camino

camino

środa, 16 listopada 2011

Nagle los mi dał, wszystko co chciałem mieć

   Nazajutrz humor został poprawiony czterokrotnie :)
Już od rana przemieszczaliśmy się po galeriach, sklepach i innych kramach.
Na początek szwedzka prostota, trwałość i wszechstronność.
Spacery po zaprojektowanych powierzchniach i pomieszczeniach zgodnie z ruchem kierunku wyznaczanego przez strzałki.
Zachwyty nie tylko nad rzeczami martwymi, ale i żywymi okazami :)
Zakupiłem kuchenny dżaket w postaci przesiewaczki mąki.
Już od dawna zazdrościłem tego Ewie W. w jej programie :)
Przy okazji wylukałem coś co chciałbym mieć i może jak grzeczny będę to nawet list do M. potrzebny nie będzie, bo Gwiazdor był i widział czego dusza by chciała :P
   W Cinema City niedostępne były bilety dla emerytów i rencistów.
Nawet kombatanckie zniżki nie obowiązywały.
Zakupić więc trzeba było 2 całe i jeden ulgowy :)
Dzień wcześniej Mąż zapodał propozycję kinową. Jak się okazało bardzo trafną.
Interesują mnie filmy z przesłaniem.
Ten dostarczył dużo emocji, chwil wzruszeń i współczucia.
Przedstawia czasy, kiedy w Ameryce panowała segregacja rasowa.
Większość białych miała w swoich domach czarnoskórych służących i często białe dzieci miały silniejszą więź emocjonalną z nianiami niż z własnymi matkami. Kiedy jednak podrastały, uczyły się ucinać tę relację.
Zdarzali się jednak tacy, którzy nigdy się miłości do swych oddanych służących nie wyrzekli.
Wartości wpajane każdego dnia (jesteś miła, jesteś mądra, jesteś ważna) zaowocowały z czasem.
Dorosła już, jedna z głównych bohaterek postanowiła napisać książkę na podstawie przeprowadzanych wywiadów z nianiami, a także na podstawie własnych spostrzeżeń.
Lektura dokonuje przewrotu społecznościowego. Dzięki solidarności i odwadze, czarnoskóre kobiety zmieniają swój mały zakątek wszechświata.
Oj była niejedna scenka na której trzęsła mi się łza na rzęsie.
Jedna też poleciała podczas bardzo wymownej sceny bez użycia słów.
O czym to świadczy?
O niesamowitej grze aktorskiej.
Jak powiedział Hany, każda rola zasługuje tu na osobnego Oscara.
Film piękny i godny polecenia wraz z piosenką z liter końcowych.
Należę do tych nielicznych, którzy siedzą w kinowym fotelu do ostatniej literki, więc tym razem dane mi było zachwycać się tą melodią w prawie pustej sali :)
   Ze stonowanego nastroju szybko przeniosłem się w wszechogarniającą radość.
Dzięki poradom Męża i Maxa zakupiłem głęboką, włóczkową czapkę, której górna pusta część ma zwisać z tyłu za głową, wełniany komin we wzorki od wewnętrznej strony pokryty futerkiem i coś czego bym się nie spodziewał- nowe jeansy! :)
Mierzyłem kilka par, jednak każde wydawały mi się takie pospolite, normalne, nie godne swej ceny.
Chciałem czegoś bardziej wyrazistego.
No i przyniósł mi Hany do kabiny egzemplarz takich, co to się nisko nosić powinno, by krok lekko opadał, z solidnie zwężonymi nogawkami.
Nigdy nie myślałem, że ja i taki typ spodni równać się będzie dobremu efektowi wizualnemu.
A jednak.
Normalnie, ten po drugiej stronie lustra, to rzeczywiście byłem ja!
Ale mi się dzisiaj udało fajne zakupy zrobić.
To zdanie słyszał chyba cały Kraków, najczęściej zaś moi Towarzysze :)
Korzystając z okazji dziękuję Im za to :*:*
Pozdrawiam też wszystkich, którym udane zakupy przynoszą równie wielką radość co mi :)

2 komentarze:

  1. oj byles jednym ze szczesliwszych ludzi pod sloncem wtedy ;d
    cho rozterki zwiazane z wyborem czapki byly nad wyraz urocze tez :DD

    OdpowiedzUsuń
  2. ładnie opisałeś to wszystko. Aż wróciłem wspomnieniami do tej cudownej chwili. Cudnie.
    Kocham Cie:*

    i tak tak!! cały Kraków słyszał o Twoich udanych zakupach:)

    ps. i Hygieia zawsze z Tobą!!

    OdpowiedzUsuń