camino

camino

środa, 2 marca 2011

vodafone, czyli woda i telefon

Wstałem dziś o piątej.
Obudziły mnie potworne suchoty w ustach.
Przez zatykający się od kataru nos muszę niekontrolowanie oddychać przez otwarte usta i to daje ten jakże okropnie niemiły efekt.
Smaku nadal nie czuję.
Wczoraj zrobiłem pizzę, którą zjadłem jak gąbkę. O to, czy pachnie podczas pieczenia i jak smakuje, musiałem pytać Tatusia.
Po spreparowaniu (jak mawia Ewiczka z góry) herbaty z gruszką, dziką różą i wanilią położyłem się do łóżka.
Zasnąłem.
Śnił mi się mecz Agnieszki R. rozgrywany na peronie :)
W pierwszym secie było 6:3, a w drugim niestety 2:6 i widziałem jak ze złości bije o beton rakietą.
Swoją drogą, jaka prawidłowość nawierzchni :P
Za snu w sposób natychmiastowy wybudził mnie przestrzenny głos jakiegoś faceta wydobywający się z głośnika, a wieszczący jak najszybsze zaopatrzenie się w wodę.
Z powodu awarii ma jej nie być.
Ile?
Znaczy się, jak długo?
Zerwałem się na równe nogi.
W głowie szum i stukot (pewnie pociągu odjeżdżającego z peronu będącego kortem tenisowym).
Biegnę do kuchni.
Myślę sobie, Boże jak to dobrze że zapowiedź była od wschodniej strony bloku, bo Tato by raczej nie usłyszał. Ma tak twardy sen, że mógłby walić w sąsiedztwie młot pneumatyczny, a nie usłyszałby.
Wróóóć, o czym ja myślę!
No jak dobrze, że alarm był od wschodniej strony, jak to ja musiałem się zerwać i z szumem w głowie lecieć do kuchni.
No już dobra, nieważne.
Napełniłem czajnik.
Garnek.
Drugi garnek.
Wziąłem miskę, w razie gdyby wody nie było dłużej :)
Fuck! Leci już pomarańczowa!
Myślałem, że dam radę umyć jeszcze włosy, wszak każdy w innym kierunku stoi.
Dziś ma przyjść Janina po kosmetyki a ja taki w nieładzie!
No nic. Wytłumaczenie jest :)
Dzwoni telefon.
Jedna z kierowniczek (tych pseudo=pukfa).
Nie odbieram.
Dzwoni ponownie.
Odbieram.
Zamieram.
Rozdziera mi wnętrze ludzkie chamstwo.
Ona zadzwoniła, żeby się dowiedzieć, czy może już się lepiej czuję, bo ona chciała jutro wolne i myślała, że może przyszedłbym do pracy!!
Czy to jest normalne zachowanie?
Oczywiście powiedziałem, że nadal gorączkuję i jestem tak słaby, że jutro chyba ponownie pójdę do lekarza.
Wystraszyła się, że chyba przyniosę dłuższe chorobowe i kazała mi się kurować i wracać do zdrowia.
Te życzenia szybkiego powrotu do zdrowia, to z głębi serca płynące nie były.
Człowiek pierwszy raz na chorobowym i jeszcze trzech dni w domu pobyć nie może!
Idę do łazienki.
Odkręcam kran.
Woda smarka, prycha i kicha.
Coś jak mój nos.
Leci pomarańczowa Costa.
Teraz Ice Tea.
Chyba będzie sukces, bo zaczyna lecieć przezroczysta ciecz.
Myję włosy :)
Sprzątam łazienkę i o dziwo woda leci i zapowiada się, że nie zabraknie jej.
Wraca Dedi z porannego spaceru z Panią L (ostatnio przypakowała po witaminach jakie dostała od Hanego) Myję Ją. Woda zanika.
Myję szybko, żeby jeszcze starczyło na spłukanie łapek.
Udało się :)
W taki oto sposób wykończyłem wodę.
Trochę jej zapasu mam, a jakby i tego było mało, to będę się skraplał :)
Człowiek przecież też składa się z wody :)

5 komentarzy:

  1. heh aleś to fajnie odpisał:) jak nie będziesz miał się w czym wieczorem wykąpać to bardzo blisko jest rzeka. Mors Tahoe mi się marzy:)mmmmmm:)

    mówisz, że Luna napakowana?? może to były sterydy a nie witaminy??:)

    pozdrawiam i zdrowia życzę:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozbawił Mnie ten post ;) Woda jak pomarańczowa Costa albo Ice Tea ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale masz dobrze, że u Ciebie ostrzegają, że nie będzie wody, u mnie odłączają i tyle :/
    A co do telefonu, to widać, że nie mogą się w pracy bez Ciebie obyć ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. zdrowiej tahoe, zdrowiej chłopaku, wiem jak to jest, a w pracy dadzą sobie radę, miłego dnia

    OdpowiedzUsuń
  5. mam nadzieję, że po tych wszystkich życzenia do zdrowia już wróciłeś i przestajesz jeść gąbki i inne bezsmakowe tektury tylko zapełniające żołądek :)

    OdpowiedzUsuń