Wszystkiego najlepszego Misiu w dniu Twoich urodzin. Zdrowia i Miłości życzę, bo resztę możesz zdobyć własną pracą- to powiedziawszy pocałował mnie czule w usta.
Ciało jeszcze spało, ale umysł wyłapał te jakże ważne i mądre słowa.
Mój Mąż to bardzo mądry facet.
Jego życiowa mądrość zaś, to jedna z cech, które sprawiają że czuję się przy nim bezpiecznie i pewnie.
Życzenia zaś wyłapuję i trawię, bo to przecież ważne słowa.
Mimo wszelkich narzekań, że niby znowu jesteśmy starsi o rok, ja bardzo lubię ten dzień.
Z uśmiechem na ustach, który widziałem mimo zamkniętych oczu przewróciłem się na lewy bok.
Po jakimś kwadransie usłyszałem coś przeraźliwego.
Dźwięk alarmu.
Tylko czemu taki głośny i dokuczliwy?
Kiedy Mąż wyszedł z łazienki i zobaczył mnie nadal we śnie, niewiele myśląc wziął swoją komórkę która właśnie wygrywała alarm budzenia i przyłożył mi ją centralnie do prawego ucha.
Początkowo udawałem, że mnie to nie rusza.
Udawałem, że śpię, ale po chwili roześmiałem się w głos, bo nie mogłem już znieść tego upierdliwego dzwonienia.
Ma mnie!- Pomyślałem.
No dobra dobra, już wstaję.
W nagrodę czekało już na mnie śniadanie, które jedliśmy siedząc przy sobie na łóżku.
Do śniadania kolejne prezenty.
Hany dał mi kartki.
Odstawiłem na chwilę jedzenie i zabrałem się za oglądanie czterech kartek.
Pierwsza od Miśka.
Piękny hand made, piękne życzenia, no i chwile wzruszenia. Niewiele mi trzeba, by się wzruszyć. Nie jestem płaczliwy, ale wrażliwy. Piękne jest to, że Ktoś poświęcił czas nie tylko na napisanie życzeń, ale od serca stworzył z kartki coś pięknego. Coś przepełnionego Miłością.
Dziękuję!
Druga od Gabrysi (córeczki Kitty).
Także poświęciła czas, by zaskoczyć mnie swoją karteczką od serca z sercem i napisem sto lat oraz motylkiem na okładce.
W środku życzenia.
Kochany Wujku...
Tak zaczęła.
Rozczuliła mnie.
Łza na rzęsie mi się trzęsie.
Już mi wiele nie brakuje.
Trzecia i czwarta od Siostrzyczek Kitty i Sary.
Poza życzeniami jakże szczere wyznania "Kochamy Cię".
Nie wytrzymuję i ze łzami i uśmiechem rzucam się Mężowi na szyję.
Ocieram łzy szczęścia i kończę śniadanie.
Potem szybki prysznic i pierwsza dłuższa wycieczka.
Naszym celem jest Morskie Oko.
Pogoda dziś piękna, więc zobaczymy słońca błysk w jego źrenicy :)
W busiku wiozącym nas na trasę marszu, dostałem smsa z życzeniami od synka Sary.
W trakcie podejścia dzwoniłem tez do Tatusia, by spytać jak minęła Mu noc. Zacząłem się już denerwować dlaczego nie odbiera. To dodatkowo wyostrzyło moje wyobrażenia o Jego nocy i podniosło mi ciśnienie z powodu stresu.
No tak mam, że martwię się o Bliskich.
Odebrał za którymś tam razem po kilkudziesięciu minutach od pierwszego telefonu.
Złożył mi życzenia, ale przyniosło mi to tylko chwilową radość. Zaraz potem zasmucił mnie Jego ból i cierpienie :(
Dalsza część drogi minęła nam na rozbawianiu mnie przez Miśka i robieniu zdjęć malowniczego miejsca.
W tym roku Morskie Oko powitało nas niesamowitym blaskiem słońca odbijającym się od jego lazurowej źrenicy. Rok temu było bardziej tajemnicze.
Ponoć jest tak, że wygląda niepowtarzalnie w każdej pogodzie i o każdej porze roku.
Przekładając to na ludzkie stwierdzenie- ładnemu we wszystkim ładnie :)
Przy spacerze dookoła Oka zatrzymywaliśmy się dosłownie co kilka sekund. Każde miejsce było idealne na zrobienie fotek.
W połowie drogi dookoła Jeziora zaliczyliśmy w 25 minut szlak na Czarny Staw pod Rysami.
Wzięliśmy po kamyczku spod krzyża i pomodliliśmy się krótko.
Obecna nieopodal krzyża "Trójka" (dwie dziewczyny i chłopak) wyraźnie coś szeptała do siebie. Temat też nie był o pięknym krajobrazie i nie trudno było odczuć o czym były szepty i wymiana dziwnych uśmieszków. Czarny Staw wcale nie jest czarny, ale jakoś tak smutno przy nim. Może ze względu na nastrój tak go nazwano. Oto i on.
Prawda, że mało czarny?
O wiele bardziej czarny jest mój Staw :)
Może właśnie z niedosytu czarności w drugiej części okrążania Oka, Hany zaproponował mi zboczenie z normalnej trasy chodu na taką w ogóle nie uczęszczaną przez gromadki ludzkich nóg :)
Nasyceni wrażeniami wracaliśmy z pustymi już żołądkami :)
Przed nami szedł chłopak z dziewczyna i rozmawiali o jedzeniu (o zgrozo!)
Polemizowali gdzie można tanio i dobrze zjeść w Zakopanem. Temat jakby nas zainteresował, więc dotrzymywaliśmy kroku depcząc im prawie po piętach.
U Adama- padła zgodna odpowiedź.
No tak, ale gdzie szukać teraz takiego lokalu. Misiek napisał do Siostrzeńca, by sprawdził w sieci.
Odpowiedź była niemal błyskawiczna. Restauracja Da Adamo przy ul. Nowotarskiej.
Musimy tam być, najlepiej dzisiaj! :)
Przy końcu asfaltówki wyminęła nas kolejna, ale ostatnia na dziś bryczka z koniem i rzeszą wygodnickich ludzi.
Koleś jadący na tyłach tej bryczki oblukał mnie, po czym szepnął coś do swojej towarzyszki i znowu luknął na mnie. Uparli się dziś Ci ludzie na obmawianki? Jakby mało było tych niewerbalności w moim/naszym kierunku :) Że też mu nie pomachałem :)
Zadźwięczała komórka.
Dostałem życzenia od Ori i z programu Plusa. Niby nie pochodzą od ludzi, a od firm, ale i to cieszy :)
W busiku do Zakopanego napisała do mnie Yanina.
Jak co roku pamięta o mnie, ale ostatnimi laty coś szwankuje w tym jej życzeniowym sms-owaniu.
Rok temu życzenia napisała mi 15 sierpnia, a dziś jak najbardziej w porę, ale brzmiały one tak, jakby pisała je do dziewczyny, kobiety, samicy,... a nie do chłopaka, faceta, mężczyzny,...
Przecież ja mam jajka i pałkę!
Nie pokazywałem jej- fakt, bo i po co, ale przecież znamy się od dziecka.
W busiku wieje. Siedzę centralnie na wygwizdowiu.
Tzw. Zaviałova, jak to określamy z Mężem.
Mężowi też zavieva.
Nakrywam nas bluzą z kapturem i tak jedziemy przed siebie.
Oby szybko i do celu.
Najlepiej do restauracji.
Niedobrze mi.
Nie patrzę już nawet w szybę, bo nie wiem jak mogłoby się to zakończyć.
Bluza ma tą zaletę, że nie przepuszcza navievu i widoku mijających i mieniących się w oczach od zawrotnej prędkości przydrożnych słupków, krzewów, drzew, ...
Wysiadamy niedaleko Krupówek. O niebo lepiej!
Czuje powietrze.
Chciałbym też poczuć jakieś jadło.
Uparcie szukamy Nowotarskiej.
Gdy dopadamy owej ulicy, okazuje się ona być cholernie długa.
Ta długość mnie przeraża i już sam nie wiem czy to Nowotarska czy Nowatorska :P
Przed wejściem na Krupówki jest taki lokalik.
Na zewnątrz coś patio-podobnego, gdzie ludzie mogę zjeść na zewnątrz.
Podają ogórkową i mintaja.
Chciałem Da Adamo, a jestem nawet nie wiem gdzie.
I nie wiem też jak to się zwie.
I lepiej nie wiedzieć.
Ogórkowa- jałowa.
Moje chęci doprawienia zupy pieprzem, który wraz z solniczką w zestawie figuruje na każdym stolik, okazały się niewykonalne.
Pieprzniczka na pierwszy rzut oka, przepełniona przyprawą, ale jednak nic z niej nie wylatuje.
Odkręcam wieczko.
Pusto, tylko ścianki dookoła oklejone pieprzem.
Podchodzę do drugiego stolika. To samo.
Podchodzę do trzeciego. To samo!
Pasuję!
Ile kosztuje pieprz?
Mintaj okazuje się być robiony jak krakowska sucha.
Nie wiem czy jem rybę, czy susz. A może to sushi??
Jem więc sushi, tzn. suszi.
To podawane tutaj na bank pisze się właśnie tak. Co by oryginalniej było.
Ziemniaki do suszi podawane są w tej samej aurze klimatycznej. Tylko surówka psuje smak. Jest wilgotna, tzn. wilgna! :D
Całość dopala sos.
Smakuje jak najtańszy ketchup z dodatkiem wody i tabasco. Nie liczy się smak. Ważne, że ostro.
Dodam jeszcze, że po obiad szło się samemu do lady, przy której stał szef- Don Alfonso.
Tak mi się jakoś skojarzyło:)
- Pan jest właścicielem tego lokalu? Pytam jeszcze żywy po "uczcie"
- Tak, a co?
- Próbował Pan ten obiadowy sos?
- Tak.
- I jak Panu smakuje?
- Dobry, a bo co?
- Nie wiem jakie Pan wyczuwa smaki, ale dla mnie to było niesmaczne i ostre. Za ostre.
Taki sos dodaje śmiałości :)
...a kiedy sprawdzał Pan pieprzniczki na stolikach?- kontynuuję.
- A co Pan z sanepidu?
- Proszę Pana. Jestem skąd jestem. Na Pana miejscu interesowałbym się swoim lokalem, aby mi klientów nie ubyło...
- A idź se Pan
- No i widzę kultura tu na poziomie sosu i pieprzniczek.
Nie dodałem już że ostra i pusta zarazem :)
W drodze do domku, Mąż kupuje nam ciasto ze śliwką i dwie duże babeczki z malinami i galaretką :)
Przy skręcie w naszą ulicę stoi drewniany warzywniak.
Kocham zapach prawdziwego warzywniaka (taki, gdzie czuć soczystą gruszkę i gdzie lata pszczoła, gdzie zapach owocowego słodu miesza się z zapachem kiszonych ogórków i kapusty z beczki)
Sprzedają w nim dwaj bracia. Jako, że lubimy sympatycznych ludzi, ulegamy czarowi niekoniecznie budki i kupujemy jeszcze arbuza.
Prysznic dziś bardziej wyrafinowany niż na co dzień.
Zaczynamy świętowanie wieczoru.
Obaj nago w brodziku polewamy fragmenty swego ciała bąbelkami szampana po czym wylizujemy do sucha. Walory szampana urastają przez to niebywale, a ja po raz kolejny doświadczam prysznicowego odlotu...
Epitafium z 20.09.2010 (dokładnie miesiąc później)
Panie, świeć nad duszą zmarłej pani doktor, która podarowała Mężowi ten wykwintny szampan.
dzięki Tobie przeżyłem to jeszcze raz. I za to dziękuję:*
OdpowiedzUsuńza rok w Twoje 30 urodziny...robimy Ci tatuaż:):):):)
Kocham Cię Bejbe:*
Piękne, życzenia i przyznam Ci rację, Twój Mąż posiada naprawdę dużą mądrość życiową :)
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, że Tata czuł się kiepsko ale pisząc to pokazałeś, że potrafisz zadbać o bliskich- pięknie :)
Morskie Oko jest piękne to fakt, a już zwłaszcza w odpowiednim towarzystwie :)
Opis i zdjęcia przywołują wspomnienia, nawet te dalekie. Chciałabym cofnąć czas... :(
Kwestie jedzenia w restauracjach to ja może przemilczę, bo za dużo by pisać ;)Swoje widziałam jak mnie swego czasu szkolili w tej branży ;P A właścicielowi widać na klientach nie zależało, pewnie wychodził z założenie nie ten to następny, żeby sie nie przeliczył.
Widzę, że ten brodzik sporo przeszedł w czasie Waszego pobytu ;P
Oj, coś długie mi to wyszło ;)
Pozdrawiam :)
Hany; to ja dziękuję Tobie, że mogę mieć tak miłe i lubiane przeze mnie wizje niedalekiej przeszłości :* co do tatoo, to muszę już zacząć szukać wzoru i odpowiedniego miejsca, bo znając mnie to selekcja potrwa :P
OdpowiedzUsuńHekate; dzięki za dłuuugi i miły komentarz :)
cieszę się, że też uważasz tak jak ja z tą mądrością Skarba mego, a co brodzika, to rzeczywiście często czuł na sobie ciężar 2 par stóp :P
drażnisz ludzi tymi wakacyjnymi zdjęciami w niewakacyjny już czas ;)
OdpowiedzUsuńmądrość Yomosy potwierdziłem już sobie na żywo, Twoją wyczytuję z każdego posta.
a po napomknięciu o babeczkach z malinami muszę się udać na poszukiwania słodyczy w domu :D
pozdrawiam!
Max; skoro drażnię to przykro mi, ale obiecałem sobie dokończyć cykl i zamierzam wytrwać w swym post-anowieniu:)
OdpowiedzUsuńWspomnienie o babeczce jest przerozkoszne :)
Pozdrawiam :)
drażnisz tylko troszkę. wiesz przecie, że czytam z wielką ochotą wakacyjne Wasze sprawozdania :)
OdpowiedzUsuńza wytrzymanie w postanowieniu trzymam kciuki!
Miśku, żeby bardziej podrażnić Maxa, wklej zdjęcie babeczki do posta:)) nie szkodzi, że jest ugryziona:)) zrób to dla nas:))
OdpowiedzUsuńAj low ju Bejbe:*
babeczki nie na moje walki z boczkami i brzuszkami są! ;)
OdpowiedzUsuńaaaaa!! Miśku i Hakate. U mnie ta mądrość to nie mądrość. To doświadczenie czyli starość:):):)
OdpowiedzUsuńMax: przesadzasz z boczkami i brzuszkami
OdpowiedzUsuńHany: Starość ciężko określić w ramach wiekowych. Nie wiem, czy dla Ciebie w ogóle takie istnieją, boś Ty forever young :)
Tahoe, wiedziałam z tym brodzikiem ;D
OdpowiedzUsuńYomosa, wiesz jeszcze trochę to pójdę do mojego Męża i powiem mu, że jest stary i jak sie wkurzy to przyślę go do Ciebie i to Ty się będziesz tłumaczył ;P
Starość to nie tylko przeżyte lata ale też stan ducha, sam pewnie znasz np 25ltaków zachowujących się jak 50letni panowie i 50letnich panów o pogodzie ducha 25latka :)
Nadal uważasz, że jesteś stary?? ;P
"(...)Obecna nieopodal krzyża "Trójka" (dwie dziewczyny i chłopak) wyraźnie coś szeptała do siebie. Temat też nie był o pięknym krajobrazie i nie trudno było odczuć o czym były szepty i wymiana dziwnych uśmieszków."
OdpowiedzUsuńCzyżby komentowali twoje obuwie? Podziwiam cię, że odważyłeś się wybrać w góry w takich butach, kostki nieusztywnione i pewnie miękka podeszwa, ech...
pH