camino
czwartek, 29 lipca 2010
Czerpanie radości z fizycznej aktywności
Coraz bardziej przekonuję się do wzmożonej aktywności fizycznej.
Wczoraj, kiedy to zmęczony i niewyspany (poprzedniego wieczoru zasiedziała się u nas Eve- nasza sąsiadka) wróciłem do domu, nie miałem sił i ochoty na cokolwiek. Jedyne o czym myślałem i marzyłem, to łóżko i sen. Nawet myśli na spłodzenie kolejnego posta nie potrafiłem zebrać.
Od poniedziałku wykończam się zawodowo. Na współpracowniczki nie mam czasami sił, a na odwiedzających mnie (ostatnio dość często) petentów tym bardziej.
Czasami myślę, że przy tak licznej załodze naszego "obozu", wszystkie obowiązki kręcą się tylko dookoła mnie. Efekt jest taki, że przychodzę do domu i nic mi się nie chcę. Od każdego rozpoczętego poniedziałku wypatruję weekendu, o urlopie nie wspomnę.
Tak, tak, urlop to wyraz, który wywołuje w ciężkich chwilach wybuchy mojej wewnętrznej euforii. Żyję już nim i to "życie" mnie uskrzydla.
No ale wracając do wczorajszego dnia...
Podczas gadu, Hany na mój "wypluty" stan polecił mi ćwiczenia. Jak tylko to przeczytałem, to od razu stwierdziłem, że nie ma mowy. Jestem przecież pozbawiony jakichkolwiek sił, więc skąd mam czerpać energię na fizyczne poty?
Okazało się, że podświadomość działa w tym przypadku znakomicie. Wmówiłem sobie, że jak nie pójdę ćwiczyć, to porzucę swoją dbałość o siebie i będę obrastał tłuszczem :)
Kolejny argument za- będę się robił brzydki i nieatrakcyjny :)
...a przecież tego nie chcę!- Odezwało się we mnie coś, co w trybie mega pilnym wysłało informację do mózgu o konieczności udania się z hantelkami i piłką na podłogę :)
Wraz z każdym ćwiczeniem czułem niesamowicie miły przypływ sił.
Było mi tak przyjemnie, a ilość myśli, w których dziękowałem Mężowi za to, była niezliczona :) (Podobnie było, gdy kilka godzin wcześniej otrzymałem od Niego przesyłkę, a w niej noszone specjalnie dla mnie stopki :) mrr)
Kiedy przyszła pora snu (zakładałem sobie, że już o 20-tej będę w łóżku), sen uciekł. Wystraszył się pewnie mojego pobudzenia :) Wmówiłem sobie jednak, że bardzo go potrzebuję by mieć siły na kolejny dzień roboczych zmagań :)
Dzisiejszy dzień upływa spokojniej. Czuję się o wiele lepiej. Sama praca nie wykończyła mnie tak jak to bywało, a myśl o kolejnym wysiłku na podłodze, napawa mnie radością.
Postanawiam więc do urlopu ćwiczyć codziennie! :) Liczę też na miłe odwiedziny swojego ciała na wadze :) Ciekawe co ona na to "odpowie" :P
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
waga powie: MADA FAKA ALE SEKSI MEN, JOŁ:)
OdpowiedzUsuńpolecam się na przyszłość Mężu:*
Twój osobisty trener- Mąż Łukasz:)
coś w tym rzeczywiście jest, że aktywność fizyczna paradoksalnie usuwa zmęczenia a także uspokaja.
OdpowiedzUsuńjak tylko zjem stos swoich tabletek powracam do biegania :D
hmm, a ja mam za małą motywację do ćwiczeń :P jakbyś mieszkał za ścianą to przyłączałbym się do Ciebie - może to by mnie jakoś motywowało, bo tak to moi znajomi nie chcą ćwiczyć a samemu to nie to samo :P
OdpowiedzUsuńSkarbie: aż tyle od niej nie wymagam (ja tylko chce kilka kilo mniej :P) :*
OdpowiedzUsuńmax: jest jest, bo wczoraj też działało i dziś też będzie i zawsze będzie :) życzę Ci szybkiego końca tabletek i powrotu do biegania :)
sansi: mi czasami też ciężko się zmobilizować, ale wtedy myślę o miłych konsekwencjach tych mobilizacji :) ...a ścianę przebij i wpadnij :) zaczynam o 18:30 :)