camino

camino

wtorek, 21 maja 2013

Egzamin zamiast szkolenia, czyli ja i Kejt w lekkim potrzasku

   
   Kolejny dzień szkolenia planowo niczym nie odbiegał od tych, na które jeździłem dotychczas.
Różnica w tym, że bezpośrednio po dzisiejszym szkoleniu miał się odbyć egzamin.
Ostatnie szkolenie jak zapowiadano, miało być tylko luźnym przypomnieniem wszystkich wiadomości, toteż wraz z Kejt nie planowaliśmy stawić się nań punktualnie o wpół do jedenastej.
Jechaliśmy PKSem przed jedenastą.
Po przyjeździe mijając sklepy kupiliśmy drożdżówki plus ja rogala (to tak z wrodzonej słabości do tego pieczywa) :)
W zabawnych nastrojach poszliśmy jeszcze na lody i spokojnie podążaliśmy w docelowym kierunku.
Nagle usłyszałem wygrywające w moim telefonie "You`re not alone".
Patrzę Pięta z obozu.
Cóż może chcieć.
Oddzwaniam.
- Gdzie jesteście, bo ze szkolenia dzwonią, czy będziecie dzisiaj.
Zamarłem, bo nie dowierzałem w to co słyszę. Zawsze przyjeżdżaliśmy z Kaśką jako pierwsi, a tylko raz postanowiliśmy oszczędzić sobie nudnych wstępów i masz babo placek!
Co też mogą chcieć, że wydzwaniają po nas skoro egzamin jest na szesnastą?!
- Yyy... my jesteśmy na miejscu. Podążamy do gmaszyska. Mieliśmy tylko opóźnienie, bo autobus miał jakąś awarię.
- Aha, bo już się zaczynaliśmy martwić.
No wy i martwienie się o kogoś- pomyślałem. 
- Za chwilę tam będziemy, więc nie ma powodów do niepokoju. Dziękuję za telefon.
- Powodzenia i nie dziękujcie.
- Nie dziękujemy ale pozdrawiamy :)
Rozłączyłem się.
Na wyświetlaczu telefonu służbowego 3 nieodebrane połączenia od Karoliny Woźniackiej plus jeden od dawnej szfowej, która idąc na urlop, swój służbowy telefon dała Napuszonej (pełniącej zastępstwo) i pewnie to ona dzwoniła do mnie z tą samą sprawą co Pięta.
Kejt w całym tym zamieszaniu zaczęła chichotać.
Przyspieszyliśmy kroku i w mig byliśmy na miejscu.
   Dochodzimy do drzwi sali konferencyjnej.
Zamknięte.
Za drzwiami słychać głos prowadzącej.
Mówię zatem do koleżanki mej- wchodzimy.
Ona na to, że poczekamy do przerwy, bo nie będziemy robić zamieszania.
Postawiłem jednak na swoim mówiąc, że tylko kilkanaście osób będzie, bo reszta przyjedzie na sam egzamin.
Przekonana podążyła za mną.
Zamarłem kiedy otworzywszy drzwi sali ujrzałem dwie prowadzące i grupę w niemalże 100% frekwencji!
Oni kończyli pisać już egzamin!
Postanowiono zrezygnować z ustalonej godziny i przyspieszyć zakończenie całego cyklu.
Ależ pech!
Że też akurat dziś wszyscy musieli stawić się wcześniej?!
Grupa zakończyła, wyszła, a my we dwójkę przed komisją pisaliśmy w osamotnieniu :P
A jeszcze wczoraj próbowałem wkręcić Kaśkę, że zmienili formę egzaminu na ustny :)
Po pół godzinie i my byliśmy gotowi.
Oddaliśmy nasze kartki i wyszliśmy dając szanownej komisji czas na sprawdzenie.
Oczywiście zdaliśmy i mamy papierek w kieszeni, co na pewno się przyda w przyszłości.
Tym samym zaś mieliśmy okazję szybciej wrócić do domu.
A jeszcze wcześniej sprawdzaliśmy połączenia po godzinie 17-ej nie zwracając uwagi na możliwość wcześniejszego powrotu.
Tym samym nasz wyjazd był trafiony w punkt, bo mimo "spóźnienia" nie straciliśmy nic.
Gorzej tylko, jakbyśmy zdecydowali się przyjechać na sam egzamin o 16-ej.
Wtedy by się działo :)
Lepiej nie myśleć co :)




2 komentarze:

  1. egzamin formalnością? no ja Ci zazdroszczę:) ja po tylu latach nieegzaminowania miałbym jednak stresa:)

    gratuluje papierka w kieszeni i...rogala smacznego:)

    Kocham Cie:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy stres przyprawia mnie o kolejne siwe pasmo balejażu na mej czuprynie, zatem ten dzisiejszy stres mogłem sobie odpuścić :)
      Za gratulacje dziękuję :)

      iloveyou too:*

      Usuń