camino

camino

środa, 30 listopada 2011

Powroty, niejednej łzy powodem

   Jak to zawsze bywa, wszystko co dobre, szybko mija, ale tak już musi być.
Inaczej takie chwile nie byłyby wyjątkowe.
Nic by nas nie cieszyło, bo nie odróżnialibyśmy czegoś miłego od niemiłego.
Dobra od zła.
Wszystko w przyrodzie musi mieć także i swój gorzki smak, by wiedzieć, że po nim może przyjść tylko słodycz.
To dobre.
Miłe.
Radosne.
   Niedzielny świt, a w zasadzie jeszcze noc, (bo o piątej jeszcze ciemno za oknem) nastała tak szybko, że jeszcze oka nie zdążyłem dobrze zmrużyć a już trzeba było je otworzyć.
Misiu zrobił mi kawę i moje ulubione angielskie śniadanie- tosty z jajeczkiem smażonym na wierzchu, serkiem oraz konfiturą dla finezji i orzeźwiającego akcentu :)
Wstała też Sara.
Równolegle z Hanym szykowała mi kanapki nr 2- te na podróż.
Śmialiśmy się jeszcze z minionego wieczoru, ale śmiech już nie ten, bo stonowany taki.
Po porannej toalecie i posiłku, przyszedł czas na chwile, które zawsze sprawiają, że muszę dusić żal w gardle i połykać łzy.
Gdyby się one ze mnie wydobyły, nie byłyby tak finezyjne jak w piosence.
Wszedłem do pokoju, gdzie do śpiącej Kitty dołączyła niedawno Sara.
Przyklęknąłem na łóżku i wyściskawszy, wycałowałem obie Siostrzyczki.
Potem Miś zbudził Mamusie, bym mógł się z Nią pożegnać.
I zawitała wtórująca sercu i duszy czarność poza domem.
Wyjątkowo ciemna, pochmurna i zimna noc, z przenikliwym wiatrem który okładał nas po twarzach swymi podmuchami.
Kiedy doszliśmy na przystanek, skradałem Mężowi pojedyncze buziaki, pomiędzy obserwacjami jakie czyniła w naszym kierunku jedyna oczekująca pasażerka.
Nadszedł moment pożegnania ze Skarbem.
Kupiłem bilet i w drugim siedzeniu za kierowcą usiadłem.
Nie przeszkadzało mi nawet to, że siedzę na kole.
Normalnie nie usiadłbym w tym miejscu nigdy, ale w takich chwilach jak ta, błahe sprawy, tudzież przyzwyczajenia, przestają istnieć.
Przestają mieć sens.
Usiadłem, a w zasadzie posadziło mnie szarpnięcie ruszającego autobusu i moje oczy przepełniły łzy.
Napłynęły szybko i w dużych ilościach.
Były nagłe jak tsunami.
Całkowicie zmyły sen i sprawiły, że poczułem, że to już...
że wracam.
Powracam do swojej małej, blokowo- obozowej rzeczywistości.

   "Więc jeszcze dzisiaj, kiedy mi się nie układa, wiruję.
Zwracam rękę ku niebu i wiruję. Zwracam rękę ku ziemi i wiruję.
Niebo wiruje nade mną. Ziemia wiruje pode mną. 
Nie jestem już sobą, ale jednym z atomów wirujących wokół pustki, która jest wszystkim".*


   Na czytaniu i analizowaniu takich i innych tekstów, minęła mi prawie połowa drogi, jaką przemierzał wyjątkowo powolny tego dnia, skład TLK.
Lektura drugiego czytanego przeze mnie opowiadania Schmitt`a, poprawiła mi samopoczucie.
Druga część drogi, to były analizy bardzo stresujące.
Zdążę, czy nie zdążę przesiąść się na Regio w moje strony?
Pociąg zamiast nadrabiać opóźnienie, pogrążał się w jeszcze większe.
W międzyczasie jadłem kanapeczki (jeszcze w tej pierwszej, mało stresującej części przejazdu :P), które szykowała Sara.
Zapach pysznej swojskiej roznosił się po całym niemalże wagonie.
Moim ulubionym zresztą- bez przedziałów i z samolotowymi, wygodnymi siedzeniami :)
W Krakowie zapach przyciągnął do mego wagonu całą masę hiszpańskich studentów.
No i tak po przekątnej za mną siadła para chłopców.
Jeden bardziej latynoski od drugiego.
A para to była i teoretycznie i też na 99,99% praktycznie :)
Raz jeden, raz drugi naprzemiennie składali swe głowy na sąsiednie ramię, kark, szyję współtowarzysza podróży :)
Odwracałem głowę dość często :)
Na szczęście postrzał mnie nie dopadł :P
Urocze to były widoki.
Aż sam do siebie w duchu mówiłem- aaaale słiiiiit! :):):)
Czasami spokój zakłócał, przemieszczający się ciasnymi przejściami Pan Wars Wita Was :)
"Kaaawa, herbataaa, woda mineraaalnaa, słodyczeee!"
Wykrzykiwał po każdych dziesięciu uczynionych krokach z blaszanym wózeczkiem.
Ceny z kosmosu i zawsze ilekroć pojawia się Pan WWW, to też coś "mówię w duchu"- nigdy bym nic nie kupił w pociągu :D
No chyba, że z blaszanym wózeczkiem przemieszczałby się jakiś murzyn, albo pan "co-mu`lata" :P w jakimś fikuśnym białym (bielszym od bieli) fartuszku założonym na równie białą bieliznę :P
I tak w wyobraźni zobaczyłem histogram z wynikiem jak wzrosłaby sprzedaż w pociągach kiedy przemieszczałby się między ciasnymi przejściami Taaaaki Oto Właaaaśnie Wars Wita Was.
Niuch niuch niuch :P
A jak dla mnie, to przejścia mogłyby być jeszcze ciaśniejsze wtedy :P
   Zaniepokojony 40 minutowym opóźnieniem, zapytałem pana konduktora, czy zdążę na przesiadkę.
Powiedział, że zgłosi kierownikowi pociągu.
No i zgłosił.
Ale sam, takich zgłoszeń miał około piętnaście, bo tyle mniej więcej osób wsiadło ku memu zdziwieniu do Regio w kierunku mego miasta :)
A ja myślałem, że w pociągu, który przemierza Polskę od Przemyśla do Szczecina, to sam będę :)
Dzięki Ziomale żeście tam byli :P
   Zmierzając w kierunku swego bloku, już z daleka zauważyłem, że w blasku światła rzucanego na chodnik przez przejeżdżający samochód, stoi moja Pani L.
Nie trudno odgadnąć jaki piesek przyjmuje pozycję surykatki i potrafi w niej ustać minutę, albo i dwie :)
Obok Pani L stał Jej Pan, a mój Tatuś.
Ciężko było mi zrobić jakikolwiek krok, bo moja Ślićna pożerała mnie żywcem.
Zawsze powtarzam, że nikt tak nie powita człowieka, jak wierna psinka.
Wyjątkiem jest Hany, bo i wyjątkowe są z Nim powitania.
Na kolejne przyjdzie nam czekać niedługo.
Po Świętach znowu zawita u mnie.
Cieszę się, że dzięki temu moje Boże Narodzenie trwa zawsze o tydzień dłużej :)
I tak już ładnych parę lat :)
Czekam na Ciebie Miśku Kochany, ciche wołania ku niebu ślę.
Słyszysz je?? ;)
Kocham Cię :*:*:*


------------------------------------
*fragment tekstu pochodzi z opowiadania Erica Emmanuela Schmitt`a "Pan Ibrahim i kwiaty Koranu"

1 komentarz:

  1. ...słyszę, słyszę...

    będę tak szybko jak się da.

    Kocham Cię Pistacjo :*

    ech tęsknię, mam doła, jesień mnie dobija, brak mi Ciebie:(:(:(

    OdpowiedzUsuń