Lecz turniejem tenisowym nie jest :)
Weekend jak zawsze minął szybko, ale co przyjemne, to zawsze ulotne (w trybie bardziej przyśpieszonym).
Dziś wolne od pracy, za to nie od obowiązków jakie czasami serwuje.
Te dzisiejsze, to te z kategorii "moje ulubione", czyly szkolenia :)
Co prawda takowe nigdy mi nic nie dają i nie wracam z nich wszechstronnie oświecony, ale zawsze to miła odskocznia od codzienności (choć milsza odskocznia to urlop- zdecydowanie najmilsza).
Uśmiechała się do mnie stojąc przy stoliku z kubkami i gotującą się wodą na kawę.
Nie wiedziałem, czy uśmiech skierowany jest do mnie, więc pierwsze co nasunęło mi się na myśl, to- "to nie do mnie".
Uśmiech trwał jednak długo. Dłużej niż pięć sekund i nie planował się skończyć.
Po chwili zapytała:
- Nie poznajesz mnie?- znowu z uśmiechem.
- Ja?!- odpowiedziałem cicho wskazując palcem sam na siebie, po czym dodałem- Jezu ja muszę podejść bliżej bo ja z daleka twarzy nie rozpoznaję :P ( z drugiej strony ślepota mnie ogarnia- starość, ach starość).
- Czeeeeść!- Wykrzyknęła z trwającym nadal uśmiechem. Zresztą odkąd ją znam, zawsze była uśmiechnięta.
- Goocha!! Cześć! Kupę lat się nie widzieliśmy.
I mnie uściskała! :)
Gocha to moja koleżanka ze wspólnych szkoleń.
Zawsze stanowiliśmy najlepiej przygotowaną załogę na wszelkich egzaminach :)
Razem też robiliśmy licencje produktowe i kursy zawodowe.
Dziś po sześciu latach spotkaliśmy się znowu na szkoleniu.
Miłe to było.
Była też Pani Jadzia. Też ze szkolenia licencyjnego. Razem z Gochą były wtedy razem w pokoju.
Nic się nie zmieniła. Nadal wszechwiedząca i głośno udzielająca się (co akurat zawsze nas bawiło) pani kierowniczka :)
Pamiętała mnie widać tylko twarzowo, bo po tekście- "Twej twarzy się nie zapomina"- można tak sądzić, jednak, kiedy dodała "...Krzysiu", zwątpiłem, że to do mnie :P
Prowadzący- pan po czterdziestce (na elegancko), dopracowany w każdym calu od wypastowanych butów, aż po przystrzyżone włosy.
Łona nie pokazał :D
Zegarek też doskonale dopasowany do garnituru, taki co by jeden z Kolegów od razu skomentował :P
Przy okazji pozdrowienia dla Max-a :P
Poczucie humoru miał, bo wstawki teoretyczne, świetnie wypełniał scenkami kabaretowymi.
W sumie lepszy to był kabareton niż szkolenie.
Była też Mimoza.
Uśmiechnięta i wciśnięta w ciemną sukienkę z tyłu na suwak i z trendy butami na platformie (takie to gustowne połączenie było).
Zauważyłem, że od jakiegoś czasu Mimoza jest dla mnie naprawdę sympatyczna.
Ilekroć do niej dzwonię to każdorazowo zgłasza się z takim jakby zapytaniem: "Taaak Łukaszku?"
Może i za stary jestem na takie zdrobnienia, ale ilekroć tak mi mówi jest mi miło :)
Teraz czas na etat w domu.
No może etacik :)
Zupa była gotowa, a na obiadokolację, w sam raz na serial (mój ulubiony ostatnimi czasy) zrobiłem zapiekankę makaronowa z opieńkami :)
Zapraszam chętnych, bo na ciasto poza pochwałami Męża nikt nie przyszedł :(
Buuu :(
Aaa, jeszcze muuuuszę o czymś wspomnieć.
Tej nocy nie tylko Hany miał mega sen! Zresztą sen mrrrrr, i to pod każdym względem! :) Sen tej nocy miałem fetyszowy, że tak to określę.
Występowałem w nim jakby w dwóch osobach.
Aktywnej i pasywnej :P
Aktywnie wraz z Hanym lizałem pachy samemu sobie.
Żeby było jeszcze bardziej skomplikowanie...
Ten ja- pasywny, stojący z przywiązanymi do góry rękami, to był Adam.
Zapach antyperspirantu mieszał się z lekkim zapachem spoconej skóry...
Kocham Cię Hany :*:*:*
max w nowym wcieleniu za pozdrowienia dziekuje i sie wprasza na smaczne rzeczy roznorakie :D
OdpowiedzUsuńa ja...Krzysiu, w przeciwieństwie do Ciebie, szkoleń nie lubię:)
OdpowiedzUsuńKocham Cię :*