camino

camino

sobota, 5 stycznia 2013

Aussie rok 2013

patelnia mi to wywróżyła :P
   Zakończył się tak uwielbiany przeze mnie przedłużony okres świątecznej biesiady.
Każdego roku wraz z odjazdem Męża kończy się ten czas.
Schodzi ze mnie radość z cieszenia się każdą pierdołą.
I jak to podczas każdej rozłąki brak mi Go na każdym kroku.
Mam wrażenie, że zaraz wychyli się zza drzwi i powie coś czym mnie rozbawi, bo jak zawsze kiedy się widzimy nie ma dnia byśmy nie wymyślili hasła przewodniego, które bawi nas przez następne doby.
   Dni między Świętami a Nowym Rokiem jak zawsze przebiegały w pełni dobrego nastroju, ciepła domowej radości i Miłości, która szczególnie buzowała nocą na łożu :)
Dobrze, że tylko czwartek i piątek po świętach, były dla mnie roboczymi dniami.
Powoli mogłem sobie rozplanować przygotowania na sylwestrowy wieczór i nie tracić Męża z pola widzenia podczas etatu w obozie.
   W ostatni dzień starego roku odwiedziła nas jeszcze Siostra z Rodziną.
Hany miał okazję pierwszy raz spotkać się z Gośćmi Z Innego Województwa, jak czasami żartobliwie określamy Ich z Dedim :)
In plus zaskoczył mnie mój szwagier.
Naprawdę!
Nawet on, a nie moja Siostra- pochwalił mój bigos.
Określił go mianem- myśliwski.
Może jestem próżny, ale uwielbiam takie kulinarne spełnienia :)
Jeśli spełni się kulinarna sylwestrowa wróżba, to w tym roku powinienem odwiedzić Australię!
Podczas smażenia ostatniego naleśnika do krokietów (brak wystarczającej ilości ciasta by wyszedł cały placek), z rozlanej i usmażonej plamy wyszło coś, co kształtem przypominało:
1) australijskiego dziobaka- wg mnie
2) meduzę- wg Hanego
Obie wersje do kupy= podróż w ciepłe zakątki otoczone wodami :)
No Australia jak nic :P
Może już za niedługo na zbliżający się mój ulubiony tenisowy Australian Open?!
   Tegoroczny Sylwester w barwach zieleni i czerwieni symbolizował nadzieję i Miłość na przyszły rok.
Wszak to ważne sprawy są.
No zdrowie oczywiście też.
Zabrakło go troche Tatusiowi, który uległ jakiejś infekcji.
Muzycznie towarzyszyła nam koncertowa Edyta, a płynność zapewniał Rafaello od Rafała oraz orzech laskowy od Soplicy :D:D:D
Polecamy!!!
O północy, na powitanie Nowego Roku zawyła Napuszona Beza w piosence "The power of love".
Szkoda, że nikt nie przeszkodził jej w tym muzycznym morderstwie.
Miałem wrażenie, że połknęła cały zapas petard a mimo to nie potrafiła z nimi wybuchnąć.
Pamiętam jak śmialiśmy się z Hanym, kiedy w jednym z programów zaśpiewała uczestnikowi zza stołu jurorskiego "happi berwzdej tu ju". Myślałem, że padnę z tego wykonu :)
Dziś i ja i Hany śpiewamy o wiele ładniejsze Happy Birthday Maksiowi :):*:*
Na zakończenie pierwszego posta zaśpiewa oryginalna i karnawałowa żółtogłowa.
Lejdis end Dżentelmen, na "bą wojaż" po całym 2013 roku- Niki Minażżż :P




iremember
imissyou
iloveyou :*:*:*






8 komentarzy:

  1. Ubolewam nad tym, że nie pamiętam, co mi wywróżyła patelnia... Ostatni, niewymiarowy naleśnik przypominał chyba księżyc

    OdpowiedzUsuń
  2. max dziekuje, nie wie ktory raz :D :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. życzeń przy początku roku nigdy za wiele :)

      Usuń
  3. wszystko pięknie opisałeś:) zapomniałes tylko o jednym: hitem był ŁOOOOOOPA GANGNAM STAJL:)

    Kocham Cię Misiu:*
    ps. juz zaczynam pakować torbę podróżną na antypody:)

    yomosa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no tak tak- Gangnam, to jest to :)
      Oj wiele bym dał, by tam z Tobą być i zasiadać na Rod Laver :P
      Kocham Cię too :*

      Usuń