... bo w końcu prawie wiosna :P
To nic, że pełno śniegu dookoła i że w nocy było więcej niż 10 stopni mrozu :)
Popołudniówka już bliska zera.
Może więc roztopy blisko.
Roztopy- omg!
Dziś przypadkowo natrafiłem na fajny kawałek w necie.
Nawiązuje on do jednego z moich ulubionych hitów z lat 80-tych.
Fajnie zrobiony, karnawałowy i mimo, że zaśpiewany lekko, łatwo i przyjemnie, to nie przez "smerfetkę" tylko wokalistkę :)
Przyjemnego słuchania i karnawałowych pląsów :P
A ja...
do skakanki marsz!
Jump, Jump!
Ps. ...a u mnie -1,5 ale nie stopnia :)
iloveyou:*
camino
niedziela, 27 stycznia 2013
wtorek, 22 stycznia 2013
Niespodziewane zaproszenie
"Gdyby mój syn okazał się gejem, nadal bym go kochała i jego partnera również"
Dorota Wellman
Oby więcej osób tak myślało i żyło w przekonaniu, że gej nie oznacza nic złego.
Pod wieczór niespodziewanie zadzwonił do mnie Tom.
Zadzwonił z jeszcze bardziej niespodziewaną sprawą.
Oświadczył mi, że jestem zaproszony na wesele Jego Pierworodnego :)
Niesamowicie pozytywnie mnie tym zaskoczył, aż nie wiedziałem co powiedzieć :)
Z ogromną przyjemnością przyspieszę o miesiąc urlop i nawet jeśli nie dostanę tyle co miałem planowane na maj, to i tak te kilka dni spędzone z Hanym i Rodziną, będą bezcenne.
...A Sara rano podczas rozmowy telefonicznej (dzwoniłem z życzeniami) przebąkiwała, że bierze mnie na partnera :P
Oboje z Hanym domniemamy, że Ona już to wiedziała wcześniej, ale nie chciała się z tą nowiną zdradzać :P
Ech Moi Walkerowie :)
cieszę się
dziękuję
i szykuję :)
Ps. Kolejne weselicho z Mężem. Tym razem jeszcze bardziej z Nim, bo... jesteśmy zaproszeni jako Para :)
Para-mont-pikczer :P
Trza odwiedzić Sali Spektrę, by miarę na kreację dla mnie wzięła :P
...chyba, że skromnie...
jak pan na fotkach :P
iloveyou :*
poniedziałek, 21 stycznia 2013
Dzień Dobrej Babci
nie zwalnia mnie to ze złożenia życzeń.
Tym bardziej, że Okazja przyszła sama :)
Marza, Karen i ja, mamy "naszą" obozową Babcię.
Pisałem kiedyś o niej.
Przesympatyczna staruszka, która często nas odwiedza.
Poza dobrym słowem ma dla nas zawsze jakiś słodki prezencik :)
Dziś też przyszła.
Dała nam orzechowe princessy :)
Wziąłem wafelek z takim lekkim zażenowaniem i przyznałem się Jej, że...
- Dziś to nie bardzo wypada brać słodki prezencik.
- Czemuż to?!- zapytała zaskoczona.
- Bo dziś Dzień Babci i to my powinniśmy coś od siebie dać.
- No właśnie- dodała wiecznie głodna i łasa na słodycze (a ponoć odchudza się od początku miesiąca) Marza :)
- Niestety nie jesteśmy dziś przygotowani prezentowo- kontynuowałem- więc jedyne co możemy dać, to z serca płynące szczere życzenia zdrowia, sił, i nigdy nie zanikającej radości z życia.
Stasi zaszkliły się oczy.
Złagodniały zmarszczki,...
Podziękowania były równie szczere jak ona sama.
Na koniec powiedziała nam coś wesołego
"Ostatnio moja znajoma pytała mnie o moje wnuki.
No więc mówię jej, że mam troje wnucząt.
Pracują w obozie :)
W odpowiedzi usłyszałam- dobrze udało ci się z takimi wnukami.
Jednym słowem... pozazdrościła mi was". :):):)
***
Wieczny odpoczynek racz moim zmarłym Babciom dać Panie, a światłość wiekuista niechaj Im świeci. Niech odpoczywają w pokoju wiecznym.Amen.
niedziela, 20 stycznia 2013
Lesława
"Kayah wygrała konkurs na piosenkę WTA"- napisał mi na gadulcu Hany.
-Tak? Nic nie słyszałem!
-Tak, wygrała.
-Jaka to piosenka?- zapytałem w myślach widząc jak podczas sobotniego finału pierwszego tegorocznego szlema, śpiewa ją po tryumfie Agi.
-Tsurenko (czyt. Cureńko) wolałabym żebyś była chłopcem :D:D:D
-Hehe :)
-Udał mi się żart, prawda? :)
-Łyknąłem to! Uwierzyłem!
-Hehe i o to chodziło :)
-Osz Ty! Wiesz co, tak mnie wkręcić?!" ;)
Jak mogłem zachować się jak niegdyś Ania Sz. z Monią J. które "łykały" wszystko co się im powiedziało.
Nawet... w moje sztuczne oko, które wypadło podczas spaceru, a które przy nich "zakładałem"uwierzyły! :)
...W taki oto sposób "karierę" zrobiła Lesia Tsurenko (tłumacząc bardzo "z wolna" na polski- Lesława Cureńka, czyli Córeczka :P) ukraińska tenisistka, która została (mimo że już odpadła z turnieju) artystycznym happy wkrętem AO 2013 :P
Od wczoraj zacząłem zmagania ze swoją wolą :)
Zobaczymy, czy okaże się silna :)
Rozpocząłem intensywne treningi.
Czas zakończyć zimowe obrastanie tłuszczem (mimo mrozu), bo jak wiosna przyjdzie szybciej, to nie zdążę stopnieć :P
Trwa więc topielina :)
Topie- Li- Na!
Li Na (Na Li) zwana Liną, to kolejną przeciwniczka Agi na drodze o zwycięstwo w szlemie.
Dziś Nasza Dziewczyna pokazała swoją niesamowitość.
Ludzie zgromadzeni na centralnym nie raz wzdychali, jęczeli i syczeli z emocji :)
Aga twardo trzyma się zasady, że "wygra ta dziewczyna, która zrobi mniej błędów"
Podczas dzisiejszego spotkania popełniła ich tylko cztery.
Ana zwana Ajdą- trzydzieści cztery.
Mecz był na dobrym poziomie, bo obie panie były na plusie jeśli chodzi o przewagę piłek wygrywanych nad psutymi.
Aga +10
Ajda +1
No i sjedem (jak mawia jedna z pracownic mego marketu, a jak powiedziałaby po polsku Lesława :P) asów Naszej!
Opłacało się wstać z samego rana i powierzyć swe modły na pierwszej niedzielnej mszy o pomyślność dla Radwy oraz o łaski i dobrodziejstwa na nowy tydzień (nie tylko dla Radwy :P).
Niech (tydzień) i Wam przyniesie same pomyślności i zwycięstwa.
iloveyou Bejbe na-na-na-na-na-na... :*:*:*
majpriti Bejbe na-na-na-na-na-na... :*:*:*
Sprzed chwili (po zalaniu kawy w Jo-kubku)
-Zapraszam na nagiego, zasłoniętego tylko rakietą Jo- Wilfrieda, pełnego... kawy
-To w takim razie mi zrób Jonasa w zielonym zalaniu :)
-Myślałem, że będziemy pić z jednego i lizać kubek z obu stron ;P
-Tak? Nic nie słyszałem!
-Tak, wygrała.
-Jaka to piosenka?- zapytałem w myślach widząc jak podczas sobotniego finału pierwszego tegorocznego szlema, śpiewa ją po tryumfie Agi.
-Tsurenko (czyt. Cureńko) wolałabym żebyś była chłopcem :D:D:D
-Hehe :)
-Udał mi się żart, prawda? :)
-Łyknąłem to! Uwierzyłem!
-Hehe i o to chodziło :)
-Osz Ty! Wiesz co, tak mnie wkręcić?!" ;)
Jak mogłem zachować się jak niegdyś Ania Sz. z Monią J. które "łykały" wszystko co się im powiedziało.
Nawet... w moje sztuczne oko, które wypadło podczas spaceru, a które przy nich "zakładałem"uwierzyły! :)
...W taki oto sposób "karierę" zrobiła Lesia Tsurenko (tłumacząc bardzo "z wolna" na polski- Lesława Cureńka, czyli Córeczka :P) ukraińska tenisistka, która została (mimo że już odpadła z turnieju) artystycznym happy wkrętem AO 2013 :P
Od wczoraj zacząłem zmagania ze swoją wolą :)
Zobaczymy, czy okaże się silna :)
Rozpocząłem intensywne treningi.
Czas zakończyć zimowe obrastanie tłuszczem (mimo mrozu), bo jak wiosna przyjdzie szybciej, to nie zdążę stopnieć :P
Trwa więc topielina :)
Topie- Li- Na!
Li Na (Na Li) zwana Liną, to kolejną przeciwniczka Agi na drodze o zwycięstwo w szlemie.
Dziś Nasza Dziewczyna pokazała swoją niesamowitość.
Ludzie zgromadzeni na centralnym nie raz wzdychali, jęczeli i syczeli z emocji :)
Aga twardo trzyma się zasady, że "wygra ta dziewczyna, która zrobi mniej błędów"
Podczas dzisiejszego spotkania popełniła ich tylko cztery.
Ana zwana Ajdą- trzydzieści cztery.
Mecz był na dobrym poziomie, bo obie panie były na plusie jeśli chodzi o przewagę piłek wygrywanych nad psutymi.
Aga +10
Ajda +1
No i sjedem (jak mawia jedna z pracownic mego marketu, a jak powiedziałaby po polsku Lesława :P) asów Naszej!
Opłacało się wstać z samego rana i powierzyć swe modły na pierwszej niedzielnej mszy o pomyślność dla Radwy oraz o łaski i dobrodziejstwa na nowy tydzień (nie tylko dla Radwy :P).
Niech (tydzień) i Wam przyniesie same pomyślności i zwycięstwa.
iloveyou Bejbe na-na-na-na-na-na... :*:*:*
majpriti Bejbe na-na-na-na-na-na... :*:*:*
Sprzed chwili (po zalaniu kawy w Jo-kubku)
-Zapraszam na nagiego, zasłoniętego tylko rakietą Jo- Wilfrieda, pełnego... kawy
-To w takim razie mi zrób Jonasa w zielonym zalaniu :)
-Myślałem, że będziemy pić z jednego i lizać kubek z obu stron ;P
czwartek, 17 stycznia 2013
Zdążyć
...przed Panem Bogiem- pisała Hanna Krall.
Dziś byłem bliski tego, bo w końcu kolęda (wizyta duszpasterska).
Mówią gość w dom, Bóg w dom.
Czy udał mi się ten pościg z czasem? (...)
Jeszcze noc okrywała moją "metropolię" i...wszystkie wioski z miastami, kiedy "ściągnięty" z łóżka przez wyjący alarm budzika i niedospany- szykowałem się na kolejny wyjazd szkoleniowy do stolicy województwa.
W autobusie uśmiechnięta Kejt pilnowała już mego miejsca, by przypadkiem sympatycznie wyglądający młodzik z okolic mego rejonu zamieszkania nie zajął mi go :)
Swoją drogą młodzik warty uwagi.
Kolejny mój czwartkowy wyjazd i kolejny raz spotykam go na przystanku i w autobusie.
Zawsze dobrze wystylizowany, a do tego pod kolor.
Tydzień temu do czarno żółtej kurtki miał czarno żółte nike.
Dziś do czarno niebieskiej- czarno niebieskie.
Fiu- fiu.
Ciekawe ile ma takich zestawów :)
Humor z rana dopisywał, więc śmialiśmy się z Kejt z byle pierdoły, aż siedzące przed nami w futrzanej czapie dziewczę, odwróciło się znaczące spojrzenie posyłając.
Po całości się obruszając.
Jakby mogła, to by fuknęła.
...a fuck you :)
Kiedy weszliśmy do sali tortur narad, jej wypełnienie "biło" po oczach.
Ledwo miejsce w środku wygospodarowaliśmy dla siebie.
Kilka znanych twarzy też mignęło i się zaczęło.
Szkolenie dość ogólne, ale w swej ogólnikowości dość profesjonalne, przeplatane dwoma krótkimi przerwami.
A o 14:30 mające trwać trzy kwadranse szkolenie BHP.
Prowadzący Pan Kaziu- emerytowany inspektor bhp, jarający się dalej tą tematyką.
Strzelał paragrafami z prawa pracy jak z kałasza.
Wspominał stare czasy, przeplatając wywody teoretyczne, praktycznymi przykładami sprzed lat.
Upajał się swym konikiem-wiedzą (bhp), że gdyby mógł to... zwaliłby go- konika-konia (kutasa) z rozkoszą zaznając największego orgazmu.
Tylko nie chciałbym widzieć jak wylewa się zeń wiedza :P
A fuuu Łukaszu- jak mogłeś w ogóle o tym pomyśleć :P
"Orgazm" Kazia przekroczył umowne trzy kwadranse, zahaczając o sześć...
tym samym do następnego autobusu musieliśmy czekać do szesnastej z groszami.
Zadzwoniłem, by powiedzieć Tacie, że dopiero wyjeżdżam.
- No dopiero jadę do domu. Jestem w autobusie.
- A gdzie jesteś?
- Dopiero ruszyliśmy z miejsca.
- To czemu tak długo was trzymali?
- Szkolenie z bhp jeszcze mieliśmy, a że prowadził je emerytowany pracownik, który nie zawsze ma możliwość częstego pasjonowania się na forum swą wiedzą, to spuszczał się długo i powoli tyle mu zeszło.
- No to po co dali takiego starego? Mogli dać kogoś młodego, a nie emeryta któremu jeszcze mało z ZUS-u.
- No niestety. A ksiądz już chodzi?
- Tak, ale nie wiem, w której klatce jest.
- Może uda mi się zdążyć... W razie czego pisz mi jak będzie blisko.
- Oky (mój Dedi w swej "nowoczesności" pisze ten wyraz właśnie tak :P)
Po 45 minutach piszę sms-a
- Był już ksiądz?
- Jest u Trudy.
Po chwili Tato oddzwania
- Fałszywy alarm, bo zaświeciło się na klatce i trzasnęły drzwi, ale nikogo nie widać.
- Hehe- zaśmiałem się w głos- to może jeszcze uda mi się dojechać.
- No może. A chodzi Młody.
- Tak? (och Dedi gdybyś Ty wiedział jak ja bardzo chciałbym zdążyć na tą kolędę) Będę gnał z autobusu co sił w nogach. Gdyby już od nas wyszedł to daj mi znać.
- Oky.
Wysiadłszy z pks-u grzęznąc w pośniegowym błocie i "zostawiając" nogi za sobą goniłem jak Jusia K. na swych nartach biegowych.
Na komórce żadnego śladu od Taty, więc myślę- zdążę!
Kiedy otwierałem drzwi na klatkę schodową, zaświeciło się światło.
Ooo!- to na bank ministranci.
Gnam, gnam (stajl) po schodach.
Na drzwiach u Alexii ministrantowym pismem K+M+B=2013
Byli!
U Trudy ten sam napis, tym samym pismem :(
Byli!
Ostatnia nadzieja.
Wyłaniając się zza zakrętu schodów prowadzących na moje piętro widzę najpierw czy jest napis na drzwiach sąsiadów.
Nie ma!
Więc chyba teraz u mnie trwa kolędowanie?!
Otwieram.
Wychylam się zza ścianeczki, z nadzieją że przyodzianego w czerń Młodego zastanę, a tu...
...
Zza ścianeczki wychyla się Dedi.
- Już po?!
- Już.
- Czyli nie zdążyłem?!- tak jakbym nie dowierzał, bo przecież tak biegłem.
- Nie.
:(:(:(
Kolęda płynie z wysokości,
kolęda płynie z wysokości,
Śpiewa na całego z wysokości,
śpiewa na całego...
I uczy miłości
iloveyou Bejbe :*:*:*
Ps do Hanego) Jak będziesz miał przyjechać do mnie, to pójdę zamówić prywatną kolędę :P
Dziękuję za podesłane foto pasujące do klimatu dzisiejszego kolędowego (choć niestety nie dla mnie) dnia :*
środa, 16 stycznia 2013
Haluuu z powrotem...
Tak często wita fanów tenisa, najlepszy polski komentator sportowy- Pan Bohdan T.
Kiedy tylko po reklamach sportowe zmagania wchodzą ponownie na wizję, on tym swoim specyficznym brzmieniem rozpoczyna długo "ciągnięte" choć krótkie w treści powitanie :)
Halo Panie Łukaszu, dzwonię do Pana w sprawie strefy (stanowiska), do której z powodzeniem się Pan dostał. Jak Pan wie będą organizowane szkolenia dla ich przedstawicieli...
...i właśnie takie pierwsze spotkanie odbędzie się w Łodzi w dniach...- nie pamiętam już w jakich dniach, bo szkoleniowa propozycja pani po drugiej stronie telefonu, tak mnie zaskoczyła, że już myślami błądziłem po ulicach tego miasta nie mogąc znaleźć celu.
-... jest jeszcze druga propozycja- ciągnęła dalej- w podobnym terminie...
...w Szklarskiej Porębie.
Tam też zapisały się dwie panie z naszego województwa.
Czy te terminy Panu odpowiadają?
Którą lokalizację Pan wybiera?
- Yyy... Szklarska- niech będzie, skoro w Łodzi mam być jedynym reprezentantem Opolszczyzny.
Tak więc jakby nie patrzeć mam ferie!
Zimowisko w Szklarskiej Porębie od 4 do 7 lutego.
Trochę jeszcze mnie to przeraża, bo nie wiem jak z połączeniami w tym kierunku, ale w razie czego zapytam najlepiej poinformowanego w połączeniach człowieka w blogosferze lub zrobię rekrutację na Tahoe-szofera :P
Najmilsze Zimowisko byłoby, gdyby Misiu jechał ze mną...
Innych chętnych do pensjonatu Szklarćććzyk też zapraszam :P
Ps. Mam nadzieję, że nie będę musiał dzielić pokoju z kimś jeszcze, bo od razu wraca do mnie wspomnienie podobnego zimowiska w Katowicach, kiedy przez współlokatora zostałem z lekka okradziony :/
Na szczęście posiadając instynkt i czuja sam sobie te jego (a faktycznie moje) łupy znalazłem :P
Świadomość współlokatora- złodzieja o tym, że wiem co zrobił, bo w skrytce więcej tego nie zobaczył- bezcenne.
Tym bardziej, że ani ja o tym głośno nie mówiłem, ani tym bardziej on.
Oboje tylko mieliśmy świadomość tego, co się stało.
Oj sumienie musiało gryźć :)
O ile można mówić, że złodziej ma sumienie :P
ferie
ser-je
i bakterie :P
Kocham Cię Ptysiu :*:*:*
Kiedy tylko po reklamach sportowe zmagania wchodzą ponownie na wizję, on tym swoim specyficznym brzmieniem rozpoczyna długo "ciągnięte" choć krótkie w treści powitanie :)
Halo Panie Łukaszu, dzwonię do Pana w sprawie strefy (stanowiska), do której z powodzeniem się Pan dostał. Jak Pan wie będą organizowane szkolenia dla ich przedstawicieli...
...i właśnie takie pierwsze spotkanie odbędzie się w Łodzi w dniach...- nie pamiętam już w jakich dniach, bo szkoleniowa propozycja pani po drugiej stronie telefonu, tak mnie zaskoczyła, że już myślami błądziłem po ulicach tego miasta nie mogąc znaleźć celu.
-... jest jeszcze druga propozycja- ciągnęła dalej- w podobnym terminie...
...w Szklarskiej Porębie.
Tam też zapisały się dwie panie z naszego województwa.
Czy te terminy Panu odpowiadają?
Którą lokalizację Pan wybiera?
- Yyy... Szklarska- niech będzie, skoro w Łodzi mam być jedynym reprezentantem Opolszczyzny.
Tak więc jakby nie patrzeć mam ferie!
Zimowisko w Szklarskiej Porębie od 4 do 7 lutego.
Trochę jeszcze mnie to przeraża, bo nie wiem jak z połączeniami w tym kierunku, ale w razie czego zapytam najlepiej poinformowanego w połączeniach człowieka w blogosferze lub zrobię rekrutację na Tahoe-szofera :P
Najmilsze Zimowisko byłoby, gdyby Misiu jechał ze mną...
Innych chętnych do pensjonatu Szklarćććzyk też zapraszam :P
Ps. Mam nadzieję, że nie będę musiał dzielić pokoju z kimś jeszcze, bo od razu wraca do mnie wspomnienie podobnego zimowiska w Katowicach, kiedy przez współlokatora zostałem z lekka okradziony :/
Na szczęście posiadając instynkt i czuja sam sobie te jego (a faktycznie moje) łupy znalazłem :P
Świadomość współlokatora- złodzieja o tym, że wiem co zrobił, bo w skrytce więcej tego nie zobaczył- bezcenne.
Tym bardziej, że ani ja o tym głośno nie mówiłem, ani tym bardziej on.
Oboje tylko mieliśmy świadomość tego, co się stało.
Oj sumienie musiało gryźć :)
O ile można mówić, że złodziej ma sumienie :P
ferie
ser-je
i bakterie :P
Kocham Cię Ptysiu :*:*:*
wtorek, 15 stycznia 2013
Telefony telefony
Wczesnym popołudniem dnia wczorajszego zadzwoniono do mnie, że pomyślnie przeszedłem rekrutację.
Jednym słowem nadaję się na stanowisko.
Chcą ze mną współpracować.
Warunki rekrutacji i dzisiejsza rozmowa (ech ta dyplomacja), sprawiły, że poczułem się jak serialowa Ola Sz. aplikująca do Łotersona :)
A może ja nie doceniam obozu.
Może to nie obóz?
Może ja w Ministerstwie pracuję?! :D
Z zachowaniem prawa pracy, wszystko ma się odbyć w ramach obozo-pracy, bez nowej umowy tylko załącznik stanowić będzie porozumienie.
Kilka chwil po tym zdarzeniu, zadzwoniła drugi raz moja służbowa komórka.
Po powitaniu i przedstawieniu się, usłyszałem...
- No cześć Łukasz, tu Kamil.
(Myśli przeczesuję, jakiego ja Kamila znam poza Stochem :P)
Słuchaj- kontynuował, będę miał dla Ciebie zlecenie.
- Jakie zlecenie?- pytam struchlały z niewiedzy czego rozmowa dotyczy.
- No zlecenie do tego zamówienia.
- Ale jakiego zamówienia i od jakiego Kamila, bo nie rozumiem.
- No dyspozytora.
- Jakiego dyspozytora?
- A to kurier?
- Nie, to pomyłka! (śmiech) :)
Nosz kuuuuriera jasna! :D
Na brak pracy i zleceń to ja w Nowym Roku narzekać nie mogę :P
Jednym słowem nadaję się na stanowisko.
Chcą ze mną współpracować.
Warunki rekrutacji i dzisiejsza rozmowa (ech ta dyplomacja), sprawiły, że poczułem się jak serialowa Ola Sz. aplikująca do Łotersona :)
A może ja nie doceniam obozu.
Może to nie obóz?
Może ja w Ministerstwie pracuję?! :D
Z zachowaniem prawa pracy, wszystko ma się odbyć w ramach obozo-pracy, bez nowej umowy tylko załącznik stanowić będzie porozumienie.
Kilka chwil po tym zdarzeniu, zadzwoniła drugi raz moja służbowa komórka.
Po powitaniu i przedstawieniu się, usłyszałem...
- No cześć Łukasz, tu Kamil.
(Myśli przeczesuję, jakiego ja Kamila znam poza Stochem :P)
Słuchaj- kontynuował, będę miał dla Ciebie zlecenie.
- Jakie zlecenie?- pytam struchlały z niewiedzy czego rozmowa dotyczy.
- No zlecenie do tego zamówienia.
- Ale jakiego zamówienia i od jakiego Kamila, bo nie rozumiem.
- No dyspozytora.
- Jakiego dyspozytora?
- A to kurier?
- Nie, to pomyłka! (śmiech) :)
Nosz kuuuuriera jasna! :D
Na brak pracy i zleceń to ja w Nowym Roku narzekać nie mogę :P
poniedziałek, 14 stycznia 2013
I`m Bulgarian boj in Bulgarian world...
Łącząc ból po stracie
Z żalu,
Zawisł czarny, koronkowy kir na mym stojącym palu...
Zeszłej nocy naszego czasu z Australian Open odpadła największa ozdoba kortów w Melbourne Park :(
i nie była to "piękna" Maria :P
Szkoda, że takie kilometry nas dzielą, bo oboje z Mężem chętnie byśmy go pocieszyli :)
Każdy najlepiej jak tylko potrafi :P
Z pełnym zaangażowaniem :P
pocieszam
masuję
współczuję (baj Grigor)
a Miśka mego namiętnie całuję :*:*:*
Aga i Dżezi- trzymajcie!
~tak dalej~
niedziela, 13 stycznia 2013
Who let the dogs out
Hanemu śniłem się dziś ja i Paco.
Skoro o pieskach mowa (piśmienna :P), to i ja z racji tego, że weekend z Mężem mamy fotkowy, wklejam pana z pieskiem.
Bawiłem się z Nim w Jego ogrodzie.
Było mmmmiło...
Skoro o pieskach mowa (piśmienna :P), to i ja z racji tego, że weekend z Mężem mamy fotkowy, wklejam pana z pieskiem.
Hany mówi, że to etatowy wyprowadzacz na spacery dla mojej Pani L (tylko co by mój Dedi robił? :P:P:P), bo sam piesek zaś bardzo Ją przypomina.
Moja Pani L tylko wilczą ma sierść, a ten psiuniek...
taki jakby... kafeeee lateee :)
Słodkie jedno i drugie, dlatego obraz ten zdobi tapetę mego laptopa od wczesnych godzin popołudniowych :)
Radosnej niedzieli all.
Kocham
wącham
i pod nogami się plątam :) (bo to lubię)
hał hał :)
sobota, 12 stycznia 2013
Diri-diri
Powiedziała Blondi sama do siebie, po czym spryskała szyje duszącą nasze nozdrza perfumą i wyszła z obozo-pokoju. Zerknęliśmy z Kejt na siebie w uśmiechu, powstrzymując się od głośnego parsknięcia :)
Idzie ku dobremu. Może zaczną powstawać jej nowe rymy, które wzbogacą "nasz słownik"? :)
Diri-diri zrobiła wczoraj Agnieszka Dominice podczas finału turnieju WTA w Sydney.
6:0-6:0, taki wynik uzyskała i rowerkiem odjechała do Parku w Melbourne na startujący od poniedziałku pierwszy tegoroczny Wielki Szlem.
Mój ulubiony :)
Oby tak kontynuowała świetną passę i powiększała bilans wygranych spotkań.
Diri-diri, jak sobota-niedziela.
Dwa dni wolnego.
Weekend.
Aj lajk yt.
Dostałem od Bejbe dwa zajefajne kardigany z H&M`u.
Czerwony i niebieskawo-szary :)
Mersi maj dizajner :*
Zbieram garderobę na wiosnę, by wystrzelić z pąku jak kolorowy kwiat na rabacie :)
Najlepiej tulipan :P
Zimowo nadworze polu się zrobiło, co mnie nawet cieszy, bo przynajmniej jaśniej za oknem.
Koniec z szarościami.
Wiadomo, że lepiej gdyby nadeszła już wiosna, ale miesiąc nie ten :)
Poczekać trza jeszcze.
Poranne zakupy w markecie zrobione, domowe sprzątania poczynione, więc odpoczywam.
Potem popołudniowe imocje sprintującej dziś Jusi :)
Mam nadzieję, że wejdzie do finału :)
Pod wieczór wstępne przygotowania do niedzielnego obiadu.
Pieczenie buraków na jutrzejszy barszcz i marynowanie mięsa na gulasz, bo dawno nie miałem go w swym menu.
No i kompot rzecz jasna.
W niedzielę musi być kompot :)
Miłego weekendowania wszystkim :)
Nie przemarznijcie zbytnio.
Ps. Idąc rano na szopy (temp. -5st.C) spotkałem dziewuszysko postury grycan`owskiej na czarno-czerwono odzianą.
Czarna czapa, czarna kurka lekko za tyłek, czarne kozaki do kolana,...a co czerwonego zapytacie? :)
Czerwone jak cegła uda od przemarznięcia.
Dziewucha na taki mróz wyszła z gołymi nogami.
Nawet rajstop nie miała!!!
To było szokujące doznanie dnia!
Feeee!
Bejbe
całuję:*:*:*
dziękuję
Kocham :*
Idzie ku dobremu. Może zaczną powstawać jej nowe rymy, które wzbogacą "nasz słownik"? :)
Diri-diri zrobiła wczoraj Agnieszka Dominice podczas finału turnieju WTA w Sydney.
6:0-6:0, taki wynik uzyskała i rowerkiem odjechała do Parku w Melbourne na startujący od poniedziałku pierwszy tegoroczny Wielki Szlem.
Mój ulubiony :)
Oby tak kontynuowała świetną passę i powiększała bilans wygranych spotkań.
Diri-diri, jak sobota-niedziela.
Dwa dni wolnego.
Weekend.
Aj lajk yt.
Dostałem od Bejbe dwa zajefajne kardigany z H&M`u.
Czerwony i niebieskawo-szary :)
Mersi maj dizajner :*
Zbieram garderobę na wiosnę, by wystrzelić z pąku jak kolorowy kwiat na rabacie :)
Najlepiej tulipan :P
Zimowo na
Koniec z szarościami.
Wiadomo, że lepiej gdyby nadeszła już wiosna, ale miesiąc nie ten :)
Poczekać trza jeszcze.
Poranne zakupy w markecie zrobione, domowe sprzątania poczynione, więc odpoczywam.
Potem popołudniowe imocje sprintującej dziś Jusi :)
Mam nadzieję, że wejdzie do finału :)
Pod wieczór wstępne przygotowania do niedzielnego obiadu.
Pieczenie buraków na jutrzejszy barszcz i marynowanie mięsa na gulasz, bo dawno nie miałem go w swym menu.
No i kompot rzecz jasna.
W niedzielę musi być kompot :)
Miłego weekendowania wszystkim :)
Nie przemarznijcie zbytnio.
Ps. Idąc rano na szopy (temp. -5st.C) spotkałem dziewuszysko postury grycan`owskiej na czarno-czerwono odzianą.
Czarna czapa, czarna kurka lekko za tyłek, czarne kozaki do kolana,...a co czerwonego zapytacie? :)
Czerwone jak cegła uda od przemarznięcia.
Dziewucha na taki mróz wyszła z gołymi nogami.
Nawet rajstop nie miała!!!
To było szokujące doznanie dnia!
Feeee!
Bejbe
całuję:*:*:*
dziękuję
Kocham :*
czwartek, 10 stycznia 2013
W ławeczce
...siedzący, odziani (ledwie) uczniowie przyprawialiby częstokroć swych nauczycieli (płci: męskiej, orientacji: przynajmniej bi) o niekonieczność posiadania jednego z nieodłącznych przedmiotów belfra- wskaźnika :P:P:P
O 4:54 obudził mnie Hany.
"Jest mecz Agi na żywo".
Ja ledwo żywy po omacku wymacałem włącznik dekodera w jednym pilocie, potem telewizora w drugim i startujemy.
Z każdą minutą widzę coraz więcej, tym bardziej, że wynik dobrze rokujący.
Lepiej i lepiej z każdą minutą.
W międzyczasie życzenia miesięcznicowe.
Tzw. pierwsza miesiączka w nowym roku.
U Pani L też, tylko, że u Niej zwie się to inaczej i na czym innym polega :P
Na szczęście, to tylko dwa razy w roku :)
Szykuję się na autobus do stolicy województwa.
Dziś spotkanie w sprawie nowego obozo-stanowiska, do którego razem z Kejt wysyłaliśmy formularze aplikacyjne.
Po ponad sześciu kwadransach Aga przerywa niekorzystną dotychczas passę gry z LiNą i wychodzi z meczu zwycięsko.
Kolejny finał na otwarcie sezonu.
Ahiii-Agiii :)
Jajeczniczka dochodzi, espresso się sączy, włoski dogładzam...el-dupio-falo :)
Gacie wybrane.
Strój skompletowany.
Tato obudzony przez moje poranne rychtunki, wstaje i szykuje się do lekarza na kontrolę.
Ja natomiast jak to mam w zwyczaju, nie mogę się wyrobić by wyjść na przystanek :)
Dochodzę, wsiadam i jadę.
Podczas podróży wymyślamy z Kejt scenariusze czekającego nas spotkania.
Nominujemy kto będzie i o czym będzie gadka :)
Zazwyczaj dobry jestem w prognozowaniu, jednak dzisiejszy scenariusz przerósł naszą dwójkę ponad wszystko!
Okazało się, że tylko my byliśmy na dziś zaproszeni.
W sali zastaliśmy dwa małe stoliczki, kilka krzeseł oraz bufet z czajnikiem na wodę, ciastkami i... kawą rozpuszczalną w słoiczku nescafe (a neska to nie była, bo za duże i za bardzo wysuszone granulki- a wstyyyd!) :P
Po chwili przyszła pani i oznajmia nam byśmy się przysiedli do stoliczków.
Każdy do swojego.
Rozdała nam trzy rodzaje testów i heja!
Godzina czasu. Do testów. Gotowi?! Start!
Pierwszy psychologiczny, opisowy.
Czułem się jak na języku polskim.
Drugi sprawy ubezpieczeniowe.
Trzeci- bankowy.
Żeby tak szybko przyjemność się nie zakończyła, to po zakończeniu testów, do pani prowadzącej dołączyły dwie inne panie na rozmowy indywidualne.
Poproszono mnie o opuszczenie sali i torturom oralnym poddano Kejt.
Po kwadransie mnie.
Ogólnie nie jestem gadatliwy i przy obcych się raczej mało odzywam, ale tendencyjne pytania tych pań doprowadzały mnie do śmiechu.
Całkiem na luzie podszedłem do tych pytań.
Poproszony o wymienienie mojego największego życiowego sukcesu, odpowiedziałem całkiem nie-bankowo ani ubezpieczeniowo- moje codzienne, osobiste, prywatne małe sukcesy, czyli to jakim jestem człowiekiem, jacy ludzie mnie otaczają i to że wpływ czasu nie jest w stanie negatywnie zmienić mnie jako człowieka.
Panie usta zrobiły jak staruszka z teledysku Wannabe Spajsetek :) (takie w dziubek), a ja dorzuciłem...
jestem skromną osobą :)
(Kiedy opowiedziałem to Agacie, którą spotkałem w drodze do domu, powiedziała- trzeba było wymienić swoje poczynione ekskluzywne świąteczne wypieki).
Poproszono Kejt.
Dołączyła do mnie.
Podziękowano za poświęcony czas i odesłano do domu.
W życiu bym nie podejrzewał, że taki poranek mnie czeka.
A iiiiiiidź!
Dylemat miałem, że za wcześnie w domu będę.
Nie wstępowałem już do obozu.
Skoro delegacja, to delegacja i tak za bardzo się zawsze wszystkim przejmuję, więc tym razem postąpię jak na obozowicza przystało- omijam gmach szeroookim łukiem.
Jak fajnie tak szybko być w domu.
Przed piętnastą zadzwonił kurier.
Hany zrobił mi mega prezent poduszkowy!
Dostałem dwie zajefajne poduchy na łóżko.
Takie profesjonalne, z kulkowo-sylikonowym wypełnieniem.
Z możliwością prania w temperaturze 95 st.
Gites!
Oj będą dziś sny.
Ps. Nawet kurier z miłym uśmiechem był :P
Ps.1) Ciekawym jego wypełnienia :D:D:D (nie, żebym był zboczony :P)
Dziękuję Bejbe za DNM i extra surprajs :*:*:*
Kocham
całuję :*:*:*
dziękuję
O 4:54 obudził mnie Hany.
"Jest mecz Agi na żywo".
Ja ledwo żywy po omacku wymacałem włącznik dekodera w jednym pilocie, potem telewizora w drugim i startujemy.
Z każdą minutą widzę coraz więcej, tym bardziej, że wynik dobrze rokujący.
Lepiej i lepiej z każdą minutą.
W międzyczasie życzenia miesięcznicowe.
Tzw. pierwsza miesiączka w nowym roku.
U Pani L też, tylko, że u Niej zwie się to inaczej i na czym innym polega :P
Na szczęście, to tylko dwa razy w roku :)
Szykuję się na autobus do stolicy województwa.
Dziś spotkanie w sprawie nowego obozo-stanowiska, do którego razem z Kejt wysyłaliśmy formularze aplikacyjne.
Po ponad sześciu kwadransach Aga przerywa niekorzystną dotychczas passę gry z LiNą i wychodzi z meczu zwycięsko.
Kolejny finał na otwarcie sezonu.
Ahiii-Agiii :)
Jajeczniczka dochodzi, espresso się sączy, włoski dogładzam...el-dupio-falo :)
Gacie wybrane.
Strój skompletowany.
Tato obudzony przez moje poranne rychtunki, wstaje i szykuje się do lekarza na kontrolę.
Ja natomiast jak to mam w zwyczaju, nie mogę się wyrobić by wyjść na przystanek :)
Dochodzę, wsiadam i jadę.
Podczas podróży wymyślamy z Kejt scenariusze czekającego nas spotkania.
Nominujemy kto będzie i o czym będzie gadka :)
Zazwyczaj dobry jestem w prognozowaniu, jednak dzisiejszy scenariusz przerósł naszą dwójkę ponad wszystko!
Okazało się, że tylko my byliśmy na dziś zaproszeni.
Po chwili przyszła pani i oznajmia nam byśmy się przysiedli do stoliczków.
Każdy do swojego.
Rozdała nam trzy rodzaje testów i heja!
Godzina czasu. Do testów. Gotowi?! Start!
Pierwszy psychologiczny, opisowy.
Czułem się jak na języku polskim.
Drugi sprawy ubezpieczeniowe.
Trzeci- bankowy.
Żeby tak szybko przyjemność się nie zakończyła, to po zakończeniu testów, do pani prowadzącej dołączyły dwie inne panie na rozmowy indywidualne.
Poproszono mnie o opuszczenie sali i torturom oralnym poddano Kejt.
Po kwadransie mnie.
Ogólnie nie jestem gadatliwy i przy obcych się raczej mało odzywam, ale tendencyjne pytania tych pań doprowadzały mnie do śmiechu.
Całkiem na luzie podszedłem do tych pytań.
Poproszony o wymienienie mojego największego życiowego sukcesu, odpowiedziałem całkiem nie-bankowo ani ubezpieczeniowo- moje codzienne, osobiste, prywatne małe sukcesy, czyli to jakim jestem człowiekiem, jacy ludzie mnie otaczają i to że wpływ czasu nie jest w stanie negatywnie zmienić mnie jako człowieka.
Panie usta zrobiły jak staruszka z teledysku Wannabe Spajsetek :) (takie w dziubek), a ja dorzuciłem...
jestem skromną osobą :)
(Kiedy opowiedziałem to Agacie, którą spotkałem w drodze do domu, powiedziała- trzeba było wymienić swoje poczynione ekskluzywne świąteczne wypieki).
Poproszono Kejt.
Dołączyła do mnie.
Podziękowano za poświęcony czas i odesłano do domu.
W życiu bym nie podejrzewał, że taki poranek mnie czeka.
A iiiiiiidź!
Dylemat miałem, że za wcześnie w domu będę.
Nie wstępowałem już do obozu.
Skoro delegacja, to delegacja i tak za bardzo się zawsze wszystkim przejmuję, więc tym razem postąpię jak na obozowicza przystało- omijam gmach szeroookim łukiem.
Jak fajnie tak szybko być w domu.
Przed piętnastą zadzwonił kurier.
Hany zrobił mi mega prezent poduszkowy!
Dostałem dwie zajefajne poduchy na łóżko.
Takie profesjonalne, z kulkowo-sylikonowym wypełnieniem.
Z możliwością prania w temperaturze 95 st.
Gites!
Oj będą dziś sny.
Ps. Nawet kurier z miłym uśmiechem był :P
Ps.1) Ciekawym jego wypełnienia :D:D:D (nie, żebym był zboczony :P)
Dziękuję Bejbe za DNM i extra surprajs :*:*:*
Kocham
całuję :*:*:*
dziękuję
środa, 9 stycznia 2013
Sen- zeń- Zień
Dziś druga zmiana.
Mogłem sobie pozwolić na nieograniczony sen.
Obudziłem się kilka minut po dziewiątej.
Sen, a właściwie sny rzeczywiście były nieograniczone.
Przez 3/4 długości nocy męczyłem się szukając opakowania na paczkę.
Najprościej byłoby otworzyć oczy, zresetować sen i się nie męczyć.
Jednak podczas snu nie zawsze mamy na to wpływ :)
W drugim śnie byłem w Zakopanem.
Spotkałem dwie koleżanki, które pracują w jednym sklepie w mojej metropolii.
Tam prowadziły własne biznesy, a co chwile do izby wpadali im rasowi górale w strojach ludowych i smaląc cholewki śpiewali im i żartowali.
Podczas tego snu ubrany byłem w jagodową koszulę, której kołnierz wpijał mi się w uszy :)
Kaśka z racji tego, że realnie pracuje w odzieżówce jednym szarpnięciem zerwała guziki, które odpadały z dźwiękiem przeciąganego w dół suwaka.
Pozbyłem się kłopotliwego ucisku przy szyi, a koszula nabrała innego fas(hi)onu.
Odtąd miałem ją śmiało rozpiętą.
Dekolt prawie jak Dido w "Here with me" :P
Klata zeń mi się wylewała :P
Pamiętam duże oczy Kaśki z przekrwionymi białkami, kiedy mówiła o tęsknocie za dziećmi.
Dopiero koło końca roku miała zamykać zakopiański biznes i wracać do domu.
Ostatni sen był sceniczny.
"Jajako" widz.
Majka Jeżowska- prowadząca koncert na małej scenie.
Na scenie głównej zaś śpiewające wokalistki- Kayah i Halina Mlynkova...
...a na scenicznym tronie siedział nagi Krzysztof Kiljański, zasłaniający od czasu do czasu z dużą nieśmiałością swe przyrodzenie :)
Miał busz nie będąc Dżordżem :D:D:D
Widziałem :P
wstaję
budzę
i marudzę
iloveyou :*:*:*
Mogłem sobie pozwolić na nieograniczony sen.
Obudziłem się kilka minut po dziewiątej.
Sen, a właściwie sny rzeczywiście były nieograniczone.
Przez 3/4 długości nocy męczyłem się szukając opakowania na paczkę.
Najprościej byłoby otworzyć oczy, zresetować sen i się nie męczyć.
Jednak podczas snu nie zawsze mamy na to wpływ :)
W drugim śnie byłem w Zakopanem.
Spotkałem dwie koleżanki, które pracują w jednym sklepie w mojej metropolii.
Tam prowadziły własne biznesy, a co chwile do izby wpadali im rasowi górale w strojach ludowych i smaląc cholewki śpiewali im i żartowali.
Podczas tego snu ubrany byłem w jagodową koszulę, której kołnierz wpijał mi się w uszy :)
Kaśka z racji tego, że realnie pracuje w odzieżówce jednym szarpnięciem zerwała guziki, które odpadały z dźwiękiem przeciąganego w dół suwaka.
Pozbyłem się kłopotliwego ucisku przy szyi, a koszula nabrała innego fas(hi)onu.
Odtąd miałem ją śmiało rozpiętą.
Dekolt prawie jak Dido w "Here with me" :P
Klata zeń mi się wylewała :P
Pamiętam duże oczy Kaśki z przekrwionymi białkami, kiedy mówiła o tęsknocie za dziećmi.
Dopiero koło końca roku miała zamykać zakopiański biznes i wracać do domu.
Ostatni sen był sceniczny.
"Jajako" widz.
Majka Jeżowska- prowadząca koncert na małej scenie.
Na scenie głównej zaś śpiewające wokalistki- Kayah i Halina Mlynkova...
...a na scenicznym tronie siedział nagi Krzysztof Kiljański, zasłaniający od czasu do czasu z dużą nieśmiałością swe przyrodzenie :)
Miał busz nie będąc Dżordżem :D:D:D
Widziałem :P
wstaję
budzę
i marudzę
iloveyou :*:*:*
poniedziałek, 7 stycznia 2013
Wywody- wzwody
...to czego szczerze życzysz drugiej osobie, wróci do ciebie z nawiązką
ślinię
Dzisiejszy poranny sms do Hanego zakończyły takie me słowa:
"Sił, zdrowia i Miłości oraz wielu powodów do radości i wzwodów ;)
Kocham Cię i całuję gorąco :*".
Dzień chłodny, szary, nieciekawy.
W pracy nudny i dłużący się.
Poza dwoma sexi petentami (po jednym na oko), żadnego towaru wartego większej uwagi,
Z obozu też wyszedłem dwadzieścia minut później niż powinienem.
Po drodze zahaczyłem o lidla, gdzie przy wejściu wjechałem wózkiem w dupę chłopaka wchodzącego razem z dziewczyną do rozsuwanych drzwi marketu.
Nie, że celowo.
Para za późno zreflektowała się, że potrzebny będzie wózek :)
Nie spodziewałem się nagłej zmiany prędkości ich szybkiego marszu.
Totalne wyhamowanie kolesia i mój pędzący wózek praktycznie zaparkował na jego pośladkach.
Odbił się od nich :)
Głupio mi się zrobiło, przeprosiłem, nie do końca poczuwając się do winy :)
Dochodząc do domu dostałem zaproszenie od Męża na podziwianie jego wysiłku fizycznego.
Hany realizuje noworoczne postanowienie, zgodnie z którym od dziś zaczyna ostro ćwiczyć.
Of course, że skorzystałem z zaproszenia.
Pognałem zatem do biedry, by kupić... skakankę :)
Tak, ja też postanawiam zacząć ćwiczenia.
A skakanka fajna z licznikiem obrotów i spalanych kalorii w neonowych kolorach zachęcających do użytkowania :)
Nie popełnię już żadnego błędu i kontuzji stawu skokowego nie będzie :)
Jutro dokupuję dwie opaski uciskowe na staw skokowy :)
Nie miałem ze sobą w sklepie centymetra, bo trzeba zmierzyć obwód stopy w najwyższym punkcie, by dobrać właściwy rozmiar :)
Po powrocie poszedłem, do sąsiadów piętro wyżej.
Miałem do zaniesienia sąsiadce pismo urzędowe, więc...
Dzwonię.
Otworzyła.
Ucieszyła się, że pamiętałem i przyniosłem to, na co czekała.
W tej samej chwili otworzyły się drzwi łazienki znajdujące się wprost drzwi wejściowych, otwartych w pełni swej szerokości.
Z łazienki wyszedł Młody :)
Tak, tak, ten sam, który w tamtym roku otworzył mi drzwi przyodziany w same białe bokserki w grochy :P
Pewnie się wygrzał w kąpieli, bo wychodząc wypuścił z siebie jakby nadmiar zalegającego w nim powietrza.
Albo konia walił i był to wyziew relaksu :)
A może jedno i drugie? :)
W każdym bądź razie przykładny młodzieniec biorący kąpiel przed wieczorynką :)
No ale mało tego.
Normalnie uciekłbym szybko z pola widzenia, i schował się w swoim pokoju, ażeby sąsiad rozmawiający z domownikiem mnie nie oglądał.
On zaś zniknął tylko na chwilę, po czym podszedł do otwartych drzwi obok swej mamy skinął głową na powitanie i stojąc oparty o futrynę przysłuchiwał się o czym gadamy.
Interesowało go to jakbyśmy prowadzili wywody o najnowszych grach komputerowych lub o nowym modelu skutera, który dostanie na wiosnę :)
Uśmiechał się.
Miał na sobie biały, lekko prześwitujący tiszert i białe bokserki (niestety nieprześwitujące :P).
Stopy gołe w japonkach :)
A co ja robię mając do czynienia z sexi bosonogim bojem? :)
(Widzę, że Hany wie, bo się uśmiecha) :)
Wygrzebałem z kieszeni płaszcza paczkę chusteczek.
W zamyśle miałem się wysmarkać (i bynajmniej nie po to by lepiej go poczuć, bo przecież po kąpieli był :P), ale po to, by bezpośrednio po wyjęciu z opakowania jednej sztuki, niby niechcący- upuścić na podłogę całą paczkę :D
Celowałem jak Renia Mauer i udało się.
Spadła wprost pod jego stopy.
Godzinami mógłbym kucać podnosząc te chusteczki, ale przecież tyle nie można.
Nie wypada.
Nie wypada.
Przyjemność niebywała, ale niestety krótkotrwała.
No ale liczy się bliskość tych kilkunastu centymetrów :)
Może nie w formie "wprost", ale...
doznałem wzwodu emocjonalnego :)
Dobrej nocki all :*
ślinię
masuję
strzepuję :*:*:*
(Twój wzwód Bejbe) :P
sobota, 5 stycznia 2013
Lizanie dupy
nie zawsze fajne jest...
szfowa zarabia "na tyle mało", że cyklicznie co drugi miesiąc z samego rana wychodzi ze swej kajuty do napuszonej- prawej ręki.
Uśmiecha się, jest miła, wdzięczy się, wszystko po to by po godzinie zapytać, czy ta będzie miała potem chwilę czasu by ściąć jej włosy.
Przy starej, napuszona rzecze:
Zaś za jej plecami:
Nie potrzebny jest nawet świetlny neon "nie przeszkadzać".
Każdy wie, że nie wolno tam wejść.
Drzwi i klamka są pod napięciem.
szfowa zarabia "na tyle mało", że cyklicznie co drugi miesiąc z samego rana wychodzi ze swej kajuty do napuszonej- prawej ręki.
Uśmiecha się, jest miła, wdzięczy się, wszystko po to by po godzinie zapytać, czy ta będzie miała potem chwilę czasu by ściąć jej włosy.
Przy starej, napuszona rzecze:
"Dobrze, nie ma problemu.
Potem panią zetnę".
Zaś za jej plecami:
"...ale mnie mamusia od rana wkurwia.
Chodzi i truje mi dupę, żebym ją ścięła,
tak jakby nie mogła iść do fryzjera".
Za te usługi mamusia rzecz jasna skora będzie większą premią sypnąć, bo zarówno dla jednej jak i drugiej świat materialny to "pojęcie obce" :P
napuszona leci na kasę, stara zaś za przekazaną jej premię liczy na pomoc w obowiązkach, bo poza tym, że siano ma na głowie, to i w niej.
napuszona choć mądra i bystra jest.
Symbioza idealna.
Żyć nie umierać.
Między trzynastą, a czternastą stara zwilża kudły na łbie, przywdziewa długi fartuszek jak niegdyś dzieci w szkołach i spierdala do kajutki, co by za dużo osób jej nie widziało.
napuszona zaś z miną "na kwaśne jabłko" bierze biurowe nożyczki (!!!) i idzie dumnym pawim krokiem.
Zamykają się obie w pokoiku i jest słodko, miło, przyjemnie.
Inni są wtedy beee.
Liczy się to miejsce, ten czas i ci ludzie (dwie pizdy warte siebie jak chuj).
Każdy wie, że nie wolno tam wejść.
Drzwi i klamka są pod napięciem.
W razie czego włodarze mają naradę i nie wolno im przerywać.
Karen mówi, że w przyszłym tygodniu przyjdzie do pracy z kosmetyczką, by ta zrobiła jej paznokcie :P
...no bo jeśli brać przykład z szefostwa, to Pięta przyszłaby z kowalem, by ją podkuł, Oscyp ze stylistą, bo chciałaby w końcu fajnie wyglądać, a Blondi z baristą, bo uwielbia kawuńki- pikuńki.
Mielibyśmy wielozawodowy obóz i każdy znalazłby w nim coś dla siebie.
Każdy byłby zadowolony i może w końcu jeden drugiemu niekoniecznie chciałby oczy wydłubać.
Na koniec zacytuję... Gargamela:
" Jak ja nie cierpię tych obłudnych smerfów!!!"
Ps. Pomijając powyższe wywody...
lizanie dupy, to ono przyjemne jest :)
tęsknię
liżę
Kocham :*:*:*
Aussie rok 2013
patelnia mi to wywróżyła :P
Zakończył się tak uwielbiany przeze mnie przedłużony okres świątecznej biesiady.
Każdego roku wraz z odjazdem Męża kończy się ten czas.
Schodzi ze mnie radość z cieszenia się każdą pierdołą.
I jak to podczas każdej rozłąki brak mi Go na każdym kroku.
Mam wrażenie, że zaraz wychyli się zza drzwi i powie coś czym mnie rozbawi, bo jak zawsze kiedy się widzimy nie ma dnia byśmy nie wymyślili hasła przewodniego, które bawi nas przez następne doby.
Dni między Świętami a Nowym Rokiem jak zawsze przebiegały w pełni dobrego nastroju, ciepła domowej radości i Miłości, która szczególnie buzowała nocą na łożu :)
Dobrze, że tylko czwartek i piątek po świętach, były dla mnie roboczymi dniami.
Powoli mogłem sobie rozplanować przygotowania na sylwestrowy wieczór i nie tracić Męża z pola widzenia podczas etatu w obozie.
W ostatni dzień starego roku odwiedziła nas jeszcze Siostra z Rodziną.
Hany miał okazję pierwszy raz spotkać się z Gośćmi Z Innego Województwa, jak czasami żartobliwie określamy Ich z Dedim :)
In plus zaskoczył mnie mój szwagier.
Naprawdę!
Nawet on, a nie moja Siostra- pochwalił mój bigos.
Określił go mianem- myśliwski.
Może jestem próżny, ale uwielbiam takie kulinarne spełnienia :)
Jeśli spełni się kulinarna sylwestrowa wróżba, to w tym roku powinienem odwiedzić Australię!
Podczas smażenia ostatniego naleśnika do krokietów (brak wystarczającej ilości ciasta by wyszedł cały placek), z rozlanej i usmażonej plamy wyszło coś, co kształtem przypominało:
1) australijskiego dziobaka- wg mnie
2) meduzę- wg Hanego
Obie wersje do kupy= podróż w ciepłe zakątki otoczone wodami :)
No Australia jak nic :P
Może już za niedługo na zbliżający się mój ulubiony tenisowy Australian Open?!
Tegoroczny Sylwester w barwach zieleni i czerwieni symbolizował nadzieję i Miłość na przyszły rok.
Wszak to ważne sprawy są.
No zdrowie oczywiście też.
Zabrakło go troche Tatusiowi, który uległ jakiejś infekcji.
Muzycznie towarzyszyła nam koncertowa Edyta, a płynność zapewniał Rafaello od Rafała oraz orzech laskowy od Soplicy :D:D:D
Polecamy!!!
O północy, na powitanie Nowego Roku zawyła Napuszona Beza w piosence "The power of love".
Szkoda, że nikt nie przeszkodził jej w tym muzycznym morderstwie.
Miałem wrażenie, że połknęła cały zapas petard a mimo to nie potrafiła z nimi wybuchnąć.
Pamiętam jak śmialiśmy się z Hanym, kiedy w jednym z programów zaśpiewała uczestnikowi zza stołu jurorskiego "happi berwzdej tu ju". Myślałem, że padnę z tego wykonu :)
Dziś i ja i Hany śpiewamy o wiele ładniejsze Happy Birthday Maksiowi :):*:*
Na zakończenie pierwszego posta zaśpiewa oryginalna i karnawałowa żółtogłowa.
Lejdis end Dżentelmen, na "bą wojaż" po całym 2013 roku- Niki Minażżż :P
iremember
imissyou
iloveyou :*:*:*
Każdego roku wraz z odjazdem Męża kończy się ten czas.
Schodzi ze mnie radość z cieszenia się każdą pierdołą.
I jak to podczas każdej rozłąki brak mi Go na każdym kroku.
Mam wrażenie, że zaraz wychyli się zza drzwi i powie coś czym mnie rozbawi, bo jak zawsze kiedy się widzimy nie ma dnia byśmy nie wymyślili hasła przewodniego, które bawi nas przez następne doby.
Dni między Świętami a Nowym Rokiem jak zawsze przebiegały w pełni dobrego nastroju, ciepła domowej radości i Miłości, która szczególnie buzowała nocą na łożu :)
Dobrze, że tylko czwartek i piątek po świętach, były dla mnie roboczymi dniami.
Powoli mogłem sobie rozplanować przygotowania na sylwestrowy wieczór i nie tracić Męża z pola widzenia podczas etatu w obozie.
W ostatni dzień starego roku odwiedziła nas jeszcze Siostra z Rodziną.
In plus zaskoczył mnie mój szwagier.
Naprawdę!
Nawet on, a nie moja Siostra- pochwalił mój bigos.
Określił go mianem- myśliwski.
Może jestem próżny, ale uwielbiam takie kulinarne spełnienia :)
Jeśli spełni się kulinarna sylwestrowa wróżba, to w tym roku powinienem odwiedzić Australię!
Podczas smażenia ostatniego naleśnika do krokietów (brak wystarczającej ilości ciasta by wyszedł cały placek), z rozlanej i usmażonej plamy wyszło coś, co kształtem przypominało:
1) australijskiego dziobaka- wg mnie
2) meduzę- wg Hanego
Obie wersje do kupy= podróż w ciepłe zakątki otoczone wodami :)
No Australia jak nic :P
Może już za niedługo na zbliżający się mój ulubiony tenisowy Australian Open?!
Tegoroczny Sylwester w barwach zieleni i czerwieni symbolizował nadzieję i Miłość na przyszły rok.
Wszak to ważne sprawy są.
No zdrowie oczywiście też.
Zabrakło go troche Tatusiowi, który uległ jakiejś infekcji.
Muzycznie towarzyszyła nam koncertowa Edyta, a płynność zapewniał Rafaello od Rafała oraz orzech laskowy od Soplicy :D:D:D
Polecamy!!!
O północy, na powitanie Nowego Roku zawyła Napuszona Beza w piosence "The power of love".
Szkoda, że nikt nie przeszkodził jej w tym muzycznym morderstwie.
Miałem wrażenie, że połknęła cały zapas petard a mimo to nie potrafiła z nimi wybuchnąć.
Pamiętam jak śmialiśmy się z Hanym, kiedy w jednym z programów zaśpiewała uczestnikowi zza stołu jurorskiego "happi berwzdej tu ju". Myślałem, że padnę z tego wykonu :)
Dziś i ja i Hany śpiewamy o wiele ładniejsze Happy Birthday Maksiowi :):*:*
Na zakończenie pierwszego posta zaśpiewa oryginalna i karnawałowa żółtogłowa.
Lejdis end Dżentelmen, na "bą wojaż" po całym 2013 roku- Niki Minażżż :P
iremember
imissyou
iloveyou :*:*:*
Subskrybuj:
Posty (Atom)