Od bramy prowadzącej na ogród Mąż musiał mnie pilnie strzec przed rozradowanym skaczącym Paco.
"Cieść ślićności cialne moje kochane.
Ślićny jeśteś!
Pamiętaś mnie?"
Brzmiały moje głosowe dopieszczacze w stronę bliskiego mi czworonoga.
W odpowiedzi widziałem jak posmutniałe oczy spaniela napawają się radością.
Odwzajemnioną zresztą, bo jakże miło jest powrócić tu, gdzie twój dom.
Wchodząc do ganku zobaczyłem Mamusię. Rzuciłem się Jej w objęcia.
Ucałowałem i wręczyłem parę słodkości które tak uwielbia.
Taka słodka ma Mama :)
Taka uradowana :)
Rozpoczęły się piękne dnie i noce w jakże malowniczych podkarpackich stronach.
Dnie mijały mi na oczekiwaniu Męża, kiedy przyjdzie z pracy.
Wychodząc zawsze daje mi buziaka i mówi: "Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus".
Mamusia każdorazowo odpowiada "na wieki wieków".
I ja postanowiłem się dołączyć trzecim głosem dopowiadając codziennie tak dla humoru- "i Maryja wiecznie dziewica"-(humor wynika z tonu jakim się to wypowiada a nie ze słów jakie tu padły) cytat rodem z pewnej rozgłośni, której nie słucham, żeby była jasność :)
Jak to zawsze bywa w mym drugim Domu, Mamusia codziennie szykowała nam pyszności.
Wie jak lubię pierogi, więc w ciągu 3 dni robiła je dwa razy :)
Praktycznie każdego dnia odgrzewałem sobie porcję :)
Towarzyszyłem Jej w kuchni, praktykując swe ulubione czynności (pieczenie ciasta), a także wtedy kiedy siedzieliśmy w pokoju oglądając TVN 24.
Politycznym zdarzeniem jakie mi się będzie kojarzyło z tym przyjazdem będzie transfer Pana Arłukowicza :)
Niestety albo i stety, na rozważania o katastrofie smoleńskiej nie dałem rady przyjechać :)
Czyli listopadowa Kluzik- Rostkowska i majowy Arłukowicz...
Mógłbym pisać referaty na te tematy :)
Pogoda w ciągu całego tygodnia dopisywała na tyle, że wychodziliśmy z Mamusią i Tatusiem na ogród.
Wygrzewaliśmy się w promieniach słońca między cieniem szybującym z szybkością błyskawicy jaki czynił Paco.
Czesałem Go każdego dnia, zmieniałem wodę, dosypywałem karmę i rzucałem piłką tak solidnie, że dolatywała do granicy ogrodzenia.
Kontuzji przy tym się nie nabawiwszy.
Odwiedzała nas także Rodzinka.
Każdego dnia zawsze Ktoś pojawiał się z wizytą.
Sofi zabrała mnie do swego nowego mieszkania, które remontuje z mężem.
Bardzo fajne cztery kąty, a jeszcze fajniejsza ich radość z każdym dniem, kiedy widać efekty kończącej się pracy.
Odwiedzały nas także pozostałe Siostry Hanego.
Podczas mego pobytu zdążyła się powiększyć Rodzinka o nową członkinię :)
Wszyscy łącznie z nami chodzili witać, oglądać i zachwycać się.
Prawie jak królowie do Betlejem.
A skoro Betlejem, to Miasto Chleba, to oczywiście nie sposób nie wspomnieć o tym, który jada się tutaj.
Prawdziwy pyszny chleb na zakwasie, z którego Mąż przed pracą przyrządzał mi angielskie kanapki.
Na kromkę kładł boczek, na to jajecznicę i pokrywał żółtym serem.
Do tego codzienna kawa w moim ulubionym czerwonym big kubku.
Powroty Skarba mego cały dzień tęsknie wyczekiwanego były radosne i miłe.
A jakże.
Każdego dnia przybywał z buziakami, zakupami i prezentami.
Jednego dnia ogromna pizza z najlepszej pizzeri.
Drugiego wino z owocu liczi.
Trzeciego super czarne japonki.
Czwartego umówione wcześniej spotkanie z Iwanes.
Czy wiedzieliście, że Motyle lubią ser feta?
Ja też nie.
W przeciwnym razie w latach swego dzieciństwa łapałbym je na ten biały słonkawy bloczek specyficzny w smaku :)
W latach osiemdziesiątych fety na sklepowych półkach się nie uświadczyło.
Trzeba więc było się natrudzić, by na chwile móc potrzymać w dłoni barwnie łopoczące skrzydła.
W XXI wieku Motyle, tudzież Motylice poszły z duchem czasu.
Nie dzielą się na bielinki i te rdzawe tylko wspólnie latają łąkami, polami, ulicami, chodnikami, a nawet jeżdżą samochodami.
Łączy je przyjazna więź, nić, wróóóć łączy je tytanowy łańcuch przyjaźni.
Taki właśnie jest Motylek i Jej Przyjaciółka, a moja wirtualna dotychczas Sister- Iwanes.
W czwartkowy wieczór podjechały pod Dom i zabrały nas na wieczorek w klubie, pubie, jak kto woli :)
Chwila ekscytacji kiedy wsadzałem lewą nogę do samochodu a potem prawą z całą resztą swego ciała :)
Potem jakże ciepły Jej głos:
"Jejku, cześć Kochanie, jak miło Cię poznać".
Nie trzeba opowiadać jak takie słowa rozluźniają atmosferę.
Sprawiają, że klimatyzujesz się natychmiastowo.
Trzy tradycyjne polskie buziaki w policzki, potem te same z Motylkiem i jedziemy.
Koło naszej knajpki mijamy młokosa w sportowym obuwiu i jak zdążyła to zauważyć i wyprzedzić moje myśli Iwanes- w krótkich skarpetkach :)
Na przekąskę poszła grecka i piwa oraz drink Motylka i soczek dla Kierowniczki podróży :P
No i zaczęły się wygłupy i wspomniane już w postach "Twórców Ludowych"- kawały o lodach.
Lały się także piwa dla kuuljegi, a i usta z nosem wypychane były miąższem małych bułeczek serwowanych do sałatki :)
No tak jak dziecko to ja się dawno nie bawiłem.
Opowieści poważne i śmieszne, przeplatane żartami i graniem na nosie.
Fotochwile w kadrach uchwycone.
Nawet się nie spostrzegliśmy a już minęły prawie trzy godziny naszej wieczorówki.
By przedłużyć imprezę i zmienić klimat z korridowych podziemi knajpki pojechaliśmy nad zalew.
Jechaliśmy wąską drogą w odludne miejsce.
Mimo ciepła serca, duszy i tego wewnątrz auta, czuło się dreszcz strachu.
Przypomniała mi się jedna z części Zmierzchu i wyobraziłem sobie, że jedziemy na spotkanie przeciwko "nowonarodzonym" :)
Oj bujna ma wyobraźnia :)
Koszule okazały się mało chroniące przed zimnym powietrzem.
Mroczna ciemność i chłód bijący od zalewu, który odbijał skromne światło księżyca ukazującego niepełną tarczę, potęgowały ciarki.
W zestawie mrożącym krew w żyłach bardzo zimne piwo w bardzo zimnej metalowej puszce.
Bardzo zimna od trzymania ręka pobierała chłód do całego organizmu.
Stanęliśmy więc za samochodem w kółku, biorąc się pod pachy i opowiadaliśmy sobie mroczne historie oraz wyolbrzymialiśmy rzeczywistość w której trwamy.
Potem chwila otuchy i śpiewanie "oj Dana oj Dana" w tymże kręgu :)
Potem znowu opowieść, tym razem Hanego, która przyprawiła Dziewczyny o krzyk.
Postanowiliśmy jednak wejść do samochodu.
Popłynęły dźwięki piosenki na pierwszy słuch ucha- chorwackiej :P
Dopiero potem załapałem, że dziewczyna śpiewa po polsku.
Dziękuję kolejny raz, że dzięki Wam będzie mi się ten utwór kojarzył do końca życia z takimi cudownymi chwilami.
Piosenka podejmuje piękne słowa, by cieszyć się małymi rzeczami, które kryją w sobie wiele szczęścia.
To przecież one składają się w piękną całość naszego zwyczajnego życia.
Ostatni dzień mojego wspaniałego urlopu był równie wspaniały, tylko szkoda że ostatni :(
Pogoda wymarzona. Już przed południem słońce grzało jak w lecie.
Wczesnym popołudniem odwiedziła nas najstarsza Siostra Miśka z Alicze i Jej cudowną małą Księżniczką (genetycznie piękno jest tu przekazywane z pokolenia na pokolenie).
Po obiedzie Mąż poszedł kosić ogród, a ja... jak już wspomniał o mnie Wieszczu :) grabiłem skoszoną trawę.
Robiłem to pierwszy raz w życiu, ot taki mieszczuch ze mnie.
Poza tym gdzie ja mam zastosować grabie? Na płytach chodnikowych mego blokowiska?
Chociaż będąc małym używałem grabek w piaskownicy :P
No ale w dorosłym życiu i w dorosłych czynnościach przesuwałem je po skoszonej trawie pierwszy raz.
Spodobało mi się to, nawet moje zielone od spodu stopy :)
Fotografowano mnie by lokalną prasę wzbogacić o materiał dowodowy, a Rodzinka podsycana żartobliwymi uwagami Miśka, uśmiechała się sympatycznie :P
Tak zostałem okrzyknięty Pierwszym Farmerem Podkarpacia z ziem zachodnich :P
Zwieńczeniem pracy było piwo i grecka w najlepszym wydaniu i wykonaniu :)
Potem przyszła ostatnia noc, ta z serii, których nie lubię najbardziej :(
Wszystko ma swe początki i końce.
Życie musi mieć wstęp i zakończenie i być raz wesołe, a raz smutne.
Trochę słodyczy, trochę goryczy, tak by nie było jednostajności.
By z większą uciechą po wielkiej tęsknocie, oczekiwać wszechogarniającej radości.
Za wszystkie cudowne chwile z serca dziękuję Wam Kochani Moi :*
za miesiąc powtórka. I ja Ci Skarbie dziękuję za wszystkie radości ostatniego tygodnia. Dzięki temu postowi wszystko mi sie przypomina i przypominać będzie. Kooooocham Cię nad życie:*
OdpowiedzUsuńCzytam i płaczę... bo tęsknie za Tobą! Tak jak napisał Yomosa wszystko Mi się przypomniało,i zapragnęłam wrócić do tego czwartku i być znów naszą czwórką objęci pod ręce i przytuleni stać nad zalewem o 24:00 w nocy! W godzinie duchów ;p
OdpowiedzUsuńPięknie opisałeś przyjaźń Moją i Motyla! Za to Ci bardzo dziękuję. Za to,że pojawiłeś się w Moim życiu dziękuję jeszcze bardziej,przede wszystkim Yomosie,bo to jego zasługa...
Dziękuję Ci po prostu za to,że jesteś!!! :*