camino

camino

sobota, 4 września 2010

Zabawne incydenty, czyli dzień drugi wakacyjnych wspomnień


Brzydkie słowa to: regle
 
   Po 12 godzinach snu wstaliśmy wypoczęci, zrelaksowani, a co najważniejsze Szczęśliwi.
Jak tu nie być Szczęśliwym mając Ukochaną Połówkę przy swoim boku.
Nagą połówkę :)

Zawsze, gdy tylko spędzamy ze sobą urlop, sypiamy nago. Uwielbiam czuć ciepło ciała kiedy tulę się do Męża, albo kiedy On tuli mnie. Jednym słowem rozkoszne doznania :)
   Mile zaskoczył mnie poranny sms jaki przyszedł na komórkę Hanego.
Napisał Jego Siostrzeniec, że sprzedał moje Timberlandy na allegro :)
Miały być fajne trekkingi w góry, ale mimo rozmiarówki zgodnej z moją stopą okazały się za małe.
Mój Kochany Wspaniałomyślny, poprosił Micia o wystawienie ich na aukcji, bym odzyskał wydaną na nie kasę :)
No i udało się :):):)
Uradowany tą myślą podreptałem do pokojowej łazienki pod prysznic. Tam czekał na mnie Skarb i regulował temperaturę strumienia wody :)
Prysznic był ciepły i miły. Czuły, z pocałunkami i dotykiem :) Ciasnota brodzika miała też i swoje zalety :) nasze namydlone ciała ocierały się jedno o drugie, a spłukiwana piana opadała raz po moim a raz po Jego ciele.
   Poniedziałkowy brak stabilności pogodowej spędziliśmy na Krupówkach.
Tradycyjnie rozpoczęliśmy od kupna oscypka :)
Jeśli oscypek to u Maryśki Szarapowej w dolnej części zakopiańskiej promenady.
Szarapowa, to młoda góralka sprzedająca oscypki. Została nazwana tak przez nas w ubiegłym roku, ponieważ jej proste, jasne włosy i buzia bardzo kojarzyły nam się z tą medialną tenisistką :)
Jakież było nasze zdziwienie, gdy tegoroczne "wydanie" Maryśki okazało się tak dalece odbiegające od wzorca. Przede wszystkim te ciemne włosy...
Jedynie oczy i uśmiech pozostały bez zmian.
Po zakupie spożywczego symbolu Podhala, Hany sprawił sobie ekstra prezent. Przy stoisku ze skórzanymi torbami, wylukał jedną, która nam obu wpadła w oko. Zszywana z kilku rodzajów skóry torba z mocnym szyciem i fajnymi obrazkami okazała się bardzo oryginalną pamiątką, którą będzie mógł nosić wiele, wiele lat, a przy tym zawsze będzie ona trendy.
Młodzik sprzedający torby jakoś nie był chętny do wdania się w "targowanie" więc ostało się na 150 zetach. Mimo wysokiej ceny, torba była warta zakupu.
Spacerując Krupówkami zauważyliśmy cukiernię. Na pozór niczym nie wyróżnia się w szeregu budynków, ale "gieesowski" styl da się tu zauważyć.
Podeszliśmy bliżej.
Przez szybę patrzyliśmy, co się tu sprzedaje.
Pani sklepowa (też brzmi tak archaicznie) kroiła właśnie placek ze śliwkami. Miśkowi zamarzyła się kawa, a że przez szybę zauważył ekspres, wszedł do środka.
Zostałem na zewnątrz.
Po chwili zadowolony wyszedł z parującym kubkiem :)
Oblukaj- powiedział.
Odwróciłem się za siebie i zauważyłem jak w naszym kierunku zbliżają się 2 kobiety.
Pierwsza z nich- na oko licealna dziewuszka, a druga- jej mama w stajlowym wydaniu.
Chuda i w miarę wysoka kobieta ze skłonnością do lekkiego garbienia się w jakimś starym płaszczu koloru kawy z mlekiem. Chyba nawet takiej, jaką pił Misiek:)
W uchu koło 10 kolczyków, ale to nie koniec ozdób. Mama miała także tatuaże i dwa psy na smyczy.
Jeden olbrzymi podhalańczyk, a drugi mniejszy.
Córka pobiegła do cukierni, a ona została z psami.
- Siad! - Rozległ się krzyk mamy.
Siad powiedziałam! - Zawtórowała do olbrzyma na smyczy.
Pies wystraszony usiadł i po chwili się położył.
Leżeć ci nie kazałam- wydarła się znowu w jego kierunku ale nie z miną psiego tyrana, tylko raczej "popatrzcie jakie mam wyszkolone psy".
A ty też siad! - Wrzasnęła do małego.
Usiadł jeszcze szybciej niż duży. Chyba w mniejszym ciele informacje do mózgu płyną krócej :P
- Ale panią słuchają- rzekł z podziwem Yomosa.
- A pan by nie słuchał, jakbym tak na pana krzyczała- powiedziała z uśmiechem mama:)
Spanie im daję, żreć dostają, to muszą słuchać- dodała po chwili bardziej w eter niż w stronę Miśka.
W tej chwili wyszła z cukierni córka i rzekła do matki:
- Jest fajne ciasto z nugatem za 2,80
- No i gites- rzekła mama, galopem stawiając kroki w stronę drzwi wejściowych.
Tak oto z przypadkowego przechodnia na Krupówkach, "powstała" Gites Mama :)
Misiek powiedział, że w Cukierni muszą być smaczne słodkości, skoro taki "gie-es" przetrwał tyle lat i mimo PRL-owskiego wystroju, wciąż cieszy się liczną klientelą.
Brak tylko kartek, cen bitych pieczątkami i kas firmy Oka :) Byłaby wtedy pełnia sklepowego komunizmu.
Kolejną wizytę złożyliśmy w aptece. Musiałem sobie kupić plasterki na odciski i Maxi Biotic, bo przecież nowe Nike mi otarły kość nad piętą!
Miałem za płytkie stopki, choć takie mnie najbardziej podniecają :)
Chciałem być podniecający sam dla siebie i mam za swoje :)
Swoją drogą, to tylko czekać, aż japonki zaczną mnie ocierać :P:P:P
Niecodzienna rozmowa miała miejsce i tutaj.
W kolejce przed nami stała młoda dziewczyna. Towarzyszyła jej malutka dziewczynka.
Kiedy równie młoda aptekarka spytała co podać, dziewczyna odezwała się tak:
- Ja z taką nietypową sprawą... Zakładałam sobie kolczyka na wargach sromowych i teraz to miejsce cały czas mi ropieje...
- A przemywała czymś to pani?- Spytała aptekarka.
- No tak przemywałam, ale nadal ropieje.
- A jaki ma pani kolczyk? Złoty, srebrny, ze stali chirurgicznej,...?
- To znaczy... Ja już go nie mam bo wyjęłam...
- To musi pani przemywać, nic innego nie mogę pani polecić.
Młoda aptekarka podeszła do starszej, bardziej doświadczonej i coś szeptały. Prawdopodobnie o sposobie zaradzenia kłopotliwemu wyciekaniu ropy z równie kłopotliwego miejsca.
Po chwili podeszła do klientki i powtórzyła się:
- ...No tak jak pani powiedziałam. Musi pani to miejsce przemywać.
- Ale czym ?
- No najlepiej spirytusem salicylowym.
- A co to jest spirytus salicylowy? 
Co to piercing warg sromowych to wiedziała, ale co to jest spirytus salicylowy to już wyższa szkoła jazdy. No bywa i tak.
Zaopatrzyłem swoje ranki na pobliskiej ławeczce i wybraliśmy się na obiad do Żabiego Dworu.
Kiedy tak szliśmy, Hany zadał pytanie.
- Jak myślisz, czy Adam wyśle Ci sms-a urodzinowego?
- Nie spodziewam się.
- A ja myślę, że wyśle.
Potem chwile szliśmy w ciszy, która wspomnieniami o Adamie uderzała we mnie jak wartki potok o skały. Znowu zatęskniłem za Nim.
Karczma Żabi Dwór położona jest około 200 metrów od czerwonego szlaku prowadzącego na Giewont.
Rok temu bardzo chwaliliśmy sobie obiad tam podany. Było tanio i dużo i jeszcze podawano kompot, czego nie mieli w zestawieniu posiadacze innych jadłodajni miejskich.
Podeszliśmy do jednego ze stolików mijając psa z przewiązaną muchą na szyi :)
Jak na Dwór w nazwie przystało i zwierzyna widać dworskie :)
Zamówiliśmy dwa zestawy. Zupa jak nie trudno było zgadnąć- pomidorowa (najczęściej po niedzielnym rosole jest pomidorowa).
Była z ryżem.
Wolimy z makaronem.
Nie była jednak zła.
Zjedliśmy ze smakiem.
Kiedy kelnerka przyniosła nam drugie, popatrzyliśmy na siebie ze zdziwieniem. Rok temu dwa plastry karczku, to były solidne kawały mięsa. Teraz grubość niczym plaster szynki skrojony w sklepie mięsnym. Podobnie schabowy Miśka. Total plaskacz, w którym panierka przewyższała schab. W dodatku zasmażana kapusta, która wyglądała jak rozgotowana breja. Zero koloru, smaku i zapachu.
Test ziemniaczany też nie wypadł najlepiej, no ale...choć kompot był dobry :)
Mąż chciał jeszcze wypić tam piwo, ale udało mi się Go przekonać, że znajdziemy lepszy lokal.
W dolnej części Krupówek wyjąłem komórkę. Na wyświetlaczu miałem wiadomość.
Misiek ściągnął myślami Adama, bo oto czytałem właśnie sms z bramki internetowej. Przeprosił, że nie pamięta dokładnej daty, ale woli wcześniej niż później złożyć mi urodzinowe życzenia.
Zaskoczył mnie i wzruszył! Łatwo mnie wzruszyć.
Zrobiło mi się tak jakoś smutno. Poczułem się bezradny, bo nawet nie wiedziałem na jaki numer odpisać podziękowania.
Dziękuję więc dopiero teraz. Choć posłałem sms-a na stary numer w tym samym dniu.
Dziękuję Ci Adam za życzenia. Nie ważna jest data. Dla mnie liczy się gest, a jeśli i życzenia się spełnią, to będzie super.
Te życzenia tak mi "weszły" w głowę, że myślami byłem daleko od ciała. Nawet przy piwie ciężko było mi się skupić. To z tęsknoty.
Jakby nostalgii było mało, zaczęło padać. Kupiliśmy niebieskie płaszcze przeciwdeszczowe i wśród kolorowego tłumu foliowych przechodniów śmialiśmy się jak dzieci. Misiek jeszcze tak mnie ubawił, kiedy dołączonym do płaszcza paskiem przepasał się pod piersiami. To znaczy u kobiet by to było pod piersiami. U facetów jest pod klatą :)
Zwinnie zawiązał kokardę, a ja pękałem ze śmiechu.
Udaliśmy się w stronę domku.
Deszcz nasilał się z sekundy na sekundę, aż w końcu tak się rozszalał, że w butach mieliśmy Jezioro Bodeńskie. Słychać było chlupanie wody przy każdym stawianym kroku i czuć było nieprzyjemną wilgoć i zimno w stopy. Brr.
Po drodze wstąpiliśmy do Tesco po coś na kolacje i syrop z maliny i lipy do herbaty.
Potem już gorące kubki parzyły w dłonie, a nagie ciała pod kołdrą splatały się w jedność :)

8 komentarzy:

  1. znów kronikarski post. Jestem pełen podziwu, że to wszystko pamiętasz. Numer ze spirytusem salicylowym to hit tych wakacji:)

    Kocham Cię Misiu:*

    OdpowiedzUsuń
  2. na odciski polecam plastry żelowe compeed, suproderm lub inne tego typu ;) pozdrawiam.
    cinek.

    OdpowiedzUsuń
  3. na tym photo jestescie wy?

    OdpowiedzUsuń
  4. yomosa, może i kronikarski, ale za kilka miesięcy, czy lat, miło będzie luknąć i przeczytać :) z tą myślą to robię :)a sytuacja w aptece była przezabawna :):*

    cinek, rok temu miałem plastry compeed; po całym dniu w górach plaster żelowy powoli się "topił" i na wieczór jego część była skołtuniona z wewnętrzną stroną soksa :) plus taki, że przy gołej stopie są praktycznie niewidoczne no i dobre są, nie powiem :) dzięki za poradę, pozdrawiam ciepło :)

    anonimowy, na zdjęciu jesteśmy my; już dałem odnośnik na początku posta :) pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. scena w aptece rządzi! to pewne :D i rzeczywiście masz dobrą pamięć, ja po wyjeździe większości rzeczy bym nie pamiętał - tak już mam, heh ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. o bosh. jaki długaśny post! póki co powiem tylko, że zazdroszczę Wam tych wakacji!
    merytoryczniej będzie, gdy dorobię się stałego dostępu do sieci;)

    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. sansi, masz rację ta scena wdarła się w moją pamięć na całe życie; podobnie zabawnych i śmiesznych scen było jeszcze wieeele :)

    max, no jakoś tak wyszło z tą długością :) może rzeczywiście za bardzo się rozpisałem...
    Skoro zazdrościsz nam wakacji, to jest to przyczynek ku temu, by za rok się przyłączyć :) Z życzeniami szybkiego dorobienia się sieciowego dostępu i pozdrowieniami- ja :)

    OdpowiedzUsuń
  8. nie przesadziłeś. gratuluję cierpliwosci pisarskiej. (a sobie interesującej lektury w odcinkach :D)

    OdpowiedzUsuń