camino

camino

piątek, 29 kwietnia 2011

Inna wizja książęcego ślubu, czyli Hot Red Harry

Przed północą
...w znacznym rozkroku bez obuwia i skarpetek, z prawie wychodzącym przez lewą nogawkę... jądrem, ze śmiało odkrytym torsem i rzuconymi słowami: 
" Mam zgagę od nadmiaru picia i jedzenia, mdli mnie od tańców chodzonych i szybko kręconych. Zajmij się mną i wyssij ze mnie wszystko co złe, bym jutro nie miał kaca".

brzydkie słowo: etykieta
ładne słowo: ruda dziura
- Na ślub nie patrzysz?
- Nie lubię takich etykiet, sztucznych sztuczności, dziewcząt zrobionych na stare pudernice i starszych pań z kosmosami na głowach.
- Powinieneś się wzruszyć jak 2 mld ludzi w tej chwili :)
- Szczerze?
- Yhy.
- Wkroczyłbym tam, porwał Harrego, zdarł z niego mundur jednym szarpnięciem, jak rycerską zbroję piłą mechaniczną i wyjebał jego rudą dziurę!
- Mmm, ja też :)
- A potem sam bym się stymulował jego białą pałą, a rudy busz na łonie łechtałby moje lędźwie niczym runo leśne bose stopy. Taki gwałt bez hamulców i jakichkolwiek etykiet.
Nawet zabezpieczenia z wizerunkiem Williama i Kate nie byłyby potrzebne :)
- Chciałbym to widzieć :)
- Ja też, więc wyjmij z torebki Elżuni II kamerę i zrób nam zdjęcie :D:D:D

No i czapki z głów-ek Panowie.
Panie- ciekawe co pod tymi kapeluszami było:
Przetłuszczone włosy z łupieżem?
Nieudana fryzura robiona w pośpiechu?
Królik?
Chłodnica?
A może szkocki chłop bez majtek i jego spódnica?

wtorek, 26 kwietnia 2011

Poświątecznie

Wstałem przed 6-tą, leniwie przeciągając się i kręcąc szyją, gdy ból odczuwając pomyślałem...(że to może we śnie coś sprawiło że zbytnio ją "zajechałem"...).
Każdorazowo kiedy święta mają się ku końcowi, zawsze nachodzi mnie pytanie- dlaczego nie ma trzeciego świątecznego dnia?
Usłyszałem dziś w odpowiedzi, że za dobrze by było.
Rozleniwilibyśmy się na maksa.
Leniwie i bez jakichkolwiek chęci wstałem więc, by aktywnie rozpocząć dzień wymarszem do obozu.
Przed samym wyjściem rozpadało się jak cholera.
Dochodząc do jednego z przejść przy blokach, widziałem jak do pracy jedzie moja koleżanka z klatki.
Tak chciałem by mnie zabrała (bym nie musiał z parasolką się tarmosić kiedy zavieje), ale mimo, że dzieliło nas 5 metrów nie zauważyła.
Ma solidną wadę wzroku, więc wszystko zrzucam na barki tej wady.
Wada mająca barki? :P
Barkowada :)
Nastrój w każdym bądź razie adekwatny do pogody.
Nawet Pani L spała dziś do 10-tej, co przy Tacie mało się zdarza.
Święta mimo, że spędzone we dwoje były udane.
Było wiosennie za oknem, a i w domu zrobiłem wszystko by było barwnie, miło, przyjemnie i smacznie.
Poza tym sercem i duszą zawsze jestem w Domu Męża (nie wiem czemu napisał o 19 osobach na obiedzie w ostatnim poście :P przecież ja też tam byłem :) ja plus Dedi= oczko!)
Nie obyło się bez rozmów z Sofi, Kitty, Sarą i Mamusią.
Uwielbiam ploteczki z Nimi :)
Czuję lekki niedosyt po drugim dniu świąt, ponieważ poza sąsiadem z pierwszej klatki ( kategoria wiekowa 60 plus) nikt mnie nie raczył oblać, zlać, spryskać,...
Max wysłał jakiegoś Dynguśnika, ale widać nie dotarł.
Pozostaje czekać na przyszły rok z nadzieją na mokrą mokrość :)
Na prześwity które tak lubię.
Prześwity wynikające ze zmoczonych tekstyliów (skromnych i cienkich najlepiej) :P
...a może krany wszystkim pozatykało? :P

niedziela, 24 kwietnia 2011

Surrexit Christus

Nastał Nowy Dzień.
   Stajemy się dziś świadkami Zmartwychwstania Pańskiego, które jest przede wszystkim dziełem nieskończonej Miłości, w którym Bóg po niesłychanej męce swego Syna wskrzesza Go mocą Ducha Świętego i ustanawia Panem nowej ludzkości i świata.
Niedzielny poranek, to rezurekcja, to śniadanie w gronie rodzinnym, życzenia.
Udzielający się wszystkim wiosenny, przyjazny nastrój.
Otoczka uśmiechu, radosnej nowiny i cudu.
Cudu, który powinien każdego dnia budzić w nas optymizm, zwiększać wiarę i nadzieję.
Niech niezwykły czas jakim są Święta przeniknie głęboko serca każdego z nas.
Radosnych, zdrowych Świąt oraz dużo Miłości wszystkim i każdemu z osobna życzę :*


wtorek, 19 kwietnia 2011

Jonasokubek

Pozazdrościłem Max`owi Zacokubka i zapragnąłem mieć swój.
Jako, że Święta tuż tuż to w prezencie "zajączkowym" od Męża otrzymałem poza piękną ręcznie robioną karteczką, zawieszkami na wierzbowe gałązki i pewnym surprajsem (nazwijmy go "w klimacie")- kubek.
Cieszę się jak dziecko, bo prezent niezwykły.
Główne tło kubka to powyższe zdjęcie Dżej Dżeja (od inicjałów Joe Jonas).
Po odpakowaniu go z otulin zabezpieczających, zmartwiło mnie trochę to, że wzór ów tak seksowny przecież jest mało widoczny.
Myślałem, że mimo ciemnego kubka Joe będzie dobrze kontrastował, bo przecież zdjęcie jest jasne.
Tymczasem spozierał z kubka w biurko, na którym stał i był przygaszony, jakby nastała w warstwach kubka noc i ktoś zapomniał zaświecić lampkę :)
Jakież było moje zdziwienie, odkrycie, eureka, kiedy przed chwilą, po przyjściu z cmentarza (mycie grobu) zapragnęło mi się kawy i pomyślałem sobie, że chciałbym się jej napić z Dżo :)
No to kubek pod ciepłą wodę w celu umycia...
i szok!
Farba schodzi!
Może to był osad i się zmył?!
Kubek jaśnieje!
Nastał dzień dla Dżej Dżeja w kubkowej krainie między warstwami porcelitu.
Cieszę się jak gromada przedszkolnych dzieci!
Poleciała zimna woda i znowu nastała noc na kubkowym obrazku.
Poleciała ciepła- dzień!
Znowu zimna- noc.
Dzień- noc, noc- dzień.
Jak zabawa "lampa-nos, nos-lampa".
Możecie się śmiać, ale nie wiedziałem, że kubek jest wyczulony na zmianę temperatur!
Pamiętam jakim hitem na początku lat 90-tych były szczoteczki do zębów Jordan, zmieniające kolor podczas mycia (z przyczyn identycznych co kubek mój).
Oczywiście jako, że od maleńkości byłem gadżeciarzem, to i taką szczoteczkę mieć musiałem.
Była fioletowa z transformacją na jaskrawy róż :P 
No ale wracając do Jonasokubka...
to ode mnie zależy kiedy Joe Jonas będzie aktywny, a kiedy będzie "chodził spać" :D
Och Joe! :P
Zrobię ja z Ciebie aktywną bestię :)
Twe oczy będą wiecznie szeroko otwarte, a jak będzie Cię już raziło światło dnia to...
przysłoń je dłonią swą jak na drugim zdjęciu mego ulubionego kubka, którego częścią jesteś niewątpliwie :)

Gdybym napęczniał od nawodnienia, to wiedzcie, że spożywałem dużo ciepłych napojów :P
Odwodnienie w każdym bądź razie mi nie grozi!
...

-------------------------------------------
Ochmmmmmhm ależ kawa! :P
Dziękuję Ci Skarbie, a dziękuję to merci :*:)

sobota, 16 kwietnia 2011

...And finally twelve points goes to...

...United Kingdom?
   
Ostatnio zaskoczyli mnie chłopcy z brytyjskiej grupy Blue (efekt powyżej).
Zaskoczenie tym razem nie wokalne, a wizualne.
Otóż zespół (tegoroczny reprezentant Wielkiej Brytanii w finale konkursu Eurowizji) chcąc zyskać sobie szersze grono zwolenników szczególnie chyba wśród europejskich homików (rym nieplanowany) postanowił wziąć udział w gorącej sesji fotograficznej.
Gejowski magazyn Attitude zdobi miła dla oka sesja roznegliżowanych panów.



Duncan (biseksualny członek grupy) mówi, że to ich pierwsze takie wystąpienie, gdzie poza koszulkami ("idącymi" w górę) w dół szły nawet majtki.
Nie miał przed tym oporów ponieważ jak twierdzi jest zdrowym facetem "zadowolonym z długości swej męskości, która nie przysparza mu problemów z erekcją".
Pozostali członkowie kwartetu, także nie mieli nic przeciwko zupełnej nagości i prężyli swe ciała przed obiektywem.
Efekt kilku apetycznych kadrów umieszczam poniżej, a Wy sami zadecydujcie czy dwanaście, czy mniej punktów im się należy :):):)


Do kompletu z wizją, dołączam fonię zespołu :)
A jako, że sobotnie popołudnie, to dla mnie czas na radiową muzykę świata, to i pora na przedstawienie muzyki jak najbardziej odpowiednia :)


wtorek, 12 kwietnia 2011

Zlał mnie... czyli popołudniowy deszcz

Dzień trwa.
Leniwe popołudnie w domu.
Z uwagi na to, że największy problem mam zawsze z doborem fotki do posta, troszkę mi zeszło z poranną odsłoną na blogu i do obozu "przyleciałem" równo o 8-ej.
Stopniowo wprowadzałem się w specyficzny dla miejsca rytm pracy.
O 11-ej byłem już na pełnych obrotach.
Ok 14-ej wyszedłem z sali operacyjnej, ponieważ zbyt tłoczno się robiło i jakoś drażniąco wpływał na mnie taki ruch.
Szmeranie, gderanie, kichanie, ganianie dzieciaków, ich płacze...
Czasami zastanawiam się czy petenci nie przyprowadzają celowo swych pociech do obozu i nie podszczypują ich by te piszczały.
W ich głowie świta zaś myślenie "piszcz, piszcz, może szybciej nas obsłużą" :)
Końcówkę swoich obowiązków sprawowałem więc w salce konferencyjnej, gdzie o tej porze przebywa większość członków (tudzież wagin) pierwszej zmiany.
Wspominaliśmy z Marzą i Karen dzisiejsze przeprawy, bo przecież trzeba obgadać niektórych klientów.
W rogu cicho pracował sobie Nowy uśmiechając się od czasu do czasu z naszych haseł.
Przy okazji Młodego...
Dowiedziałem się w końcu czym pachnie i zamówiłem sobie dis sejm fragrans.
Nawet już go mam :)
Nowy jakby przeczuwał nabycie przeze mnie zeszłotygodniowego hitu zapachowego.
Dziś już pachniał czymś innym.
Niekoniecznie lepszym.
Dał mi więc pole do rozsiewania owej przyjemnej woni.
Ciekawe czy na wyłączność :)
Im bliżej końca pracy, tym za oknem robiło się coraz ciemniej.
Wczoraj zabrałem ze sobą ambrele, ale na nic się zdała, więc kto przypuszczał, że dziś będzie niezbędna.
Kilka stóp od gmachu obozowego deszcz rozpoczął swoje delikatne poklepywania po głowie, twarzy, ubraniu.
Liczyłem, że na takim delikatnym zroszeniu się zakończy.
Już przed połową odległości do domu stał się na tyle intensywny, że bił akordami w ludzi.
Zaczynałem moknąć.
Siekał w oczy, a przy otwartych ustach wpadał do gardła :)
Gdybym zamknął oczy mógłbym zafantazjować o pewnym zjawisku deszczowym, ale jak trafiłbym do domu z zamkniętymi oczami.
O ile w ogóle bym trafił.
Jeszcze jakieś auto by mnie potrąciło i tyle byłoby z fantazji.
Solidnego tempa jakie narzuciłem (celowo) nie zwolniłem aż do blokowiska :)
Otóż goniłem znanego z widzenia kolesia :)
Goniłem, bo tak to wyglądało, kiedy ucieka się przed ulewą.
Koleś ten zawsze sportowy i markowy.
Na nogach zawsze najki posiadając.
Styl młodzieżowy prezentujący.
Mi też pasuje taki look do obserwacji, więc go gonię.
Nawet udało mi się go uchwycić w locie :) (dalece posunięte zboczenie)
Minąłem go na jednym z ostatnich mych zakrętów, by i jemu dać poobserwować swe tyły :P
W domu suszenie oraz ciepła herbatka, a na obiad zupa jarzynowa.
Zjadłem i zasiadłem przed telewizorkiem z lampką Wokerlanding (też w celach rozgrzewających :P).
Gra mój ulubiony Raoncio charakterystycznie wysuwając swój jęzorek przy mocniejszych odbiciach.
Liczę na jego zwycięstwo w tym pojedynku.
Póki co wszystko idzie zgodnie z planem :)
Imprezę w Monte Carlo i tak najprawdopodobniej wygra Rafa, który od 2005 roku nie ma sobie tu równych. Jest w końcu mistrzem tej nawierzchni, jak i całego sportu tenisowego.
Zaraz i ja pójdę na swój mecz.
Tak tak, od dziś zaczynam podłogowe zmagania ze swoją formą.
Ja, podłoga, mata i hantelki.
I tak co drugi dzień.
Trzeba poczuć poza duchem wiosnę i w ciele, a i na lato odsłonić to & owo na sportowo :)
Aktywnego popołudnia życzę i miłego relaksu wieczorową porą :)

Wczesnoporannie

Noc minęła bardzo szybko.
Słuchawkowe wariacje z Hanym na gorącej linii szybko doprowadziły mnie z fantazji i rozpalenia poprzez orgazm w stan "lejzi- nielejzi".
Spałem krótko, ale miło i głęboko.
Intensywnie.
Wstałem tak jak zasnąłem, lejzi.
Czyli równowaga stanu przed i po śnie zachowana.
Poszedłem do kuchni wyłączyć alarm radiobudzika, by nie postawił na nogi całego domu i by utrzymywała się poranna cisza.
Bezszelest.
Poszedłem do łazienki wyjąć z wanny swoje kwiatki, które nocą poiłem i zraszałem wodą se spryskiwacza.
Liściaste piszczałki stanęły pierwsze na półce i komodzie, a w następnej kolejności Karolajn i Wozinijaki.
Tak się zwą bowiem.
Miejsce w wannie zwolnione więc mogłem swobodnie wejść i wziąć prysznic.
Zmyć z siebie noc.
Powitać rześki poranek i nowy dzień.
Opasany ręcznikiem zalałem kawę i z kubkiem balansując podreptałem do pokoju.
Już w kuchni zauważyłem, że budzi się słońce.
Postanowiłem wpuścić je do swego pokoju.
Ręcznik długo nie utrzymał swej zwięzłej mocy :)
Zaścieliłem łóżko, podniosłem rolety.
Światło dzienne i smuga pomarańczowej słonecznej łuny zaczęła przenikać mnie od pasa w górę i rozświetliła pokój.
Przysiadłszy przy laptopie, niemą ciszą podwórka się napawawszy.
Chwila bezdechu.
Mała, ale jednak.
Łyk oddechu na cały dzień i już...
Zakładam białą bieliznę.
Budzi się Tato.
Budzi się Pani L, którą potrzeba fizjologiczna zachęca do swych porannych tańców przed Panem swym.
Budzą się i sygnalizują Moi Bliscy.
Czas zacząć dzień i przeżyć go jak najlepiej.
Wykorzystać każdą chwilę i spożytkować ją jak najlepiej.
I Wam tego życzę.

czwartek, 7 kwietnia 2011

Między domem a obozem

Kilka chwil temu skończyłem dopijanie śniadaniowej kawy.
Zsynchronizowana z kawą (efekt nieplanowany) skończyła mi grać płyta z jakże miłymi dla ucha słowami i piękną melodią.
W sam raz na taki poranny wiosenny dzień spowity szarością nieba.
Chodzi mi o Jest jak jest Seweryna Krajewskiego.
Polecam.
Wspomniana wczoraj wizyta obozowej Komisji Kontroli Gier i Zakładów zakończyła się jeszcze przed moim przyjściem do pracy.
Większość popołudniowych godzin spędziłem w jednym pomieszczeniu z Nowym, który przywitał mnie bardziej rozbudowanym już "cześć" :)
Cześć Łukasz :) (prawie jak Cześć Tereska) :)
No i "pół imadło" zastosował :)
Przyznać muszę, że fajnie mi się z nim gadało, bo jest normalnym chłopakiem.
Normalnym, tzn. nie cwaniakuje, ma zdrowe i życiowe poglądy i nie chwali się sprawami, które realnie nie miały miejsca.
Przykład?
Byłem na imprezie i przepiłem 5 stów.
Inny?
Wyrwałem jednej nocy 3 dupy.
Kolejny?
Cały weekend leżałem nietomny w łóżku.
I może jeszcze jeden?
Dobra, starczy.
Jak na jedno przebywanie z nim sporo się dowiedziałem.
Poruszyliśmy kilka tematów ogólnoustrojowych związanych z Polską :) (interesujące?)
Na prośbę Męża próbowałem jakoś zrobić mu zdjęcie, ale wyszło tylko takie całościowe z profilu.
Przy kilku jego nachylaniach do biurka zauważyłem skrawki bielizny.
Żółte gatki ze złotą gumką :P
Pozdrowienia dla pewnego Pana Bloggera :):):)
A przez całe popołudnie w owym pomieszczeniu roznosił się miły zapach jego perfumy.
Cholernie fajny.
Hany jednak mówi, że perfuma, którą czuć w pomieszczeniu nie jest dobrą perfumą.
Perfumę powinno być czuć na ciele, kiedy się zbliża do kogoś.
Pochyla się nad kimś i wówczas miło łechce ona nozdrza.
Nie znam się aż tak na tym i nigdy o tym nie słyszałem, ale wiem że jest w tym sporo prawdy.
Kto jak Kto, ale Mąż mój na zapachach się zna jak mało kto.
Wczoraj także Tatuś miał kolejną wizytę u lekarza w związku z leczeniem wątroby.
Wyniki badań ciut lepsze od tych sprzed 2 tygodni.
Dzięki temu, że lepsze, kolejną wizytę ma za 3 tygodnie.
Cieszy mnie to ogromnie, bo zawsze martwią mnie obniżające się wartości morfologii.
Wczoraj po raz pierwszy nie bałem się o Jego wyniki.
Więcej.
Nawet przez ułamek sekundy nie pomyślałem, że wyniki mogą być gorsze.
No i pomogło.
Ciężko u mnie z niemartwieniem się na zapas, ale chyba zacznę się przekonywać do tego i stosować to częściej :)
Więcej wiary. Więcej optymizmu. No i nadziei.
Miło mi się spało po nocnej rozmowie z Hanym zakończonej "płynnym dialogiem wzdychań" :P
Po raz pierwszy od Jego odjazdu spałem głębokim snem.
Było mi ciepło i miło.
Zadowolony brakiem bólu gardła wstałem by powitać czwartkowy dzień, kiedy usłyszałem popiskiwania Pani L :(
Wiem co one oznaczają.
Mimo, że czworonogi nie mówią, wiem że popiskiwanie było z bólu.
Rozumiemy się bez słów.
Ja ją, ona mnie.
Czasami ma taką przypadłość, że zaczyna popiskiwać i ucieka do przedpokoju lub do łazienki, przednie łapki kładzie na podłodze jak do ukłonu, a tylne są wyprostowane.
Obrazowo wygląda to tak jakby się wypinała.
Dawno tego nie było i dziś znowu powtórka.
Zazwyczaj trwa to cały dzień.
Rok temu jak był u mnie Misiu pomogła mieszanina No Spy i rozpuszczonej Bayer Aspirin.
Zastrzyk do pyszczka i wieczorem już było dobrze.
Tak samo postąpiłem i tym razem.
Wierzę, że to pomoże, bo nie lubię patrzeć na cierpienia stworzeń bożych.
Amen.

środa, 6 kwietnia 2011

Przejście- cześć- przejście

No i trwa wspomniany tydzień szarości.
Szarość zamienia się powoli w zieleń po przelotnych deszczach.
Być może bezbarwny stan mej aury po odjeździe Męża i morzu wylanego smutku też się zazieleni i nabierze świetlistej poświaty.
Obozowy tydzień też nie jest kolorowy.
Pewna afera wyszła na jaw.
Obozowiczki oraz obozowicze w szoku.
W związku z sytuacją "powypadkową" przybywa dziś "Komisja Kontroli Gier i Zakładów" (czytaj: inspekcja).
Nawiedzanie obozowego gmachu w nadmiernych ilościach  przez petentów dostarcza mi też więcej dokumentów do sprawdzania, a co za tym idzie- więcej pracy.
Pracy nie za większe pieniądze.
Za mniejsze nawet.
W porównaniu z ubiegłym rokiem, zdecydowanie mniejsze.
I gdzie tu sprawiedliwość?
No ale kto powiedział, że w Polsce jest sprawiedliwie i prawo :):P
Od poniedziałku spotykam chłopaków, którzy podczas mijania mnie na chodniku "rzucają" cześć.
Odpowiadam oczywiście, ale ich nie znam :)
Może trafili przypadkiem na bloga mego i po oblukaniu przeróżnistych treści tak bardzo chcą mnie poznać? :P
Wczoraj na obozowej ulicy mijała mnie młoda para.
On z nią.
On przykuł uwagę mą.
Oliwkowo cerzasty młodzik.
Szarotrampkowy obuw awangardowy.
Śmieszne, bo co miał na sobie to nie pamiętam, ale na nogi i buty patrzę zawsze :)
Duże, okrągłe, ciemne oczy i maszynką przycięte włosy na baaardzo krótko.
Mijając mnie wybałuszył swe gałeczki jeszcze bardziej.
I patrzył na mnie.
Azarenke* ją trzymał :)
Że partnerkę swą trzymał, adorował, piastował, pielęgnował...  :)
Myślę se... (Szkoda, że Cię nie znam)  :)
Patrzę na jego pełne usta.
Składają się w jakieś sylaby.
Głowa lekko przy tym kiwa się i pada nieme "cześć".
Nastąpiło minięcie.
Satysfakcję miałem, że Chłopięcie takie rzekłbym "a`la Bel Ami" chciało mnie poznać :)
No ale prawda pewnie jest taka, że pomylił mnie z kimś innym i dopiero jak mnie minął poczuł się głupio w zaistniałej sytuacji.
No ale niech mi będzie, że nie obstawiam tej ostatniej wersji :)
Sam miałem podobną sytuację.
Siedząc w pracy (coś za dużo o niej w tym poście) dostrzegłem przez szybę stojącego kolegę.
Nie widziałem go jednak wyraźnie bo światło słoneczne padało na nią i rozświetlało obraz.
Poza tym okularów jeszcze wtedy nie miałem.
Kiwnąłem więc głową i powiedziałem "cześć".
"Cześć" zostało odwzajemnione.
Jakże się chciałem zapaść pod podłogę, kiedy potem dostrzegłem, że to ktoś całkiem mi obcy.
No ale koniec końców (jak mawia J.T. T) z Panem Pomyłkowym mówimy sobie "cześć" z wymianą serdecznych uśmiechów kiedy tylko się mijamy.
Żona obok, on pcha wózek, śle miły uśmiech, pozdrawiamy się i mijamy :)
A lat ma niewiele więcej niż ja.
Więc wiek produkcyjny jak mawia "Wieszczka" :D
Skoro tak sporo dziś o obozowej pracy, to na koniec będzie kolorowy akcent, że jednak nie jest całkiem szaro w mych stronach :)
Otóż... Od wczoraj mamy stażystę w postaci męskiej.
W końcu jakiś facet w obozie.
Wczoraj się z nim zapoznałem podając rękę i rzucając do koleżanek w powietrze- "widzę, że kolegę nowego mamy".
Rękę mi podał, ścisnął ją tak, że szok.
Uścisk dłoni ponoć wiele mówi o człowieku.
Jego był coś jak pół-imadło.
Więc co to oznacza...?
Że zdecydowany jest, że twardo po ziemi stąpa, że dobrze dobija, czy że po prostu demonstruje siłę macho? :)
Lubię uściski umiarkowane.
Zdecydowane, ale umiarkowane.
Nie lubię "imadeł" i "anemii, lebiod..." takich co to rękę trzeba komuś pomóc doprowadzić do swojej :)
Więc pamiętajcie Moi Drodzy, którzy kiedykolwiek będziecie się witać ze mną rękę podając :):D
Iwanes, z Tobą się powitam za miesiąc i pamiętaj, że wystawiasz jako pierwsza :D
Albo Cię uściskam :)
Wracając jeszcze do Nowego...
W rozmowie z Hanym pytany o procenturę w skali do 100, daję mu 68.
Wielki plus ma za zapach.
Musi mieć fajną perfumę, a nos mój wrażliwy i wiem że takiej woni jeszcze nie czuł.
Może jak lepiej go poznam to ośmielę się zapytać co to za nuta.
Jakoś taki nieśmiały jestem w kontaktach męsko- męskich.
No co na to poradzę?
I jeszcze jeden miły nius.
Kiedy wczoraj zapracowany w pocie czoła przekładałem papiery z kąta w kąt, otrzymałem mms-a od Męża.
On wie co tygrysy lubią najbardziej.
Oto ten mms z kategorii fetysz chodnikowy :)

Dzięki wielkie :*


---------------------------
* Azarenke- w poście chodzi o to, że chłopiec trzymał dziewczynę za rękę, a nazwa powstała wczorajszego wieczoru, kiedy opowiadałem sytuację Hanemu podczas naszego wieczornego mitingu telefonicznego.
- "Chłopak szedł z dziewczyną i patrzył na mnie, a za rękę ją trzymał".
- Bo to była taka Azarenka :) - rzekł Hany.
Zlepek wyrazu powstał od Wiktorii Azarenki- topowej tenisistki z Białorusi :)

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Brakuje mi...

Piękny był dla mnie okres ostatnich ośmiu dni przypadających na końcówkę marca i początek kwietnia. 
Jak zawsze było pięknie, radośnie, wiosennie i świątecznie.
Wyjątkowo.
Każda radość ma jednak swój kres, ale tylko po to by można było się cieszyć kolejną.
Czas rozpocząć zwykłość dnia. 
Mimo, że słoneczny, to szary tydzień obowiązków i zmagań z codziennością.
Brakuje mi poranków, kiedy otwierając jeszcze ciasno powieki widziałem, że jesteś obok.
Porannych pocałunków i pieszczot, niczym nakrywanie dodatkową kołdrą, kiedy wychodziłem do pracy.
Poczucia pewności w niej mając świadomość, że po powrocie do domu będziesz Ty.
Pomysłów na obiady, desery, zdjęcia.
Brakuje mi spacerów nieśmiało zielonymi dróżkami.
Radosnych popołudniowych chwil przy winie, kiedy nasze spojrzenia często się spotykały.
Niemo wypowiadanych słów.
Uśmiechów i mrugnięć wielce wymownych.
Nocy upojnych ciepłotą ciał wtulonych w siebie.
Byłem całością, teraz pół mnie uciekło. Pognało w dal.
Dziękuję Ci za Wszystko.
Za Miłość przede wszystkim.
Dziękuję za poranek Twego Święta :)
Za oddech zieleni w moim pokoju.
Za to że mnie zaskakujesz i jesteś moim Podziwem.
Kocham Cię i do zobaczenia niebawem Połówko ma.