, a najlepiej zabić, by już nie powracały.
Ach te moje tendencje do ich powrotów...
Cel- wejść w czarne zwężane czarne Lee, jakie dostałem od Męża.
Póki co wchodzą stopy, łydki, opornie uda i pół bioder :P
Ale ja dam rade :)
Nie ma to jak postawić sobie jakiś cel :)
Oby szybko, bo latem to czernie będę mógł zakładać tylko na pochmurne dni.
Inaczej się ugotuję w palącym słońcu :)
Choć w sumie taka sauna dla ud nie byłaby zła :P
Słońca i radości oraz radości i słońca życzę :)

iloveyou Bejbe :*

sobota, 7 kwietnia 2012

Wiosenna Wielkanoc (nie do końca poprawna)

Mimo, że wiosna była (choć jest), to chwilowo gdzieś uciekła.
Zielenią pokusiła.
Kwiatami pokrasiła.
Serca stworzeń wszelakich pobudziła.
Schowała się w cień,
albo też znalazła przytulną sień (u Macieja Zień).
Jakie kreacje zaoferuje?
Jakie trendy podyktuje?
Czy przystroi nas nocą w koc?
Zobaczymy. Póki co- Wielka Noc.



Z tej Okazji chciałbym życzyć wszystkim ciepła miłości, zdrowia, szczęścia i niekończącej się nigdy nadziei.
Radosnego świętowania w gronie rodzinnym i niezapomnianych doświadczeń duchowych.


Kocham Cię Skarbie :*
Sercem jestem jeszcze bliżej Ciebie w te dni.

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Kolejny raz tęsknię

   Są w roku takie dni, kiedy po dawce ogromnego szczęścia i radości, przychodzi szary, mokry od łez poranek.
Tak jest dziś.

Właśnie wróciłem do domu.
Sam.
Przez dziesięć dni byłem silniejszy, radośniejszy,... za dwóch.
Był ze mną Hany.
Tradycją jest, że u schyłku marca wita me skromne progi, a ja wraz z nim każdy piękny poranek i cały dzień.
Zawsze staram się sobie tłumaczyć, że jeszcze miesiąc, dwa, że za chwile znów będziemy się śmiać, ale kiedy wracam do pustego domu (choć jest Tatuś i Pani L), to wzbiera we mnie fala.
Czuję nadchodzące tsunami łez.
Staram się znaleźć jakieś namacalne ślady mego Szczęścia.
Chcę jeszcze raz poczuć zapach wiosny, jakim wraz z przyjazdem Męża przepełnione jest każde pomieszczenie.
Co znajduję?
Łyczek niedopitego czerwonego wina z wieczora, pół ciabatty z dżemem truskawkowym oraz mały łyczek kawy w kubku i całą porcję śliwkowego placka drożdżowego ze śniadania.
Porzucone na łóżku spodenki i koszulkę (przykładam do twarzy, przytulam jak najdroższy skrawek tkaniny, wtapiam się w zapach by pod przymkniętymi powiekami jeszcze raz ujrzeć Jego obraz).
Namacalnie to tylko tyle.
Nienamacalnie to Miłość, której nie zastąpi nic.
Miłość, jako strawa, dla duszy i ciała, którą teraz będę żył, by przetrwać te początkowe dni pustkowia.
Gdzie jesteś?
Samotność dręczy mnie!
Kocham Cię Skarbie i Dziękuję za te Wszystkie Chwile Szczęścia, jakie razem z Tobą los mi dał :*
Do zobaczenia niebawem.