Kiedy tylko czmycha na jakieś wolne, dostępuję zaszczytu przejęcia jego obowiązków (kolejnych dla mnie).
Czuję się tak "doceniany", że osiągam spełnienie zawodowe :P
Od środy więc podejmuję petentów rozpatrując ich zażalenia w sprawie reklamacji.
O ile rok temu podczas jego urlopu, miałem tylko trzy reklamacje, tak wczoraj już wyrobiłem zeszłoroczną normę w jeden dzień.
Trzy pisma.
3 bit!
Najbardziej "podjarał mnie" bit no 2.
Klientowi przysługuje 12 miesięcy na złożenie reklamacji...
Zakład Umorusanych Smarkaczy, podał wczoraj wraz ze swą dokumentacją kopertę.
W niej zaś "powód" do wszczęcia przeze mnie postępowania.
Było jedno "ale"- nie dołączono pisma reklamacyjnego.
Dzwonię więc.
- Dzień dobry, obóz z tej strony. Dzwonię w sprawie reklamacji jaką Państwo skierowaliście...- nie dokończyłem, bo kobieta przekierowała moje połączenie do właściwego pokoju- tak bynajmniej pomyślałem.
- Dzień dobry, obóz z tej strony. Dzwonię w sprawie reklamacji jaką Państwo skierowaliście do nas- udało mi się tym razem dokończyć.
- Dzień dobry, tak słucham?
- W podanej przez Państwa kopercie, nie znajduję jednak pisma reklamacyjnego.
- Wie pan... Zawsze taki starszy pan, który się tym zajmuje, przyjmował nam ten rodzaj reklamacji bez jakichkolwiek pism. Nie da się tak samo tego załatwić?
- Starszy pan, jak Pani mówi, jest na urlopie i zastępuję Goya ( że ja go zastępuję :P) i dzwonię do Państwa, by ktoś podszedł do nas wypełnić i podpisać pismo reklamacyjne.
... i się zaczęło...
- Mam przyjść do obozu??!!- odpowiedziała, jakby sąd wezwał ją na przesłuchanie.
Znowu mam lecieć taki kawał?!- kontynuowała podniesionym lekko tonem głosu.
W ten czterdziestostopniowy upał mam lecieć, jak jest taki skwar, że siedząc pot mi po plecach cieknie?!
Nie da się tego jakoś jutro załatwić z datą dzisiejszą??
- Proszę Pani, warunki atmosferyczne w naszym mieście są jednakowe dla nas wszystkich i w takim skwarze, każdemu z nas cieknie (mówiąc to śmiałem się w duchu, że tak jej mówię :P).
Znajdujecie się Państwo w o tyle lepszej sytuacji, że macie w swej instytucji klimatyzację, bo my dysponujemy tylko kilkoma wiatrakami i dmuchawą pod nosem- kontynuowałem, zmieniając ton na żartobliwy, by nie pomyślała, że "naskakuję na nią" (chroń mnie Boże od naskoku na tą paniusię!). Często żartuję (w granicach możliwości), kiedy sytuacja jest umiarkowanie niedogodna. To jakoś pozwala rozładować negatywne fluidy.
Poza tym...- ciągnąłem dalej- jako urzędnikom, nie wolno nam załatwiać spraw terminowych poza terminem i dopasowywać datę, tak jak nam się podoba. Tym bardziej, że reklamacja, którą Państwo składacie dotyczy pisma z... szóstego lipca roku dwa tysiące jedenaście! Jutro będzie (futro) za późno, by cokolwiek z tym zrobić. Dziś jest ostateczny dzień, kiedy muszę to wysłać do komórki nadrzędnej.
- No nie wiem! Niech kierowniczka w takim razie zadecyduje, kto pójdzie, bo ja nie wiem, taki skwar, niech ona...- cedziła ni to do mnie ni to do martwej natury- aparatem telefonicznym zwanej.
- Tak więc czekam na kogoś, by to dziś odesłać (bo przecież nie każę ci przynosić mi lemoniady na ochłodę, byś musiała ruszyć swe zasrane urzędnicze dupsko i poczynić kilka kroków do samochodu, który zapewne na twe jedno pstryknięcie cie podwiezie pod gmach naszego obozu, byś nie zdezelowała swoich nowych butów Kazar`a, że już o odciskach jakie mogłyby ci się porobić nie wspomnę, a Ty w garsonce mokrej na plecach od potu, który ciekłby ci z głowy do dupy, pąsowiejąc jak pelargonia, wypełniałabyś chwiejną od nerwów ręką druk jaki bym ci podsunął. Żyłka tykałaby na twej skroni jak bomba, a ty cedząc przez zaciśnięte zęby nerwowe zapytanie- "które pola mam wypełnić?", dostałabyś w odpowiedzi dwa słowa-...)
PAAA-NIUUU-SIUUU WSZYYY-STKIEEE!!!
hehehehehe:) słyszałem to wczoraj od Ciebie przez telefon:) dziś napisałeś to bardzo poetycko:)
OdpowiedzUsuńKocham Cię:*
Kobieta pewnie ma dupę jak cały Sosnowiec i jeszcze trochę, a Ty każesz jej przyjechać i wypełnić wszystkie pola... och! Ty! :D :D
OdpowiedzUsuń