camino

camino

niedziela, 5 września 2010

Hedonia, czyli poranek dnia trzeciego


   Mimo obaw o stan zdrowia po poniedziałkowym przemoczeniu stóp, obudziłem się w bardzo dobrym stanie i nie była to bynajmniej zasługa gorącej herbaty z sokiem z maliny i lipy :)
Lubię takie poranki kiedy już o świcie słońce wdziera się w okna i swymi promieniami przebija firanki, zasłony, dosięga łóżka, spowija pościel i miłą smużką dopieszcza wystawione na widok połacie ciała, niczym niewidzialna dłoń.
Widzialne i jakże namacalne dłonie mego Skarba są tuż obok.
Przytulam się więc do nich, jak do maskotki i z taką ogromną czułością wywołaną tak długą tęsknotą.
Całuję je delikatnie.
Nie śpimy już.
Obaj mamy otwarte oczy i poprzez miłe uśmiechy mówimy sobie "dzień dobry", "Kocham Cię Skarbie".
Błoga błogość rozleniwia mnie do tego stopnia, że nie mam ochoty wyjść z naszego ogromnego łoża.
Hany wychodzi do kuchni i po paru minutach przynosi 2 kubki, z których ulatnia się miły zapach porannej kawy.
Boże, jaki raj- myślę.
Nawet zapach jest w stanie mnie pieścić :)
Do kawy biorę resztki weselnego ciasta.
Kilka kęsów rajskiej słodyczy i łyk mocnej charakterystycznej smakowo kawy, która doskonale kontrastuje ze słodkością ciasta...
i smak też mnie pieści.
Po zaspokojeniu żołądka, Mąż dobudza mnie pocałunkami i przytuleniami. Jest miło i gorąco, a ja mam ciarki i gęsią skórkę...
Mąż mnie pieści.
Nawet poranny prysznic nie zmył ze mnie jednej miliardowej części pieszczoty.
Ile jednostek ładunku ma w sobie pieszczota?
To niepoliczalne doznanie. Zapewne tak.
Pod prysznicem stoję nago niczym grecki posąg.
Mój zakrzywiony ku dołowi nos dobrze komponuje się w greckiej całości :)
Penis tylko nie taki jak to bywa w posągach.
W owych skamieniałościach spoczywa śpiący na mosznie, a mój wcale się do niej nie tuli :)
Jądra ciągną ku dołowi niczym dwie kule wypełnione ołowiem, a prącie pręży się ku górze, jakby chciało wystrzelić pozdrowienie kosmonautom.
W takim oto stanie stoję nago w prysznicowym brodziku.
Stoję grzecznie i posłusznie, a mój Hipnotyzer kieruje na me ciało strumienie raz ciepłej, a raz chłodnej wody.
Te zimne pobudzają mnie jeszcze bardziej, więc penis osiąga maksymalną długość i ukazuje gładką żołądź spod napletka.
Mąż klęka przede mną w ciasnocie kabiny i otwierając usta przyjmuje mnie na swoją orbitę- ciasne, ciepłe i wilgotne usta.
Wykonuje ruchy frykcyjne głową, posuwając się raz w przód, raz w tył.
Przyspiesza.
Moje plecy bezwładnie przyciągane przez kafelkową ścianę nie stawiają oporów i lgną do niej niczym do magnesu.
Ciepły biegun moich pleców, szyi i karku doskonale przyciągany jest przez zimny biegun kremowych kafelek. Ciekną po nich krople wody, a te wyżej sufitu są pokryte mgłą pary wodnej.
Może doznały orgazmu. Było im duszno i się skropliły. Spuściły.
Erotyczne myśli napływają do mojej głowy, ale Hany stara się je ściągnąć poprzez pośrednie pompowanie krwi w moje stercze. Czuję, że buzuje we mnie. Dymię niczym wulkan Fuji.
Ochy i achy wylatują mi przez krater rozwartych ust.
Moje dłonie dosięgają Jego głowy i mierzwią włosy w rytm seksualnej melodii.
Do gry dochodzi język, który wartko przejeżdża po główce członka.
Potęguje to oralne doznania w sposób błyskawiczny.
Wspinam się na palce, by opaść na pięty.
Prężę wszystkie mięśnie w sposób już niekontrolowany przeze mnie.
Poddaję się tej pięknej melodii. Ulegam jej. Staję się cały muzyką...
Jeszcze chwila i się skończy.
Jeszcze moment i przestanie grać.
Jeszcze sekunda, a uderzę ostatnim akordem i z salwą gromkich pojękiwań z rozkoszą zakończę przedstawienie...
Z amoku wyrwała mnie rozkosz orgazmu, wyciskająca ze mnie jak zwykle bogate ładunki rzadkiej spermy. Dobrze, że przy finiszu, Misiek ruszał głową, bo inaczej wygryzłbym ścianę z rozkoszy łamiąc wszystkie zęby.
Skomentuję to w stylu Baśki K.- "Nie wyobrażam sobie szczytowania bez napierdalania" (koniec cytatu).
Ufffffff...
Pod prysznicem usta Męża mnie pieściły...
Wręcz zapieściły.
Moje stopy spowite sporą kałużą rzadkiej, ciepłej i duszno pachnącej substancji kleistej.
Jednak to tylko podkład. Na wierzchu kałuży widzę spory placek gęstego budyniu.
Doszliśmy...
do końca spa-niałego prysznicu :)

"Ciało pielęgnuję, bo jest domem duszy
i gdy mi jest dobrze, moja dusza mruczy.
Więc zamiast tu stygnąć w strachu przed wiecznością,
ja wolę bezwstydnie namakać czułością".

3 komentarze:

  1. ja pierdole!!:) aleś to super opisał. Poczułem się jak bohater jakiegoś gejowskiego opowiadania. Cieszę się że sprawiłem Ci tyle przyjemności. Zarówno połykiem jak i spustem na Twoje stopy:):):)

    Kocham Cię Hany:*

    OdpowiedzUsuń
  2. ej, to ja pod prysznicem poproszę to samo :P heh, wariaty ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. się mi wyobraźnia pobudziła :D

    OdpowiedzUsuń