camino

camino

poniedziałek, 21 maja 2012

7:15 niedzielny ranek









...skrzypnęła furtka.












Czas iść na przystanek.
   Po serdecznych uściskach z Rodzicami, długo jeszcze odprowadzałem wzrokiem Dom.
Niemal każdy kąt usłyszał ode mnie- "do zobaczenia za pół roku", bo dopiero w listopadzie tu zawitam.
Hany odprowadził mnie na autobus.
Poczekał do chwili mego odjazdu i podreptał na poranną mszę.
Ja zaś rozpocząłem maraton turystyczny.
Pierwszy raz z nie swoją torbą :) bo po raz pierwszy nie dałem rady zapakować wszystkiego :)
Przyjechałem z małą sportową torbą, a wracając chcąc nie chcąc musiałem zgodzić się z Mężem, że nie dam rady spakować się do tego maleństwa :)
Po przepakowaniu wracałem wygodnie ze skórzaną torbą Miśka.
   Docierając z nią do wejścia na dworzec Rzeszów Główny, witany byłem oblukaniami stojącego przy drzwiach młodego urodziwego homika.
Oglądał się jakbym szedł nago :)
Pewnie zazdrościł mi torby :P
Potem przemieszczał się ze swoim bojem po hall`u, między kasami, a potem między peronami.
Zakupiłem bilet i udałem się do podstawionego pół godziny wcześniej pociągu.
Niestety wagon z przedziałami.
Plus taki, że nie było zbytniego tłoku i okno przedziałowe, jak i to na korytarzu były uchylone.
Wszedł do mnie Pan przed 50-tką.
Taki, co to chętny do zagadywania od ogółu do szczegółu.
Zaczął od tego, że nie ma miejscówki na bilecie (obowiązuje tylko w pierwszej klasie).
Potem z wieści politycznych...że ostatnio pan premier podróżował koleją (szydersko).
Dosiadł się dwudziestoparolatek grubej kości.
Początkowo przeszedł nasz przedział, ale zobaczywszy moją skórzaną torbę, zrobił krok w tył i zechciał wejść do nas, z zapytaniem "czy można"- of course :P
Można, można.
Prosimy, prosimy :)
Chłopięcie posiadało białe stopki, które dobrze kontrastowały z czarnymi adidasami.
Chwilowo miałem więc zawieszone oko na tej bieli.
Następnie weszła siksa.
Dziewczyna.
Niska i ze zdutą miną tenisowej Oleńki Woźniak :)
Zatopiła oczy i nos w książce, ale gdy tylko pociąg ruszył zasnęła.
Pan 50-tka, to jednak musiał być Pis-sior :P
Dojęty taki, że dojęty.
Kiedy konduktor sprawdzał bilety, ten powiedział mu, że za długo to trwa i chyba znaku wodnego na nim szuka.
Konduktor grzecznie odpowiedział, że przelicza kilometry, bo czasami panie w kasach się mylą.
W odpowiedzi na to wąskowardżasty dojęciuch odparował- kasjerki się mylą, a pan to naprawia, tak?
Kiedy po kilku godzinach przemieszczał się Wars Wita Was (pierwszy raz widziałem młodego WWW), Pis-sior poprosił o kawę.
- Wodę ma pan ciepłą?
- Gorącą proszę pana.
- A skąd w pociągu gorąca woda?
- Bo nim wsiadłem na wcześniejszej stacji, to czekałem, aż się zagotuje.
- A coś słodkiego pan ma?
- Wafelki, batoniki, rogaliki,...
- Snickers`a poproszę.
WWW grzecznie wydał resztę, podziękował i poszedł dalej.
Pis-sior widząc, że nikt go nie słucha, rzekł jakby do mnie:
" Jeszcze tak z dziesięć lat musimy się pomęczyć, ale to i tak nie będzie lepiej".
A po poniższym haśle, parsknąłem:
" Nasze dzieci wcale nie będą miały lepiej".
Nasze?!
Jak nasze, jak Pis-sior mógłby być moim ojcem, a ja dzieci mieć nie będę.
Chyba o Basi, Majkelu, Małgosi i Dżonie z piosenki Majki Jeżowskiej mówił :P
   Godziny dłużyły się przeokropnie, a żar lał się z nieba.
Chyba nawet przedramiona opaliłem, bo słońce centralnie padało na nie :)
No i nastąpiła zmiana punktu widzenia...
Białe stopki przedziałowego współtowarzysza podróży, zamieniłem na znacznie płytsze białe stopki kolesia stojącego na korytarzu.
O wiele smaczniej!
Hany- miałbyś patrzenie na pośladki bo często opierał się o szybę swymi tyłami.
Głowa ogolona a twarz "nieprzyozdobiona" ani jednym pryszczykiem!
Miron się zwał, a i dziewczynę miał bardzo ładną.
Wygląd tap madl.
Śiwijetnie ubrana, ładna buzia, aparat korekcyjny na prostych już zębach...
Lubię patrzeć na ładnych ludzi.
Bądź co bądź, jestem estetą :)
   Lokomołszyn przybyła na opolską ziemię punktualnie.
Niestety szkoda, że nie o 5 minut szybciej.
Zdążyłbym na autobus do domu, a tak musiałem czekać ponad godzinę na kolejny.
Po 20-ej stanąłem w progu swej chatki, która jak zawsze po jakimkolwiek przyjeździe obca mi się wydaje.
Pani L skakała z radości jak kangurzyca.
Przywitałem się z Dedim.
Rozpakowałem się i zasiedliśmy do obiadokolacji.
Hany napisał, że pada na twarz i idzie już spać.
Pomyślałem- jak mi strasznie żal i tęskno, że tej nocy nie wtulę swych stóp w Jego stopy, że nie oplotę swoich rąk na Jego ciele, że nie będę czuł Jego ciepła i że rano nie usłyszę- Witaj Misiu, jak się spało :(
... przeczytam to wszystko na wyświetlaczu smartfonowym, ale to przecież nie to samo :(
Taka ot szara rzeczywistość nastała.

KCNWWiTWNJM :*:*:*

1 komentarz:

  1. kolejne nasze wiedzenie za kilka tygodni. Damy radę!!

    Kooooocham Cię Bejbe:*

    OdpowiedzUsuń