camino

camino

niedziela, 3 czerwca 2012

Tamte niedziele

   Jak nigdy, poszedłem dziś na popołudniową mszę do Kościoła, pod parafię którego kiedyś podlegaliśmy.
Swoją drogą dziwne jest takie segregowanie- należysz tu, czy tam, więc może bez tych słów o przynależności :)
Wzruszyłem się kiedy ministrant śpiewał dziś psalm.
Nie chodzi tu o słowa psalmu, bo te jak zawsze wymowne są, ale o interpretację.
Chłopak śpiewał tak ładnie i melodyjnie, że aż próbowałem dostrzec kto to taki. Na nic jednak me próby, bo siedziałem zbyt daleko, by mój wzrok dostrzegł jego postać, a okularów ze sobą nie zabrałem.
Naprawdę miło było powtarzać śpiewem części psalmu dla wiernych i czekać na partie solowe blondwłosego ministranta.
Zamiast kazania ksiądz zapowiedział siostrę misjonarkę.
To była "moja siostra", która uczyła mnie katechezy w podstawówce.
Siostra, u której zdawałem egzaminy do Pierwszej Komunii Świętej i która do niej nas przygotowywała.
Wróciły chwilowo me wspomnienia do czasów dzieciństwa, kiedy po mszy szło się z Rodzicami na lody, czy na karuzelę, która światłami mieniła się na placu przy rzece.
Ludzi emanujących radością i uśmiechem też było wtedy więcej.
Nim zasiadło się do wagoniku, który unosił się i opadał kręcąc dookoła, trzeba było odstać swoje najpierw w kolejce po bilet, potem do konkretnej karuzeli.
Ludzi, a przede wszystkim dzieci cieszyły takie małe rzeczy.
Ja sentymentalny jestem i do dziś pozostała mi radość z drobiazgów, dlatego o tym piszę.
Niedzielne popołudnia z Maminym ciastem, chwile na rodzinnych rozrywkach spędzane...
Lubiłem, kiedy we czwórkę zasiadaliśmy do gry w chińczyka.
Mama, Tato, Siostra i ja.
Każdy zawsze miał swój kolor pionków (Mama- żółte, Tato- czarne, Siostra- czerwone, ja- zielone), a nawet swoją kostkę do rzucania, którą czarował przed swoją kolejką, by wypadło na niej jak najwięcej oczek.
Sentymentalnie się zrobiło, toteż postanowiłem zgodnie ze wspomnieniami założyć kuchenny fartuszek i w popołudniowej porze kawowej poszedłem zrobić nam racuszki.
Dziś tylko dwie porcje, bo tyle nas zostało.
Dwa pionki.
Czarny- Tato i zielony- ja...
...a zamiast kostki, to z kostką- Pani L :)

Dobrego nowego tygodnia

4 komentarze:

  1. Ja też dziś byłem w kościele :D (poprzednio byłem chyba aż w wielką sobotę, opuściłem się).

    Rodzinne rytuały, harmonogram dni roboczych i wolnych... Ja nie zapomnę jabłkowych musów podawanych w trakcie serialu "W kamiennym kręgu". Kiedy to było?!? ;)

    Fajnego masz Tatę, mój woli spędzać czas sam...

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli też masz swe wspomnienia.
    Zapewne końcówka lat 80-tych, bo też pamiętam "W kamiennym kręgu", "Niewolnicę Izaurę", potem "Dynastię", a jeszcze potem "Dr Quinn" :)
    Pozdrawiam Cię serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ech, szkoda, że te czasy juz się nie wrócą: jakiego dzieciaka cieszyłaby dziś karuzela? przecież maja kompy, smartphony i inne wynalazki! który dzieciak zna dziś grę w chińczyka? u chińczyka to się dzisiaj je, tzw. smaki azji :/

    Kocham Cię Misiu:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czas ma to do siebie, że nie wraca.
      Niestety :(
      A swoją drogą połączenie Smaków Azji z grą w chińczyk byłoby ciekawe :)
      Kocham too :*

      Usuń