Czuję Święta
i to bynajmniej nie te zmarłych, a te grudniowe.
Śnieg za oknem, w domu zapach kapusty kiszonej, suszonych grzybów, gonitwa z czasem, by wyrobić się z domowymi obowiązkami i zdążyć do pracy...
Wszystko to sprawia, że chce mi się śpiewać Lulajże Jezuniu :P
Wczoraj/ dzisiaj poszedłem spać o drugiej.
Po powrocie z popołudniówki w obozie, czekała mnie robota gołąbków.
Tradycją u mnie jest, że na Wszystkich Świętych są u mnie gołąbki.
Może i dziwna tradycja, ale dla zmarzniętych gości stojących przy grobach i wygłodniałych żołądków, zawsze taka ciepła strawa dobrze robiła.
Gości zawsze mam, więc nie zwykłem być nieprzygotowany.
No a w sobotę będę miał największego Fana tego dania.
Hany zawsze mnie chwali za me kapuściane zawijańce.
A ja karmiąc swą próżność sycę się pochwałami :P
Lubię czuć się spełniony w swej roli.
Oj a ile ja mam tych ról :)
W sobotę planuję hardkorowo zadebiutować w jednej z nich :)
Ja w roli głównej, Mąż przed obiektywem.
Czekam :)
iloveyou :*:*:*
oj oj oj!! i ja czekam na sobotę i na Twego gołąbka:) ja za obiektywem... mrrrrrrr... Ty przed:)
OdpowiedzUsuńKissam i Kąsam:*
Mąż.
Lubię gołąbki, jeśli robi je mama. Zawsze wtedy pytam, kto będzie?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam was gołąbki. ;)