camino

camino

środa, 30 czerwca 2010

Zapożyczony fetysz. Odsłona trzecia.

Happening, jak ostatnio nazwał moją akcję Mąż, cieszy się powodzeniem. Kolejnym Gościem, który zgodził się pokazać swoje nogi na łamach mojego bloga jest chłopak o wiele mówiącym pseudo- owlosionenogi.
Ja nazywam go "3x owlosionenogi". Dlaczego?
Otóż:
1) nick sam w sobie,
2) jest posiadaczem mocno owłosionych łydek,
3) owłosione łydki kręcą Go także u innych.
Jak wyglądają dolne partie Jego ciała? Zobaczcie sami na poniższych zdjęciach.
ODSŁONA NR 3 - owlosionenogi


Dzięki za wyrażoną zgodę na fotki :)

O grzaniu, które jest teraz zimne w dotyku, czyli prezenty


Po piątkowym prezencie, o którym rozpisywałem się dwa posty wcześniej, otrzymałem od Męża kolejne.
W poniedziałek dostałem bardzo trendy ciuchy:
1) błękitny t-shirt w serek w czerwone i białe napisy,
2) koszulę House-a z długim rękawem w czerwono niebieską krateczkę (kolory bardzo zbliżone do tych jakie są na obrazku dołączonym do posta :) ) na białym tle,
3) oliwkową koszulę z pagonami na guziki.
Wszystkie rzeczy są cudowne i szyte jak na miarę. Po raz kolejny miło mnie zaskoczyłeś i pokazałeś z jaką perfekcją znasz moje gabaryty. Dziękuję Ci Moje męskie uosobienie Alice Cullen :)
Wczoraj natomiast, kurier przyniósł mi do pracy płaskie pudełko, opakowane w firmową foliową kopertę. Wiedziałem, że to kolejny prezent urodzinowy. Anioł kupił mi coś do ochłody, aczkolwiek nie ja będę się tym chłodził, tylko mój laptop (o tym w jaki sposób ja się chłodzę, patrz- http://yomosa.blogspot.com, sposób na upały, post z 28.06.2010).
Podczas piątkowego pokazu na kamerce, połączenie między mną, a Miśkiem przerwało się, bo komp samoistnie się wyłączył. Przegrzał się. Anioł powiedział, że kupi mi płytę chłodzącą pod laptop i będzie to kolejny prezent do urodzinowej kolekcji. Urodziny za 51 dni, ale priorytetem była żywotność mojego sprzętu. Płyta jest bardzo fajna. Aluminiowy podest w kształcie prostokąta ma po bokach dwa wentylatory, dookoła których są symbole znaków zodiaku. Bardzo fajny design sygnowany napisem The Zodiac. Ja i mój laptop (też prezent od Męża) jesteśmy bardzo wdzięczni Darującemu :) :*
Za wszystko dziękuję i bardzo Cię Kocham :*

niedziela, 27 czerwca 2010

Zapożyczony fetysz. Odsłona druga.

Przeglądając profile użytkowników na pewnym portalu, natrafiłem na jeden z tych, który klimatycznie przykuł moją uwagę. Mózg automatycznie zarejestrował to, co przekazał mu "zoom moich oczu" :) Informacja "seksowne nogi w białych stopkach, osadzone w zajefajnych Pumach" przeleciała miłym dreszczem po moim ciele (chyba wkraczam w zaawansowane stadium fetyszu :P ). Nie mogłem pozostawić tego profilu bez komentarza. Czym prędzej napisałem więc PW do maxmen92:
"Widzę Pumy rządzą :) zajefajne fotki mmm :)".
Jakże chciałbym, by te nogi mogły ozdobić mojego bloga- pomyślałem. Fotki są idealnie zrobione, więc tylko gdyby się zgodził...- kontynuowałem ową myśl.
Wieczorem w "zwrotce", otrzymałem podziękowanie za komentarz, a także informację o odwiedzinach na moim blogu, który "całkiem fajny jest". Zrobiło mi się miło. Podziękowałem więc za odwiedziny i pomyślałem, że może warto spróbować zadać "magiczne pytanie" :)
Forma elektroniczna jest niby bezosobowa, ale i tak czułem nieśmiałość.
Napisałem :)
Nie czekałem długo na odpowiedź. Była przemyślana i niestety taka jakiej się obawiałem:
"Szczerze powiedziawszy miło, że chciałbyś wstawić moje zdjęcia na swojego bloga, ale mimo wszystko nie chcę aby moje zdjęcia widniały na czyimkolwiek blogu :)
pozdrawiam serdecznie:) ".
Chwilkę było mi tak nawet smutno, ale uszanowałem taką odpowiedź i doskonale ją rozumiałem.
Szansa na to, by nogi takiego młodego ciasteczka znalazły się na poście, legły w gruzach.
Odpisałem więc dziękując za odpowiedź i pożyczyłem spokojnej nocy.
W łóżku rozmawiając z Mężem wyraziłem nawet swój smuteczek związany z takim obrotem sprawy.
   Dzień rozpoczął mi się cudownie, choć spałem krótko. Uwielbiam kiedy poranek wita mnie słońcem, to zawsze ładuje moje wewnętrzne baterie. Przetarłem oczy i napisałem smsy na dzień dobry do Ukochanego i Sióstr :) Potem szykowałem się na poranną mszę.
Po powrocie włączyłem laptop i postanowiłem, że sprawdzę skrzynkę mailową.
Nie uwierzyłem, kiedy zastałem tam 5 fotek, a w tytule maila hasło: "fotki na bloga". Mimo całkowitego przebudzenia po poranku przetarłem oczy ponownie :)
Na portalu też była wiadomość:
"Witam ponownie :)
Po pewnym zastanowieniu stwierdziłem jednak, że pozwolę Ci wstawić te zdjęcia na bloga, dlatego też wysłałem Ci już e maila na podany mi wcześniej adres. Umieściłem na nim nie tylko te czarno białe zdjęcia, ale też jakieś inne, więc do Ciebie należy wybór, które wykorzystasz chociaż uważam, że te czarno białe są mimo wszystko najfajniejsze.
Pozdrawiam :)".
Wykorzystam wszystkie, bo każda z tych pięciu jest mrrr.
Chciałem jeszcze dodać, że mój Gość podobnie jak ja lubi fajne sportowe buty i podobają Mu się ładne nogi.
Choć dziękowałem już o poranku, dziękuję raz jeszcze. Dziękuję Ci za zmianę zdania, tak miłą dla mnie.
Poniżej prezentuję wykwintną ucztę na niedzielę. 
ODSŁONA NR 2 - maxmen92

560 gram niesamowitych doznań

Od piątkowego popołudnia jestem posiadaczem powyższego cuda :)
To prezent urodzinowy od Męża. Co prawda do mojego święta jeszcze troszkę dni, ale Hany uwielbia robić mi niespodzianki także w dni powszednie :) Od dawna zapowiadał, że kupi mi ten ring, by robił mi dobrze przez 365 dni w roku :)
Kiedy wziąłem w ręce ochronną kopertę, w której został wysłany, zaskoczyła mnie jego ciężkość. Przez bąbelki w kopercie wymacałem obręcz i kulkę. Jeeeeeej, to jest kula, a nie kulka- pomyślałem i zacząłem myślami ubierać cockring.
Po odpakowaniu moim oczom ukazało się srebrne cudeńko, którego sam widok mnie podjarał :)
Jako, że Misiek był z wizytą u Tommyego, Kitty i Sary, obiecałem, że z założeniem poczekam do wieczora. Zależało Mu bardzo by obserwować przez kamerkę mój pierwszy raz z tym ekskluzywnym gadżetem. Nie mogłem pozbawić Go tego widoku.
Około 22:00 stałem już nago przed laptopem, w ręku trzymając cockring. Misiek sympatycznie się uśmiechał. Mi początkowo nie było do śmiechu, bo zamartwiałem się tym, że przez skromną obręcz nie przepcham swoich klejnotów, a zwłaszcza jajek (teraz mogę się uśmiechać i śmiać pełną gębą).
Mąż, jak zawsze udzielił mi cennych technicznych wskazówek i poinstruował mnie przez telefon, jak "ujarzmić byka".
Brzmiało to mniej więcej tak:
- ...najpierw włóż jedno jajko- powiedział Mój Nauczyciel.
- Nie wejdzie- odpowiedziałem zmartwiony.
- Wkładaj je pionowo, a nie poziomo.
Po krótkiej chwili weszło :)
- Teraz naciągnij trochę worek w obręczy i przepchaj drugie jajko przez ring- pobrzmiewały kolejne wskazówki.
Naciągnąłem mosznę i z lekka niezdarnie zacząłem przepychać jajko przez metalowy okrąg. Można by pomyśleć, że gram w jakąś grę zręcznościową :)
- Nie chce mi przejść- kontynuowałem swoją wątpliwość.
- Dasz radę. Przepychaj.
Uff- udało się! Przepchałem worek i jajka, to wielki sukces :P
Pozostało wcisnąć jeszcze kutasa (dosadność słów dyktowana jest klimatem posta).
Nie powiem, że poszło gładko. Skóra hamowała o metal i ciężko było, ale po chwili udało mi się go wcisnąć i aż sobie krzyknąłem z radości.
- Ależ jestem z siebie zadowolony- powiedziałem. Dziękuję Misiu :*
Skarb promieniał z zachwytu.
Teraz pozostało się wypiąć i wepchać kulę za zwieracze :)
Kula- twarda sztuka. 5 cm średnicy, 14 cm w obwodzie, metaliczny chłód, a to wszystko jako kontrast dla mojej rozgrzanej dziury o dużo mniejszej średnicy. Na szczęście dzięki jej elastyczności udało mi się po chwili wpakować "bilę w łuzę" :)
Wydałem przy tym charakterystyczny okrzyk jęku :)
Mąż uśmiechał się na kamerce a akustycznie słyszałem go w bluetooth-u.
Operacja "instalacja" zakończona Wielkim Sukcesem. Hura!!! Cudo jest na mnie i we mnie :P
Poruszam się, siedzę. Potem wstaję robię przysiad. Za każdym razem nieopisane wrażenie. Jedno co mogę powiedzieć- jest mega przyjemnie.
Wczoraj także korzystałem z chwil przyjemności i pochwalę się, że instalka i reinstalka gadżetu idzie mi coraz lepiej :) Nabieram wprawy :P
Ja i opisywane cudo spędziliśmy wczoraj ze sobą 4,5 godziny :) Dobrą godzinę zeszło mi zrobienie fotek dla Skarba (poniżej prezentuję jedno skromne foto :) ). To takie moje podziękowanie za piękny erotyczny prezent. Kocham Cię Mężu :*

piątek, 25 czerwca 2010

Zapożyczony fetysz. Odsłona pierwsza.

"Witaj Mężu Kochany :* na samym początku życzę... pięknych wakacji :) niech fajna młodzież szkolna chodzi po mieście w japonkach, fajnych adikach, a najlepiej na boso :):):) ..."
Takimi słowami przywitał mnie dziś rano Mój Kochany.
Tak miło i w klimacie jaki lubię i który mnie jara :)
Wczoraj Mąż zachęcił mnie do tego bym swoje fetysze zaczął realizować na specjalistycznym portalu. Nie dość, że na co dzień dba o mnie jak o diament to jeszcze dba o sprawy związane z realizacją moich fetyszy (Anioł Mój Kochany). Zarejestrowałem się więc na snikersowsko soksowym portalu. Wypełniłem wszystkie obowiązkowe pola i opcje, umieściłem 5 zdjęć i pomyślałem o czymś. Może ten profil pomoże mi w realizacji tego, o co apelowałem na blogu, czyli umieszczeniu zdjęć stóp, soksów, butów, łydek innych kolesi za ich zgodą oczywiście.
Po tej chwili refleksji zauważyłem, że mam pierwszą prywatną wiadomość. Sprawdzam więc.
- "Miło tu :) pozdrawiam"- napisał fresh24
Zagadnąłem więc w "pewnej sprawie" dopisując, że mam śmieszne i naiwne pytanie :)
Odpowiedź mile mnie zaskoczyła.
- "hej hej witam ponownie:)
miło ze odpisałeś. Szczerze powiem, że z ciekawości kliknąłem na Twoj blog własnie mam go otwartego, ale jeszcze wszystkiego nie przeczytałem i tez chyba nie byłem w galerii przypadkowo zrobionych fotek. Jak nie masz nic przeciwko moge podesłac Ci Te fotki które mam tu i jeszcze cos bym na kompie poszukał i wcale nie było to smieszne pytanie, bo wręcz przeciwnie, ja lubie inteligentnych facetów, a jak jeszcze są sneakersami to miodzio. Mogę udostepnić sie pod hasłem. Wystarczy ze wpiszesz ..."
Coś przeciwko?- pomyślałem. Nigdy w życiu, przecież o to właśnie mi chodzi :) W tejże chwili w głowie pojawiła się radująca mnie myśl- będę miał pierwszego chętnego, na pokazanie klimatu w swoim wykonaniu.Super.
Odpisałem więc: "Dzięki za szybką i jakże miłą wiadomość. Będzie mi niezmiernie miło, że będę mógł zaprezentować Twoje nogi i stopy na swoim blogu."
W taki oto sposób prezentuję poniżej pierwszą odsłonę z cyklu "zapożyczony fetysz."
ODSŁONA NR 1 - fresh24 


 Dzięki wielkie za udostępnienie fotek. Pozdrawiam ciepło.

Zmieniam się. Odstawiam na bok skorupę wstydu...


Jestem jaki jestem. Jestem na pewno nieśmiały, choć potrafię obudzić w sobie tygrysa. Byłem zawstydzony, zakompleksiony i ślepy na komplementy Skarba i innych. Nie potrafiłem dostrzec i docenić tego, czym obdarował mnie Najwyższy.
...a dał mi, jak to mówi Anioł, wiele atutów cielesności.
Wieczorem po ćwiczeniach, na prośbę Męża zrobiłem sobie bardzo otwarte fotki. Takie, które wiele odsłaniają i z przyjemnością przesłałem Mu na skrzynkę.
Zachwycił się.
Dla zwalczenia w sobie tego, co działo się w mojej głowie kiedyś, kiedy pomyślałem cieleśnie o sobie, postanowiłem grubą kreską oddzielić tamten etap. Niewiele myśląc, wysłałem te zdjęcia Adamowi. Adam, to nasz najbliższy kumpel. Jest nam jak brat. Dotychczas bardzo się go wstydziłem, bo jest cielesnym uosobieniem młodego bóstwa. Podczas ubiegłorocznych wspólnych wakacji, często wystawiali z Aniołem na widok swoje modelowe ciała. Patrzyłem zawsze z zachwytem na te piękne męskie widoki. Po części zazdrościłem Im tego. Też chciałem być taki. Chciałem bez zbędnego wstydu prezentować się półnago. Chciałem i będę. Tegoroczne wakacje także spędzamy razem. Dołączę do Nich w chwale swej śmiałości, po wielkiej wewnętrznej przemianie, by karmić Ich oczy swoją seksownością. Śmiałe jest to co piszę, ale tak.... Wierzę w siebie, tym bardziej, że inni wierzą. Dziękuję Ci Skarbie, za to wszystko (Ty wiesz za co), także Tobie Adaśku za dzisiejsze słowa na gadu :*:*
Ps. Dziękuję także wszystkim, którzy kiedykolwiek i jakkolwiek słali mi miłe słowa i komplementy.

środa, 23 czerwca 2010

Wyjątkowa jajecznica


Dzień (jak to bywa najczęściej) rozpocząłem od przeczytania zaspanymi oczami smsa od Skarba. Dziś w nim, z okazji Dnia Ojca, Tatuś dostał życzenia od Synowego swego :)
Wstałem czym prędzej, a z racji tego, że było jeszcze wcześnie, Tatuś i czworonożna Pani L jeszcze spali.
Pomyślałem, że na dzień dobry do życzeń dołożę smaczne śniadanie. Założyłem swój fartuszek i zabrałem się za robienie jajecznicy oraz rozpuszczalnej kawy z mlekiem :)
Jajecznicę z siedmiu jajek dla naszej dwójki, rozpocząłem od podsmażenia kawałków boczku. Potem dodałem małą cebulkę, a gdy całość się zarumieniła, wbiłem jajka. Chwila na ich "ścięcie" i plastry mozarelli na wierzch. Czajnik "zagwizdał" w samą porę, więc po kilku chwilach w kuchni roznosił się zapach śniadania.
Nim zaniosłem wszystko na stół, Tatę zbudziła Whitney, która wybrzmiewała swoją melodią w Jego komórce. Nim Tato się zorientował, że trzeba odebrać, telefon ucichł.
Kiedy przyszedłem do pokoju, siedział już na łóżku. Postawiłem śniadanie i przysiadłszy koło Niego, przytuliłem i złożyłem życzenia.
Do posiłku zasiedliśmy z wielkim apetytem i nadziejami na piękny dzień, jaki budził się za oknem. Miły chłód poranka wlatywał przez uchylone już drzwi balkonowe, a biała smuga ulatująca z kubków z kawą wędrowała ku nim, jakby na zaproszenie.
Po kilku kęsach, śniadanie przerwało ponowne dzwonienie telefonu. Siostra zadzwoniła do Tatusia.
Zeszło Im jakieś 20 minut. W tym czasie zdążyłem zjeść swoją porcję i odnieść talerzyk to kuchni. Po skończonej rozmowie, Tato zabrał się za kontynuowanie śniadania, o które też dopominała się Pani L.
Jako, że jest zwolenniczką sępienia oraz kawy, w domu było słychać zabawny psi śpiew. Może to też taka forma życzeń od niej :)
Kiedy siedziałem już bezczynnie trawiąc jedzonko, moja celebracja poranka skupiła się na smsach dla Tatusia. Przeczytałem Mu życzenia od Mężusia oraz Kitty i Sary. Był zadowolony, że tego poranka tyle Bliskich pamiętało o Tym Dniu.
O 8:30 wybraliśmy się na cmentarz, żeby umyć pomnik. Mamusia spoczywa pod lipą, a teraz jest okres jej kwitnienia. Musimy więc wyjątkowo dbać o to święte dla nas miejsce.
Pisząc o lipie, przypomniało mi się jak Mamusia opowiadała zawsze jakie to miała szczęście na egzaminach do szkoły ponadpodstawowej, kiedy spośród tylu zestawów wylosowała swój ulubiony- życie i twórczość Jana Kochanowskiego :) Dziś owa lipa- namiastka twórczości Jana z Czarnolasu stoi i "patrzy" na Nią z góry. Biorąc jednak pod uwagę stronę duchową, to Mamusia spogląda na to drzewo :)
Ps. Kiedy przed chwilą zobaczyłem, co Mąż mi zakupił na urodziny, to poruszyły się me zwieracze z radości a myśl napłynęła przeogromnym zadowoleniem i dumą, że oto ja będę posiadaczem tak szlachetnego CUDA! Cuda jak wiadomo są w cenie! Już teraz dziękuję Ci Skarbie :*:*:*
Kocham Was Chłopcy Mojego Życia :*:*

MMS


Wczoraj o 15:00 będąc w pracy dostałem MMS od Miśka.
Zrobił mi niesamowitą niespodziankę i frajdę wysyłając zdjęcie, jakie sam wykonał komórką. Jak widać przedstawia młode łydki podążające w dal po chodniku, osadzone w białe skarpetki i sportowy obuw :)
To już drugie zdjęcie kogoś obcego w mojej kolekcji :) Powoli staje się kolekcjonerem tych miłych widoków.
Drżyjcie więc młode ciasteczka z odsłoniętymi łydkami lub stopami, bo nie znacie dnia ani godziny, kiedy wasza "seksowność" zawita na moim blogu :):):)
Ps. Jeśli Ty, Drogi Czytelniku mojego bloga, chciałbyś dobrowolnie ozdobić mój post w opisywanym wyżej klimacie, będzie mi bardzo miło :)
Fotki wszystkich chętnych do pokazania swoich łydek, skarpetek, stóp i sportowego obuwia proszę nadsyłać na poniższy adres e-mail w tytule wiadomości wpisując "blog":
tahoe.gm@gmail.com
Dzięki! :)

wtorek, 22 czerwca 2010

Tosty a`la kramer

ładne słowa to: wuwuzele
brzydkie słowa to: wybory

 Sen przyszedł szybko. Po wieczorku spędzonym z Hanym przed kompem, wślizgnęliśmy się do łóżeczek. Było mi tak błogo, że miłe Jego westchnienia rozkoszy działały jak najlepsza kołysanka.
Noc w końcu była spokojna, bo przez ostatnie dwa dni czatowałem w łóżku martwiąc się o Tatę. W niedzielę na maksa rozbolał Go ząb. Nie pomogły 3 tabletki przeciwbólowe, wpychanie watki z Salviaseptem i octem. Rano poszedł do dentysty i przyszedł już bez bólu, ale także i bez zęba. Jak każdy facet, ból znosił tragicznie, a i ogromny stres związany z wizytą u "kata" Go nie ominął. Na odchodne zapomniał, że za usługę trzeba zapłacić :) Na szczęście zorientował się w porę. Kolejną wizytę ma na 4 sierpnia. Mnie także zapisał, bo dawno nie byłem, a pobolewa mnie coś na górze. Ciekawe czy wytrzymam ponad miesiąc :(
Póki co zaciskam bolące od czasu do czasu zęby. Gadam, śmieję się, zgrzytam i gryzę :P
Dziś na śniadanie przygotowałem sobie tost a`la kramer. To coś dobrego dla tych, którym zostaje mało świeży chleb po weekendzie :)
Poniżej podaję przepis pochodzący z Men`s Health, najpoczytniejszego męskiego pisma mojego i Miśka.
Składniki:
- czerstwy chleb,
- 250 ml mleka,
- 4 łyżki startego żółtego sera,
- 4 jajka,
- sól, pieprz, oliwa
Wykonanie:
Roztrzepać 2 jajka w misce, dolać mleka, wsypać ser, przyprawić i wymieszać wszystko ze sobą. Zanurzyć w misce kromki czerstwego chleba, tak by nasiąkły płynem i przekładać je na rozgrzaną patelnię z oliwą. Opiekać z obu stron.
Zagotować w małym garnku wodę pół na pół z octem. Do wrzątku wbić jedno jajko, a chwilę później drugie. Po 3 minutach wyciągnąć je łyżką cedzakową, opłukać przez sekundę pod bieżącą, zimną wodą i położyć na opieczonych kromkach. Można posypać szczypiorkiem.
Skoro mowa dziś o zębach i stomatologu, to dla wrażliwych zębów i dziąseł polecam mniejsze przypiekanie tostów :)

czwartek, 17 czerwca 2010

Rafał


..."Drogi L" się nie odezwał. Może sobie źle pomyślał o mojej wizji?
Wydarzyło się jednak coś miłego :)
Zachęcony sugestią Misia, zabrałem ze sobą pod prysznic Rafała :)
Rafał, to mój sztuczny penis. Nazwaliśmy go tak wspólnie z Miśkiem, na cześć Rafaela Nadala- boskiego tenisisty z Hiszpanii. Solidna budowa i latynoski kolor skóry były elementami, które ułatwiły nam wybór imienia :)
Rafał ma 25 cm, jest solidnie gruby i ma jajka :) Jego zaletą jest przyssawka...
Przycisnąłem go do kafelkowej ściany pod prysznicem. Odegrałem z nim wstęp, dotykając go ręką i językiem. Parę błysków flesza dla Misia i już stałem nad nim masując go po całej długości. Wtarłem lubrykant. Dokładnie i obficie nawilżyłem główkę oraz swoją dziurkę, a potem zacząłem nabijać się na Rafę :)
Robiłem to delikatnie i stopniowo, bo taki gigant potrafi rozwalić od wewnątrz:)
Było przyjemnie. Kwadrans zabawy z imienną sztucznością, a w wyobrażeniu on- chico latino.
Zabawy nie trwały długo, bo moja czworonożna Pani L. czekała już w przedpokoju na ostatnią przed nocą kąpiel.
Mimo, iż dzień mnie nie zmęczył, to nawet nie wiem kiedy "odpłynąłem w kierunku Morfeusza".
Wieczorna rozmowa z Miśkiem nie zapowiadała takiego finału. Pamiętam tylko jak Misiu dochodził i przyjemnie stękał. Potem film mi się urwał. Tak oto zasnąłem w najlepsze z bluetoothem w uchu i nie nastawioną  na poranne budzenie komórką. Dobrze, że po 4 otworzyłem lekko oczy i miałem na tyle chęci i sił, by nastawić budzenie na 6 :)
Kolejny miły poranek w pracy.
Już na sam początek fajne młode ciacho. Potem drugie, ale nie tak bardzo ciachowe, ale sympatycznie wyglądające i młodsze ode mnie o równy miesiąc :)
Kulminacja ciacha i to takiego mojego ulubionego, bo fetyszowego, nastąpiła około południa. Wówczas pojawili się dwaj kolesie. Sportowy styl. T-shirty, krótkie spodenki, sexi łydki, białe stopki i fajny sportowy obuw :)
Nie mogłem przegapić takiego widoku z bliska. Mimo, że widziałem owe seksowne cuda przez szyby w drzwiach prowadzących na hall (stąd było najbliżej do pięknego widoku), bardzo radował mnie ten kierunek patrzenia. Szkoda, że nie mogę otworzyć tych drzwi i rzucić się na te nogi- pomyślałem.
Przypomniał mi się sobotni równie fajny widok w Galerii. W sklepowej przymierzalni New Yorker-a chłopak mierzący spodenki prezentował smacznie łydki i stopy w białych stopkach. Oczywiście nie uszło to mojej uwadze i nie omieszkałem nie uwiecznić tego. Głośny flesz komórki i "mam go" :)
Mała fotka, a tyle radości :)

środa, 16 czerwca 2010

E jak erekcja


Środa.
Pamiętam jak w liceum zawsze mówiłem, że jak jest środa to już prawie jakby był weekend. Zawsze to tylko jeszcze dwa dni, a potem wolne.
Powoli dostrzegam uroki pracy na pierwszą zmianę, której tak bardzo nie lubię i od której stronię. Muszę przyznać, że kolejny dzień z rzędu wstaję koło 6 i czuję się naprawdę bardzo dobrze. Jest sporo argumentów "za":
1. szybko zaczynam dzień,
2. w pracy nie eksploatuję się tak szybko, w związku z czym zachowuję wigor i energię, gdy z niej wychodzę,
3. mam pół dnia dla siebie,
4. no i z Miśkiem mogę popisać troszkę.
Wczoraj co prawda popołudniowe klikanie mi odpadło, bo po pracy odwiedziłem Yaninę, z którą w poniedziałek się umówiłem.
Yanina, to moja bardzo dobra koleżanka. Znam ją od dziecka, bo wychowywaliśmy się na sąsiadujących ze sobą podwórkach. Chodziliśmy do tej samej podstawówki, potem do jednej klasy w liceum, gdzie byliśmy ze sobą zżyci jak rodzeństwo syjamskie. Studia też wybraliśmy te same i nawet byliśmy w tej samej grupie :)
Potem nasze więzi troszkę się rozeszły, ale i tak z Nią mam najlepszy kontakt, jeśli chodzi o znajomych w mieście.
Do domu wróciłem przed 18, więc Hany zbierał się powoli do domu.
Wieczór mieliśmy łóżkowy, wypełniony naszymi fantazjami. Snułem wyobrażenia o dobrze wystylizowanym rudzielcu, który był u mnie w pracy oraz o "tirowcu", którego widziałem przechodząc koło stacji paliw. Miał na sobie tylko ceglasty kombinezon (coś na wzór ogrodniczek). Całościowo wyglądał apetycznie i samczo :)
Dzisiejszy dzień także rozpoczął się "na baczność", jeśli pod uwagę brać sfery seksualne.
Jak przywykłem robić o poranku, sprawdzam portale i skrzynkę mailową. Tam zastałem wiadomość od L. Wysłał mi i Miśkowi fotki z ostatniej sesji. Dwa ostatnie zdjęcia przykuły moją uwagę i automatycznie nasunęły mi wizję jakiej mój umysł nie chciał usunąć w ciągu całego popołudnia. Nie pomogła nawet masturbacja w kibelku (tym w pracy) :)
Co do wizji, była jasna i klarowna. Jako, że L oraz ja jesteśmy soksiarzami moje "coś" usadowione głęboko w mózgu zapragnęło wysłać Mu 3 dniowe czarne stopki Pumy. To "coś" we mnie zapragnęło by L chodził w nich troszkę, a potem zalał je swoją spermą. W pracy wyobraziłem sobie jak pochylam się nad ospermioną stopką. Czuję parujące od niej ciepło i zapach nasienia. Wysuwam język i zlizuję to...
Miałem wzwód. Napisałem szybko sms do Miśka, który polecił mi wywalić kutasa pod biurkiem i zrobić fotkę. Na tyle się nie zdobyłem, ale poszedłem do toalety. Dużo mi nie trzeba było. Po chwili mój pen był już nabrzmiały na maxa. Fotki robiłem, a jakże... :) Poszły pierwsze soki. Je też sfotografowałem, a potem wytrysk prosto do ręki. Dałem upust swemu ciału, ale nie poskutkowało w 100%, więc musisz to zrobić Drogi L :) :) :)
Misiek też miał erotyczny dzień. Wyładowuje się teraz ćwicząc swoje boskie ciało. Ja próbuję przez ten post :) Da się wyczuć chyba, że jestem dziś wyjątkowo bezpośredni :)
Do nocy jeszcze trochę czasu. Może się coś miłego wydarzy? Czekam więc :)

sobota, 12 czerwca 2010

Niebieskie szorty


Usnąłem dość szybko zmęczony całodniowym skwarem. Noc też nie przyniosła oczekiwanego ukojenia i przyjemnego powiewu rześkości.
Przebudziłem się po 3:00.
Dobrze, że nie jest punk trzecia- pomyślałem i przywołałem sobie wspomnienia z Egzorcyzmów Emilly Rose. Szybko jednak wyrzuciłem z umysłu demoniczne wizje i pognałem do kuchni.
W całym domu egipskie ciemności. Usłyszałem tupot małych stóp, a konkretnie łapek, które najwidoczniej zbliżały się w moim kierunku.
To moja Pani L.- suczka skundlowanego sznaucera miniaturowego. Śpi na tyle czujnie, że gdy tylko usłyszy jakieś niewielkie poruszenie w domu, zaraz idzie węszyć.
Uspokojona tym, że to jej pan a nie jakiś włamywacz- gwałciciel :) zaczęła z radości kręcić ogonkiem i lizać mi stopy.
Boże jaką mam suchość w gardle. Czym prędzej wsadziłem sobie do szklanki wapno musujące i udałem się do pokoju by zalać je mineralną, która stoi zawsze obok łóżka. Minerały i mikroelementy (bo tak tłumaczyłem swemu umysłowi podczas kolejnych łyków) szybko wchłaniały się w krwiobieg i poczułem przypływ miłej energii. Teraz już przeszkadzała mi tylko niemiłosierna duchota, której efektem było moje mokre ciało. Spowijała je cienka smuga wilgoci, którą wchłaniały tylko luźne bokserki, w których spałem. Uchyliłem sobie okno, ubrałem koszulkę by mnie nie zawiało i położyłem się nie nakrywając ani grama swego ciała. Ułożywszy się na boku, zasnąłem...
Wstałem koło w pół do ósmej. Po szybkiej wizycie w łazience byłem już gotowy do sobotnich zakupów na targowisku.
Sobota to dzień, w którym zawsze robię coś dobrego kulinarnie. Kocham gotować i piec, a zwłaszcza jak ma to potem kto jeść i ewentualnie słać pochwały :P
O 8:00 mijałem już targowe stragany i szukałem wzrokiem, który handlarz ma ładniejsze pomidory :) Poza pięknymi malinówkami kupiłem ogórki, szczypiorek, koperek i młodą kapustę oraz pierwszy raz w tym roku truskawki za 7zł kilogram.
Ładnych łydek i odkrytych stóp- brak :(
W drodze powrotnej kupiliśmy też z Tatą jajka i chleb.
Do domu przyszedłem znowu lekko nawilżony na ciele, a może nawet bardziej niż lekko :) Miałem już jednak sposób na miłe ochłodzenie.
Gdy dochodziłem do swego bloku dostałem sms od Miśka:
"Mam ogromną prośbę:) chodź dziś po domu w tych krótkich spodenkach ode mnie. Tych niebieskich:) i zrób sobie kilka zdjęć. Proszę!"
Po wypakowaniu zakupów poszedłem do pokoju i niewiele się zastanawiając zdjąłem majtki i założyłem niebieskie szorty:) Chwile potem wziąłem aparat do ręki i zabrałem się za zrobienie małej sesji specjalnie dla mojego Skarba.
Kiedy skończyłem moja twarz i ciało skąpane były potem. Nie myślałem, że nonstopiczne podlatywanie do aparatu w celu sprawdzenia efektu fotograficznego oraz zmiany pozycji podczas sesji wywołają aż tyle potu :)
Gdyby tak mnie teraz Misiu widział, to zacząłby mnie całować tak namiętnie i samczo jednocześnie oraz kąpałby swoje ciało w kroplach mojego. Efekt byłby taki, że poza jajkami jakie od czasu do czasu wychodziły mi z krótkich nogawek w szortach, wychodziłoby coś jeszcze :P a potem, to już.....
Odpaliłem laptop, zrzuciłem fotki. Potem lekko je obrobiłem i wysłałem 2 maile na skrzynkę Misia.
Zachwycił się! Lubię, gdy jest zachwycony i radosny, to dla mnie podwójna radość.
Dodałem też jedno zdjęcie z twarzą na jeden z portali (mój ulubiony) :)
A propos portalu (tego ulubionego), zastałem 2 miłe komentarze "że przystojny jestem". Sam nie wierzę w to co przeczytałem, ale cholernie to miłe. Próżny jestem, wiem:) ale lubię to.

piątek, 11 czerwca 2010

Tak lubię


Piątek rozpocząłem dość wcześnie, bo za pomocą budzika, który zadzwonił o 6:00.
Jak ja nie lubię pierwszej zmiany- taka myśl zawsze jest w mojej głowie, kiedy zmuszony opuszczeniem łóżka gonie do kuchni, by wyłączyć alarm budzika. Budzikowy alarm, to taka ostateczność, bo zawsze pięć minut wcześniej ustawiam budzenie w komórce. Nie zawsze skutkuje :)
Po porannej toalecie i płukaniu twarzy zimną wodą, jest już dużo lepiej. Potem odświeżający tonik i lekki krem aloesowy i jest nieźle.
Teraz czas na sms do Misia, bo już lepiej widzę na oczy :) Następne w kolejce są smsy do Kitty i Sary i "bączki" do moich stałych Sygnałkowiczów :)
Kiedy organizm jest już lepiej pobudzony, czas na pierwsze śniadanie. Powinno być lekkie i dostarczyć potrzebnych składników by umysł dość dobrze funkcjonował w pracy :)
Kilka łyków niegazowanej wody mineralnej na czczo i szykuję orzechowe crunchy z jogurtem naturalnym.
Do pracy robię sobie bułkę sezamową z pastą tuńczykową, żółtym serkiem i liściem sałaty lodowej, a do gorzkiej kawy biszkopty na osłodę.
Nie myślcie sobie, że w pracy zawsze czas mi pozwala na takie chwile lunchu, ale jak tylko jest taka możliwość to korzystam.
Według prawa pracy należy nam się 30 minut przerwy, ale z tym to bywa różnie.
Wracając do śniadania.... Lubię je jeść odwiedzając pocztę mailową i przeglądając wszelakie portale na których jestem zarejestrowany, "a bo może ktoś coś napisał lub skomentował" :) Troszkę to chore, ale dziś odkryłem, że to mój nałóg. Nałóg, który lubię :)
Kiedy mija 7:00 czas nastawić pewne urządzonko (wtajemniczeni wiedzą o co chodzi :) ) i przywdziać bieliznę oraz odzienie wierzchnie :)
Jako, że dziś poranek zwiastuje "żar tropików" odzienia nie będzie dużo. Kolejny etap- krótka chwila stylizacji :) zakładam buty, biorę torbę na ramię i ruszam, tzn. "lecę do pracy"- tak często piszę Miśkowi jak zamykam drzwi od mieszkania.
Droga do pracy to kwadrans. Witam budzące się powoli i ospale miasto. Modlę się i myślę. Mijam drogi, skrzyżowania, most, a na nim najczęściej młodzież nieśpieszącą się do szkoły. Jeszcze trochę i to ostatnie nie będzie elementem drogi do pracy. Wzrokiem szukam odkrytych męskich łydek w ładnych sportowych butach lub zadbanych stóp w sandałach, czy japonkach, ale rano- marn`e szans`e :( Mijam rynkowy deptak, ratusz, gdzie patrzę ile jeszcze mam czasu i czy podgonić tempo, czy nie :) Mijam moją ulubioną kwiaciarnię Pulchnej i... widzę ładnie owłosione łydki. Widzę też białe buty sportowe. Przyspieszam kroku by zobaczyć jakie skarpetki są osadzone w tych butach, bo są na tyle wysokie, że nie dostrzegam z daleka. Poza tym z daleka kiepsko  widzę :) albo i nawet :(
Dochodzę, dochodzę, dochodzę... :) i co widzę? Biały soksik nie będący raczej stopką, ale całość wygląda dość smacznie. Mijając bank, wystawiam mu w myślach dobry (4.0) i skręcam do niby mojego drugiego domu, choć wolę ten swój, gdzie czeka na mnie zawsze Tato i piesek :)
W pracy jak to określiła wczoraj Marza- "czarno, gwarno i parno" :) dokładnie tak samo było i dziś. W końcu jest po dziesiątym i ludzie mają kasę.
Po męczącym dniu w moim obozowisku wychodzę- dziś wyjątkowo wcześniej. Zapisałem się na wizytę do fryzjera, więc idę na chwilę relaksu, bo lubię jak ktoś mi grzebie we włosach :) Finał wizyty jest taki, że ubywa mi 25 zł (bo z myciem i masażem skóry głowy), ale wychodzę zadowolony :) W drodze do domu myślę o obiedzie. Tato mi dzwonił, że kupił młode ziemniaczki. Dobra będzie ryba i kupię też ogórki, bo mam ochotę w tym upale na mizerię. Uwielbiam mizerię. Lubię jak mi się po niej odbija :) Tak lubię to :)
Do domu dochodzę ugotowany i obładowany. Rozbieram się jak zawsze do majtek (taki strój po domu kocham najbardziej), zakładam mój kuchenny fartuszek, który podarował mi Misiu i zabieram się z Tatą za szykowanie jednodaniowego dziś obiadu.
Tatuś odebrał dziś od Pulchnej zamówioną w środę kompozycję do wazonu na nowiutki i już gotowy pomnik Mamuni. Kupił mi też dziś w aptece wapno musujące i sztyft na ukąszenia pokomarowe, bo dziady, a raczej dziadówy mnie pokąsały. Gule, że hej, a swędzi i piecze niemiłosiernie...
Wracając do obiadku. Ziemniaki dochodzą, ryba ze szpinakiem już na patelni, ogóreczki w misce. Kroimy cebulkę, szczypiorek, siekamy koperek. Kilka chwil i lekki fajny obiadek gotowy.
W telewizji właśnie zaczyna się inauguracyjny mecz Mistrzostw Świata w piłce nożnej. Gra Meksyk i gospodarze imprezy, czyli RPA. Nie interesuje mnie to za bardzo więc, po skończonym obiedzie idę popisać z Misiem na gadu i zobaczyć co i jak na portalach, bo przecież lubię to :)

"Może zwykły dzien to nie koniec świata
Bo najważniejsze,że jesteśmy razem,mamy nasze sny
Przecież zwykły dzień dobrze się układa
I w jego całym tym chaosie jestem Ja i Ty"


Kocham Cię Misiu :*

czwartek, 3 czerwca 2010

Raz, dwa, trzy- sypię; raz, dwa, trzy- sypię...


Dzisiaj Święto Najświętszego Ciała i Krwi Jezusa- Boże Ciało.
Z obserwacji jakie poczyniłem przed poranną mszą świętą, wynika, że jakieś 90% ludzi nie potrafi poprawnie zrobić znaku krzyża wchodząc do Kościoła.
Czasami patrząc na wchodzących parafian, ogarniał mnie śmiech. Znak krzyża kreślą na różne style, ale dominuje styl "klepanie po brzuchu" :-)
Śmiesznie to wygląda, zwłaszcza jak przychodzi brzuchaty parafianin. Wtedy jest oklepywanie mostka, bo po łonie to nie wypada, a i dosięgnąć ciężko :):):)
...A więc Drodzy Parafianie, sypnę Wam kazanie.......
"Duży znak krzyża w Kościele katolickim i w Kościołach ewangelicko-luterańskich wygląda następująco: prawą ręka, z wyprostowanymi palcami (symbolika 5 ran Chrystusa) kreśli się linię od czoła (wypowiadając w tym czasie słowa "w imię") do serca ("Ojca"), później od lewego ("i Syna") i do prawego ramienia
("i Ducha Świętego").
Mały znak krzyża polega na nakreśleniu na ciele (zwykle kciukiem prawej ręki) trzech krzyżyków: na głowie, ustach i sercu. Wyraża on gotowość do rozumienia, głoszenia i realizowania w życiu Słowa Bożego".*
------------------------------------------
*http://pl.wikipedia.org/wiki/Znak_krzy%C5%BCa

wtorek, 1 czerwca 2010

Póki


Póki radość jest w nas
Słońca dłoń gładzi twarz
Warto żyć, warto śnic, warto być
Póki wciąż śpiewa ptak
Rzeka ma źródła smak
Warto śmiać, cieszyć się
Warto kochać

Gdzieś w każdym z nas
Jest dziecka ślad
Małe szczęścia
I ich smak.


Witam ciepło i serdecznie w nowym miesiącu i mimo, iż pogoda nas nie rozpieszcza to dziś cieszmy się i radujmy bo czerwiec ma dla nas wszystkich piękne Święto :-)
Z okazji Dnia Dziecka wszystkim małym i większym oraz młodszym i starszym dzieciom życzę samych radości i serdeczności w tym dniu i nie tylko. 
Każdy z nas jest dzieckiem, o ile owo dziecko potrafi w sobie odkryć. 
Dla mnie definicję bycia dzieckiem fajnie opisują słowa piosenki, którymi rozpocząłem pisanie posta.
Jeśli cieszą nas MAŁE SZCZĘŚCIA i PÓKI umiemy się z nich cieszyć, jesteśmy dziećmi :-)
Najukochańsze Moje Dziecko, Kocham Cię Najbardziej we Wszechświecie i to wcale nie jest mało :-*
W prezencie na Dzień Dziecka od Mojego Misiaczka dostałem dwie pary stopek Puma. Sprawił mi tym ogromną frajdę, bo wie jak bardzo je lubię i jak bardzo mnie kręcą :-) 
Wie, że są dla mnie małym szczęściem, a wielką radością. 
Dziękuję Ci Kochanie :*:*:*