Oj długa to była noc.
Spać poszedłem po czwartej.
Znak to, że zaczął się Australian Open.
W pierwszym dniu grała Agnieszka, więc nie sposób nie włączyć telewizora o pierwszej.
Nie spodziewałem się tylko, że to będzie trzygodzinny pojedynek.
Nie pamiętam tak długiego występu Agi.
Oglądałem z sympatii do tego sportu i Naszej Dziewczyny.
Niestety dziś nie błyszczała.
W okrzyki zachwytu ludzi nie wprawiała.
Była "jamnikiem", bo jak to ostatnio określiła w swym filmiku Baśka badająca psie odchody- "mało kupy w kupie- to jamnik" :P
Tu było mało Agi w Adze.
Była zgaszona przez przeciwniczkę.
Nie potrafiła ogarnąć gry, wiatru i samej siebie.
Powiało powtórką z trzech lat wstecz, zwłaszcza, że i pierwszy i drugi set zakończył się takim samym wynikiem jak wtedy.
Ocalenie przyniósł trzeci set, w końcówce którego można było być już spokojnym o wynik.
Podczas samego pojedynku raz siedziałem, raz leżałem.
W obu pozycjach niespokojnie.
Tato zawsze się śmieje, jak pod nosem komentuję mecze :)
Nie inaczej było tym razem, tylko że Taty nie było, ale i moje wywody i okrzyki nie spodobały się Pani L, która opuściła łóżko i poszła na fotel, by mieć trochę spokoju :)
Spokoju od godziny nie mam w blokowisku, bowiem w mieszkaniu powyżej trwają od czwartku wiercenia udarówkami.
O boruto! (że w betonie borują).
Potrwa to pewnie jeszcze ładnych kilka dni, bo "mojej" Ewiczce zachciało się projekty mieszkania pozmieniać i likwiduje niektóre ściany nośne i gipsowe, by zrobić po swojemu.
A że siedzi obecnie na zachodzie, gdzie te wiertnicze sygnały nie docierają, to i jej to nie przeszkadza.
Swoją drogą przeprowadzanie remontu w mieszkaniu, gdzie skazanym jest się na przebywanie w tym syfie, to jedna z gorszych rzeczy na świecie.
Trzy remonty w swym życiu przechodziłem, to wiem.
Wanna, ubikacja, umywalka, wszystkie kwiaty, pół kuchni, dwa łóżka i to wszystko w jednym pokoju.
Tragedia posejdona!
Najlepiej podczas remontu wyjechać i z dala borować po swojemu przyjemniejsze, bo ciepłe, miękkie i bardziej elastyczne vel podatne ścianeczki, tudzież materiały.
I zaprawą je oblewać :D:D:D
Jednym słowem mieć wszystko w dupie :P
Albo jak nie wszystko, to chociaż jakąś część :P
Swoją drogą muszę jakoś całotygodniowy trud pracy w dupie upchać, by się nie stresować.
Grrr- jeszcze tylko godzina luzu i wymarsz doń :(
Przyjemnego dnia.
Buziaczki Hany :*:*:*
tenisowo-remontowo-erotyczny post napisałeś :) cóż za płynne połączenie wątków!! ;p
OdpowiedzUsuńKoooocham Cie Skarbie:*
Ja tam wszystkiego nie pcham w dupę tylko to co niezbędne :D :D
OdpowiedzUsuńA Pani Basia na kupie się zna :)):D