camino

camino

środa, 1 września 2010

and & end


   Nostalgiczna i z utęsknieniem wołająca za latem piosenka Kasi Stankiewicz, dobrze obrazuje co mi w duszy gra.
Koniec urlopu, koniec sierpnia, koniec wakacji, koniec lata. Niebo płacze, dusza ma wtóruje mu...
Jestem podatny na nastroje. Aktualnie ogarnia mnie sentymentalizm zakopiański i trudy godzenia się z pourlopową rzeczywistością w pracy oraz w domu.
   A było to tak...
Z Giewontu nie spadłem...
Szpilek też nie pogubiłem nań...
Mimo wielkich obaw doszedłem na dworzec suchą nogą, a przede wszystkim suchą głową (no i walizką, czyli trzydrzwiową szafą na kółkach).
Tatuś każdorazowo odprowadza mnie przed wyjazdami, więc nie było inaczej i tym razem.
Obudziłem Go o 5:40, gdy byłem już prawie gotowy do wyjścia. Tym razem wyjątkowo mnie nie poganiał w obawie przed spóźnieniem się na pociąg.
Podróż do Krakowa minęła mi szybko i spokojnie. W przedziale miałem pieski temat, bo starsza pani opowiadała mi jak to jej wnuczek kupił w tajemnicy przed mamą pudla. Były też klimatyczne widoki. Obok siedział koleś "po ciężkiej nocy".
Na podłodze żółto- czarne wysokie pumy, a w kierunku moich ud wysunięte soksy z białej frotty :)
Czuć nie było, ale łechtało- choć nie tak jak myślałem, że powinno łechtać :)
Na Głównym, w przejściach między peronami czekał już na mnie Hany.
Kiss, kiss na powitanie i... "aleś Ty sporti".
Miałem na sobie białe stopki, białe nike z zielonymi językami i symbolem firmy oraz żółtymi spodami, rzemyk na kostce lewej nogi, grafitowe pumpy z jasnymi ściągaczami i gumką oraz zieloną polówkę.
Do butów miałem też torbę :)
Sportowa adidasa z kategorii oldschool. Biała z zielonymi elementami i napisem Saint Etienne.
Po nabyciu biletów do Zakopanego wsiedliśmy do podstawionego już pociągu.
Miejsce jak rok temu. Zaraz przy wejściu po prawej w krótkim wagonie bez przedziałów.
Obok usadowił się koleś z kategorii nazywanej przez nas TUR :) Czyli taki duży :)
Twarzowo Dimitri Vasilienko, że niby taki ruski (nie żebym miał coś do Rosjan).
Po chwili vis a vis niego usadowiła się JANECZKA (ta z M jak Miłość, czyli Ewa Wencel). Nie była to oczywiście ona, ale jak skojarzenia to skojarzenia.
Janeczka miała tak podwiniętą grzywkę w swej fryzurce, jakby już wcześniej spotkała się z Dimitrim i podwijała ją na jego wałku :D:D:D
Marketing sprzedażowy pt.: "Wolne Pokoje" zaczął się już w Poroninie.
Kobieta wsiadła do pociągu i przechodząc przez wagony pytała kto będzie chciał skorzystać z noclegu/ów :)
To się nazywa wyjście do klienta :)
Stojące przy peronie sępy miały więc konkurencję. Nie wspomnę już o tych, którzy stali dalej od dworca :)
Na cześć wszystkich noclegodawców w roju biało- niebieskich tabliczek z napisem "Pokoje", "Wolne Pokoje", wymyśliliśmy piosenkę, która już w dniu premiery została okrzyknięta przez nas zakopiańskim hitem lata 2010 :)
Słowa są baaardzo proste :)

" Pokoje, pokoje, pokoje,
Pokoje, pokoje, pokoje,
Poko-je, pokoje, pokoje
Pokoje, pokoje, po-koje, pokoje, pokoje, pokoje, pokoje-Wolne Pokoje"
(śpiewać do melodii z Cisowianki perlage) :P:P:P

W 1/3 drogi do domku złapał nas deszcz. Wyjąłem więc parasolkę. i osłoniłem nas przed kroplami.
Hany jednak tak gnał ze swoją czterodrzwiową szafą (większa i cięższa od mojej), że nie nadążyłem za Nim.
W dodatku długa prosta "Do Samków" rozkopana, a na środku drogi dziura głęboka na 2 metry i długa jak basen olimpijski.
Trzeba było więc kółkami walizki celować w płyty chodnikowe dość dokładnie, co było bardzo uciążliwe.
Nim znaleźliśmy się w pokoju, ciepło powitała nas Weronika- właścicielka.
Uważa, że jesteśmy jej ulubionymi gośćmi, co jest bardzo miłe także i dla nas :)
Potem trwały zachwyty i niedowierzanie, że oto po roku znowu tu jesteśmy.
Jakby czas zatrzymał się w miejscu.
W pokoju nie zmieniło się nic poza kolorem pościeli. Rok temu była w pastelowe kwiatki. Teraz kremowa kora w brązowe kwiatki. Misiek nie lubi kory.
Rzuciliśmy się sobie w ramiona a potem na łóżko.
Po chwili delikatnych pocałunków i pieszczot, przyszła fala bardziej śmiałych i zdecydowanych.
Potem już tylko kora a na niej nasze nagie ciała. Nie wiedzieć kiedy czułości przerodziły się w seks. Tęskniłem za taką bliskością i czułością oraz wgniataniem w materac w towarzystwie jęków, stękań i spermy.
Kolejny raz jestem wdzięczny Brooke za obrazek z pozycjami :D:D:D
Po upojnym powitaniu, Mąż karmił mnie przepysznym ciastem weselnym. Lubię słodycze i sam piekę (nawet dobrze), ale muszę przyznać, że dawno nie jadłem tak dobrych ciast.
Pod wieczór wyszliśmy z domku do pobliskiego Kościoła podziękować Bogu za kolejne spotkanie i prosić o piękne, radosne, zdrowe i słoneczne wakacje.
Tak upłynął dzień pierwszy.
cdn...

3 komentarze:

  1. jakbym czytał kronikę z naszego spotkania. Ja niestety nie mam cierpliwości do takiego dokładnego pisania. Tym bardziej dziękuję że tak dokładnie piszesz.

    Kocham Cię Bejbe:*

    OdpowiedzUsuń
  2. hmmm jakie wspomnienia piękne :)

    OdpowiedzUsuń
  3. no, no, prawdziwe powitanie Wasze na końcu ;) czekam na dalszą relację :)

    OdpowiedzUsuń