camino

camino

piątek, 16 grudnia 2011

Łaskawy dzień, czyli slalomem przez stresy

   W porankowy wieczór, czy też wieczorny poranek wyruszyłem dziś do pracy.
Z pewną taką dozą stresu i obaw, że wczorajszy "problem systemowy", będzie trudnym orzechem do zgryzienia.
Takim nie na moje zęby.
Zdrowaśki i wszelakie modlitwy i śpiewy jakie czynię w drodze do obozu- POMOGŁY!
Usiadłem za biurkiem.
Klik.
Trwa eksport danych.
Dzień systemowy zakończony.
To co wczoraj wydawało się problemem widmo (bo nie wiedzieć czemu system komputerowy zaszwankował wyświetlając coś co realnie sprawdzone, okazało się nie mieć w ogóle miejsca), dziś przestało mieć jakiekolwiek znaczenie dla zwariowanego rebra, a zwłaszcza tego, co w jego środku tkwi.
Uradowany tym faktem byłem wielce, bo myślałem, że pół przedpołudnia spędzę rozmawiając przez telefon z informatykami.
Jakieś takie spięcie i napięcie dziś czułem.
Pomógł mi Hany pisząc rozluźniającego smsa.
I to bardzo rozluźniającego :P
Wcześniej jednak podczas nasiadówek roboczych u Basi wyrzuciwszy z siebie swe lęki na temat nawału pracy, obowiązków i mało przyjemnych petentów, usłyszałem takie oto słowa na swój temat:
"Ty jesteś tym zdenerwowany i się stresujesz?! Przecież jesteś fajnym, zrównoważonym, wesołym i uśmiechniętym chłopakiem, bynajmniej ja Cię tak postrzegam".
Miło było takie słowa usłyszeć od kogoś z kim pracuje się zaledwie miesiąc i nie ma się z nim za często bezpośredniego kontaktu.
Tym bardziej, że słowa te padły z ust faceta :)
i to młodszego :)
Obozodzień minął szybko i bez większych powodów do stresu.
Niepotrzebne więc było takie me nastawienie.
W drodze powrotnej targany szalejącymi wichurami wstąpiłem do Rafy po dwa pyszne winiaki.
Tak tak, czynię już zapasy alkoholowe na Nowy Rok z Mężem.
Zapasy tego gatunku, bo wino jest przepyszne i boję się, że potem może go nie być.
Przezorny- ubezpieczony :)
Uszka siatki ledwo wytrzymały ciężar butelek i mięsiwa, jakie z rana zakupiłem na świąteczny bigos.
Na weekend planuję dużo prac, ale co z tego wyjdzie, zobaczymy.
W każdym bądź razie jak zawsze dam z siebie wszystko.
A teraz gorąca herbatka, by zabić jej ciepłem zimne wyobrażenia o tym co za oknem.

2 komentarze:

  1. bigos, wino, całą reszta padnie moim łupem za kilkanaście dni :)

    co do kolegi z pracy to moje zdanie znasz: to homik na bank :)

    Kocham Cię Miśku :*

    OdpowiedzUsuń
  2. ja juz widze oczyma wyobrazni to co tam produkujesz i jestem pod wielkim wrazenim oraz zazdroszcze wszystkim ktorzy beda mieli okazje miewac to w ustach!
    i czekam na recenzje patelni :P

    OdpowiedzUsuń