camino

camino

niedziela, 27 stycznia 2013

Energetik

... bo w końcu prawie wiosna :P
To nic, że pełno śniegu dookoła i że w nocy było więcej niż 10 stopni mrozu :)
Popołudniówka już bliska zera.
Może więc roztopy blisko.
Roztopy- omg!



Dziś przypadkowo natrafiłem na fajny kawałek w necie.
Nawiązuje on do jednego z moich ulubionych hitów z lat 80-tych.
Fajnie zrobiony, karnawałowy i mimo, że zaśpiewany lekko, łatwo i przyjemnie, to nie przez "smerfetkę" tylko wokalistkę :)
Przyjemnego słuchania i karnawałowych pląsów :P
A ja...
do skakanki marsz!
Jump, Jump!
Ps. ...a u mnie -1,5 ale nie stopnia :)

iloveyou:*



wtorek, 22 stycznia 2013

Niespodziewane zaproszenie


"Gdyby mój syn okazał się gejem, nadal bym go kochała i jego partnera również"
Dorota Wellman
Piękne słowa otwartej na świat i ludzi kobiety.
Oby więcej osób tak myślało i żyło w przekonaniu, że gej nie oznacza nic złego.
   Pod wieczór niespodziewanie zadzwonił do mnie Tom.
Zadzwonił z jeszcze bardziej niespodziewaną sprawą.
Oświadczył mi, że jestem zaproszony na wesele Jego Pierworodnego :)
Niesamowicie pozytywnie mnie tym zaskoczył, aż nie wiedziałem co powiedzieć :)
Z ogromną przyjemnością przyspieszę o miesiąc urlop i nawet jeśli nie dostanę tyle co miałem planowane na maj, to i tak te kilka dni spędzone z Hanym i Rodziną, będą bezcenne.
...A Sara rano podczas rozmowy telefonicznej (dzwoniłem z życzeniami) przebąkiwała, że bierze mnie na partnera :P
Oboje z Hanym domniemamy, że Ona już to wiedziała wcześniej, ale nie chciała się z tą nowiną zdradzać :P
Ech Moi Walkerowie :)

cieszę się
dziękuję
i szykuję :)

Ps. Kolejne weselicho z Mężem. Tym razem jeszcze bardziej z Nim, bo... jesteśmy zaproszeni jako Para :)
Para-mont-pikczer :P
Trza odwiedzić Sali Spektrę, by miarę na kreację dla mnie wzięła :P


...chyba, że skromnie...
jak pan na fotkach :P







iloveyou  :* 

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Dzień Dobrej Babci

   Nie mam komu posyłać kartki z tej okazji, ale...
nie zwalnia mnie to ze złożenia życzeń.
Tym bardziej, że Okazja przyszła sama :)
   Marza, Karen i ja, mamy "naszą" obozową Babcię.
Pisałem kiedyś o niej.
Przesympatyczna staruszka, która często nas odwiedza.
Poza dobrym słowem ma dla nas zawsze jakiś słodki prezencik :)
Dziś też przyszła.
Dała nam orzechowe princessy :)
Wziąłem wafelek z takim lekkim zażenowaniem i przyznałem się Jej, że...
- Dziś to nie bardzo wypada brać słodki prezencik.
- Czemuż to?!- zapytała zaskoczona.
- Bo dziś Dzień Babci i to my powinniśmy coś od siebie dać.
- No właśnie- dodała wiecznie głodna i łasa na słodycze (a ponoć odchudza się od początku miesiąca) Marza :)
- Niestety nie jesteśmy dziś przygotowani prezentowo- kontynuowałem- więc jedyne co możemy dać, to z serca płynące szczere życzenia zdrowia, sił, i nigdy nie zanikającej radości z życia.
Stasi zaszkliły się oczy.
Złagodniały zmarszczki,...
Podziękowania były równie szczere jak ona sama.
Na koniec powiedziała nam coś wesołego
"Ostatnio moja znajoma pytała mnie o moje wnuki. 
No więc mówię jej, że mam troje wnucząt.
Pracują w obozie :) 
W odpowiedzi usłyszałam- dobrze udało ci się z takimi wnukami.
Jednym słowem... pozazdrościła mi was". :):):)

***
Wieczny odpoczynek racz moim zmarłym Babciom dać Panie, a światłość wiekuista niechaj Im świeci. Niech odpoczywają w pokoju wiecznym.
Amen.




niedziela, 20 stycznia 2013

Lesława

   "Kayah wygrała konkurs na piosenkę WTA"- napisał mi na gadulcu Hany.
-Tak? Nic nie słyszałem!
-Tak, wygrała.
-Jaka to piosenka?- zapytałem w myślach widząc jak podczas sobotniego finału pierwszego tegorocznego szlema, śpiewa ją po tryumfie Agi.
-Tsurenko (czyt. Cureńko) wolałabym żebyś była chłopcem :D:D:D
-Hehe :)
-Udał mi się żart, prawda? :)
-Łyknąłem to! Uwierzyłem!
-Hehe i o to chodziło :)
-Osz Ty! Wiesz co, tak mnie wkręcić?!" ;)
Jak mogłem zachować się jak niegdyś Ania Sz. z Monią J. które "łykały" wszystko co się im powiedziało.
Nawet... w moje sztuczne oko, które wypadło podczas spaceru, a które przy nich "zakładałem"uwierzyły! :)

...W taki oto sposób "karierę" zrobiła Lesia Tsurenko (tłumacząc bardzo "z wolna" na polski- Lesława Cureńka, czyli Córeczka :P) ukraińska tenisistka, która została (mimo że już odpadła z turnieju) artystycznym happy wkrętem AO 2013 :P

   Od wczoraj zacząłem zmagania ze swoją wolą :)
Zobaczymy, czy okaże się silna :)
Rozpocząłem intensywne treningi.
Czas zakończyć zimowe obrastanie tłuszczem (mimo mrozu), bo jak wiosna przyjdzie szybciej, to nie zdążę stopnieć :P
Trwa więc topielina :)
Topie- Li- Na!
   Li Na (Na Li) zwana Liną, to kolejną przeciwniczka Agi na drodze o zwycięstwo w szlemie.
Dziś Nasza Dziewczyna pokazała swoją niesamowitość.
Ludzie zgromadzeni na centralnym nie raz wzdychali, jęczeli i syczeli z emocji :)
Aga twardo trzyma się zasady, że "wygra ta dziewczyna, która zrobi mniej błędów"
Podczas dzisiejszego spotkania popełniła ich tylko cztery.
Ana zwana Ajdą- trzydzieści cztery.
Mecz był na dobrym poziomie, bo obie panie były na plusie jeśli chodzi o przewagę piłek wygrywanych nad psutymi.
Aga +10
Ajda +1
No i sjedem (jak mawia jedna z pracownic mego marketu, a jak powiedziałaby po polsku Lesława :P) asów Naszej!
Opłacało się wstać z samego rana i powierzyć swe modły na pierwszej niedzielnej mszy o pomyślność dla Radwy oraz o łaski i dobrodziejstwa na nowy tydzień (nie tylko dla Radwy :P).

Niech (tydzień) i Wam przyniesie same pomyślności i zwycięstwa.

iloveyou Bejbe na-na-na-na-na-na... :*:*:*
majpriti Bejbe na-na-na-na-na-na... :*:*:*

Sprzed chwili (po zalaniu kawy w Jo-kubku)

-Zapraszam na nagiego, zasłoniętego tylko rakietą Jo- Wilfrieda, pełnego... kawy
-To w takim razie mi zrób Jonasa w zielonym zalaniu :)
-Myślałem, że będziemy pić z jednego i lizać kubek z obu stron ;P



czwartek, 17 stycznia 2013

Zdążyć

...przed Panem Bogiem- pisała Hanna Krall.
Dziś byłem bliski tego, bo w końcu kolęda (wizyta duszpasterska).
Mówią gość w dom, Bóg w dom.
Czy udał mi się ten pościg z czasem? (...)
   Jeszcze noc okrywała moją "metropolię" i...wszystkie wioski z miastami, kiedy "ściągnięty" z łóżka przez wyjący alarm budzika i niedospany- szykowałem się na kolejny wyjazd szkoleniowy do stolicy województwa.
   W autobusie uśmiechnięta Kejt pilnowała już mego miejsca, by przypadkiem sympatycznie wyglądający młodzik z okolic mego rejonu zamieszkania nie zajął mi go :)
Swoją drogą młodzik warty uwagi.
Kolejny mój czwartkowy wyjazd i kolejny raz spotykam go na przystanku i w autobusie.
Zawsze dobrze wystylizowany, a do tego pod kolor.
Tydzień temu do czarno żółtej kurtki miał czarno żółte nike.
Dziś do czarno niebieskiej- czarno niebieskie.
Fiu- fiu.
Ciekawe ile ma takich zestawów :)
   Humor z rana dopisywał, więc śmialiśmy się z Kejt z byle pierdoły, aż siedzące przed nami w futrzanej czapie dziewczę, odwróciło się znaczące spojrzenie posyłając.
Po całości się obruszając.
Jakby mogła, to by fuknęła.
...a fuck you :)
   Kiedy weszliśmy do sali tortur narad, jej wypełnienie "biło" po oczach.
Ledwo miejsce w środku wygospodarowaliśmy dla siebie.
Kilka znanych twarzy też mignęło i się zaczęło.
Szkolenie dość ogólne, ale w swej ogólnikowości dość profesjonalne, przeplatane dwoma krótkimi przerwami.
A o 14:30 mające trwać trzy kwadranse szkolenie BHP.
Prowadzący Pan Kaziu- emerytowany inspektor bhp, jarający się dalej tą tematyką.
Strzelał paragrafami z prawa pracy jak z kałasza.
Wspominał stare czasy, przeplatając wywody teoretyczne, praktycznymi przykładami sprzed lat.
Upajał się swym konikiem-wiedzą (bhp), że gdyby mógł to... zwaliłby go- konika-konia (kutasa) z rozkoszą zaznając największego orgazmu.
Tylko nie chciałbym widzieć jak wylewa się zeń wiedza :P
A fuuu Łukaszu- jak mogłeś w ogóle o tym pomyśleć :P
   "Orgazm" Kazia przekroczył umowne trzy kwadranse, zahaczając o sześć...
tym samym do następnego autobusu musieliśmy czekać do szesnastej z groszami.
Zadzwoniłem, by powiedzieć Tacie, że dopiero wyjeżdżam.
- No dopiero jadę do domu. Jestem w autobusie.
- A gdzie jesteś?
- Dopiero ruszyliśmy z miejsca.
- To czemu tak długo was trzymali?
- Szkolenie z bhp jeszcze mieliśmy, a że prowadził je emerytowany pracownik, który nie zawsze ma możliwość częstego pasjonowania się na forum swą wiedzą, to spuszczał się długo i powoli  tyle mu zeszło.
- No to po co dali takiego starego? Mogli dać kogoś młodego, a nie emeryta któremu jeszcze mało z ZUS-u.
- No niestety. A ksiądz już chodzi?
- Tak, ale nie wiem, w której klatce jest.
- Może uda mi się zdążyć... W razie czego pisz mi jak będzie blisko.
- Oky (mój Dedi w swej "nowoczesności" pisze ten wyraz właśnie tak :P)

Po 45 minutach piszę sms-a

- Był już ksiądz?
- Jest u Trudy.

Po chwili Tato oddzwania

- Fałszywy alarm, bo zaświeciło się na klatce i trzasnęły drzwi, ale nikogo nie widać.
- Hehe- zaśmiałem się w głos- to może jeszcze uda mi się dojechać.
- No może. A chodzi Młody.
- Tak? (och Dedi gdybyś Ty wiedział jak ja bardzo chciałbym zdążyć na tą kolędę) Będę gnał z autobusu co sił w nogach. Gdyby już od nas wyszedł to daj mi znać.
- Oky.

Wysiadłszy z pks-u grzęznąc w pośniegowym błocie i "zostawiając" nogi za sobą goniłem jak Jusia K. na swych nartach biegowych.
Na komórce żadnego śladu od Taty, więc myślę- zdążę!
Kiedy otwierałem drzwi na klatkę schodową, zaświeciło się światło.
Ooo!- to na bank ministranci.
Gnam, gnam (stajl) po schodach.
Na drzwiach u Alexii ministrantowym pismem K+M+B=2013
Byli!
U Trudy ten sam napis, tym samym pismem :(
Byli!
Ostatnia nadzieja.
Wyłaniając się zza zakrętu schodów prowadzących na moje piętro widzę najpierw czy jest napis na drzwiach sąsiadów.
Nie ma!
Więc chyba teraz u mnie trwa kolędowanie?!
Otwieram.
Wychylam się zza ścianeczki, z nadzieją że przyodzianego w czerń Młodego zastanę, a tu...
...
Zza ścianeczki wychyla się Dedi.
- Już po?!
- Już.
- Czyli nie zdążyłem?!- tak jakbym nie dowierzał, bo przecież tak biegłem.
- Nie.
:(:(:(

Kolęda płynie z wysokości,
kolęda płynie z wysokości,
Śpiewa na całego z wysokości, 
śpiewa na całego...
I uczy miłości

iloveyou Bejbe :*:*:*

Ps do Hanego) Jak będziesz miał przyjechać do mnie, to pójdę zamówić prywatną kolędę :P
Dziękuję za podesłane foto pasujące do klimatu dzisiejszego kolędowego (choć niestety nie dla mnie) dnia :*





środa, 16 stycznia 2013

Haluuu z powrotem...

Tak często wita fanów tenisa, najlepszy polski komentator sportowy- Pan Bohdan T.
Kiedy tylko po reklamach sportowe zmagania wchodzą ponownie na wizję, on tym swoim specyficznym brzmieniem rozpoczyna długo "ciągnięte" choć krótkie w treści powitanie :) 
   
   Halo Panie Łukaszu, dzwonię do Pana w sprawie strefy (stanowiska), do której z powodzeniem się Pan dostał. Jak Pan wie będą organizowane szkolenia dla ich przedstawicieli...
...i właśnie takie pierwsze spotkanie odbędzie się w Łodzi w dniach...- nie pamiętam już w jakich dniach, bo szkoleniowa propozycja pani po drugiej stronie telefonu, tak mnie zaskoczyła, że już myślami błądziłem po ulicach tego miasta nie mogąc znaleźć celu.
-... jest jeszcze druga propozycja- ciągnęła dalej- w podobnym terminie...
...w Szklarskiej Porębie.
Tam też zapisały się dwie panie z naszego województwa.
Czy te terminy Panu odpowiadają?
Którą lokalizację Pan wybiera?
- Yyy... Szklarska- niech będzie, skoro w Łodzi mam być jedynym reprezentantem Opolszczyzny.

Tak więc jakby nie patrzeć mam ferie!
Zimowisko w Szklarskiej Porębie od 4 do 7 lutego.
Trochę jeszcze mnie to przeraża, bo nie wiem jak z połączeniami w tym kierunku, ale w razie czego zapytam najlepiej poinformowanego w połączeniach człowieka w blogosferze lub zrobię rekrutację na Tahoe-szofera :P
Najmilsze Zimowisko byłoby, gdyby Misiu jechał ze mną...
Innych chętnych do pensjonatu Szklarćććzyk też zapraszam :P

Ps. Mam nadzieję, że nie będę musiał dzielić pokoju z kimś jeszcze, bo od razu wraca do mnie wspomnienie podobnego zimowiska w Katowicach, kiedy przez współlokatora zostałem z lekka okradziony :/
Na szczęście posiadając instynkt i czuja sam sobie te jego (a faktycznie moje) łupy znalazłem :P
Świadomość współlokatora- złodzieja o tym, że wiem co zrobił, bo w skrytce więcej tego nie zobaczył- bezcenne.
Tym bardziej, że ani ja o tym głośno nie mówiłem, ani tym bardziej on.
Oboje tylko mieliśmy świadomość tego, co się stało.
Oj sumienie musiało gryźć :)
O ile można mówić, że złodziej ma sumienie :P

ferie
ser-je
i bakterie :P

Kocham Cię Ptysiu :*:*:*

wtorek, 15 stycznia 2013

Telefony telefony

   Wczesnym popołudniem dnia wczorajszego zadzwoniono do mnie, że pomyślnie przeszedłem rekrutację.
Jednym słowem nadaję się na stanowisko.
Chcą ze mną współpracować.
Warunki rekrutacji i dzisiejsza rozmowa (ech ta dyplomacja), sprawiły, że poczułem się jak serialowa Ola Sz. aplikująca do Łotersona :)
A może ja nie doceniam obozu.
Może to nie obóz?
Może ja w Ministerstwie pracuję?! :D
   Z zachowaniem prawa pracy, wszystko ma się odbyć w ramach obozo-pracy, bez nowej umowy tylko załącznik stanowić będzie porozumienie.

   Kilka chwil po tym zdarzeniu, zadzwoniła drugi raz moja służbowa komórka.
Po powitaniu i przedstawieniu się, usłyszałem...
- No cześć Łukasz, tu Kamil.
(Myśli przeczesuję, jakiego ja Kamila znam poza Stochem :P)
Słuchaj- kontynuował, będę miał dla Ciebie zlecenie.
- Jakie zlecenie?- pytam struchlały z niewiedzy czego rozmowa dotyczy.
- No zlecenie do tego zamówienia.
- Ale jakiego zamówienia i od jakiego Kamila, bo nie rozumiem.
- No dyspozytora.
- Jakiego dyspozytora?
- A to kurier?
- Nie, to pomyłka! (śmiech) :)

Nosz kuuuuriera jasna! :D
Na brak pracy i zleceń to ja w Nowym Roku narzekać nie mogę :P

poniedziałek, 14 stycznia 2013

I`m Bulgarian boj in Bulgarian world...

Łącząc ból po stracie
Z żalu,
Zawisł czarny, koronkowy kir na mym stojącym palu...   
   Zeszłej nocy naszego czasu z Australian Open odpadła największa ozdoba kortów w Melbourne Park :(
i nie była to "piękna" Maria :P
Szkoda, że takie kilometry nas dzielą, bo oboje z Mężem chętnie byśmy go pocieszyli :)
Każdy najlepiej jak tylko potrafi :P
Z pełnym zaangażowaniem :P


pocieszam
masuję
współczuję (baj Grigor)

a Miśka mego namiętnie całuję :*:*:*

Aga i Dżezi- trzymajcie!
        ~tak dalej~

niedziela, 13 stycznia 2013

Who let the dogs out

Hanemu śniłem się dziś ja i Paco. 
Bawiłem się z Nim w Jego ogrodzie.
Było mmmmiło...

   Skoro o pieskach mowa (piśmienna :P), to i ja z racji tego, że weekend z Mężem mamy fotkowy, wklejam pana z pieskiem.
Hany mówi, że to etatowy wyprowadzacz na spacery dla mojej Pani L (tylko co by mój Dedi robił? :P:P:P), bo sam piesek zaś bardzo Ją przypomina.
Moja Pani L tylko wilczą ma sierść, a ten psiuniek...
taki jakby... kafeeee lateee :)
Słodkie jedno i drugie, dlatego obraz ten zdobi tapetę mego laptopa od wczesnych godzin popołudniowych :)

Radosnej niedzieli all.

Kocham 
wącham
i pod nogami się plątam :) (bo to lubię)

hał hał :)

sobota, 12 stycznia 2013

Diri-diri

Powiedziała Blondi sama do siebie, po czym spryskała szyje duszącą nasze nozdrza perfumą i wyszła z obozo-pokoju. Zerknęliśmy z Kejt na siebie w uśmiechu, powstrzymując się od głośnego parsknięcia :)
Idzie ku dobremu. Może zaczną powstawać jej nowe rymy, które wzbogacą "nasz słownik"? :)
   Diri-diri zrobiła wczoraj Agnieszka Dominice podczas finału turnieju WTA w Sydney.
6:0-6:0, taki wynik uzyskała i rowerkiem odjechała do Parku w Melbourne na startujący od poniedziałku pierwszy tegoroczny Wielki Szlem.
Mój ulubiony :)
Oby tak kontynuowała świetną passę i powiększała bilans wygranych spotkań.
   Diri-diri, jak sobota-niedziela.
Dwa dni wolnego.
Weekend.
Aj lajk yt.
   Dostałem od Bejbe dwa zajefajne kardigany z H&M`u.
Czerwony i niebieskawo-szary :)
Mersi maj dizajner :*
Zbieram garderobę na wiosnę, by wystrzelić z pąku jak kolorowy kwiat na rabacie :)
Najlepiej tulipan :P
 
Zimowo na dworze polu się zrobiło, co mnie nawet cieszy, bo przynajmniej jaśniej za oknem.
Koniec z szarościami.
Wiadomo, że lepiej gdyby nadeszła już wiosna, ale miesiąc nie ten :)
Poczekać trza jeszcze.
   Poranne zakupy w markecie zrobione, domowe sprzątania poczynione, więc odpoczywam.
Potem popołudniowe imocje sprintującej dziś Jusi :)
Mam nadzieję, że wejdzie do finału :)
Pod wieczór wstępne przygotowania do niedzielnego obiadu.
Pieczenie buraków na jutrzejszy barszcz i marynowanie mięsa na gulasz, bo dawno nie miałem go w swym menu.
No i kompot rzecz jasna.
W niedzielę musi być kompot :)

Miłego weekendowania wszystkim :)
Nie przemarznijcie zbytnio.

Ps. Idąc rano na szopy (temp. -5st.C) spotkałem dziewuszysko postury grycan`owskiej na czarno-czerwono odzianą.
Czarna czapa, czarna kurka lekko za tyłek, czarne kozaki do kolana,...a co czerwonego zapytacie? :)
Czerwone jak cegła uda od przemarznięcia.
Dziewucha na taki mróz wyszła z gołymi nogami.
Nawet rajstop nie miała!!!
To było szokujące doznanie dnia!
Feeee!


Bejbe
całuję:*:*:*
dziękuję
Kocham :*


czwartek, 10 stycznia 2013

W ławeczce

 ...siedzący, odziani (ledwie) uczniowie przyprawialiby częstokroć swych nauczycieli (płci: męskiej, orientacji: przynajmniej bi) o niekonieczność posiadania jednego z nieodłącznych przedmiotów belfra- wskaźnika :P:P:P
 
   O 4:54 obudził mnie Hany.
"Jest mecz Agi na żywo".
Ja ledwo żywy po omacku wymacałem włącznik dekodera w jednym pilocie, potem telewizora w drugim i startujemy.
Z każdą minutą widzę coraz więcej, tym bardziej, że wynik dobrze rokujący.
Lepiej i lepiej z każdą minutą.
W międzyczasie życzenia miesięcznicowe.
Tzw. pierwsza miesiączka w nowym roku.
U Pani L też, tylko, że u Niej zwie się to inaczej i na czym innym polega :P
Na szczęście, to tylko dwa razy w roku :)
Szykuję się na autobus do stolicy województwa.
Dziś spotkanie w sprawie nowego obozo-stanowiska, do którego razem z Kejt wysyłaliśmy formularze aplikacyjne.
   Po ponad sześciu kwadransach Aga przerywa niekorzystną dotychczas passę gry z LiNą i wychodzi z meczu zwycięsko.
Kolejny finał na otwarcie sezonu.
Ahiii-Agiii :)
Jajeczniczka dochodzi, espresso się sączy, włoski dogładzam...el-dupio-falo :)
Gacie wybrane.
Strój skompletowany.
Tato obudzony przez moje poranne rychtunki, wstaje i szykuje się do lekarza na kontrolę.
Ja natomiast jak to mam w zwyczaju, nie mogę się wyrobić by wyjść na przystanek :)
Dochodzę, wsiadam i jadę.
Podczas podróży wymyślamy z Kejt scenariusze czekającego nas spotkania.
Nominujemy kto będzie i o czym będzie gadka :)
Zazwyczaj dobry jestem w prognozowaniu, jednak dzisiejszy scenariusz przerósł naszą dwójkę ponad wszystko!
Okazało się, że tylko my byliśmy na dziś zaproszeni.
W sali zastaliśmy dwa małe stoliczki, kilka krzeseł oraz bufet z czajnikiem na wodę, ciastkami i... kawą rozpuszczalną w słoiczku nescafe (a neska to nie była, bo za duże i za bardzo wysuszone granulki- a wstyyyd!) :P
Po chwili przyszła pani i oznajmia nam byśmy się przysiedli do stoliczków.
Każdy do swojego.
Rozdała nam trzy rodzaje testów i heja!
Godzina czasu. Do testów. Gotowi?! Start!
Pierwszy psychologiczny, opisowy.
Czułem się jak na języku polskim.
Drugi sprawy ubezpieczeniowe.
Trzeci- bankowy.
Żeby tak szybko przyjemność się nie zakończyła, to po zakończeniu testów, do pani prowadzącej dołączyły dwie inne panie na rozmowy indywidualne.
Poproszono mnie o opuszczenie sali i torturom oralnym poddano Kejt.
Po kwadransie mnie.
Ogólnie nie jestem gadatliwy i przy obcych się raczej mało odzywam, ale tendencyjne pytania tych pań doprowadzały mnie do śmiechu.
Całkiem na luzie podszedłem do tych pytań.
Poproszony o wymienienie mojego największego życiowego sukcesu, odpowiedziałem całkiem nie-bankowo ani ubezpieczeniowo- moje codzienne, osobiste, prywatne małe sukcesy, czyli to jakim jestem człowiekiem, jacy ludzie mnie otaczają i to że wpływ czasu nie jest w stanie negatywnie zmienić mnie jako człowieka.
Panie usta zrobiły jak staruszka z teledysku Wannabe Spajsetek :) (takie w dziubek), a ja dorzuciłem...
jestem skromną osobą :)
(Kiedy opowiedziałem to Agacie, którą spotkałem w drodze do domu, powiedziała- trzeba było wymienić swoje poczynione ekskluzywne świąteczne wypieki).
   Poproszono Kejt.
Dołączyła do mnie.
Podziękowano za poświęcony czas i odesłano do domu.
W życiu bym nie podejrzewał, że taki poranek mnie czeka.
A iiiiiiidź!
   Dylemat miałem, że za wcześnie w domu będę.
Nie wstępowałem już do obozu.
Skoro delegacja, to delegacja i tak za bardzo się zawsze wszystkim przejmuję, więc tym razem postąpię jak na obozowicza przystało- omijam gmach szeroookim łukiem.
Jak fajnie tak szybko być w domu.
   Przed piętnastą zadzwonił kurier.
Hany zrobił mi mega prezent poduszkowy!
Dostałem dwie zajefajne poduchy na łóżko.
Takie profesjonalne, z kulkowo-sylikonowym wypełnieniem.
Z możliwością prania w temperaturze 95 st.
Gites!
Oj będą dziś sny.


Ps. Nawet kurier z miłym uśmiechem był :P
Ps.1) Ciekawym jego wypełnienia :D:D:D (nie, żebym był zboczony :P)

Dziękuję Bejbe za DNM i extra surprajs :*:*:*

Kocham
całuję :*:*:*
dziękuję



środa, 9 stycznia 2013

Sen- zeń- Zień

   Dziś druga zmiana.
Mogłem sobie pozwolić na nieograniczony sen.
Obudziłem się kilka minut po dziewiątej.
Sen, a właściwie sny rzeczywiście były nieograniczone.
   Przez 3/4 długości nocy męczyłem się szukając opakowania na paczkę.
Najprościej byłoby otworzyć oczy, zresetować sen i się nie męczyć.
Jednak podczas snu nie zawsze mamy na to wpływ :)
   W drugim śnie byłem w Zakopanem.
Spotkałem dwie koleżanki, które pracują w jednym sklepie w mojej metropolii.
Tam prowadziły własne biznesy, a co chwile do izby wpadali im rasowi górale w strojach ludowych i smaląc cholewki śpiewali im i żartowali.
Podczas tego snu ubrany byłem w jagodową koszulę, której kołnierz wpijał mi się w uszy :)
Kaśka z racji tego, że realnie pracuje w odzieżówce jednym szarpnięciem zerwała guziki, które odpadały z dźwiękiem przeciąganego w dół suwaka.
Pozbyłem się kłopotliwego ucisku przy szyi, a koszula nabrała innego fas(hi)onu.
Odtąd miałem ją śmiało rozpiętą.
Dekolt prawie jak Dido w "Here with me" :P
Klata zeń mi się wylewała :P
Pamiętam duże oczy Kaśki z przekrwionymi białkami, kiedy mówiła o tęsknocie za dziećmi.
Dopiero koło końca roku miała zamykać zakopiański biznes i wracać do domu.
   Ostatni sen był sceniczny.
"Jajako" widz.
Majka Jeżowska- prowadząca koncert na małej scenie.
Na scenie głównej zaś śpiewające wokalistki- Kayah i Halina Mlynkova...
...a na scenicznym tronie siedział nagi Krzysztof Kiljański, zasłaniający od czasu do czasu z dużą nieśmiałością swe przyrodzenie :)
Miał busz nie będąc Dżordżem :D:D:D
Widziałem :P

wstaję
budzę
i marudzę


iloveyou :*:*:*

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Wywody- wzwody

...to czego szczerze życzysz drugiej osobie, wróci do ciebie z nawiązką

   Dzisiejszy poranny sms do Hanego zakończyły takie me słowa:
"Sił, zdrowia i Miłości oraz wielu powodów do radości i wzwodów ;)
Kocham Cię i całuję gorąco :*".

   Dzień chłodny, szary, nieciekawy.
W pracy nudny i dłużący się.
Poza dwoma sexi petentami (po jednym na oko), żadnego towaru wartego większej uwagi,
Z obozu też wyszedłem dwadzieścia minut później niż powinienem.
Po drodze zahaczyłem o lidla, gdzie przy wejściu wjechałem wózkiem w dupę chłopaka wchodzącego razem z dziewczyną do rozsuwanych drzwi marketu.
Nie, że celowo.
Para za późno zreflektowała się, że potrzebny będzie wózek :)
Nie spodziewałem się nagłej zmiany prędkości ich szybkiego marszu.
Totalne wyhamowanie kolesia i mój pędzący wózek praktycznie zaparkował na jego pośladkach.
Odbił się od nich :)
Głupio mi się zrobiło, przeprosiłem, nie do końca poczuwając się do winy :)

Dochodząc do domu dostałem zaproszenie od Męża na podziwianie jego wysiłku fizycznego.
Hany realizuje noworoczne postanowienie, zgodnie z którym od dziś zaczyna ostro ćwiczyć.
Of course, że skorzystałem z zaproszenia.
Pognałem zatem do biedry, by kupić... skakankę :)
Tak, ja też postanawiam zacząć ćwiczenia.
A skakanka fajna z licznikiem obrotów i spalanych kalorii w neonowych kolorach zachęcających do użytkowania :)
Nie popełnię już żadnego błędu i kontuzji stawu skokowego nie będzie :)
Jutro dokupuję dwie opaski uciskowe na staw skokowy :)
Nie miałem ze sobą w sklepie centymetra, bo trzeba zmierzyć obwód stopy w najwyższym punkcie, by dobrać właściwy rozmiar :)

Po powrocie poszedłem, do sąsiadów piętro wyżej.
Miałem do zaniesienia sąsiadce pismo urzędowe, więc...
Dzwonię.
Otworzyła.
Ucieszyła się, że pamiętałem i przyniosłem to, na co czekała.
W tej samej chwili otworzyły się drzwi łazienki znajdujące się wprost drzwi wejściowych, otwartych w pełni swej szerokości.
Z łazienki wyszedł Młody :)
Tak, tak, ten sam, który w tamtym roku otworzył mi drzwi przyodziany w same białe bokserki w grochy :P
Pewnie się wygrzał w kąpieli, bo wychodząc wypuścił z siebie jakby nadmiar zalegającego w nim powietrza.
Albo konia walił i był to wyziew relaksu :)
A może jedno i drugie? :)
W każdym bądź razie przykładny młodzieniec biorący kąpiel przed wieczorynką :)
No ale mało tego.
Normalnie uciekłbym szybko z pola widzenia, i schował się w swoim pokoju, ażeby sąsiad rozmawiający z domownikiem mnie nie oglądał.
On zaś zniknął tylko na chwilę, po czym podszedł do otwartych drzwi obok swej mamy skinął głową na powitanie i stojąc oparty o futrynę przysłuchiwał się o czym gadamy.
Interesowało go to jakbyśmy prowadzili wywody o najnowszych grach komputerowych lub o nowym modelu skutera, który dostanie na wiosnę :)
Uśmiechał się.
Miał na sobie biały, lekko prześwitujący tiszert i białe bokserki (niestety nieprześwitujące :P).
Stopy gołe w japonkach :)
A co ja robię mając do czynienia z sexi bosonogim bojem? :)
(Widzę, że Hany wie, bo się uśmiecha)  :)
Wygrzebałem z kieszeni płaszcza paczkę chusteczek.
W zamyśle miałem się wysmarkać (i bynajmniej nie po to by lepiej go poczuć, bo przecież po kąpieli był :P), ale po to, by bezpośrednio po wyjęciu z opakowania jednej sztuki, niby niechcący- upuścić na podłogę całą paczkę :D
Celowałem jak Renia Mauer i udało się.
Spadła wprost pod jego stopy.
Wtedy nastąpiła najprzyjemniejsza chwila korytarzowych odwiedzin, tudzież doznań :P
Godzinami mógłbym kucać podnosząc te chusteczki, ale przecież tyle nie można.
Nie wypada.
Przyjemność niebywała, ale niestety krótkotrwała.
No ale liczy się bliskość tych kilkunastu centymetrów :)

Może nie w formie "wprost", ale...
doznałem wzwodu emocjonalnego :)

Dobrej nocki all :*


ślinię
masuję
strzepuję :*:*:*
(Twój wzwód Bejbe) :P





sobota, 5 stycznia 2013

Lizanie dupy

nie zawsze fajne jest...

   szfowa zarabia "na tyle mało", że cyklicznie co drugi miesiąc z samego rana wychodzi ze swej kajuty do napuszonej- prawej ręki.
Uśmiecha się, jest miła, wdzięczy się, wszystko po to by po godzinie zapytać, czy ta będzie miała potem chwilę czasu by ściąć jej włosy.

Przy starej, napuszona rzecze:

"Dobrze, nie ma problemu. 
Potem panią zetnę".

Zaś za jej plecami:
"...ale mnie mamusia od rana wkurwia. 
Chodzi i truje mi dupę, żebym ją ścięła,
tak jakby nie mogła iść do fryzjera".

   Za te usługi mamusia rzecz jasna skora będzie większą premią sypnąć, bo zarówno dla jednej jak i drugiej świat materialny to "pojęcie obce" :P
napuszona leci na kasę, stara zaś za przekazaną jej premię liczy na pomoc w obowiązkach, bo poza tym, że siano ma na głowie, to i w niej.
napuszona choć mądra i bystra jest.
Symbioza idealna.
Żyć nie umierać.

   Między trzynastą, a czternastą stara zwilża kudły na łbie, przywdziewa długi fartuszek jak niegdyś dzieci w szkołach i spierdala do kajutki, co by za dużo osób jej nie widziało.
napuszona zaś z miną "na kwaśne jabłko" bierze biurowe nożyczki (!!!) i idzie dumnym pawim krokiem.
Zamykają się obie w pokoiku i jest słodko, miło, przyjemnie.
Inni są wtedy beee.
Liczy się to miejsce, ten czas i ci ludzie (dwie pizdy warte siebie jak chuj).
Nie potrzebny jest nawet świetlny neon "nie przeszkadzać".
Każdy wie, że nie wolno tam wejść.
Drzwi i klamka są pod napięciem.

W razie czego włodarze mają naradę i nie wolno im przerywać.

Karen mówi, że w przyszłym tygodniu przyjdzie do pracy z kosmetyczką, by ta zrobiła jej paznokcie :P
...no bo jeśli brać przykład z szefostwa, to Pięta przyszłaby z kowalem, by ją podkuł, Oscyp ze stylistą, bo chciałaby w końcu fajnie wyglądać, a Blondi z baristą, bo uwielbia kawuńki- pikuńki.
Mielibyśmy wielozawodowy obóz i każdy znalazłby w nim coś dla siebie.
Każdy byłby zadowolony i może w końcu jeden drugiemu niekoniecznie chciałby oczy wydłubać.

Na koniec zacytuję... Gargamela:
" Jak ja nie cierpię tych obłudnych smerfów!!!"

Ps. Pomijając powyższe wywody...
lizanie dupy, to ono przyjemne jest :)


tęsknię
liżę
Kocham :*:*:*






Aussie rok 2013

patelnia mi to wywróżyła :P
   Zakończył się tak uwielbiany przeze mnie przedłużony okres świątecznej biesiady.
Każdego roku wraz z odjazdem Męża kończy się ten czas.
Schodzi ze mnie radość z cieszenia się każdą pierdołą.
I jak to podczas każdej rozłąki brak mi Go na każdym kroku.
Mam wrażenie, że zaraz wychyli się zza drzwi i powie coś czym mnie rozbawi, bo jak zawsze kiedy się widzimy nie ma dnia byśmy nie wymyślili hasła przewodniego, które bawi nas przez następne doby.
   Dni między Świętami a Nowym Rokiem jak zawsze przebiegały w pełni dobrego nastroju, ciepła domowej radości i Miłości, która szczególnie buzowała nocą na łożu :)
Dobrze, że tylko czwartek i piątek po świętach, były dla mnie roboczymi dniami.
Powoli mogłem sobie rozplanować przygotowania na sylwestrowy wieczór i nie tracić Męża z pola widzenia podczas etatu w obozie.
   W ostatni dzień starego roku odwiedziła nas jeszcze Siostra z Rodziną.
Hany miał okazję pierwszy raz spotkać się z Gośćmi Z Innego Województwa, jak czasami żartobliwie określamy Ich z Dedim :)
In plus zaskoczył mnie mój szwagier.
Naprawdę!
Nawet on, a nie moja Siostra- pochwalił mój bigos.
Określił go mianem- myśliwski.
Może jestem próżny, ale uwielbiam takie kulinarne spełnienia :)
Jeśli spełni się kulinarna sylwestrowa wróżba, to w tym roku powinienem odwiedzić Australię!
Podczas smażenia ostatniego naleśnika do krokietów (brak wystarczającej ilości ciasta by wyszedł cały placek), z rozlanej i usmażonej plamy wyszło coś, co kształtem przypominało:
1) australijskiego dziobaka- wg mnie
2) meduzę- wg Hanego
Obie wersje do kupy= podróż w ciepłe zakątki otoczone wodami :)
No Australia jak nic :P
Może już za niedługo na zbliżający się mój ulubiony tenisowy Australian Open?!
   Tegoroczny Sylwester w barwach zieleni i czerwieni symbolizował nadzieję i Miłość na przyszły rok.
Wszak to ważne sprawy są.
No zdrowie oczywiście też.
Zabrakło go troche Tatusiowi, który uległ jakiejś infekcji.
Muzycznie towarzyszyła nam koncertowa Edyta, a płynność zapewniał Rafaello od Rafała oraz orzech laskowy od Soplicy :D:D:D
Polecamy!!!
O północy, na powitanie Nowego Roku zawyła Napuszona Beza w piosence "The power of love".
Szkoda, że nikt nie przeszkodził jej w tym muzycznym morderstwie.
Miałem wrażenie, że połknęła cały zapas petard a mimo to nie potrafiła z nimi wybuchnąć.
Pamiętam jak śmialiśmy się z Hanym, kiedy w jednym z programów zaśpiewała uczestnikowi zza stołu jurorskiego "happi berwzdej tu ju". Myślałem, że padnę z tego wykonu :)
Dziś i ja i Hany śpiewamy o wiele ładniejsze Happy Birthday Maksiowi :):*:*
Na zakończenie pierwszego posta zaśpiewa oryginalna i karnawałowa żółtogłowa.
Lejdis end Dżentelmen, na "bą wojaż" po całym 2013 roku- Niki Minażżż :P




iremember
imissyou
iloveyou :*:*:*