Jest nasza.
Od początku do końca.
Poranek przywitał nas tęgim jak na listopad mrozem.
Poza nim przywitała nas Mamusia, która jak co dzień unosi w górę roletę wpuszczając nam dzień do pokoju.
Kiedy ranne wstają zorze, z łóżka wstają Dary Boże :)
Czyli my :)
Poranna msza.
Głośno czynione śpiewy, co by organisto-wokalistę "przebić" :P
Poranny, jakże pyszny gorący rosołek dla zmarzniętych ciał.
Kawka z szarlotką przy kominku.
Połączenia kamerkowe z Sarą i Kitty.
Pieczenie zamarynowanych wczoraj żeberek i późniejsze ich pałaszowanie z Gośćmi w postaci Sióstr dwóch.
Kolejne zachwyty nad zawieszonymi w piątek w sali fioletowej- papirusami (zupełnie dla mnie niezrozumiałymi, bo u mnie one tyle leżały bezużytecznie :P)
Popołudniowe wyjście do Sofi, z którą byliśmy już od tygodnia umówieni na "kolędowe" odwiedziny.
Już rok jak dostała nowe mieszkanie, które od momentu jego zastania jest w chwili obecnej nie do poznania.
Przeszło totalny remont i z każdego małego kąta przyciąga swym ciepłem, przytulnością i drewnianymi dziełami sztuki w wykonaniu Jej męża.
Półgodziny spacer brzegiem drogi i wspólne szykowanie kolacji do brzoskwiniowego winka.
Kątem oka lukamy na trwający w "kinie" seans- YCD edycja siódma amerykańska.
Ale ciacha tam densują!
Mmmmuszę je dziś wylukać na necie :P
Na koniec muzyczne wspominki z Mężowej Chatki AD 2010 :)
Ps. Wylukałem amerykańskich tancerzy.
Czaczę zatańczę więc z... Adéchiké-em ;)
Let`s dance!
cieszę się, że tak pięknie przeżyłeś ze mną niedzielę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i całuję znad gorącego garnka z paprykarzem :)
Kocham Cię:*
a z tym murzynkiem to bym i ja zatańczył (albo najlepiej trio i to niekoniecznie na parkiecie!!) :)