camino

camino

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Jakożby być k`niemu


Jest cudownie.
   Zawsze ilekroć mam okazję spędzenia weekendu z Hanym jestem najszczęśliwszy we Wszechświecie.
Dowiedziawszy się o zbliżających się imieninach Tatusia, natchniony rozmową z Sarą, postanowiłem już we wtorek, że przedostatni weekend przed Świętami spędzę z Mężem i Bliskimi.
   W piątek w pracy siedziałem już jak na szpilkach, a im bliżej było do 16:00 tym podniecenie we mnie wzbierało.
Na dworzec niemalże biegłem. Nie dałem rady punktualnie opuścić obozu. Jednak wszystko zakończyło się dobrze. Zdążyłem i komfortowo bezpiecznie zajechałem na miejsce.
Na najdłuższej przesiadce w oczekiwaniu na busa przespacerowałem się przez Galerie Katowicka.
Musze przyznać, że moje nowe wysokie NB wywoływały spore zainteresowanie wśród młodych Ślązaków obu płci :-)
Para młodych chłopców omal nie zawróciła ruchomych schodów jadących w dół, by podjechać na poziom, na którym się znajdowałem. Zaś młoda dziewczyna idąca w grupie równolatek, zachowała się prawie jak struś wciskając głowę w piach posadzkę :-)
   Po drugiej z przystanku jak zawsze odebrał mnie Mąż. Nim usnęliśmy wtuleni w objęciach, mizialiśmy się obficie, aż rozpalenie sięgnęło zenitu i erupcja Hanego (we mnie) wywołała jeden wielki stan orgazmiczny nas obu zespolonych w jednym ciele.
Na powitanie soboty jak i u mnie- poranne szopy.
Potem śniadanie, kawa, odwiedziny Sofi, wspólne pieczenie kawowego tortu i przygotowywanie obiadu (makaron na dwa sposoby pod beszamelem, z brokułami oraz szpinakiem i krewetkami). Nadmiar kalorii zbiliśmy późnym popołudniem, kiedy nie było Mamusi.
Oj było głośno :-)
Motywem przewodnim były oczywiście Imieniny Tatusia, ale ten przyjazd humorystycznie będzie mi się kojarzył z piosenka "Peruwiańskie włosy", jaką wymyśliliśmy pod melodię "Augustowskich nocy":-)
Kto jak kto, ale my to słyniemy z wymyślnych słów do piosenek na różne melodie.
Wiele zachwytów wzbudziły dzwoneczki jakimi obdarowałem Rodzinkę.
Cieszę się, że tak się spodobały. Niesamowicie pięknie prezentują się na oknie w Misiowym pokoju.
   Niedziela jak zawsze rozpoczęta poranną mszą.
Na kazaniu i ja i Mąż zamiast skupić się nad jego (bez)sensem, myśleliśmy jak spreparujemy duży kawał schabu na rodzinny obiad :-)
Boże wybacz!
Przed 10-tą byli już Tom z Edytą, Kitty i Mateo.
Miło było znów Ich zobaczyć.
Od Kitty dostałem dwie fajne koszule. Ona jako kolejna osoba zaś zachwyciła się dzwonkami z koronki.
Jak to zawsze bywa kiedy przyjadą, że śmiechom nie ma końca. Szkoda tylko, że nie było Sary, która miała roboczy weekend.
W porze obiadowej przyszli kolejni Goście i tak do 16 siedzieliśmy w dużym rodzinnym gronie. Było winnie i słodko, bo poza naszym tortem były placki każdego kto przyszedł. Potem była sałatka, którą robiliśmy z Hanym jeszcze rano.
Kiedy wszyscy Goście się rozeszli, po ogarnięciu stołu wybraliśmy się z Mężem na długi spacer. Było miło znów kroczyć obok siebie. Czułem się jak po wczesnoporannym wyjściu z albergii podczas tegorocznych wakacji. A propos przyszłorocznych...
Chyba z Gruzji nici przez sytuację polityczna.
2015 rok zapowiadają mało spokojny dla tego kraju. W głowach zakiełkowała zatem alternatywa, ale o tym póki co nic nie napiszę do czasu poczynienia poważniejszych kroków organizatorskich (np.bilety).
Po przyjściu ze spaceru zasmuciła nas Mamusia, która po tym jak coś chrupnęło Jej w stopie, z trudnością zaczęła się poruszać:-( oby to tylko niegroźna w skutkach kontuzja.
Dzień zwieńczył wspólny prysznic i zaledwie dwugodzinny odpoczynek, którego snem nazwać nie można. Niestety każdorazowo jest to smutne oczekiwanie na godzinę "W", kiedy to trzeba zabrać swe rzeczy i wyruszyć do domu:-(
Nabalsamowany i odessany, a także odprowadzony przez Męża na przystanek, odjechałem :-(
Ałun`a towarzyszyła mi cały dzień :)
Dziękuję Ci za to (i nie tylko) Skarbie :*
Ps. ...a kolanka bolą, bolą :P

iloveyou :*:*:*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz