camino

camino

sobota, 10 grudnia 2011

Mój Luksemburg

Tam dziś powinienem być :)
   Tak wczoraj wkręciłem Agatę w pracy.
To mądra i inteligentna dziewczyna, a "łyknęła" to bez grama podejrzeń.
Ekscytowała się i opowiadała o swoich zagranicznych podróżach.
Padło nawet z jej ust zdanie, że zawsze chciała zwiedzić Luksemburg :)
Myślałem, że padnę jak słuchałem sam swoich bzdur i jej poważnych wywodów krajoznawczych :)
Nawet jedna z pukf, która wiedziała, że lubię sobie żartować, powiedziała mi potem, że już zgłupiała czy ja żartowałem, czy mówiłem to naprawdę :)
Często się tak wygłupiam z Karen, aż żałowałem, że miała akurat tego dnia wolne.
Kiedyś wkręciliśmy Andzię, że kupiliśmy sobie karnety na baseny ze zjeżdżalniami za Urzędem Miasta :)
Patrzyła na nas swymi dużymi "gipsy" oczami.
Nawet nasze naprowadzanie, że ją "ściemniamy" nie pomagało. 
Ona w to wierzyła.
Ona wierzyła, że w moim mieście za Urzędem Miasta jest basen ze zjeżdżalniami i można nawet na bananie dmuchanym jeździć :P
Oj, do dziś wspominamy to z Karen :)
   No więc dziś w Moim Luksemburgu dzień zaczął się mroźno i słonecznie.
Trawa "polukrowana" szronem. 
Powietrze chłodne, ale przyjemne.
Jest bezwietrznie.
Przemierzam miasto.
Odwiedzam rynkowe kramiki, kupując grzyby suszone, pieczywo, jajka.
Strasznie dużo ludzi znam w tym Luksemburgu.
Systematycznie i często rzucane "dzień dobry".
Znajoma pani w cukierni, która niczym jasnowidz wie, że przyszedłem po cztery drożdżówki z owocami i kruszonką.
Na targowiskach kupuję ziemniaki i buraczki u starszej pani.
Lubię kupować warzywa na targu u takich osób jak starsza pani Sofi.
Nie tylko ze względu na to, że imię to pozostawia ciepłe wspomnienia, ale też i dlatego, że to bardzo miła, życzliwa i dobra kobieta.
Tak mało jest teraz życzliwych ludzi.
Chociaż i tak głęboko wierzę w to, że ile by ich nie było, to dzięki nim te osoby, które dostrzegają wewnętrzne piękno drugiego człowieka, będą mogły się nim zachwycać jak najdłużej.
W końcu to zagrożony ludzki gatunek.
   Święta coraz bliżej.
Już tylko dwa tygodnie do Wigilii.
Dziś w swoim Małym Luksemburgu będę miał taką Małą Wigilijkę.
Wigilijeczkę :)
Zaplanowałem na dziś drugie starcie z pierogami.
Po kapuściano- twarogowych z zeszłej soboty i zamrożonych czterdziestu czterech sztukach, dziś będę kleił je z dwoma farszami.
Jeden ziemniaczano- pieczarkowy, a drugi ten najbardziej tradycyjny 24 grudnia- z kapustą kiszoną i grzybkami :)
Gotuję też barszcz z fasolą. 
Inny niż ten świąteczny w moim domu, ale barszcz.
No tak jakoś się złożyło, że te dwa dania na dziś, to taka Mała Wigilia- kulinarnie sprawę ujmując.
Czuję, że to już ten czas, by powoli wkroczyć do kuchni, tym bardziej, że ubiegłej nocy śniła mi się Magda G, która próbowała moje i Męża dania, a i sama częstowała nas swoimi.

Najdroższy, w Dniu naszej kolejnej Miesięcznicy ślę Ci gorrrące buziaki :*:*:*
Kocham Cię!
 



3 komentarze:

  1. to byłem ja przebrany za magdę g ;)
    a dania byly przepyszne to juz teraz powiedziec moge. zadna dupa-blada-marmolada tylko cudowene cudownosci!
    a na serioserio to chetnie bym kazdego z Twoich wytworow sprobowal, bo im wiecej o nich slucham, tym bardziej mi slinka na nie cieknie!
    i dobrze ze grzyby udalo Ci sie upolowac :)

    kulinarnych sukcesow i orgaznow w buzi zycze! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Luksemburg, potem Szwajcaria w wiadomym celu :)

    och kulinarnie u Ciebie dzisiaj! a gdyby Pani Magda G. przyszła to "by to jadła" !!

    Kocham Cie :* i gorrrrrąco odwzajemniam miesięcznicowo :*

    OdpowiedzUsuń
  3. eee, to nie mogłeś powiedzieć, że do Amsterdamu jedziesz zamiast Luksemburga, pojechałbym z Tobą :D:D:D ;)

    OdpowiedzUsuń