Kolejny słoneczny dzień października.
Niedziela.
Po porannej mszy, wyjątkowo ja poszedłem z Panią L na spacer.
Tato został uprowadzony przez sąsiada do lasu na grzyby.
Poranny chłód w cieniu rzucanym przez budynki, ale kiedy się zeń wyjdzie czuć miłe "głaskanie" słonecznego ciepła.
Na skwerku miło przedziera się przez gałęzie drzew.
Cichym szelestem przeczesuje żółte i rdzawe liście, a potem już czuć je na twarzy.
Jesienna kąpiel w słońcu.
Co prawda na sucho, ale kąpiel :)
Prawdę powiedziawszy, to gdyby tak zdjąć buty i skarpetki to stopy miałyby dziś kąpiel w kroplach rosy ukrytych w trawie.
Wszystko to zwiastuje pogodny dzień.
Śniadaniowo dopijam kawę, przegryzając chrupkie tosty.
Z obiadem poczekam na powrót Taty byśmy zjedli razem.
No a późnym popołudniem czekać będzie przywieziona w koszu robota.
Ogromy dłuuugich trzonów zakończonych główką w postaci kapelusza- oj oj oj, mnie to rusza! :D
Każdego obrzezać trzeba, a potem zabawiając się w studio piercingu przeciągnąć z igły na nitkę :)
Dodatkowe wprawne ręce pilnie poszukiwane :P
Podkarpacki Grzybku- iloveyou :*
Grzyby? Mniam! Zbierać cudnie, oczyszczać większa robota :P
OdpowiedzUsuńmasz Ty chłopcze talent: ze zwykłej czynności grzybowej napisałeś prawie pornoopowieść:):):)
OdpowiedzUsuńiloveyoutoo mój Kozaku:*
"wejść na drzewo i patrzeć w niebo. Tak zwyczajnie. Tylko, że..."
OdpowiedzUsuń