camino

camino

poniedziałek, 5 lipca 2010

Wesoła nowina o poranku.



 
   Z pewną nutką złego nastawienia i pesymizmu wkroczyłem w nowy roboczy tydzień.
Sam poniedziałek nie był tak łaskawy pogodowo jak choćby poprzedni. Weekend minął mi szybko. Na tyle szybko, że nie zdążyłem solidnie odpocząć.
Z wielkim utęsknieniem wypatruje już urlopu i czternastodniowych wakacji, a im bliżej tego okresu tym człowiek coraz bardziej zniechęca się do obowiązków.
Przed pracą odwiedziłem market stojący w sąsiedzkim szeregu z moim "drugim domem". Przed wejściem zatrzymałem się chwilę, bo w moim kierunku szła Karen (koleżanka z pracy, ochrzczona takim pseudonimem przez mojego Męża, powód- śmiech i piskliwy głosik serialowej bohaterki "Will i Grace").
Razem udaliśmy się na zakupy do konsumpcji w porze lunchu :)
Towary jakie wylądowały na taśmie były bliźniaczo podobne. Jogurt pitny probiotyczny Pro X "Breakfast drink" o smaku owoców leśnych, do niego ziarnista bułka. Następnie mrożona kawa macchiato w kubeczku z przykrywką i czekoladowy wafelek o smaku deserowym, a u Karen- orzechowym. Zbieżność dobieranych towarów zupełnie przypadkowa. Nawet sami się z tego uśmialiśmy.
Dzień pracy zaczął się ciężko. W każdy poniedziałek jest dużo ludzi, ale dziś było ich wyjątkowo dużo. Pewnie więcej niż na wczorajszym głosowaniu we wszystkich komisjach obwodach w mieście razem wziętych.
Nie jestem zwolennikiem polityki, ale muszę skomentować swoje zadowolenie, że naszym prezydentem jest ten, kto jest. Gratuluję większości Polakom takiego wyboru.
   Ciężki poranek w pracy przerwał mi sms od Skarba. Po jego przeczytaniu, jeszcze bardziej zapragnąłem by czas mijał jeszcze szybciej.
Misiek napisał mi, że jeśli tylko Mateo (Bratanek) dostanie urlop, to jedzie z nami w góry:) :) :)
Cieszy mnie, że się zdecydował i cieszy mnie także to, że będę mógł Go poznać jeszcze bardziej :)
To bardzo sympatyczny chłopak i wiem, że swoją obecnością przyniesie nam wiele radości, a także mam nadzieję, że takie wspólne wakacje dla Niego będą okresem wyciszenia, odprężenia a także co najważniejsze- beztroskiej i radosnej atmosfery.
Na marginesie dodam, że Mateo to kruczoczarne mega ciacho (do wiadomości zwolenników mojego fetyszu- super stopy rozmiar 45 i często zakładane białe soksy :) )
Po tej wiadomości nie straszne mi już były godziny ciężkiej "orki w papierach". Nie przeszkadzały mi nawet błędy Karen, podczas weryfikacji jej dokumentów.
Tak niewiele trzeba, by ciężki dzień stał się radośnie błogi, by zniechęcenie dostało skrzydeł i uniosło duszę człowieka hen w przestworza... coraz bliżej gór i cudownego urlopu :)

1 komentarz:

  1. piękne swoje zdjęcie umieściłeś w tym poście:)a jeśli chodzi o Mateo to też wierzę ze da nam wiele radości a my przyczynimy się do znalezienia przez Niego wymarzonego spokoju duszy:) Kocham Cię:*

    OdpowiedzUsuń