camino

camino

poniedziałek, 31 grudnia 2012

Ostatni

...i nie chodzi tu o tytuł ballady Edyty B. 

W ostatnim tegorocznym poście chcę podziękować wszystkim tym, którzy byli ze mną przez cały rok, tym którzy są od wielu lat i tym którzy są od zawsze.
Zdrowia, Miłości i wszelkiej pomyślności w realizowaniu osobistych marzeń życzę wszystkim i każdemu z osobna.
Dziękuję Skarbie, że jak zawsze w tym ostatnim dniu roku jesteś ze mną.
Kocham Cię :*:*:*
dziękuję za pomoc w przygotowaniach (nikt tak pięknie nie zmywa naczyń jak Ty)

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Wesołych Świąt


Z Okazji Świąt Bożego Narodzenia zechciejcie przyjąć najserdeczniejsze życzenia.
Życzę każdemu z Was wszechogarniającej radości i miłości.
Ciepła i magicznej atmosfery.
Zadowolenia z biesiadowania w rodzinnym gronie, wymarzonych prezentów i niepowtarzalnych przeżyć duchowych.
Niech to będzie wyjątkowy czas, któremu sami nadamy jak najlepszy scenariusz.
Łączę myśli, duszę i serce z wszystkimi Bliskimi oraz pamięć o tych wszystkich, których dane było mi na swej drodze życia spotkać i poznać.

Wesołych Świąt!





niedziela, 23 grudnia 2012

Dobijamy do końca


przygotowań świątecznych of course :)


   Bo jakże inaczej :)
W końcu już czas.
Wystarczy gonitwy między domem a obozem, gorączkowych zakupów w sklepach, nie-cierpliwego czekania w kolejkach, nieprzespanych nocy,...
   W holu mego apartamentu zwanym przedpokojem w bloku mieszkalnym (bo czemu nie nazywać wszystkiego w sposób wyrafinowany :P) zawisła jemioła.
Piękna, kształtu kulistego doskonale wypełniła przestrzeń pośrodku sufitowego oświetlenia.
Szkoda, że Dżastin Biber nie chce pod nią zaśpiewać :)
"... with you, shawty with you,
with you, ju ju juuuuuhuu,
with you under the mistletoe" :P
To by było coś.
Najbardziej pożądana gwiazda Ameryki w moich skromnych progach.
To już byłoby zwieńczenie tego "dobijania" :P
   Zakończyłem akcję "wypieki".
I tak oto w tym roku na świątecznym stole zagoszczą:
1) ciemny biszkopt przekładany jabłkami i piernikami,
2) piernik kawowy z nadaną przeze mnie nazwą "biedronka w sieci" (ze względu na wykończenie wierzchu z lukrem w dwóch kolorach: białym i różowym"),
3) tort makowy z masą waniliową i nutą pomarańczy,
4) miodownik,
5) sernik ze śliwkami.
Jakby brakło, to mam jeszcze w zamrażarce jedno rezerwowe :)
   Dziś ostatnie szlify z cyklu "dekoratornia stołu wigilijnego"
i voila zostaje czekanie na Pierwszą Gwiazdkę!
Choć ja czekam na mego Gwiazdora i Trzeci Dzień Świąt.
Już z tego wypatrywania liżę szybę.

Z niecierpliwością małego dziecięcia czekam Cię Hany :)
iloveyou :*

Miłych dobijań do końca wszystkim :P

czwartek, 20 grudnia 2012

Młodszy brat pilnie poszukiwany. Gorączka Świąt

   Przedświąteczny okres daje się we znaki podczas 3/4 doby.
No może ciut więcej, bo i śpię mało.
Brak mi czasu dosłownie na wszystko.
W pracy walczę o plany jak na lwa przystało, w domu zaś z przygotowaniami do Świąt :)
Bo kto jak nie ja? :P
Od roku powtarzam do Hanego: "przydałby mi się młodszy brat, taki który kiedy mnie nie ma w domu zrobiłby zakupy, posprzątał,..." 
Ktoś chętny na adopcję? :)
Młodszy brat pilnie poszukiwany (starszego Brata mam) :P
Z nowin świątecznych- dostałem piękne prezenty gwiazdkowe od Męża (ceramiczna forma do tarty, i różnokolorowe sylikonowe przybory kuchenne, tj. trzepaczka, szpatułka do ciasta, pędzelek i chwytak (ten ostatni z uwagi, że jest w formie psiej mordki- przypadł do gustu Pani L :) 
Biega po mieszkaniu od wczoraj puchata jak szop pracz po kąpieli i szczeka do sylikonu :)
Myśli, że to zabawka dla niej.
Ciekawe ile jeszcze przyjdzie mi jej to tłumaczyć, "źie to nie źiabawećka dla Ciebie" :P
Tato wyfryzurowany (ścinka włosów) przeze mnie wygląda 20 lat młodziej :P (zawsze Mu to powtarzam w ramach zacnej nagrody za to że dał się namówić na ścinanie, bo wołami Go muszę do tego ciągnąć :P).
Wczoraj dostałem karteczki od Sióstr i Maxymiliana :)
Bardzo dziękuję za piękne rękodzieła i z serca płynące życzenia.
Karpie sprawione przez Tatę mrożą się poporcjowane (część na Wigilię, druga zaś część na Sylwestra i Nowy Rok), a od dzisiejszego wieczora wkraczam w fazę wypieków (bynajmniej nie tych na twarzy :P).
Zatem... Do piekarników, gotowi, start! :)
Dobrego dnia!






Kocham Cię Gwiazdko :*:*:*


niedziela, 16 grudnia 2012

O talentach, czyli kowerujemy



   Można powiedzieć, że od kilku dni, "bierzemy" z Hanym udział w konkursie na najlepiej wykonany cover najnowszej piosenki Raihanny "Diamonds" :)
Niezmiennie od tych kilku dni faworyt jak dla mnie jest jeden, a to znaczy, że chyba będzie "...and the winner is Hobbie Stuart" :P
Chłopak ma rewelacyjny głos, w którym wyłapuję lekką nutę orientu.
Coś na miarę korzennych przypraw podczas panującego nam okresu bożonarodzeniowego :)
Pięknie operuje głosem i oddaje imocje jak przystało na zawodowego artystę.
Przy tym jest jakby nie patrzeć przystojny.
Oto on w wykonie :)



...a u nas talenty takie, że...
ołwer de reinboł balonik ucieka Madzi W i wzlatuje coraz wyżej i wyżej oddalając się od nowo wybudowanego domku jej rodziców :P
Utalentowana Polsko obudź się!

Pięknej Niedzieli Radości wszystkim życzę, a mego Współdziuri`ora całuję czule :*:*:*

środa, 12 grudnia 2012

Coś cię boli? Modlisz się? Skupiasz?

   Początek grudnia minął pod znakiem bólu zęba.
Nie ma gorszego bólu od tego kiedy boli ząb, albo ucho.
Brrr!
Na szczęście ząb zaleczony i nie będę się zbytnio w temat zagłębiał, bo to jeszcze świeże uczucie, które wraca tęgim kłuciem.
Dokładnie pamiętam stan sprzed kilku dni.
Na samą myśl "ból" powraca :P
   Grudzień to także rocznice, o których szerzej rozpisywałem się rok temu, ale nigdy nie zapominam.
Wspomnę tylko, że w Mikołaja ósme urodziny obchodziła Pani L, dzień później świętowała Sara.
Dwa dni po Sarze moja dziewiąta obozorocznica.
Dziesiątego co prawda nie rocznica, ale jak zawsze z pamięcią obchodzona nasza miesięcznica :):*
   Rok temu odwiedził mnie skandynawski Mikołaj.
Tegoroczny był krajowy.
Nasz polski Dobry Towar!
W dodatku Jego sanie nie były ciągnięte przez renifery, a przez jelenie.
Białe jelenie!
Oryginalnie prawda?!
Jak zawsze.
Mój Mikołaj zawsze jest oryginalny bo to Niezwykły Człowiek jest.
Jak zwykle, niezwykle docenił me dobre serce, uczynki i uznając mnie za grzeczne dziecię, prezentami obdarował.
Dziękuję! :*
   W domu const.
Powoli organizuję się do świątecznych przygotowań.
Póki co:
1) okna pomyte, błyszczą pod lśnieniem bieli firan. Kiedy sypie śnieg mam efekt 3D. Jednym słowem uderzająca o oczy biel :)
2) pierogi wigilijne z kapustą i grzybkami zrychtowane, spreparowane, znaczy się zrobione :)
Może to tylko tyle, albo jak na ten czas aż tyle.
Wiem jedno, za tydzień będzie już goręcej :P
   W pracy dni gorsze mieszają się z lepszymi.
Ogólnie coraz więcej stresu i niefajnych sytuacji.
Czasami zdarzają się miłe chwile, kiedy nasza obozowa babcia Stasia przyniesie wafelka i zamieni dwa słowa, albo podejdzie sympatyczna Marjolka, by tylko się przywitać, by powiedzieć cześć panie Łukaszu :)
Uwielbiam zwyczajnych i miłych ludzi.
Gardzę obłudą i szyderczym uśmiechem w cieniu którego posyłający go wykopałby ci rów byś wpadł doń.
Tak mało jest dobrych ludzi, ale może dzięki temu bardziej ich doceniamy.
Zakończę posta jak Oskar.
Dzięki Ci Panie Boże za dobrych ludzi.
Spraw bym spotykał ich na swej drodze niemalże każdego dnia.
Chociaż jednego.
Taką ziemską pojedynczą namiastkę samego Ciebie.
Dobrego dnia wszystkim :)
Kocham Cię Miniu :*

Ps. Zima na ramiona moje, spadła...
Tylko nie do końca wiem, czy z taką niewinnością biały puch leci z nieba :)
Brrr chlapa!
Ałaaaa zabłocone z pośniegowej osolonej papy butki me :P
Baaaj!
:):):)


sobota, 1 grudnia 2012

Listopadowo urlopowo

Listopadowy urlop minął szybko jak i cały miesiąc.
   Soul of my life przyjechał do mnie dzień wcześniej niż było w planie.
Jak ja lubię takie wyjście planu poza plan jak w tym przypadku.
Drugi listopada nie był smętnym i ponurym dniem o zapachu zniczy i chryzantem.
Co mi tam listopadowa szarość nieba i co z tego, że w pracy muszę spędzać dzień, jak i tak po powrocie poza Tatą i Panią L, będzie On- Mój Najdroższy Mąż.
Wiadomo jak szybko mijają dni tygodnia, tak było i tym razem.
Tydzień upłynął nam baaardzo szybko i harmonogramem dni podobne były do siebie, ale wyjątkowe i inne niż zawsze.
Kiedy Mąż jest u mnie jestem radośniejszy, silniejszy i z podwójnym optymizmem witam każdy dzień.
Są dwa słońca gdy nas jest dwoje :)
   Listopad, podobnie jak sierpień, to miesiąc kiedy mam dwutygodniowy urlop.
Wyjątek jest taki, że jest to jeden jedyny taki urlopowy wyjazd, kiedy drogę w całości (od Domu do Domu2) pokonujemy razem.
Tegoroczna podróż trwała czternaście godzin i nie był to lot do Nowego Jorku :P
Z Hanym mógłbym sobie podróżować i spędzać czas w nieskończoność. Nawet w niedogodnościach podróży potrafimy żartować i śmiać się z tego.
Wesołe punkty drogi to:
- Pan Żul myjący podłogę na dworcu w miejscowości przesiadkowej (wszyscy siedzący na ławeczce zmuszeni byli wstać, ponieważ PŻ zmywał tylko tą przyławkową część gdzie z podłożem stykały się buty podróżnych i gdzie leżały bagaże; mycie zaś samej podłogi było rozcieraniem mega brudnej wody mega brudnym pseudomopem);
- najbardziej gorzka kawa na świecie w automacie w tejże miejscowości;
- Elena Vesnina- dziewczyna bardzo podobna do rosyjskiej tenisistki,
- Maksiu- dzieciak podróżujący z wzorowym tatusiem, który czytał mu bajki i bawił się w...gospodarstwo :P
- bulwersująca się pani, która przy każdorazowym postoju pociągu w szczerym polu, wzdychała na cały wagon (pociąg przyjechał do stacji docelowej z ponad półtoragodzinnym opóźnieniem).

Gdyby ktoś kazał mi jeszcze raz spędzić cały dzień w podróży, zrobiłbym to bez zastanowienia i z przyjemnością, jeśli w zamian otrzymałbym znowu dwa tygodnie w mym drugim Domku.
   Dnie w nim mijały mi (w oczekiwaniu na powrót Męża z pracy) rodzinnie z Mamusią i Tatusiem.
Praktycznie codziennie odwiedzała nas Sofi, która od progu krzyczała na powitanie "nara" :P
Uwielbiam to :)
Były też inne "stałe punkty":
- chleb z Gdyni :)
- kawa w moim ulubionym bo ogromnym kubku
- telewizyjne seanse,
- pieczenie ciast,
- pierogi Mamusi,
- topielinka,
- melatoninka (to taka fajna dziewczynka),
- chodzenie organisty z opłatkami :)
- przyjazd Kitty, Sary i Toma (w tym roku z córeczką Kitty)
Kolejny już trzeci sezon mieliśmy zaszczyt wystąpić z Sarą w finale mam talent z naszym pokazowym numerem :P
Tegoroczny miał byś okraszony muzycznym hitem internetu :P:P:P

Miał być.
Generalna próba wypadła pomyślnie, ale w sobotę przed samą dwudziestą, musieliśmy oddać występ walkowerem z powodu niedyspozycji zdrowotnej Sary.
Wcześniej rozłożyło Toma.
W tygodniu infekcja dotknęła i Mego Hanego (mimo profilaktycznego, cowieczornego stosowania grzania ciała o ciało :P).
W drugim tygodniu turnusu, przyszło zamówione przez Miśka łoże Kajetanem zwane (kolejna wspólna rzecz jaka nas łączy).
Jego Kajtek jest goldenbojem, tzn. metal przecierany jest na stare złoto.
Do kompletu nowy materac zwany Materazzim :P i my.
Jakby nie patrzeć dwa duety :)
Miło mijały nam noce na Kajtku i Materazzim.
Każdego dnia coś ciekawego śniłem.
O właśnie!
Listopad to miesiąc w którym śniłem praktycznie codziennie!
Dotychczas miałem kilka snów na miesiąc.
Listopadem mógłbym natomiast obdzielić sennie dotychczasowe 3 lata :P
Najlepszy był sen, podczas którego poza mną i Mężem występował mój pełnoletni (już) sąsiad :P
Podglądał nas będąc na balkonie.
Kiedy go przyuważyłem spanikowany spadł z niego. Ratując mu życie złapałem go na ręce.
Na moich rękach nie był już seksownym osiemnastolatkiem.
Zamienił się w ślicznego małego chłopca rodem z BelAmi, a przyodziany był tylko w białe koronkowe body! :D:D:D
Może to zwiastun nadchodzącej już zimy? :)
Chłopiec zima :)
   Ostatni dzień urlopu spędziliśmy w stolicy województwa na szopingu.
Ów udał się po sto kroć, a nawet rzekłbym po stokroć razy siedem :P
Siedemset kroć :P
Dawno nie spacerowałem uliczkami mego ulubionego miasta.
Niesamowity sentyment czuję do Rzeszowa.
W końcu siedem lat temu pierwszy raz tu przyjechałem.
Pierwszy raz na spotkanie z Moją Miłością, którą nota bene poznałem równy rok wcześniej, czyli osiem lat temu.
Tu też 10 listopada w Dniu Naszej Rocznicy byliśmy przejazdem.
Było tak pięknie bo zaczynałem urlop.
Jest nadal pięknie, mimo że urlop się skończył, bo przyjdzie kolejny :)
Piękniejsze jest to, że jesteśmy My i nasze Uczucie.
Nasza Wielka Nieskończona Miłość.
   W RZ spotkaliśmy się z Maksymilianem.
Miło znowu było zamienić kilka zdań.
Chociaż, przyznać muszę, że zmienił się od ostatniego spotkania kwartał temu :P
Ma demoniczne zdolności :)
Tak chwalił me buty, że w drodze do Millenium zaczęły mnie obcierać!
Serio!
A to przecież nie było ich pierwsze założenie.
Ledwo chodziłem nawpychawszy sobie chusteczki higieniczne (czyt. hygieia) w soksy :D
Nawet podczas tego bólu wynalazłem pozycję chodu, w której ból był mniejszy :)
Zacząłem się bać bardziej, kiedy pochwalił moje śliwkowe spodnie :P
Na szczęście nie pękły :D
Nie powtórzył się zeszłoroczny incydent z Kraka, gdzie upadłszy na kolana wydarłem dziurę w moich ulubionych dżinsach :P
Celem wyjazdu był zakup zimowych płaszczy.
O dziwo, co nigdy mi się nie zdarzyło swój cel upatrzyłem już w pierwszym sklepie do którego weszliśmy :)
Potem niczego lepszego już nie znalazłem.
Z bólem serca zdecydowałem się na ten zakup, bo kosztował cholernie słono!
Jednak Hany i Jego dar przekonywania zadziałały.
Sam też kupił sobie czaderski krótki płaszczyk w jak zawsze świetnym stylu :)
Żal było wracać, bo to była nasza ostatnia noc podczas tego spotkania.
Kolejne co prawda w Trzeci Dzień Świąt Bożego Narodzenia (tak, tak, istnieje taki dzień- sam go ustanowiłem :P), ale zawsze z wielkim smutkiem i łzawym okiem jadę patrząc najpierw w autobusową, a potem pociągową dal, za którą kolejna dal i piękne wspomnienia.
Tego ranka, w zasadzie nocy, bo ciemno było, kiedy szedłem na przystanek, jeszcze raz chciałem w całym tym smutku przypomnieć sobie hasło wcześniejszego dnia, by choć na chwilę, choć przez łzy, ale uśmiechnąć się.
No i powiedziałem "Niki Minaż mówi Bon Włajaż".
Potem wtopiłem się w czeluście nocy i odjechałem.

Dziękuję Hany za kolejny maj w listopadzie.
Dziękuję za kolejną rocznicę i wszystkie przepiękne chwile, które nie sposób wymienić, a które na zawsze w sercu zostaną.
Kocham Cię :*:*:*










wtorek, 30 października 2012

Gołąbki a`la midnight

   Czuję Święta
i to bynajmniej nie te zmarłych, a te grudniowe.
Śnieg za oknem, w domu zapach kapusty kiszonej, suszonych grzybów, gonitwa z czasem, by wyrobić się z domowymi obowiązkami i zdążyć do pracy...
Wszystko to sprawia, że chce mi się śpiewać Lulajże Jezuniu :P
Wczoraj/ dzisiaj poszedłem spać o drugiej.
Po powrocie z popołudniówki w obozie, czekała mnie robota gołąbków.
Tradycją u mnie jest, że na Wszystkich Świętych są u mnie gołąbki.
Może i dziwna tradycja, ale dla zmarzniętych gości stojących przy grobach i wygłodniałych żołądków, zawsze taka ciepła strawa dobrze robiła.
Gości zawsze mam, więc nie zwykłem być nieprzygotowany.
No a w sobotę będę miał największego Fana tego dania.
Hany zawsze mnie chwali za me kapuściane zawijańce.
A ja karmiąc swą próżność sycę się pochwałami :P
Lubię czuć się spełniony w swej roli.
Oj a ile ja mam tych ról :)
W sobotę planuję hardkorowo zadebiutować w jednej z nich :)
Ja w roli głównej, Mąż przed obiektywem.
Czekam :)

iloveyou :*:*:*

niedziela, 28 października 2012

Czas zimowy

Zima na ramiona moje spadła.
Niewinnością białym śniegiem...
 
   Od wczoraj "jesienne złoto" przykrywa biały puch.
Sporo go spadło.
W dzień pierwszy przymrozek.
Jesień w pełni a tu zima grozi palcem.
Rano zamiast energicznie zwlec się z Kajetana (w końcu sen o godzinę dłuższy) i lecieć zgodnie z planem na poranną mszę, postanowiłem mieć lejzi poranek.
Jakoś mało dziś we mnie energii.
Chodzę jakiś zmęczony i ospały.
Piłbym tylko gorące herbaty i zawijał się w koc.
Kominka jeszcze brakuje, bo i przy nim bym posiedział jakiejś nastrojowej muzyki słuchając :)
   Jeszcze sześć dni i załączy we mnie Ładowarka Szczęścia.
Już w sobotę będę miał Męża u siebie :)
Tydzień u mnie, a potem zmiana kierunku i ja na dwa tygodnie do Niego.
Rozkosz.
To najdłuższe nasze widzenie w roku.
Cztery soboty i cztery niedzielne poranki razem jakby nie patrzeć!
No i prognoza pogody jak zawsze sprzyjająca, wszak gdzie my tam słońce.
W pierwszej dekadzie listopada nawet do szesnastu stopni (tak w DD TVN mówiła dziś prosto z Gubałówki nasza ulubiona Dorota G w Skórze :P).



Ciepłej i radosnej niedzieli wszystkim.
Kocham Cię Bejbe :*:*:* 




niedziela, 21 października 2012

Kajtek i inne wydarzenia

   Nie no, nie wierzę!
Jest na tym świecie ktoś, kto na mój wzór nie może mieć jakiegokolwiek zabrudzenia na bucie.
Szczególnie białym.
W tym celu nie mając dostępu do wody i innych środków służących pomocą w zwalczaniu szpetnych zabrudzeń ślini się (dyskretnie :P) czubek palca wskazującego, po czym schylając się (mniej dyskretnie :P) czyni się przecierkę opuszkiem palca po zabrudzonej powierzchni :D:D:D
   Dzisiejszego poranka w Kościele usiadł obok mnie czterdziestolatek z trendy lookiem.
Do marynarki i ciemnych jeansów założył czarne trampko- adidasy z białymi obrzeżami podeszwy.
Pod koniec mszy, zauważył jakąś nieczystość na brzegu buta.
I co zrobił?!
Sam nie mogłem uwierzyć, że zastosował moją metodę!
Nie potrafiłem się powstrzymać ze śmiechu.
Miałem takiego banana na ustach, a mym wnętrzem podrygiwały takie salwy tłumionego chichotu, że szok :)
   Wczorajsza sobota poza tradycją porządków, prania, gotowania i pieczenia, mała też w swym grafiku wyjście do pracy (średnio 1-2 razy na miesiąc) i... coś co zdarza się raz w roku- kiszenie kapusty :P
I to nie tej w portfelu :P (Lotek znów nie dał wygrać :( ).
Niestety w nim nie ma co kisić, bo zainwestowałem w Kajtka :)
   Kajtek to model łóżka :) (będzie kolejna rzecz w mojej kolekcji posiadająca imię i to męskie :P).
Moim marzeniem od zawsze było posiadanie dużego łoża.
W czwartek swoją dziewięćdziesiątkę zamieniłem (póki co na razie zamówieniowo) na sto dwudziestkę.
Niestety tylko na taką szerokość mogę sobie pozwolić przy wymiarze mojego pokoju.
Niby tylko trzydzieści centymetrów szerzej, ale zawsze coś.
Na listopadowy przyjazd Męża będzie jak znalazł, by się nie ciżbić jak dwa węgorze :)
Dodatkowym atutem Kajetana (bo to szpakowaty model, tzn. okucie patynowane na stare stebro :P) jest barierka za głową :)
Posłużyć ona może...

Oj posłuży, posłuży :P
Niewolnica Izaura znowu zagości na antenie :P hehe



Ps. Dziś w porannym smsie Hany napisał mi w końcówce tak:
"Kocham Cię Perełko, Mój Misjonarzu Miłości"
ależ mnie to ujęło!
Merci :*
iloveyou too :*:*:*

poniedziałek, 15 października 2012

Szkolenie MuTuUa

Brzmi jak Mutua Madrid :)
Lecz turniejem tenisowym nie jest :)
   
   Weekend jak zawsze minął szybko, ale co przyjemne, to zawsze ulotne (w trybie bardziej przyśpieszonym).
   Dziś wolne od pracy, za to nie od obowiązków jakie czasami serwuje.
Te dzisiejsze, to te z kategorii "moje ulubione", czyly szkolenia :)
Co prawda takowe nigdy mi nic nie dają i nie wracam z nich wszechstronnie oświecony, ale zawsze to miła odskocznia od codzienności (choć milsza odskocznia to urlop- zdecydowanie najmilsza).
   Uśmiechała się do mnie stojąc przy stoliku z kubkami i gotującą się wodą na kawę.
Nie wiedziałem, czy uśmiech skierowany jest do mnie, więc pierwsze co nasunęło mi się na myśl, to- "to nie do mnie".
Uśmiech trwał jednak długo. Dłużej niż pięć sekund i nie planował się skończyć.
Po chwili zapytała:
- Nie poznajesz mnie?- znowu z uśmiechem.
- Ja?!- odpowiedziałem cicho wskazując palcem sam na siebie, po czym dodałem- Jezu ja muszę podejść bliżej bo ja z daleka twarzy nie rozpoznaję :P ( z drugiej strony ślepota mnie ogarnia- starość, ach starość).
- Czeeeeść!- Wykrzyknęła z trwającym nadal uśmiechem. Zresztą odkąd ją znam, zawsze była uśmiechnięta.
- Goocha!! Cześć! Kupę lat się nie widzieliśmy.
I mnie uściskała! :)
Gocha to moja koleżanka ze wspólnych szkoleń.
Zawsze stanowiliśmy najlepiej przygotowaną załogę na wszelkich egzaminach :)
Razem też robiliśmy licencje produktowe i kursy zawodowe.
Dziś po sześciu latach spotkaliśmy się znowu na szkoleniu.
Miłe to było.
Była też Pani Jadzia. Też ze szkolenia licencyjnego. Razem z Gochą były wtedy razem w pokoju.
Nic się nie zmieniła. Nadal wszechwiedząca i głośno udzielająca się (co akurat zawsze nas bawiło) pani kierowniczka :)
Pamiętała mnie widać tylko twarzowo, bo po tekście- "Twej twarzy się nie zapomina"- można tak sądzić, jednak, kiedy dodała "...Krzysiu", zwątpiłem, że to do mnie :P
Prowadzący- pan po czterdziestce (na elegancko), dopracowany w każdym calu od wypastowanych butów, aż po przystrzyżone włosy.
Łona nie pokazał :D
Zegarek też doskonale dopasowany do garnituru, taki co by jeden z Kolegów od razu skomentował :P
Przy okazji pozdrowienia dla Max-a :P
Poczucie humoru miał, bo wstawki teoretyczne, świetnie wypełniał scenkami kabaretowymi.
W sumie lepszy to był kabareton niż szkolenie.
Była też Mimoza.
Uśmiechnięta i wciśnięta w ciemną sukienkę z tyłu na suwak i z trendy butami na platformie (takie to gustowne połączenie było).
Zauważyłem, że od jakiegoś czasu Mimoza jest dla mnie naprawdę sympatyczna.
Ilekroć do niej dzwonię to każdorazowo zgłasza się z takim jakby zapytaniem: "Taaak Łukaszku?"
Może i za stary jestem na takie zdrobnienia, ale ilekroć tak mi mówi jest mi miło :)
   Teraz czas na etat w domu.
No może etacik :)
Zupa była gotowa, a na obiadokolację, w sam raz na serial (mój ulubiony ostatnimi czasy) zrobiłem zapiekankę makaronowa z opieńkami :)
Zapraszam chętnych, bo na ciasto poza pochwałami Męża nikt nie przyszedł :(
Buuu :(

Aaa, jeszcze muuuuszę o czymś wspomnieć.
Tej nocy nie tylko Hany miał mega sen! Zresztą sen mrrrrr, i to pod każdym względem! :) Sen tej nocy miałem fetyszowy, że tak to określę.
Występowałem w nim jakby w dwóch osobach.
Aktywnej i pasywnej :P
Aktywnie wraz z Hanym lizałem pachy samemu sobie.
Żeby było jeszcze bardziej skomplikowanie...
Ten ja- pasywny, stojący z przywiązanymi do góry rękami, to był Adam.
Zapach antyperspirantu mieszał się z lekkim zapachem spoconej skóry...

Kocham Cię Hany :*:*:*

niedziela, 14 października 2012

Sięgając słońca

   Kolejny słoneczny dzień października.
Niedziela.
Po porannej mszy, wyjątkowo ja poszedłem z Panią L na spacer.
Tato został uprowadzony przez sąsiada do lasu na grzyby.
   Poranny chłód w cieniu rzucanym przez budynki, ale kiedy się zeń wyjdzie czuć miłe "głaskanie" słonecznego ciepła.
Na skwerku miło przedziera się przez gałęzie drzew.
Cichym szelestem przeczesuje żółte i rdzawe liście, a potem już czuć je na twarzy.
Jesienna kąpiel w słońcu.
Co prawda na sucho, ale kąpiel :)
Prawdę powiedziawszy, to gdyby tak zdjąć buty i skarpetki to stopy miałyby dziś kąpiel w kroplach rosy ukrytych w trawie.
Wszystko to zwiastuje pogodny dzień.
 
   Śniadaniowo dopijam kawę, przegryzając chrupkie tosty.
Z obiadem poczekam na powrót Taty byśmy zjedli razem.
No a późnym popołudniem czekać będzie przywieziona w koszu robota.
Ogromy dłuuugich trzonów zakończonych główką w postaci kapelusza- oj oj oj, mnie to rusza! :D
Każdego obrzezać trzeba, a potem zabawiając się w studio piercingu przeciągnąć z igły na nitkę :)
Dodatkowe wprawne ręce pilnie poszukiwane :P

Podkarpacki Grzybku- iloveyou :*

sobota, 13 października 2012

Ciastkowo

   Ciężki tydzień pracy za mną.
Uwielbiam, kiedy jest już piątkowy wieczór.
Z taką radością rozpoczynam każdorazowo te dwa wolne dni następujące po sobie.
   Piekę cynamonowe ciasto z jabłkami.
Lubię to połączenie, bo zapach roznosi się po całym domu.
A to jakoś bardziej nadaje mu miłej ciepłej atmosfery w te szybko nadchodzące jesienne wieczory.
Nic jednak nie przebije mego Męża.
   Na obchodzone już w ten weekend Imieniny (których tak prawdę powiedziawszy nie obchodzi+my) upiekł wczorajszego wieczoru 3 ciasta (słownie: trzy)!!
Dom II pełen Gości.
Przyszły i przyjechały Siostry z Bratem.
Wiem jak tam tłoczno, gwarno i radośnie.
Z każdego kąta słychać śmiechy.
Mąż, Sara i Tom wiodą prym.
Oczyma wyobraźni widzę Sarę uciekającą dookoła stołu przed Tomem.
Ona "gra Mu na nosie" i ucieka, a wszyscy pękają ze śmiechu.
Kiedy się Kocha, nawet z wielkiej oddali można żyć radością Bliskich.
Słyszeć ich śmiech i czuć radość.
Super rodzinnego weekendu Kochani :*:*:*



Czuję zapach upieczonego ciasta.
Zapraszam niebawem każdego chętnego :)
Miłego wieczorku :)






Kocham Cię Moje Ciacho :*

poniedziałek, 8 października 2012

Kobieta z różą

herbacianą

W samo południe przyszła dziś do mnie do obozu Dana.
Dana to sympatyczna pani z poczuciem humoru.
Zawsze się śmieję, że to odpowiednik wrocławskiej Pani Basi :)
- Łukaszku masz tu różę- rzekła.
- O jej! Pani Dano! Jeszcze nigdy kobieta nie przyszła do mnie z kwiatem bez okazji :)
- Zaniesiesz Mamusi.
- Bardzo Pani dziękuję. Piękna herbaciana jak pani kurtka ostatnio :)
- Łukaszku, ja codziennie dostaję kwiaty, bo mieszkam nad kwiaciarnią, a że robię tej właścicielce zakupy, to ona zawsze mi coś da.
Wszystkich obdarowuję, więc i przyszłam do Ciebie.
Coś mi mówiło, że Cię zastanę o tej porze.
- To bardzo miło z Pani strony. Dziękuję w imieniu Mamusi :)

No i po pracy poszedłem na cmentarz.
Czułem radość mimo, że pora roku oraz pora dnia są mega nostalgiczne.
W dodatku przenikliwy ziąb, ale wewnątrz ciepło serca i żar Miłości, bo...
Miłość nie umiera nigdy.
Kocham Cię Mamo :*


Ps. dla Hanego pt.:"Zakopiańskie wspomnienie z różą"

Kup pan różę, bo się wkurzę :P:P:P

Kocham Cię Bejbe :*


niedziela, 7 października 2012

Lustereczko, lustereczko



...aż mi się ramieniem dygać zachciało :P
Tak kończy się Śnieżka, a jednocześnie rozpoczyna mój kolejny wpis.
Kiedy w kinie zakończy się seans, ludzie "na hura" szturmują wyjście, podczas gdy ja zawsze siedzę praktycznie do samego końca słuchając piosenki i patrząc na przesuwające się z dołu ku górze literki.
Czasami zabawne kadry filmu.
Gdybym przy tym seansie nie pozostał sobą i wyszedł razem z nimi, przegapiłbym takie miłe bollywoodzkie zakończenie :)
Doskonałe na taką jesienną aurę :)
   Oglądaliśmy sobie z Dedim ten bajkowy film, czy też filmową bajkę w niedzielne szare, zimne i deszczowe popołudnie.
Kolejna bajka z przesłaniem, choć odbiegająca od tej klasycznej jaką znamy z dzieciństwa.
Choćby motyw jabłka :)
No i dzięki filmowi mam receptę na mężowe uroki :)

Otóż w filmie jest przedstawione, że jeden pocałunek jest w stanie odmienić drugą osobę.
Jeśli więc Hany ktoś rzuci urok na Ciebie, a ja fizycznie będę przy Tobie, to będę Cię całował bez względu na czas i miejsce w jakim się znajdziemy :)

Bajkowego nowego tygodnia wszystkim życzę :)

...a po filmie...
Hany zrobił mi taki prezent, że koń mały...
nie jest!! :P
Oj nie jest :)
Dziękuję za mega wypas surprajs!!

iloveyou :*

Pod liściem szpinaku, czy w pajęczej sieci?

Ojej!
Wieki nie pisałem.
Blog mi pajęczynami się mieni.
Jesień się go ima :)
Postaram się częściej tu bywać.
Dzień to, czy noc?
Wstałem o 9:30, po wczesnym przebudzeniu o 7:30 jednak zbyt późnym, by zdążyć na pierwszą mszę.
Zasnąłem.
Kiedy po chwili otworzyłem oczy, było już dwie godziny później :P
Jak ten czas leci! :P
Ogólnie tygodnie lecą prędziutko, ale to mnie cieszy, bo za miesiąc będę miał już Męża :)
Tato z Panią L też zatrollił dziś w łóżku.
Wstał parę minut po dziesiątej.
Chyba odsypiał wczorajsze świętowanie.
No właśnie...
Wczoraj mój Dedi obchodził urodziny (kolejne :P).
Z tej okazji zwolniłem Go z porannych sobotnich zakupów (zawsze chodzimy razem).
Spał, kiedy ja z trzema siatkami materiałowymi wyruszyłem na szopy.
Wróciłem po godzinie.
W głowie miałem już plan prac na przedpołudnie.
Więc po szybkim śniadaniu i kawie rozwiesiłem białe pranie i zabrałem się za preparowanie ciasta.
Sernik piekę zawsze na oba święta i to zawsze te tradycyjne u mnie.
W grudniu z brzoskwiniami, wiosną ten z rosą.
Jako, że było inne święto, to i sernik musiał być inny.
Mój Ukochany wylukał jakiś czas temu sernik ze śliwkami.
Przepis wypróbował tydzień temu, więc podwójnie natchniony zrobiłem go i ja.
W międzyczasie, kiedy piekło się ciasto, sprzątałem.
Popołudniu odwiedziliśmy Mamusię.
Trzeba było umyć pomnik i podlać wrzosy, a że pogoda była ładna (choć wietrzna), to spacer tym bardziej udany.
Telefon z życzeniami dzwonił co chwilę.
Hany, Kitty, Sara, Córka, czyli Siostra :), Basia, Renia, Gienia, Stenia,...
Widziałem, że Tatuś promienieje z radości, bo pewnie nie spodziewał się takiej ilości życzeń.
Miło, miło :)
Współdzieliłem z Nim radość.
Po powrocie, na obiado-kolację zrobiłem danie a`la Tortilla, czyli Trattoria- zapiekanka z mini lazanii pod liśćmi szpinaku.
Zaprosiliśmy Trudi i tak przy stole mijał nam wieczór.
Lubię takie wieczory kiedy Hany jest z nami.
Wtedy jest tak Rodzinnie do kompletu :)
Ta opcja już niebawem.
Jesień nie do końca taka szara i dołująca jest.
Ma wiele barw i radości :)

Poza tym... na blogu to nie były do końca pajęczyny, o których pisałem na początku notki :)
To coś zrobione na wzór pajęczej sieci :P
Nic tylko czekać w nich na owego Pająka! :D
nie potrafiąc się wyswobodzić of course :P
...taki ot enigmatyczny morał mój :)

Kocham Cię Hany:*

wtorek, 25 września 2012

Niespodzianki

   Wczorajszy, pierwszy roboczy i to aż przeroboczy dzień, Hany umilił mi niespodzianką w postaci paczki.
Przesyłka na zbliżający się Dzień Chłopaka i późniejsze imieniny zawierała:

- śiwijetne trampki z Małgorzatą, znaczy się z kożuszkiem :P
- uniwersalny pilot do TV [od niepamiętnego okresu(szmat czasu) oryginalny pilot do tv przestał działać]
- karta pamięci do telefonu (8 GB)
- pokrowiec na telefon,
- pendrive z fotkami

Za wszystkie prezenty raz jeszcze bardzo dziękuję i w podziękowaniu całuję najczulej jak tylko potrafię :*:*:*

   Wyprowadza się Eve z góry- taką wieść przekazał mi Dedi, kiedy wróciłem wczoraj do domu.
Kupili już domek i lada chwila przestaniemy być sąsiadami.
Po czternastu latach w jednej klatce człowiek się przyzwyczaił, zwłaszcza, że to fajni sąsiedzi byli.
Będzie mi brakowało tych nocnych nasiadówek.
Z drżeniem będziemy oczekiwać kolejnych nowych sąsiadów, bo raz- to już będzie szósty lokator na tym mieszkaniu, a dwa- każdy z tych sześciu nas zalewał!!
Teraz będą to jakieś dwie kobiety.
Szkoda, że nie dwaj faceci w wieku produkcyjnym, albo chociaż ojciec z sympatycznym synem :P
   Słoneczna dotychczas jesień, niesamowicie chłodzi nocami.
Kolejną łóżkową wizytę spędziłem pod kołdrą i ciepłym kocem :)
Teraz dopijam śniadaniową kawę i obserwuję tenisowe męczarnie Szarapy z He^wa.
Potem nasza Agniesia- zeszłoroczna zwycięska ninja :P
Brawo dla Ulki, która uporała się już z dwoma przeciwniczkami, w tym z Iwanowicz.
Jeszcze godzina i przyjdzie mi szykować się do obozu.
Szkoda, że nie jest to obóz pracy, jaki wczoraj widziałem w filmie...
W takim to można zapie... znaczy się pracować :P

Przyjemnego słonka i dużo optymizmu życzę.
Kocham Cię Bejbe :*


niedziela, 23 września 2012

Niezrealizowane plany

urastające do rangi mego sobotniego niespełnienia się.

   W raz z nadchodzącym weekendem wytyczyłem sobie plany do zrealizowania.
W sobotę rano miałem iść na zakupy, myć okna, pomnik na cmentarzu, w międzyczasie gotować obiad i prać,...
Nawet ciasto miałem piec.
   Wstałem wcześnie, bo kilka minut po siódmej, choć chłód uderzający o ciało (nagrzane spod kołdry) o mało nie wpakował mnie ponownie do tego przyjemnego i jakże ciepłego miejsca.
Podniosłem roletę, a tam szaro zimno, deszczowo i wietrznie! Nie spodziewałem się takiego załamania pogody.
Wiedziałem już, że moich założeń nie zrealizuję.
Ograniczyłem więc je do minimum :)



Na zakupy owszem poszedłem, ale tylko do marketu, bo na targ po śliwki do sernika nie chciało mi się już iść :)
Mieszkanie posprzątałem, pranie zrobiłem, w obiedzie Tacie asystowałem i na tym poprzestałem.
Ciasto upiekł za mnie Hany.
Wyszło Mu przecudne przez co z dumy pękając prezentuję je poniżej :)




Brawo Skarbie!





 
   Popołudniu odwiedziła nas Trudi.
Piliśmy chorwacką orzechówkę, którą przywiozła z wczasów, z których wróciła kilka dni temu.
Przy filiżankach z kawą, ciastkach i palących się na stole świeczkach, opowiadała swoje wrażenia, a ja pilnie słuchałem jej wywodów :)
   Przed 18-tą zadzwoniła moja Siostra, z którą przegadałem 2 godziny.
Taki wynik świadczy o jednym- była sama w domu i nudziła się :P
Z telefonem w kieszeni i słuchawkami w uszach (nie przerywając rozmowy) zdejmowałem pranie z balkonu.
Jeśli usłyszysz jakieś szumy, to wiedz, że to podmuchy wiatru, bo ja pranie zdejmuję- poinformowałem Ją.
Wiatr tak się nasilał i napłynęły takie chmury, że rokowania pogodowe na nowy tydzień raczej nieciekawie się zapowiadały.
   O dziwo niedziela jest słoneczna.
Na tyle ciepła, że mój młody sexi sąsiad w krótkich spodenkach i krótkim rękawku poszedł grać w kosza :)
To już pierwsza jesienna niedziela, bo w górach już od dawna jesień, ... a dla obozowej Blondi jesień była już w sierpniu o czym pilnie informowała mnie przed moim urlopem, jakby chciała mi niepogody życzyć :P
Na szczęście jej się nie udało :)

Barwnego dnia pełnego radości i miłych klimatów życzę, a Ciebie Słodki Cukierniku Lukierniku całuję :*:*:*

piątek, 21 września 2012

Łukaszu miej to w aszu

...tak na zakończenie obozo-dnia powiedziała mi ostatnia (stała) klientka, która mimo przeżytego półwiecza jest bardzo nowoczesna, oryginalna i "do przodu".

Wygląda na 38, wiec kto wie, może jest wampirem :)
A że ja lubię mieć (nie wszystko) ale wiele w "aszu" to... w to mi graj (Mężu pena daj :P).

   Wszystko rozchodziło się o ludzkie narzekania, które wysłuchujemy niemalże każdego dnia.
Wczoraj mega podkur... mnie starsza pani.
Z całym szacunkiem do osób starszych, ale ta była emocjonalną terrorystką, która myślała, że "mydląc nam oczy" załatwi coś w czyimś imieniu.
   Wcześniej było u mnie małżeństwo Łapickich.
Ona, mięska dziewczyna rocznik 1984.
On, dedi rocznik 1946.
Jedno upoważniało drugie do pewnych czynności.
Mięska dziewczyna miała na sobie tiszert głoszący takie oto hasło:
"tą koszulkę zakładam kiedy mam wszystko w dupie".
Nie wnikam czy fizycznie miała coś w niej rzeczywiście, ale luzackie podejście i gestykulacja wskazywały, że ściśle trzyma się maksymy :P
   Nocą w łóżku fantazjowaliśmy z Hanym, wszak fantazja jest od tego, aby bawić się, aby bawić się, aby bawić się na całego :P
A w "aszu" miałem... no no no (zakazany owoc) :)
Owoc ten wcześniej ocierał się o krateczkę jaka dzieliła go od mego spojrzenia... :)

iloveyou Hany:*:*:*

sobota, 15 września 2012

Ciebie? Nigdy!

Sobota to taki dzień, kiedy chcąc nie chcąc wykonujemy wiele czynności.
Jesteśmy zabiegani i zapracowani.
Takie małe święto :)
Kitty z Sarą dziś były tak zaganiane, że po moim obszernym, porannym sms`ie puściły tylko po sygnałku.
Przed chwilą jednak napisały relację z planu dnia.
Sara jak zawsze szczegółowo (z nawiasami :P).
Jednej i drugiej postanowiłem napisać na żarty takiego samego smsa:
"a już myślałem, że mnie wyklęłaś z rodu :("
Bez konsultacji jedna po drugiej w odstępach jednosekundowych odpisały tak samo:
"Ciebie? Nigdy!" 

Cóż za niesamowite potwierdzenie przynależności do Rodziny :)
Choć w naszym przypadku nie trzeba potwierdzeń.
 Kocham Was Kochani :*:*:*


Szybki koniec tygodnia

   Dzięki dwóm szkoleniom jakie miałem w tym tygodniu, roboczy tydzień minął mi wyjątkowo szybko (kolejny powód, dla którego tak je lubię :P).
   Wtorkowy, poranny wyjazd do Katowic przyprawiał mnie o urlopowe deja vu.
Wczesna godzina pobudki, szykowanie się, jazda pociągiem,...
Niestety wysiąść trzeba było znacznie bliżej.
Trzy kwadranse zeszło mi szukanie śląskiego oddziału obozowego, w którym miało odbyć się szkolenie Bi Ejdż Pi :P
Prowadząca młoda, energiczna Tatiana Okupnik w blond wersji, była w szoku, kiedy na jej pytanie "co to jest wypadek?", wyrecytowałem dokładną jego regułkę :P
- Wyuczyliśmy się?
- Nie. Pamiętam z pierwszego szkolenia jakie miałem ponad pięć lat temu :)
Wszyscy w śmiech :)
   Zdecydowanie śmieszniej było na drugim (wczorajszym) szkoleniu.
Sporo ćwiczeń, czyli "czwiczeń" (nie tylko komentator stacji Eurosport tak wymawia ten wyraz, ale i pani prowadząca) przyczyniało się do humorystycznych wygłupów.
Pierwszy raz w życiu rysowałem publicznie.
Me zdolności plastyczne nie są znane dla szerszego grona, ale Hany wie na jakie pejzaże mnie stać :P
Napiszę skromnie, specjalizuję się w... sercach.
Żadna z osób w mojej grupie nie chciała narysować kolorowymi flamastrami profesjonalnego pracownika obozu, toteż na widok publiczny musiałem okazać swe ZDOLNOŚCI :P
Wziąłem wielki arkusz papieru i zacząłem szkicowanie.
Normalnie zadowolony z siebie byłem, że hoho.
Potem trzeba było udać się z rysunkiem na środek sali i opisać go.
To sprawiło mi większą przyjemność niż powstawanie samego dzieła :)
No więc rozpocząłem...
Oto profesjonalny obozowicz z chłopięcą urodą i fryzurą "na grzecznego chłopca" (na boka), aby czarował i uwodził klientki, w szczególności starsze panie, które najczęściej nas odwiedzają (już słychać było śmiech na sali).
Uszy niewielkie, by nie wyłapywał za dużo hałasu.
Oczy zielone (kolor nadziei) z nadzieją na lepsze obozowe jutro (śmiech).
Usta czerwone w ogromnym uśmiechu, którym zarażałby optymizmem.
Postawny (narysowałem nawet bicepsy prześwitujące przez białą koszulę :P) jak przystało na pracownika "na stanowisku".
Ubrany skromnie, ale ze smakiem (śmiech).
Biała koszula, cienki czarny krawat, identyfikator, pasek, spodnie.
Dłonie w pozycji otwartej (śmiech i brawa).
Potem jeszcze kilka innych czwiczeń, a na koniec każdy imieniem i nazwiskiem podpisywał się na kartce i dawał ją osobie obok.
Osoba ta pisała jak mnie ocenia i zaginając karteczkę podawała kolejnej.
Trwało to tak długo, aż każda kartka wróciła do swego właściciela.
Oto jakie otrzymałem referencje od swej grupy:
- sympatyczny i uśmiechnięty,
- sprawia pozytywne wrażenie (o zgrozo- napisał to stary grzyb, pukfiasz z mego obozu! Widocznie przez 9 lat mej pracy jeszcze mnie nie poznał :P),
- sympatyczny i kontaktowy,
- szybki kontakt z otoczeniem,
- ciepły, otwarty i zorganizowany,
- wesoły i sympatyczny,
- CZARUJĄCY GADUŁA!!!
Pozwoliłem sobie wytłuścić ostatni komentarz, ponieważ mega pozytywnie mnie zaskoczył :)
Ja czarujący?!
Ja gaduła?!
Uła, uła, uła! :)

   W pozytywnych nastrojach rozpocząłem weekend.
Jak ja kocham ten czas.
Dziś mój ulubiony dzień- sobota.
Sporo dziś prac za mną, dlatego teraz czerpię przyjemność z odpoczynku.
Leżę dupą do góry :P:P:P
Zakupy zrobione z rana.
Dwa prania rozwieszone, z czego jedno ręczne, bo to delikatne i kolorowe :P
Mieszkanie posprzątane.
Z każdego kąta bije czystość i miły zapach (może mnie nawet odwiedzić pani Rozenek)... a szczególnie z kuchni, gdzie słodyczą kusi kruchy placek z węgierkami :) Chętnych zapraszam!!!
Zostało mi jeszcze zgotowanie kompotu na jutrzejszy obiadek (też z węgierek) i rosołu wieczorową porą :)
Ps. Ale miałem dziś pyyyyszne zaproszenie na obiad!
Mio Sexi Ragazzo do swej trattorii na pyszną pastę mnie zaprosił.
A sos własnej roboty, ze świeżych pomidorów.
Aromatycznie, pysznie i włosko.
Deliszysz (jak mawia Marzenka).
Ciepłego wieczoru!

iloyeyou Hany :*

poniedziałek, 10 września 2012

Codzienności moja, życie moje

   Zwykle potrzebuję tygodnia, by po dłuższym urlopie wskoczyć na właściwe tory.
W pracy jest inaczej, bo tam ilekroć tylko przekraczam próg od razu wiem gdzie jestem.
Zrzucana zaś na głowę robota, jest tylko tego potwierdzeniem.
   Wrześniowy powrót to obozu był tym razem wyjątkowo stresujący, bo wiedziałem, że na dzień dobry będzie mnie czekała ciężka przeprawa ze Starą.
Przed swoim urlopem miałem niby złożyć CV, by skorzystać z pewnej oferty propozycji pracy przyobozowej, stanowiącej jakby coś na miarę kokpitu w motocyklu.
Niby się jedzie motorem, ale obok niego.
Nie uśmiechała mi się ta oferta od początku, więc i sceptycznie do tego podchodziłem.
Nie czuję się w roli kokpiciarza.
CV nie złożyłem.
Pozostałem wierny obozowi.
Nie zgłoszenie się do rekrutacji powoduje konieczność zatrudnienia u nas kogoś z zewnątrz na to stanowisko.
Etatów wolnych nie ma, a mus zatrudnienia kogoś wywiera fakt tworzenia owych kokpitów w każdym obozie.
Dodatkowo zestresował mnie sms od Kejt pod koniec urlopu, że Stara wezwała ją na rozmowę i zapytała czy ktoś pod jej urlopową nieobecność zgłosił swe uczestnictwo w tym projekcie.
Oczywiście nikt, bo kto?
Stara jak to ma w zwyczaju stosować zastraszanie, omotała lękliwą Kejt, że jako iż umowę ma do końca roku, to nie wiadomo, czy jej przedłużą jeśli kogoś nowego trzeba będzie przyjąć na obowiązkowe stanowisko.
Kejt mimo dylematów się nie zgodziła.
Drżałem przed tą poniedziałkową konfrontacją.
Stara chodziła jak pokąsana z miną kwaśniejszą od kwaśnicy.
Po dłuższej chwili wpoiłem swemu rozumowi, że to przecież mój wybór i nikt nie ma prawa kierować moim zawodowym losem (kształtować go za mnie, zmieniać życie zawodowe).
Na przypadkowe pytanie: "Dlaczego nie złożył Pan swej kandydatury?", miałem przygotowaną jedną odpowiedź: "Ponieważ nie byłem zainteresowany ofertą" :P
Odpowiedź przebija głębią samo pytanie :)
Pytania nie było, rozmowy też, ale zduta i wścieknięta chodziła do środy.
W czwartek już była jak dobra koleżanka, bo dowiedziała się, że zrealizowałem zaraz po powrocie do pracy ponad 1/3 rocznego planu z zakresu tych usług którymi miałbym się zajmować po złożeniu wspomnianego CV.
I tego nie lubię, że jak jest dobrze, to ktoś jest Twoim "przyjacielem", a jak jest gorzej, to by dobił własnym jadem.
Fałsz, pazerność i obłuda.
Wolę trzymać się od tego z daleka.
   W domu constans czas się zatrzymał w miejscu.
Wszystko odbywa się ruchem jednostajnym zgodnie ze stałym harmonogramem dnia :P
W połowie tygodnia złapało mnie jakieś małe przeziębienie, ale do końca tygodnia uporałem się z nim i... mogę już dosięgnąć pilota :P
Wczoraj miałem gości.
Popołudniu przyjechała Siostra z Rodziną.
Czas minął szybko i sympatycznie, ...no i motyw białych hanes`ów z szarą gumką był :P:P:P
Żal tylko, że weekend się skończył :(

...a dziś dziesiąty, więc KCNWWiTWNJM w DNM :*:*:*





niedziela, 9 września 2012

Wakacje w abecadle


A
Amit;
alora;
B
bulge;
brzoza;
Brat Albert;
Bąkowo Zohylina;
Babcia Chooocie;
bjat;
biały czyli czarny (jeden ze Star Warsów);
babeczki w Cukierni;
Buriano buriankie, sał ti li si moma (że po bułgarsku);
buty Francuzów;
bułgarskie fatimki;
bojsi w białych hanesach (od Edi`ego);
bardzo pani miła, ale na śniadanie;
C
Cocomo;
chocie na (te) oscypki, chooociee (kocie?);
Costa Cafe;
chuściano izba;
curry, czyli kery;
Christopher (podstarzały koleś uwodzący włoskich grajków- molto bellissimo concerto);
Chiny leżą w Europie? (rozwalające pytanie "wszystkowiedzącej" girl :P)
D
dot;
Dorota Gardias Skóra i jej prognozy;
Dlaczego ja;
Donosiciel (doręczyciel pizzy z Trattorii- młody, seksowny blondynek z grzywką a`la Wielka Krokiew :P);
E
Edi ze Wschowy
F
figurka Matuchny Fatimskiej przy skręcie na naszą kamienistą dróżkę;
Festival;
fotograf, a w zasadzie ja w roli fotografa (w tym roku wyjątkowo najwięcej razy zostałem proszony o wykonanie fotki; jedna kobieta w Dolinie Pięciu Stawów Polskich pozowałaby chętnie z godzinę- na jednej minie);
G
Giewont;
góralskie izby;
górale z Sardynii;
Graża;
gruszki w warzywniaczku u Kazia;
golarka Braun od Męża w prezencie urodzinowym :);
H
hłojdy;
Hej tam spod Tater, spod siwyk Tater, hej poduchuje holny wiater, hej poduchuje leci z nowinom, ze chłopcy idom ku dolinom;
I
izby;
J
Jagoda;
japonko- sandały które zachwyciły mnie totalnie;
K
Kalatówki;
keli boj;
Kamilek;
Kamil Stoch w Trattorii;
kobiecy pan w Baconaldzie;
Koreb (Pan Franek zwany Papciem Chmielem, zduta Kaśka, Ola, Przemek, Michał, piwo żywe, miodowe, korzenne);
kelnereczka z Trattorii zwana "naszą", albo Marzenką;
kino Giewont;
koszula po przecenie za 103 zł;
kutera;
Krisztina Kasza;
karykaturzysta (wszystkie jego rysunki rozpoczynały się od narysowania wielkiego nosa);
karaoke z weselnymi piosenkami w pijalni wódki);
L
lemoniada u Cioci Ani;
latające mrówki przy krzyżu na Giewoncie;
lody od Gośki Andrzejewicz (5zł dziewięć gałek :P);
M
Max;
mięska pani;
macie jakieś plany na wieczór?- macie jakieś panny na wieczór?- macie jakieś plamy na wieczór? (mająca kłopoty z wymową hłojda z Cocomo, której w ciemnościach nocy świeciły tylko białe gałki oczne, białe usta i zęby, reszta została w solarium);
macie ochotę przyjść na plażę, czy coś? (zapraszanie wystylizowanej girl na piwo pod parasolem wśród rozsypanego piasku- a my na to: "na plaży nam się mleko warzy" :P);
moskole;
Meraja kłin of de Połlend;
miętowy ludwik;
mecz Radwy w Jagodzie (mój przekonujący Mąż wywalczył u barmana zmianę kanału z Vivy na Eurosport :P);
muśiśzz,
my tam byli (zdanie wypowiadane w stronę krzyża na Giewoncie ilekroć tylko się na niego spojrzało);
N
Nemst;
Natura Tour (Naturatur);
nasi ostomili;
O
obwarzanki zwane preclami;
odbijanie na Krupówkach;
ola (hola- pozdrawianie turystów w drodze z D5SP na Morskie Oko);
Oshee;
P
proszek do prania od Maxa;
piekarnia ekologiczna Anny Piwowarczyk;
podnoszenie rąk na przejściach dla pieszych (akcja: dawaj przykład na zielonym);
piwniczka;
pająk za oknem (walki w sieci z owadami);
Pan z Tesco :P;
pustelnia;
Pepe Jeans (fajne buty u kolesia);
Pani Wrzos w Tesco;
pyszny ketchup w Trattorii;
pachnące toi-toi`e na festivalu;
psyklaśnijcie;
Pani Halino, coś paniii (w mordę jeża, Panie Paździoooch);
Pani z Litwy (od staroci);
piosenka przewodnia :P:P:P
R
Rafał;
reakcje ludzi na podnoszenie ręki na przejściach;
reakcje ludzi na bulge;
reakcje ludzi na rząd ośmiu guzików przy rozporku w spodniach dresowych Hanego :P;
Rupa Suval from Nepal;
radio grające całą noc w altance właściciela;
Rojal Ejpl;
róg jelenia na rzemyku;
S
serfowanie tramwajem i innymi rzeczami :P;
Sewioło w Suchej;
szopoładownia;
słony cukier;
sssapraszamy na obiady domowe;
Stamford;
Stamary zwane Stemri;
sensualne masowania;
sklep ziołowo- drogeryjny (jak to brzmi! :P);
skurcz uda na Giewoncie (masaż Męża zielikiem i magnez od Maxa);
surykatki (kelnerki- apacze w Jagodzie oraz ich sztafetowe wymarsze za drewniane wrota celem pumpingu na szefie :P);
stara cebula zwana młodą;
suszarka;
Ś
Śwarna;
śmiech kolesia w kinie zabawny na równi ze scenami komedii;
T
Tahoe;
Tischner;
tabliczki z napisami "wolne pokoje", "pokoje", "noclegi";
Trattoria zwana Tortillą;
tutok;
Tyś wielką chlubą naszego narodu;
Totus Tuus;
ta rozczochrana to Williams, a ta druga to Maka`rowa;
Trudne sprawy;
U
unoszone od nasady;
uzarin (zielik przeciwbólowy);
V
verba, czyli werbowanie wśród widowni kandydatów do tańca na scenie;
W
wakacje;
wielka waliza;
warzywniaczek u braci (pełna nazwa: sklep rolno- spożywczy u Ludwika);
warciutko;
Waśniewskie;
Wiking;
wyniki cząstkowe;
Wi-Fi (najlepsze w Jagodzie);
X
XL- ładny boj od widokówek noszący koszulki rozmiaru wielokrotnie zawyżonego w stosunku do swojej sylwetki
Y
Yomosa;
Z
zafarbowany przez jeansy tył białej torby;
zwilgotnienia;
zatwardzenia na drogach do Krakowa i Rabki Zdrój;
Zakochani w Rzymie;
zwierzenia pijanego klienta do barmana Rafała o minetach z mentosem (wszystko w obecności minetobiorczyni:P);
zbyrkadełko;
Zbyrcok;
Ż
Ża-Ża na Kalatówkach po raz kolejny w moje urodziny;

... Ż, jak ŻAL, ŻE TO WSZYSTKO JUŻ ZA NAMI! :(:(:(


Dziękuję Skarbie za kolejne piękne wakacje i porcję niesamowitych wspomnień.
Kocham Cię :*:*:*









piątek, 17 sierpnia 2012

Hooray hooray!!

... it`s a holi holiday :)
Przeminęły ostatnie dni jak i cały rok.
Znów radosna pora nastała, by zabrać swą walizę i wyruszyć w urokliwy zakątek Polski- w góry.
Czas rozpocząć dwutygodniowe wakacje.
Tak upragnione i tak wyczekiwane.
Oby nam Niebo błogosławiło i każdego dnia zsyłało słonko, radość i zdrowie.
Do zobaczenia we wrześniu.
Bywojcie zdrów.
Heeej!

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Ostatni tydzień

i to nie cały, tylko ten roboczy :P
W zasadzie nawet ten nie będzie kompletny, bo w jego połowie wypada święto :)
... i mi się to podoba :D
Jeszcze tak mało zwykłej codziennej udręki.
Od dziś słonko i mam nadzieję, że na długo, choć prognozy ostatniego tygodnia sierpnia nie są ciekawe.
Pozostaje jednak pocieszenie, że to tylko prognozy.
   Ostatni tydzień przed wakacyjnym urlopem, to dla mnie (jak wiadomo nie od dziś) okres wzmożonych prac.
I tak z nastaniem poniedziałku organizuję się.
Rozpocząłem od finansów, a właściwie od ich niechętnego ulokowania na kontach bankowych, wszak rachunki opłacić trzeba.
Pranie załączone i niebawem o organizowaniu się do obozu trzeba myśleć, choć o tym to wolę już nie myśleć, chyba zastosuję powiedzenie jednej z pseudo-kierowniczek, która najczęściej powtarza: "pierdol to" :D
Tak najwygodniej i najzdrowiej dla nerwów :P
Waliza już w domu, obuw trekkingowy wyszykowany na zdobywanie szczytów (nie wszystkie szczyty też trzeba zdobywać w obuwiu :P).
Z dnia na dzień rzeczy będzie przybywało. Te zaś najpierw pod żelazko, a potem poukładane będą piętrzyły się do włożenia w walizę.
Och jak ja lubię ten czas!!
A i przebój wakacyjny już też mam :)
Oto łon: 
Heej!!

Buziaczki Hany :*:*:*

sobota, 11 sierpnia 2012

Gdzie jest słonko kiedy śpi...

... czy wilk zawsze bywa zły? :P
 
   Pochłodniało.
Niestety zamiast zaawansowanego lata mamy początki jesieni i to tej w przykrym wydaniu.
Całą noc ulewny deszcz bębnił po parapecie.
Szary i zimny zaś poranek, powodował, że plany mego bardzo szybkiego rozpoczęcia dnia przeciągnęły się do 7:30.
No ale to też wczesna pora.
Wymarsz na zakupy, potem śniadanie i kawa.
Załączyłem też pranie, którego już nie zdążyłem rozwiesić na suszarce, bo trzeba było galopować na dyżur do pracy.
Na szczęście poszło sprawnie i po godzinie z hakiem byłem ponownie w domu :)
Pranie rozwiesiłem (myślałem, że dziś przynajmniej dwa sorty zrobię, ale przy takiej pogodzie trzeba zrezygnować z planów, bo proces suszenia przebiega miernie).
Czekam, aż szpinak mi się całkowicie rozmrozi, by posadzić na nim jajka (jakie pyyyszne zdanie mi wyszło :P).
Za tydzień o tej porze będziemy zmierzać "Janosikiem" w góry.
Jak to miło, że tylko tydzień, choć to będzie długi tydzień, a zarazem pełen pracy.
W pracy chaos po dziesiątym, a i w domu roboczo będzie, jak zawsze przed moim dłuższym urlopem.
No ale przywykłem już do tego.
Mam nadzieję, że Niebiosa uśmiechną się do nas znowu słońce ukazując na oba turnusy :)
Bądź co bądź, radośnie będzie i tak :)
Pogody ducha i radości na te dzisiejsze szarości.
Kocham Cię Hany :*:*:* 

czwartek, 9 sierpnia 2012

Przedurlopowe wyczekiwania

   Zbyt krótkie są przedpołudnia.
Zbyt szybko przemijają mi godziny do dwunastej.
Za długo ciągnie się czas w pracy i za szybko przemijają olimpijskie wieczory.
Praktycznie wydaje mi się, że wstaję po to by iść do obozu i wracam z niego po to, by się przespać, by po nocy znów można było wstać i do niego iść!
Nie wiem czy sprawia to zbliżający się urlop, czy coraz bardziej pogłębia się monotonia dnia...
Bądź co bądź, urlopu mi trzeba i czekam go z WIELKIM utęsknieniem.
   Miesiąc na bezchlebiu z codziennymi czwiczeniami (jak mawia pewien redaktor) pomógł mi osiągnąć wymarzony stan ciała, a przez to i ducha :P
   Robotnicy od tygodnia "walczą" na rusztowaniach z balkonami w moim pionie blokowo- klatkowym.
Głośno mam do południa.
Szlifierki, wiertary, trzaskania blach...
Całość nie okraszona chociażby jednym miłym osobnikiem :P
W międzyczasie (od postu do postu) kompletuję zawartość walizy urlopowej, bo listę rzeczy niezbędnych mam już zrychtowaną od niedzieli. Zawsze robię ją w niedzielne przedpołudnie na dwa tygodnie przed wyjazdem (kiedy po mszy i po śniadaniu sączę sobie kawę).
Wyjmuję wtedy z segregatora listy z lat ubiegłych i jak przystało na sentymenciarza, czytam, co ja tam wtedy nabazgrałem.
"Pozdrowiłem" sam siebie, kiedy w niedzielę zobaczyłem listę z roku 2010!
Kto to widział brać na 2 tygodnie 3 pary jeansów, 4 koszule i wiele jeszcze zbędnych rzeczy.
Ja teraz zastanawiam się czy w ogóle pakować jeansy?
W koszulach na co dzień nie chodzę, więc wolę większą ilość tiszertów.
No ale przynajmniej śmiesznie mi było, kiedy to czytałem.
Wspomnę jeszcze jak w głos się uśmiałem kiedy czytałem zapiski z wydarzeń sprzed dwóch lat...
Cóż za pilność, by odnotowywać każdą ważną, czy też śmieszną sytuację.
   Po upałach nastąpiła pora późno-letnia, albo wczesnojesienna. Mam nadzieję, że prognozy jakie zapowiadają na przyszły tydzień obrócą się w pył i że jakiś miły zwrotnikowy prąd przyniesie nam stamford- pogodę godną lata.
A teraz do znanego na oślep cyklu dnia!
Jeszcze 9 dni.
Tylko 9 dni :)
Buziaczki Hany :*:*:*

piątek, 27 lipca 2012

O cyckaniu słów kilka

Cyckanie, ssanie, ciągnięcie...
Ja dziś o tym pierwszy, choć pokrewne to zjawiska :)
   W drugiej połowie lat osiemdziesiątych, kiedy byłem przedszkolakiem czyniliśmy sobie dziecięce grupowe schadzki w kąt przedszkolnej sali.
Podczas gdy inne dzieci malowały obrazki, lepiły stworki z plasteliny, czesały lalki, ja z Agą i jeszcze z kimś (najczęściej przypadkowy obserwator), ale nie pamiętam konkretnie kto to był, cyckaliśmy nimm2.
Nimm2 w latach osiemdziesiątych, kiedy cały kraj pogrążony był w komunie...
To wszystko dzięki mej Babci ze strony Taty. To dzięki niej moje "komunistyczne dzieciństwo" "pachniało" i "smakowało" zachodem.
Podczas gdy w kraju pomarańcze można było kupić tylko w Pewex`ie, ja dostawałem w paczkach różnokolorowe słodycze.
Na tych słodyczach wyrósł ze mnie taki ot słodziak :P
...że tak se posłodzę :D
Jak na skromną osobę przystało codziennie brałem do przedszkola 2 cukierki (bo nimm2 są przecież dwa jak w nazwie :P).
Wolałem te pomarańczowe, ale lubiłem Agę, więc z uprzejmości dawałem jej swoją działkę.
Dla mnie pozostawał kwaśny żółty :)
Wspaniałomyślna Aga, by zbiorowo smakować rarytasy, zwoływała mnie i jeszcze jakieś dziecko do kąta i mówiła: "chodźcie sobie pocyckamy".
Piszę to i śmiech mnie ogarnia. Wracają wspomnienia...
Zgrabnie odwijała z cukierka folię.
Co by było higienicznie pół cukierka zawiniętego w folię trzymała dwoma pierwszymi palcami, a druga połowa kusiła kolorem i zapachem wzrok, nos i język...
No i cyckaliśmy.
Ona przodowniczka i potem ja i jeszcze ktoś.
I tak rundy szły w kółku, aż cukierek się skończył (co by było mniej higienicznie) :)
Nazajutrz kiedy wchodziłem do grupy, zawsze witał mnie jej głos: "przyniosłeś?" :)
Wiedziałem, że w porze indywidualnych zabaw będzie znowu cyckanie.
Czemu o tym piszę?
   Wracając dziś do domu byłem świadkiem spotkania.
Z jednej strony szła kobieta z paczką słonecznika, łuskając go sobie w zębach.
Z drugiej facet z dzieckiem.
- Cześć- rzekła kobieta do faceta.
- Cześć- odpowiedział- Gdzie idziesz?
- A przed siebie.
- Co tam masz?
- Słonecznik, chcesz se POCYCKAĆ? (usłyszawszy to umarłem ze śmiechu)
- Czym? Przecież nie mam zębów.
... aż mnie mój martwy zabolał :/

Cyckam Cię Hany nawet samymy dziąsłamy :P :*:*:*

środa, 25 lipca 2012

Porno-walentyna-twist

   Trwa ciężki tydzień pierwszej zmiany w obozie.
Praktycznie przez wizyty jakie czynię u staruszków, nie wyrabiam z robotą.
Wizyty są nieuniknione.
Są częścią mojej pracy.
Są specyficzne, jak specyficzny jest tamtejszy żywot starców.
Po każdej wizycie wychodzę jakiś przybity, przygaszony.
Mimo wszystko idąc tam jestem uśmiechnięty, jak zawsze.
Wczoraj współlokatorka (babcia) pewnej pani, do której przyszedłem, tak podsumowała emanującą ode mnie radość:
- Ty!!- rzekła do współzamieszkującej z nią Danty- patrz jaki on uśmiechnięty, radosny i uprzejmy. Pewnie było porno-walentyna-twist!
Na chwile odebrało mi mowę, że staruszka po osiemdziesiątce potrafi tak grypsować.
- Ja zawsze jestem uśmiechnięty i radosny, że o uprzejmości nie wspomnę- odpowiedziałem.
- Zakochany! Na bank było porno-walentyna-twist!- odpowiedziała babcia Gripsi.
- Zakochany to ja jestem cały czas, a radosny, bo trzeba się cieszyć. Słońce świeci, ptaszki śpiewają...
- Patrz jaki fajny zakochany...- mówiła bez końca staruszka.
Niema Danta "pracowała" jak sterowany półautomat, przy dokumentach jakie przyniosłem jej do podpisu.
Na odchodne pożyczyłem paniom dobrego popołudnia, dużo zdrowia  i pomachałem łapką.
"Do zobaczenia" wypowiedziane przez Gripsi niosło się dłużej niż sama długość korytarza prowadzącego do wyjścia na dziedziniec.
Pognałem do obozu.
   Dziś już tylko, albo aż stacjonarnie w murach obozu.
Nie jest lekko, ale dziś i tak udało mi się w miarę na czas wyjść.
Po drodze drobne szopy w markecie.
W planach mam robienie krokietów.
Farsz kapuściano- pieczarkowy przygotowałem sobie już wczoraj, więc dziś tylko zrobię naleśniki.
Dwie pary fajnych stóp widziałem między regałami :P
Po powrocie do domu, czekała na mnie przesyłka z Pull`a.
W piątek Hany podesłał mi link na stronę internetową sklepu.
Uwielbiam tiszerty, więc to był mój priorytet, jeśli chodzi o odwiedzenie tego działu.
No i proszę!
Tiszert o jakim marzyłem- luźny z dekoltem w szpic i koloru koralowego!
Nie mogłem go nie kupić.
Warunek to płatność kartą.
Daliśmy sobie spokój.
W sobotę przed dyżurem odpaliłem gadu.
Hany podesłał link i informację, że próbował kupić sobie okulary i chustę, ale jego karta bankomatowa "nie przechodzi".
"Spakowałem" więc do koszyka koralowy tiszert, Męża okulary i chustę i pomyślałem, że spróbuję.
Moja karta też "nie przeszła".
Niezawodna okazała się druga karta.
No więc zakupy się udały.
Jakie było dziś moje zaskoczenie, kiedy po przyjściu do domu, zastałem na łóżku szarą kopertę sygnowaną logiem sklepu, a w niej...
Towary okazały się takie jak oczekiwaliśmy.
Hany jeszcze tego nie wie, ale jutro prześlę Mu Jego część zakupów.
Świetna jakość, a przez to 100% satysfakcji.
Mojemu Dediemu przypadły do gustu Męża okulary.
"Lubię przyciemniane na niebiesko szkła"- powiedział zachwycając się ich wyglądem.
No i jak tu nie wpaść w zakupoholizm?!
Jeszcze tylko maszynka do pieniędzy i mogę tak przynajmniej co tydzień zamówienia czynić :)

...Zbytnio się rozpisałem i czas zatraciłem, a przecież naleśniki same się nie zrobią.
Fanów chrupiących sakiewek z farszem zapraszam w porze wieczorowej.
Niejedzących o późniejszych porach zapraszam na...(miłe spalanie kalorii) jutro :)
Hanego całuję soczyście i siarczyście aż do ostatniej kropli :P:*:*:*