Pogoda przy weekendzie zachowuje się całkiem przeciwnie do mnie.
Znowu załamka!
Już myślałem, że nie pójdziemy z koleżanką w wyznaczoną w tygodniu trasę weekendową.
Na szczęście po przedpołudniowych opadach uspokoiło się i mimo chłodniejszego powietrza ruszyliśmy na trening dziarskim krokiem.
Przyznać muszę, że w tym tygodniu każdego dnia poza wtorkiem (wizyta u Marzy) maszerowaliśmy po 11 km.
Jestem dumny z własnej systematyczności.
Wczorajszą trasę wydłużyliśmy o dwie osady (czyt. mieścinki).
W sumie wyszło nam około 18 km.
Zadanie wykonaliśmy w 165 minut.
W końcówce trasy trochę zmoczył nas deszcz, ale przynajmniej miałem namiastkę tego, co czeka mnie w Hiszpanii :)
Tym bardziej, że po zdjęciu butów i skarpetek, moim oczom ukazał się owoc nieprzyjemnego kłucia pod prawą podeszwą.
Niespodzianka.
Ot taki twix.
Mała rzecz, a... cieszy dokucza fchuj :P
Dziś raczej odpuszczę plenerową aktywność i poćwiczę w domu.
Hany mimo deszczu miło i pogodnie spędza niedzielę.
Pewnie podzieli się wrażeniami podczas wieczornej pogadanki :)
Rosół kończy swe "pykanie" w garnku. Zatem zaraz zapraszam chętnych.
Drugie danie będę robił za chwilę, a na nie kurczak duszony z warzywami w brytfannie- w pierwszym zestawie i filety drobiowe curry z cukinią w sosie śmietanowym z koperkiem- w drugim.
Do wyboru, do koloru i do oporu :)
Smacznej i miłej niedzieli życzę.
Kocham Cię Bejbe :*:*:*
jak to miałeś namiastkę Hiszpanii? przecież my bedziemy mieć najcudowniejszą pogodę na świecie!!
OdpowiedzUsuńinaczej być nie może!!
Kocham Cię Misiu:* a stopę całuję ! muah!