camino

camino

sobota, 31 lipca 2010

Odwiedziny, czyli jak miło gościć szwagra


   Weekendowa sobota, jak każda sobota (jest weekendowa :P) kojarzy mi się z zakupami i sprzątaniem.
Kilka minut po 10-tej zadzwoniła Siostra, by obwieścić mi nowinkę o swoich odwiedzinach.
Po krótkiej rozmowie bardzo się"ucieszyłem". Nie myślcie, że nie Kocham swojej Siostry. Ja tylko tak reaguję, kiedy odwiedza mnie mój "ulubiony" szwagier :)
Należy on do grona bardzo nielicznego gatunku ludzi, w którym przebywanie choćby minutę, powoduje u mnie wysypkę :)
Tak, mam alergię na niego.
Każdy pseudo mądry wywód z jego ust poprzedza formuła " Jest sprawa tego typu..."
Nie lubię ludzi przesadnie chwalących się czymś. Nie lubię, też ludzi, którzy w każdej sprawie wiedzą jakie byłoby najlepsze rozwiązanie.
Poza tym może nic nie mówić, ale sama jego obecność mnie męczy i dręczy.
Najważniejsze jednak, że jest dobrym mężem dla Sis i ojcem dla Dzieciaków. Dla mnie nie musi być przecież przykładnym szwagrem. Poza tym jak mawia Hany, szwagier to obcy koleś więc się nim nie stresuj :)
Przy okazji pozdrawiam mężów Kitty i Sary, bo choć to szwagrowie Męża, to baaaardzo Ich lubię i także uważam za szwagrów :)
   Goście przyjechali kilka minut po 14-ej.
Do tego czasu miałem już zrobione zakupy, posprzątane mieszkanie
(bo szwagier to on chyba z inspekcji sanitarnej jest), no i nawet pomnik na cmentarzu umyty :)
Ciastka miałem kupne, bo na pieczenie już czasu nie starczyło. Siostra przywiozła ciasto, ale z cukierni (zawsze takie przywozi).
Zrobiłem więc kawę, podałem sok, wino i tak siedzieliśmy i nawet miło rozmawialiśmy (aż w szoku byłem). Poruszane tematy, to głównie leczenie Tatusia i opowieści z ich adriatyckich przygód wakacyjnych.
Po trzech godzinach w jednym pomieszczeniu ze szwagrem nie dostałem wysypki. Pojechali po 17-ej. Pomyśleć, że jeszcze jako dziecko dzieliłem z nimi ten sam dach nad głową, bo po ślubie z Sis, mieszkali u nas jeszcze ponad 2 lata. Dzielny byłem :)

18:10
Podczas dzisiejszego szybkiego ogarniania mieszkania i w ogóle, nie miałem czasu podejść do Kolesia, by wysłać lotka. Zaraz więc skoczę i skreślę numerki te wg pozycji na obrazku :P
Właśnie sobie wyobrażam, jak idę do niego z tym obrazkiem i objaśniam poprzez pozycje, jakie liczby chcę skreślić :P
 
20:35
Kolesia nie było :( :( :(
Miłym jednak zdarzeniem było spotkanie przed wejściem do marketu, dwóch lesbijek.
Tak sobie tylko domniemam po wyglądzie, że dziewczyny były kochające inaczej.
Jedna wyższa, druga ciut niższa. Obie krótkie włoski (na jeżyka). Obie takie same ciasne koraliki na szyi. Białe tiszerty i srebrne obrączki :)
To chyba jednak coś znaczy :)

4 komentarze:

  1. taaak. zakupy i sprzątanie. zapomniałeś dorzucić jedzenia w nadprogramowych ilościach :P
    podziwiam za cierpliwość i zwalczenie alergii na dziś. ja z definicji nie cierpię rodzinnych spotkań i czasem nie umiem tego ukryć. heh..

    OdpowiedzUsuń
  2. nie widziałem nigdy Twego szwagra na żywo, ale same opowieści o nim zapewniają mnie, że przed potencjalnym spotkaniem muszę zażyć aleric:):):)

    a lesbijki jak to lesbijki...przeurocze na tym zdjęciu:)

    Kocham Cię:*

    OdpowiedzUsuń
  3. max: to ja aż tak Ci się kojarzę z jedzeniem w nadprogramowych ilościach? :):):)
    ja też wczoraj podziwiałem swoją cierpliwość :)

    Hany: chciałbym mieć Twoją umiejętność odpowiadania na zawołanie, tak by szwagier samoistnie się "gasił" :) co do lesbijek- fajne spotkanie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakbym czytał o swoim szwagrze, którego też po prostu "uwielbiam". Na szczęście widujemy się tylko kilka razy w roku na zjazdach rodzinnych. Wystarczy jednak zaledwie kilka minut z nim przy jednym stole a już wszystko we mnie się gotuje. To taki nowobogacki, co to wszystkie rozumy pozjadał. Najbardziej wkurza mnie, że nie szanuje nawet swojej matki. Ech... siostro droga, gdzieś ty miała oczy?
    Pozdrawiam
    pH

    OdpowiedzUsuń