camino

camino

sobota, 28 kwietnia 2012

Pracowita sobota

...wycisnąć może z ciebie niejednego pot`a :P

Upał.
Śmiało można od wczoraj używać tego terminu, by wyrazić temperaturę i aurę za oknem.
To cieszy.
Przy takiej pogodzie, człowiek dostaje zastrzyk energii od samego poranka.
Natomiast oczy, cieszy widok, gdy mija się tyle fajnych męskich nóg (przyodzianych w to co tygrysy lubią najbardziej) na chodnikach :)
   Pracowita jak zawsze sobota, zaczęła się dla mnie już po szóstej.
Przed siódmą byłem na cmentarzu, żeby umyć pomnik.
Po drodze zakupy i puszczenie lotka u Lotkowego.
Chyba po ostatnich odwiedzinach w obozie, zaczął mnie kojarzyć, bo dziś pierwszy powiedział mi dzień dobry :)
W domu chwila oddechu przy śniadaniu i kawie i przedpołudniowy wymarsz do pracy na dyżur.
   Wiedziałem, że będzie dziś ciężko.
Niestety nie myliłem się.
Ale czego można było się spodziewać, kiedy ma się zmianę z Blondi.
Tyle dobrego, jak była na urlopie.
Przez ten okres zrezygnowała z rymów.
Wyciszyła się i praktykuje pantomimę.
Nie odzywa się prawie do nikogo.
Jednego klienta obsługuje średnio 10 minut.
I tak kiedy przyszedłem i trzeba było zamykać wrota obozu, ona przy swoim biurku miała kolejkę składającą się z dziesięciu petentów.
Normalnie nie mogłem na to patrzeć.
Dobrze, że to ostatni dyżur przed urlopem.
Zdziwiła mnie Szfowa, która także odwiedziła dziś obóz.
Przyszła przymuszona sporządzeniem i przesłaniem wykazu premiowania.
Zamknięta w swej kajucie nie wychyliła nawet nosa do czasu, aż ostatni klient nie opuścił lokalu.
Zakończyłem swoje czym prędzej, by nie oglądać bladej twarzy z wyszminkowanymi na krwistą czerwień ustami (dziś wyjątkowo rozmazanymi jakby nie wiem co robiła :P) i wytuszowanymi rzęsami, które sklejały się, brudząc na czarno powieki.
Brrrr!
Przecież od czasu do czasu powinno się przeglądnąć w lustrze!
   Po powrocie liczyłem na dobre widowisko tenisowe w wykonaniu Agi.
Niestety zawiodłem się.
Kolejny raz nie miała pomysłu, by poradzić sobie z Victorią :(
Zdegustowany poszedłem przyszykować coś słodkiego na niedzielę.
Rano kupiłem piękny rabarbar i jabłka, więc zagniotłem czym prędzej ciasto drożdżowe.
Nałożyłem owoce, kruszonkę i wsadziłem do piekarnika.
Aromat unosi się po całym domu.
Uwielbiam zapach drożdżowego ciasta, a jeszcze bardziej... :)
...a w upale to już uhuhu :P
 
W ramach sobotniej muzyki świata w Trójce i u mnie na koniec będzie coś miłego i romantycznego do posłuchania i wyciszenia na dobranoc :)



Pięknego weekendu wszystkim :)

4 komentarze:

  1. ciasto wyszło pyszne, tak pyszne jak zapach tego co lubisz...uhuhu:)

    kocham Cie:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wąchałeś więc wiesz :)
      ...a to kochanie, to małe jakieś takie :( ;)

      Usuń
  2. Czyżby tygrysy najbardziej lubiły skarpety do sandałów? Ok, niech będzie, że zawsze można spojrzeć nieco wyżej - na męskie łydki.
    Ciasto z cynamonem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skarpety do sandałów? Musiałby to być chyba tygrys syberyjski ;)
      Ciasto miało na sobie jabłka, a one luuubią cynamon, więc nie omieszkałem.
      Pozdrawiam :)

      Usuń