camino

camino

poniedziałek, 10 września 2012

Codzienności moja, życie moje

   Zwykle potrzebuję tygodnia, by po dłuższym urlopie wskoczyć na właściwe tory.
W pracy jest inaczej, bo tam ilekroć tylko przekraczam próg od razu wiem gdzie jestem.
Zrzucana zaś na głowę robota, jest tylko tego potwierdzeniem.
   Wrześniowy powrót to obozu był tym razem wyjątkowo stresujący, bo wiedziałem, że na dzień dobry będzie mnie czekała ciężka przeprawa ze Starą.
Przed swoim urlopem miałem niby złożyć CV, by skorzystać z pewnej oferty propozycji pracy przyobozowej, stanowiącej jakby coś na miarę kokpitu w motocyklu.
Niby się jedzie motorem, ale obok niego.
Nie uśmiechała mi się ta oferta od początku, więc i sceptycznie do tego podchodziłem.
Nie czuję się w roli kokpiciarza.
CV nie złożyłem.
Pozostałem wierny obozowi.
Nie zgłoszenie się do rekrutacji powoduje konieczność zatrudnienia u nas kogoś z zewnątrz na to stanowisko.
Etatów wolnych nie ma, a mus zatrudnienia kogoś wywiera fakt tworzenia owych kokpitów w każdym obozie.
Dodatkowo zestresował mnie sms od Kejt pod koniec urlopu, że Stara wezwała ją na rozmowę i zapytała czy ktoś pod jej urlopową nieobecność zgłosił swe uczestnictwo w tym projekcie.
Oczywiście nikt, bo kto?
Stara jak to ma w zwyczaju stosować zastraszanie, omotała lękliwą Kejt, że jako iż umowę ma do końca roku, to nie wiadomo, czy jej przedłużą jeśli kogoś nowego trzeba będzie przyjąć na obowiązkowe stanowisko.
Kejt mimo dylematów się nie zgodziła.
Drżałem przed tą poniedziałkową konfrontacją.
Stara chodziła jak pokąsana z miną kwaśniejszą od kwaśnicy.
Po dłuższej chwili wpoiłem swemu rozumowi, że to przecież mój wybór i nikt nie ma prawa kierować moim zawodowym losem (kształtować go za mnie, zmieniać życie zawodowe).
Na przypadkowe pytanie: "Dlaczego nie złożył Pan swej kandydatury?", miałem przygotowaną jedną odpowiedź: "Ponieważ nie byłem zainteresowany ofertą" :P
Odpowiedź przebija głębią samo pytanie :)
Pytania nie było, rozmowy też, ale zduta i wścieknięta chodziła do środy.
W czwartek już była jak dobra koleżanka, bo dowiedziała się, że zrealizowałem zaraz po powrocie do pracy ponad 1/3 rocznego planu z zakresu tych usług którymi miałbym się zajmować po złożeniu wspomnianego CV.
I tego nie lubię, że jak jest dobrze, to ktoś jest Twoim "przyjacielem", a jak jest gorzej, to by dobił własnym jadem.
Fałsz, pazerność i obłuda.
Wolę trzymać się od tego z daleka.
   W domu constans czas się zatrzymał w miejscu.
Wszystko odbywa się ruchem jednostajnym zgodnie ze stałym harmonogramem dnia :P
W połowie tygodnia złapało mnie jakieś małe przeziębienie, ale do końca tygodnia uporałem się z nim i... mogę już dosięgnąć pilota :P
Wczoraj miałem gości.
Popołudniu przyjechała Siostra z Rodziną.
Czas minął szybko i sympatycznie, ...no i motyw białych hanes`ów z szarą gumką był :P:P:P
Żal tylko, że weekend się skończył :(

...a dziś dziesiąty, więc KCNWWiTWNJM w DNM :*:*:*





2 komentarze:

  1. Świętość codzienności i Kłapouchy w ludzkiej postaci... Jak tu komentować, jednocześnie się nie ośmieszając?

    OdpowiedzUsuń
  2. juz drugi post kończysz żalem :) żal mi ach żal mi....chciałoby się zaspiewać:)

    Kocham Cie:*

    OdpowiedzUsuń