camino

camino

poniedziałek, 23 maja 2011

Pustynia Południowa

Pełna piasku i słońca kraina.
Bezkres.
Ale nie o tym w tym poście będzie.
Wczorajszego wieczoru oglądaliśmy z Hanym na cinemax-ie piękny chilijski dramat.
Wiem jakie piękne kino jest serwowane na tym kanale, więc z ciekawością zasiadłem w fotelu.
   Śmierć matki nieodwracalnie odmienia życie Sofii.
Młoda pływaczka nie może się otrząsnąć po stracie bliskiej osoby, cierpi na depresję.
Dręczą ją ciągłe wyrzuty sumienia, że przez zawody nie zdążyła pożegnać się z matką.
Nie zdążyła powiedzieć jak bardzo była jej bliska i jak bardzo ją kochała.
Buntuje się przeciw sobie odchodząc z drużyny.
Pewnego dnia otrzymuje list, który nie dotarł do adresata.
Okazuje się, że jego autorką jest matka Sofii, która wysłała go jeszcze przed śmiercią.
Dziewczyna odkrywa, że kobietę przez lata łączył związek z mężczyzną mieszkającym w chilijskim miasteczku Pustynia Południowa.
W końcowych linijkach doszukuje się swoistego życiowego pragnienia matki.
Czegoś na wzór ostatniej woli.
Matka Sofii pragnęła połączyć się z piaskami tego miejsca.
Dziewczyna postanawia spełnić wolę matki i odnaleźć to miejsce. Chce także poznać tajemniczego Chilijczyka. W tym celu opuszcza Barcelonę i udaje się w podróż swego życia.
Podróż która zmienia ją przynosząc w finale upragniony spokój sobie i duszy matki.
Barwna, przepełniona pięknymi widokami podróż do Chile stanowi większość filmu.
Doskonałe zdjęcia, niesamowite ujęcia przyciągają jeszcze bardziej uwagę widza (męska obsada w postaci Gustavo również przyciąga uwagę :P)
Trudy podróży, perypetie z poznanymi po drodze ludźmi, przyjaciółmi odmieniają pływaczkę.
U kresu drogi jest już bezsilna, ale walka o coś dla Miłości nie ma swych granic.
Przepiękna końcowa scena filmu, w której Sofii po odnalezieniu mężczyzny rozsypuje zabrany ze sobą proch z urny.
Błękit nieba, palące słońce, dookoła pustynne piaski, piękna melodia i wzbijające się w górę, niesione wiatrem szczątki ukochanej matki.
Obraz oczu Sofii pełen głębokiego smutku i tęsknoty, ale i radości spełnienia.
Spełnienia samej siebie.
Film na miarę przypowieści, coś jak książki Paulo Coelho.
Polecam, a Mężowi dziękuję za tą wieczorną propozycję :):*

4 komentarze:

  1. i pomyslec że chcielismy oglądać X-Factora:) a tu taki piękny fil był:)

    buziaki:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Po opisie widzę, że to był piękny film :) i chyba trzeba będzie kiedyś obejrzeć :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hany: X-Factor to był mój typ, ponieważ nie znałem propozycji programowych na niedzielny wieczór bom bez programu :P Tobie więc zawdzięczam zachwyty nad kinem światowym :):*

    Hekate: Szczerze polecam. Dla mnie rewelacja! Pozdrawiam ciepło :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Smutne i wzruszające... się rozbeczę chyba, ale to z innego powodu, to będzie tylko pretekst, jak u Nemst'a.

    OdpowiedzUsuń