4 maja 2008 r. był niesamowitym zwieńczenie długiego majowego weekendu :) Był to zarazem początek pięknego tygodniowego urlopu.
Miś jakoś w lutym wygrał w TVP2 w porannym programie "Pytanie na śniadanie" nagrodę tygodnia, którą był 6 dniowy pobyt w Hotelu Gołębiewski w Mikołajkach :)
Ustaliliśmy, że pojedziemy sobie właśnie zaraz po majowym weekendzie (termin był do wyboru).
Do dziś wspominam całe to wydarzenie z wielkim sentymentem.
To była podróż "za jeden uśmiech". Całą drogę koleją. Jak wyjechałem wcześnie rano 4 maja, to na miejscu byliśmy wczesnym popołudniem 5 maja! :) Całą drogę z Rzeszowa do Krakowa staliśmy w przedsionku między przedziałami. Z Krakowa do Warszawy również staliśmy, z tym że wcześniejsza podróż "na stojaka" to był rarytas, bo tu staliśmy ściśnięci jak sardynki w zbyt ciasnej puszce. Kilka nocnych godzin w przedsionku miedzy przedziałami, zaraz przy wahadłowych drzwiach prowadzących do owego przedsionka. Tłok, duchota, zmęczenie i przepuszczanie co chwile (wlepiając się w szybę) pasażerów podążających do wc :) Sytuacja ogólnie beznadziejna, ale gdyby teraz ktoś powiedział- jedziesz do Mikołajek do Hotelu Gołębiewski ale musisz przejść męczarnie podróżnicze raz jeszcze, to jadę bez zastanowienia :)
Z Warszawy do Olsztyna spaliśmy sobie już wygodnie w przedziale w towarzystwie dziewczyn. Poranek na Pojezierzu przywitał nas tajemniczo mgliście, ale zapowiadało to piękny i słoneczny dzień.
Na stacji w Olsztynie ponad 2 godziny czekania na ławeczce.
Przez ten czas rozmawialiśmy o kręcących się maturzystach, którzy mieli błoto na eleganckich butach. Zresztą nie tylko oni. Stąd wziął się nasz obraz Olsztyna. Teraz jak zobaczymy kogoś z brudnymi lub obłoconymi butami, to mówimy "Olsztyn" :).
W Olsztynie na stacji "poznaliśmy" Pana Kazia, który pewnie od czasu swojej młodości prowadzi tam kiosk ruchu, w którym można kupić wszystko :) To taki pukf ale dużo sympatyczniej się go oglądało niż moje pukfy. Widać było radość jaką sprawia mu dorobek życiowy, jego usytuowanie i ploteczki z innymi kioskarzami (co chwile wychodził na pogawędki zamykając kiosk).
Kolejny etap podróży to był szynobus z Olsztyna do Mikołajek, a potem już prawie tygodniowe pławienie się w luksusie.
Pierwsze zetknięcie się z tą mazurską miejscowością uderzyło nas boleśnie. Stacja, której nie było- pożal się Boże! Potem jakiś pan z rowerkiem, który na pytanie jak dojść do Hotelu proponował nawet podwiezienie naszych bagaży, ale oczywiście za opłatą. Spławiliśmy delikwenta szybko i równie szybko znaleźliśmy drogę dojścia do "raju".
Bez dwóch zdań Hotel jest wizytówką Mikołajek i jedynym miejscem godnym polecenia.
W pięknej recepcji dostaliśmy karty do wejścia do pokoju i poszliśmy oglądnąć nasze królestwo.
Wszystko było takie eleganckie, czyste, niesamowite. Jeszcze nie zdążyliśmy się rozpakować i pocałować ze szczęścia, a tutaj już pukanie do drzwi i pani z koszem słodyczy, który też był w ramach wygranej :)
Potem już dni upływały według harmonogramowej prawidłowości.
Rano wyjście do czerwonej sali na śniadanie a popołudniu na obiad (szwedzkie stoły a na nich "cuda na kiju") i ciągłe kotłowanie myśli "co to ja sobie wezmę dziś na śniadanie, czy na obiad, żeby wiele spróbować i jednocześnie zmieścić w siebie" :P
Po wszystkim relaks w postaci wodnego parku Tropikana. Same procedury wejścia do kompleksu basenowego są niesamowitym zjawiskiem. Dostaje się biały ręcznik i plastikową bransoletkę na wzór zegarka, którą przykłada się do urządzenia by przekręciła się bramka umożliwiająca wejście. Potem kolejny przytyk bransoletki do urządzenia i na wyświetlaczu pojawia się numer szafki, w której zostawi się swoje rzeczy. Potem już woda, woda i inne miłe zakamarki w postaci jaskini solnej i saun. Najczęściej korzystaliśmy właśnie z tych zakamarków oraz z 2 rodzajów jacuzzi. Dodam jeszcze, że każde nasze wyjście z pokoju było czasem dla służb sprzątających, które podczas naszej nieobecności codziennie zmieniały pościel, odkurzały, wietrzyły, myły łazienkę i dawały nowe ręczniczki mydełka i szamponiki :)
Każde natomiast moje wyjście z Tropikany to było pozbycie się balastu kilogramowego, jaki zarzucałem na śniadaniach czy obiadach :) nie to co teraz... :(
No właśnie, to już 2 tygodnia mojego dbania o sylwetkę, a tu dzisiaj na wadze pół kilo więcej zamiast mniej :( Można się podłamać, ale zaciskam zęby bo wiem, że nie mogę. Muszę iść do przodu :)
Tegoroczna majówka minęła nie powiem, że szybko, ale wypadła baaardzo blado przy tej opisywanej z 2 lat wstecz.
Dziękuję Ci Kochanie, że dzięki Tobie mam tyle pięknych i zabawnych wspomnień :*
Dziś pierwszy mecz Agi w Rzymie. Trzymam(y) kciuki.
Dziś także pierwszy dzień matur i tu też trzymam(y) kciuki za Adasia i Piotra oraz za wszystkich maturzystów.
Z KART HISTORII :
10 lat temu pisałem maturę :)
zapomniałeś Skarbie o jeszcze jednej sprawie. W szynobusie z Olsztyna do Mikołajek siedział żołnierz który chodził sikać co kilka minut. No albo walił konia na nasz widok:D:D:D:D
OdpowiedzUsuńa cała reszta....mmmmmmmm.....mmmmmmmmarzą mi sie znów te sauny, jakuzy:) i te pyszne dania :):):)
jak tylko mi portfel na to pozwoli znów Cię zabiorę do HG. Tym razem w Wiśle:):):)