camino

camino

poniedziałek, 18 lipca 2011

Wyczekiwane spotkanie

   Wczorajsza niedziela była ciepła nie tylko pogodowo, ale także sercem, duszą i...
koszulą kusą- jak mawia czasami do mnie Hany.
Co prawda koszuli kusej nie miałem ale w krótkie spodenki i japonki odziany byłem, bo zapowiadano ponad 30 stopni.
Wstałem dość wcześnie, by się wyszykować.
Dzień powoli budził się pomarańczowym świtem na niebie.
Wymarsz na przystanek.
Chwil kilka jazdy PKSem i już jestem w stolicy województwa.
Czekałem chwileczkę oparty o barierkę pierwszego dworcowego stanowiska.
Na ramieniu torba, a w ręku pojemniczek ze słodką zawartością :)
Jako, że uwielbiam piec i gotować, a szczególnie jeśli mogę to robić dla Kogoś i jeszcze wywoła to zadowolenie i radość, to jest to dla mnie podwójne szczęście.
Po dwóch minutach zza jednego autobusu wyłoniła się modelowa sylwetka Kolegi mego.
Długa smukła czarna postać w "policyjnych" okularach z lustrzanym odbiciem.
Na kilkanaście kroków przede mną, okulary zostały uchylone, oczy pokazane, a ciało przytulone w braterskim uścisku zwanym niedźwiadkiem :)
- Miło Cie widzieć- rzekłem
- Ciebie też- dodał Oli.
Po sprawdzeniu moich powrotnych kursów, udaliśmy się komunikacją miejską w miejsce pełne ciszy, zadumy i refleksji. Miejsce, które od niedawna stało się dla nas wspólnym zakątkiem skrywającym najbliższe nam za życia serce i ciało.
Wiatr czasami niemy, smagał profil twarzy.
Trwaliśmy tak kilkanaście minut, po czym spacerkiem udaliśmy się na kolejny autobus w stronę domu.
Po drodze mijaliśmy spore grupki starszych pań przyodzianych w niedzielne kostiumy i garsonki.
Ludzi podążających z Kościołów z porannej mszy do domu.
Podskakujące radośnie z nogi na nogę małe dziewczynki trzymane za rękę przez rodziców.
Pędzące ulicami auta.
Spieszących się wolniej i szybciej przechodniów.
   Do domu Oli-ego jedzie się z jedną przesiadką.
Nie myślałem, że nasza regionalna stolica jest taka obszerna.
Okazało się, a w zasadzie potwierdziło jak ja kompletnie nie znam tego miasta :)
Dojechaliśmy na miejsce, gdzie powietrze jest tak dalece odbiegające od tego w centrum. Wolne od spalin i ołowiu. Czuć ciszę i miły klimat.
Osiedle, na którym mieszka zaskoczyło mnie niesamowitym porządkiem.
Skręcając w uliczkę wiodącą do Jego domu mija się identycznie wyglądające szeregowce z prawej i lewej strony.
- Ładnie tu.
Uśmiechnął się zza okularów, po czym włożył klucz w zamek i otworzył drzwi swego domu, zapraszając do środka.
Stanąłem w przedpokoju, z którego rozpościera się przyjemny widok na parterową część wnętrza.
Czekałem aż ubierze klapki i poszliśmy na górę.
Gładkie drewniane schody wiodły na piętro, gdzie mieści się Jego pokój.
O dziwo pokój bardzo przypominał mi ten zakopiański, w którym nocujemy zawsze podczas wakacji z Hanym.
Nie wiem co miało na to wpływ, bo jego wnętrza nie był drewniane, ale duuże łóżko i trapezowa budowa z wahadłowymi oknami dachowymi, jakoś przywołała mi takie skojarzenie.
Lubię mieć skojarzenia.
Usiałem na fotelu koło biurka.
Steward lekko chwiejną ręką przyniósł kawę :)
Rozpoczęliśmy, a w zasadzie kontynuowaliśmy tematy jakie zapoczątkowaliśmy już jadąc autobusem.
W zasadzie wszystko sprowadzało się do jednego tematu, tak świeżego dla Kolegi mego.
Nie sposób było odbiec od tego, mimo że zmienialiśmy wątki, to i tak potem się znowu sprowadzało do jednego.
Do naszych Mam.
Ukochanych, Jedynych, Niepowtarzalnych.
Oglądaliśmy zdjęcia.
Godziny mijały jak oszalałe, a przecież mieliśmy w planie być tu tylko chwile, napić się kawy i iść na piesze wycieczki.
Stwierdziliśmy jednak zgodnie, że gada nam się na tyle fajnie, że szkoda to przerywać.
Na spacery jeszcze będą okazje.
W porze obiadowej Steward wniósł mi obiadek i wodę bez gazu, uprzednio pytając jaką chcę :)
Słuchałem opowieści z Jego pobytu w Kanadzie.
Niebo jakby zrobiło się mleczne, a przecież miało być błękitne.
Jednak mimo mlecznego sklepienia żar lał się przez lekko uchylone okna.
Oli, czego się nie spodziewałem, upomniał się o wcześniej zapowiadany masaż stóp :)
No nie mogłem odmówić, bo przecież stopy, to moja ulubiona część męskiego ciała :)
Poza tym smsowo Misiek się dopytywał i dopominał :)
Lubi jak jestem szczęśliwy i wiedział, że taka niewielka czynność jaką jest masaż sprawi mi przyjemność.
Przyjemność też miał Oli.
No tak bynajmniej mówił, więc wierzę Mu na słowo :)
Podczas masażu opowiadałem o tym, jak to planowaliśmy z Miśkiem, że kiedyś otworzymy gabinet.
Ja zapisywałbym klientów, a Mąż zajmowałby się masowaniem ciał w białej bieliźnie, albo i bez :)
Śmiał się.
Kiedy zapytałem dlaczego, odpowiedział, że ma dziś na sobie białą bieliznę :)
No i tak trwając w temacie beauty & spa, masowałem Go dalej po stopach i opowiadałem o naszym (Męża i moim) tygodniowym pobycie w Gołębiewskim w Mikołajkach.
Po masażu poszliśmy do Kościoła na mszę, a potem do domu zabrać torby i wyruszyć do centrum na jakieś piwko pod parasolem.
Znaleźliśmy miłe miejsce w Rynku z baaardzo wygodnymi fotelami z jasnym obiciem imitującym skórę i drewnianymi oparciami wykonanymi w stylu orientalnym.
Zamówiliśmy piwo z sokiem imbirowym i mieliśmy jeszcze ponad godzinę na pogawędkę.
Piękna i inna niż zazwyczaj niedziela zbliżała się ku końcowi.
- Spodziewałeś się, że będzie tak fajnie-zapytałem.
- Tak- usłyszałem w odpowiedzi.
Zrobiło mi się bardzo miło.
Ostatnie tematy były o sportach ekstremalnych, które są dla mnie tak odległym tematem jak motoryzacja, ale mój Współtowarzysz wyrażał swój zapał do tego i powiedział, że Jego marzeniem jest zrobienie licencji pilota, skok na bungee i skok z samolotu ze spadochronem.
Brrr!
Ja z moim lękiem wysokości i przestrzeni nawet bym nie potrafił na takie wyczyny patrzeć, a co dopiero być ich głównym bohaterem.
Zmroziło mnie :)
Zbliżała się 20:00, czas było opuścić festiwalowe miasto i udać się na autobus.
Podczas oczekiwania na stanowisku miałem dylemat, czy udać się jeszcze do wc :)
Śmialiśmy się z tego.
Wiadomo jak moczopędne jest piwo.
Obawiałem się, że kryzys może nastąpić przed połową drogi i wtedy będę bezradny.
Zażartowałem, że w pogotowiu nawet nie mam butelki, by ulżyć sobie w kryzysie :P
Podjechał autobus. Uściskaliśmy się bratersko na pożegnanie.
Wzajemnie podziękowaliśmy i pomachaliśmy sobie poprzez dzielącą nas niewielką odległość zagrodzoną autobusową szybą.
- Dziękuję za wszystko. Było mi bardzo dobrze z Tobą. Stałeś mi się jeszcze bliższy. Uważaj na siebie i dbaj o siebie. Buźka- poszedł mój sms.
- Ja również dziękuję. Jak już mówiłem- nie ma przypadków. Spotkanie z Tobą było wyjątkowe i jestem Ci wdzięczny za Twoją dobroć- otrzymałem w odpowiedzi tak piękne słowa na ekraniku komórki.
- Wzruszyłeś mnie- odpisałem.
I odjechałem...

8 komentarzy:

  1. mmmmm... to co opisałeś przyprawia o ciarki. To "wymiana dusz" jak lubię na to mówic. To milczenie wtedy kiedy milczeć trzeba i śmianie się kiedy jest radośnie.
    Cieszę się, że tak piękną niedzielę podarował Ci Oli. Cieszę się z takich cudownych smsów na pożegnanie.

    Kocham Cię Mężu :*

    a Tobie Panie Oli dziękuję że tak pięknie ugościłeś mojego Miśka!! Kissam i kąsam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluję tak pięknej niedzieli :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie to wszystko opisałeś, cieszę się że tak miło spędziłeś niedzielę :) może kiedyś nam będzie dane przeżyć tak miły dzień :) pzdr

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniała niedziela :-) Naprawdę wyjątkowa!
    Nie mogę się doczekać kolejnej, by spędzić ją z przyjacielem :-*
    Pozdrawiam... albo lepiej całuję :-*

    OdpowiedzUsuń
  5. Hany: Dziękuję i też się cieszę swoją niedzielą, a także i Twoją, która była równie udana.
    Kocham Cię NWW:*

    Hekate: Dziękuję i pozdrawiam :*

    Somnians: Dziękuję, a jako, że miałeś taką samą radosną niedzielę jak ja i Mąż, to gratuluję too. Wierzę, że będzie nam dane spędzić taki dzień, a nawet dni. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Olivier: Podzielam Twoje zdanie, choć za dużo nie muszę, bo wszystko zostało już opisane. Teraz są piękne wspomnienia i za to dziękuję :*

    OdpowiedzUsuń
  7. milutko tutaj :)) to fajnie :))

    OdpowiedzUsuń
  8. pozazdrościć niedzieli :)) Naszła mnie ochota na masowanie stóp. Coś czuję, że przed snem zajmę się stopami Męża :)

    OdpowiedzUsuń