camino

camino

sobota, 26 marca 2011

WKW, czyli Weekendowy Kwartet Wrocławski

Dziś wcześniej niż zwykle rozpoczynam sobotni dzień.
Okazja niecodzienna ku temu.
Hany przyjeżdża do mnie na tygodniowy urlop, więc będą tą niezwykłe dni. Jak zawsze bywa ilekroć się spotykamy- są to dni iście świąteczne.
Miejsce spotkania też inne niż zwykle. 
Wrocław.
Cieszę się, że będziemy tam o jednakowej dość wczesnej porze i będziemy mieli kilka chwil dla siebie.
Około 15-ej dołączą do nas Cz. z chłopakiem.
Weekend we czwórkę zapowiada się interesująco.
Pogoda tylko nie dała się przekupić za nic i ma być deszczowo, a nawet deszczowo- śniegowo. 
Ubrać się wiec ciepło trzeba.
Dobrze, że Hany jest zawsze taki ciepły, więc dreszcze z zimna mi nie grożą.
Inne nawet są wskazane :)
Na ten weekend cieszę się od tygodnia, bo Cz. nie widzieliśmy 1,5 roku.
Będzie o czym snuć wieczorne i nocne rozmowy. Nawet choćby oczy miały być podpierane zapałkami.
Nic nie zabije mej radości, nawet kapryśna pogoda, wszak najważniejsza jest pogoda ducha.
Jako, że Wrocław, to miasto stu mostów, być może tak radośnie pobalansuję na jednym z nich jak pan w piosence.
Zostawiam mych Czytelników z tym jakże optymistycznym utworem i życzę miłej realizacji własnych planów weekendowego nabrania sił przed kolejnym roboczym tygodniem.
Ps. W razie deszczu otwórzcie swój parasol radości. Niech zadowolenie spływa po nim na innych :) 

poniedziałek, 21 marca 2011

Marzann

W klasach wczesnopodstawowych każdego roku dwudziestego pierwszego marca, chodziło się całymi klasami z wychowawczyniami nad rzekę na mostek.
Podpalało się uprzednio robioną na plastyce Marzannę i rzucając ją w delikatny nurt rzeki krzyczało się:
Marzanno, Marzanno ty zimowa panno,
W wodę cię rzucamy, bo wiosnę witamy.
Zagościła wiosna i tego roku.
Przepędziła zimowe chłody i rozświetla nieboskłon.
Dziś nie pójdę na wagary, ani tym bardziej nie utopię Marzanny, chociaż...
Wymyśliłem sobie, że z okazji pierwszego dnia wiosny oraz setnego posta zanurzę wirtualnie (nie utopię) Marzanna.
Tytułowy Marzann jest w przeciwieństwie do żeńskiej odpowiedniczki postacią o ludzkim ciele, opasany białą szatą ze zwiewnego materiału, takiego co by było widać jakże smaczne prześwity.
Zanurzony w czystej górskiej wodzie, symbolizującej orzeźwienie i mój sentyment do gór.
Poproszony przeze mnie zanurzył swe stopy i nogi do kolan. Woda spowija mu tylne partie ciała, a zanurzona lekko głowa symbolizuje nowe świeże myśli.
Unoszące się ponad taflą ciało jest symbolem nowych sił i odrodzenia. Jest nieowłosione i wyrzeźbione oraz nie płonie ognistymi językami jak tradycyjna kukła.
Rozpala go wewnętrzny płomień radości i miłości, którą będzie raczył wszystkich przepływając przez lokalne strumyki, rzeczki, rzeki...
Pójdźcie chłopcy i dziewczęta dziś nad rzekę, być może tam go spotkacie jeśli chcecie :)
Życzę wszystkim pięknej wiosny, także tej w sercu :*

niedziela, 20 marca 2011

Το Καλύτερο Ψέμα - Μιχάλης Χατζηγιάννης, czyli europejskość przekazu


Od dłuższego czasu Mąż słucha radiowej trójki.
Zawsze słuchał jednej z najpopularniejszych stacji, ale jak stwierdził, w tej komercyjnej zawsze puszczają te same utwory.
A przecież wykonawca z kilkunastoletnim, czy kilkudziesięcioletnim stażem ma taki wachlarz utworów, że można by zaskakiwać słuchacza czymś, co jeszcze nie brzmiało z głośników.
No ale, taka polityka komercji, że celebruje się to co jest na topie i co się dobrze sprzedaje, by osiągać zyski.
Jakoś ciężko było mi się przekonać do trójki, bo według mojej oceny nic tam się nie dzieje. Nie wiem czemu takiej oceny dokonałem, skoro tak mało słucham radia.
Wczoraj jednak nastąpił mały przełom.
W sms-ie Hany poprosił bym włączył radio.
Leciała miła francuska muzyka.
Potem zabrzmiały śródziemnomorskie klimaty takie trochę pachnące orientem :)
Odpisałem...
"Jakie piękne brzmienie, jestem zauroczony"
W dalszej części...
"Chciałbym mieć tą piosenkę w kompie".
W odpowiedzi...
"A widzisz, takiej muzyki nie usłyszysz w komercyjnej rozgłośni".
Nie wiem czy taka europejska podróż muzyczna jest sobotnim blokiem trójki, emitowanym popołudniami, czy było to jednorazowe, ale chyba małymi krokami przekonuję się by zostać ich nowym słuchaczem.
Nie muszę przecież zachwycać się ciągle wszystkim co płynie zza oceanu. Nie muszę podążać za trendami kina  Hollywood-u.
Produkcje europejskie są równie dobre i bardzo specyficzne.
Często oglądam kanał cinemax, gdzie takie kino jest preferowane.
Jest ono przede wszystkim klimatyczne, a nie jednostajne jak amerykańskie.
Nie piszę tego absolutnie jako przeciwnik amerykańskości, bo nie odrzucam całkowicie ich twórczości, ale chcę tylko zaznaczyć, że produkcje Starego Kontynentu są równie dobre.
Coś czuję, że notowania trójki pójdą w górę i to za Twoją sprawą Hany :)
Kocham Cię :*
Pozdrawiam Europejczyków :)

czwartek, 17 marca 2011

Z widzenia

Już tydzień temu miałem pisać, że chyba na dobre powitam wiosnę, ale z racji swej zapobiegliwości postanowiłem pójść na zwłokę z prognozami.
Jak mawiała Mamusia, najpierw muszą przyjść "monsuny", by wywiały piach i kurz, a potem deszcze by zmyły resztki. Wtedy przyjdzie wiosna.
U mnie jako takich silnych wiatrów nie było, ale od wczoraj załamanie pogody na forksowską :P
Niektórzy bloggerzy pisali o silnych powiewach, więc może rzeczywiście wiosna przyjdzie zgodnie z kalendarzem.
Fakt jest jeden, najpiękniejsza pora roku gości w mym sercu od dawna, a że za 9 dni przyjeżdża do mnie Hany, kwitnę :P
Pomału myślę co dobrego mógłbym Mu przyrządzić (kulinarnie) i czym zaskakiwać go wieczorami i nie tylko (niekoniecznie kulinarnie) :):P
Wczoraj w obozie był u mnie starszy pan.
Nie dziadek, ale facet koło 60-tki.
Przyszedł do mnie bo przysłał go syn.
Powiedział, że ma iść do mnie i ja mu pomogę.
Facet szybko zaczął mnie traktować jak kumpla mówiąc do mnie na "ty", a o synu mówił tak jakbym go miał znać.
Rzeczywiście znam, ale tylko z obozu jako klienta no i z widzenia. Wiem jak ma na imię, więc po krótkiej rozmowie połączyłem fakty.
Tym znajomym jest Medyk z mojego snu (post: sen medyczno- erotyczny pt.: "zastrzyki analne").
Jest teraz poza granicami kraju w dość niebezpiecznym miejscu.
Spytałem więc jego tatę, czy mają z nim kontakt. Powiedział, że internetowy.
- Proszę więc pozdrowić Michała ode mnie- powiedziałem.
- Na pewno go pozdrowię od ciebie.
Śmiać mi się chciało z tego "ciebie". Nawet to fajne być traktowanym przez obcą osobę w takim stosunku synowskim :P
Nawet pewien młokos (także klient), za udzieloną drobną pomoc powiedział do mnie- 3 razy "dzięki".
Mimo swej funkcji w pracy i tego, że jestem w obozie, czyli instytucji, nie lubię jak lekko młodsze osoby, czy równolatkowie mówią mi "proszę pana", albo "dzień dobry".
Wiem, to jest szacunek wynikający z dobrego wychowania. Ja też nie z tych co to do wszystkich mówią "cześć", ale fajne jest i lubię odrobinę luzu i odbiegnięcia od szablonu "trzy razy D" na "jedno D pośrodku",czyli "dziękuję" vel "dzięki".
Zwłaszcza jak klientem jest jakieś ciacho :)
Takie też, będące moim rówieśnikiem, zdarzyło mi się wczoraj i to była ostatnia sztuka w tym dniu do zlustrowania.
Z wrażenia podczas wyrywania kartki z drukarki potargało mi się pismo na nadruku, więc musiałem drukować ponownie.
A Ciacho stało, roznosząc po kątach swą aurę i woń :P
Pozdrawiam wszystkie słodkie ciasteczka a najbardziej To Moje :*

czwartek, 10 marca 2011

CK, Czyli Kadrowanie

Wszystko co dobre, szybko się kończy.
Może nie do końca moje chorowanie było dobre. Zdecydowanie było niedobre, ale sam fakt tygodniowego wolnego, to już coś miłego.
Szablony blogerów na stronach tytułowych oraz panująca od nowego tygodnia aura, sprawiły, że poczułem wiosnę.
Wczoraj zapukała do mych drzwi.
Dała przesyłkę.
Z zagranicy.
Otwierałem z podnieceniem.
Jeszcze większe nastąpiło kiedy zobaczyłem zawartość opakowania.
Kolejny piękny prezent od Męża w postaci sześciu par wiosennie kolorowych bokserek CK.
Zielone jabłuszko.
Radosny kanarek.
Malinowe usta.
Błękit nieba.
Podwójny jagodowy sorbet.
Brzmi ciepło i radośnie?
Takie właśnie są owe kolory.
W podzięce za ten ekstra surprajs, postanowiłem zrobić małą sesję zdjęciową w każdej z sześciu par :)
Jako, że Tato z samego rana pojechał do lekarza na konsultacje, miałem wolny "studyjny zakątek fotograficzny" mieszczący się w moim dużym pokoju.
Szło sprawnie. Sam sobie byłem modelem, fotografem, make up-istą i stylistą.
Panie z programu Tap Madl, były tylko narzędziem, a ja realizowałem się w każdej z powyższych dziedzin :)
Moje portfolio wzbogaciło się o kolejne 25 amatorskich pozycji :)
Pod koniec sesji usłyszałem niespodziewany dźwięk wkładanego w zamek klucza.
Tato wyjątkowo szybko dziś się uwinął.
Całe szczęście, że jest przyzwyczajony do tego, że często chodzę po domu w samej bieliźnie :)
Nie było więc niczym dziwnym, że jestem tak skromnie odziany.
Wiosna przecież :)
Zdjęcia przysporzyły mi wiele miłych i ekscytujących chwil. Były czymś, co robiłem wkładając wiele serca z myślą o Moim Sercu,czyli Hanym.
Dziękuję Ci za to :*

środa, 2 marca 2011

vodafone, czyli woda i telefon

Wstałem dziś o piątej.
Obudziły mnie potworne suchoty w ustach.
Przez zatykający się od kataru nos muszę niekontrolowanie oddychać przez otwarte usta i to daje ten jakże okropnie niemiły efekt.
Smaku nadal nie czuję.
Wczoraj zrobiłem pizzę, którą zjadłem jak gąbkę. O to, czy pachnie podczas pieczenia i jak smakuje, musiałem pytać Tatusia.
Po spreparowaniu (jak mawia Ewiczka z góry) herbaty z gruszką, dziką różą i wanilią położyłem się do łóżka.
Zasnąłem.
Śnił mi się mecz Agnieszki R. rozgrywany na peronie :)
W pierwszym secie było 6:3, a w drugim niestety 2:6 i widziałem jak ze złości bije o beton rakietą.
Swoją drogą, jaka prawidłowość nawierzchni :P
Za snu w sposób natychmiastowy wybudził mnie przestrzenny głos jakiegoś faceta wydobywający się z głośnika, a wieszczący jak najszybsze zaopatrzenie się w wodę.
Z powodu awarii ma jej nie być.
Ile?
Znaczy się, jak długo?
Zerwałem się na równe nogi.
W głowie szum i stukot (pewnie pociągu odjeżdżającego z peronu będącego kortem tenisowym).
Biegnę do kuchni.
Myślę sobie, Boże jak to dobrze że zapowiedź była od wschodniej strony bloku, bo Tato by raczej nie usłyszał. Ma tak twardy sen, że mógłby walić w sąsiedztwie młot pneumatyczny, a nie usłyszałby.
Wróóóć, o czym ja myślę!
No jak dobrze, że alarm był od wschodniej strony, jak to ja musiałem się zerwać i z szumem w głowie lecieć do kuchni.
No już dobra, nieważne.
Napełniłem czajnik.
Garnek.
Drugi garnek.
Wziąłem miskę, w razie gdyby wody nie było dłużej :)
Fuck! Leci już pomarańczowa!
Myślałem, że dam radę umyć jeszcze włosy, wszak każdy w innym kierunku stoi.
Dziś ma przyjść Janina po kosmetyki a ja taki w nieładzie!
No nic. Wytłumaczenie jest :)
Dzwoni telefon.
Jedna z kierowniczek (tych pseudo=pukfa).
Nie odbieram.
Dzwoni ponownie.
Odbieram.
Zamieram.
Rozdziera mi wnętrze ludzkie chamstwo.
Ona zadzwoniła, żeby się dowiedzieć, czy może już się lepiej czuję, bo ona chciała jutro wolne i myślała, że może przyszedłbym do pracy!!
Czy to jest normalne zachowanie?
Oczywiście powiedziałem, że nadal gorączkuję i jestem tak słaby, że jutro chyba ponownie pójdę do lekarza.
Wystraszyła się, że chyba przyniosę dłuższe chorobowe i kazała mi się kurować i wracać do zdrowia.
Te życzenia szybkiego powrotu do zdrowia, to z głębi serca płynące nie były.
Człowiek pierwszy raz na chorobowym i jeszcze trzech dni w domu pobyć nie może!
Idę do łazienki.
Odkręcam kran.
Woda smarka, prycha i kicha.
Coś jak mój nos.
Leci pomarańczowa Costa.
Teraz Ice Tea.
Chyba będzie sukces, bo zaczyna lecieć przezroczysta ciecz.
Myję włosy :)
Sprzątam łazienkę i o dziwo woda leci i zapowiada się, że nie zabraknie jej.
Wraca Dedi z porannego spaceru z Panią L (ostatnio przypakowała po witaminach jakie dostała od Hanego) Myję Ją. Woda zanika.
Myję szybko, żeby jeszcze starczyło na spłukanie łapek.
Udało się :)
W taki oto sposób wykończyłem wodę.
Trochę jej zapasu mam, a jakby i tego było mało, to będę się skraplał :)
Człowiek przecież też składa się z wody :)

wtorek, 1 marca 2011

Ku pamięci

Mimo nastania nowego miesiąca już jakby wiosennego choć z przymrozkiem za oknem, muszę powrócić jeszcze do końcówki tego najkrótszego w roku.
Otóż końcówka lutego mimo, że niepomyślna dla mnie, to warta odnotowania.
Ku pamięci.
Ostatnie cztery dni podczas których miałem nonstopiczne gorączki nie pozwalały mi w głowie ułożyć nawet jednego sensownego zdania.
Czułem się fatalnie, no ale jak, to już opisywać nie będę, bo każdy z nas przez to przechodził i wie.
Nadmienię tylko, że u mnie było to dość poważne skoro po raz pierwszy od ponad 7 lat swej pracy poszedłem na L4.
Zasługa w tym największa Mego Męża, który wysłał mnie do lekarza, bo sam pewnie bym leczył się domowo.
Jego słowa- jesteś moim Mężem i Twoje zdrowie jest moim zdrowiem, zadziałały tak, że już nie miałem odwrotu. Obiecałem, że pójdę.
Niedzielnym porankiem smutna wiadomość z zagranicy dotarła do nas drogą mailową.
Zmarła moja Babcia.
W całej tej przykrej sytuacji najbardziej żal mi Tatusia, ponieważ wiem ile smutku kosztuje utrata Mamy.
Nie mógł być przy Niej na co dzień, ani Ona przy Nim, z uwagi na odległość, ale więź Matki z Synem to silna więź, tym bardziej jeśli tylko Ona Go wychowywała.
Może dziwnie to zabrzmi, ale także z uwagi na odległość Babcia nie była dla mnie taką Babcią z opowiadań, która to wnuczętom szykuje obiadki, piecze ulubione smakołyki, rozpieszcza i broni słusznie czy też i nie przed rodzicami.
Kiedy miałem roczek, wyjechała z kraju.
Po raz pierwszy (w sensie świadomy) zobaczyłem Ją na swojej Pierwszej Komunii.
Potem były inne okoliczności. Takich odwiedzin było chyba pięć.
Może i moja Babcia nie była dla mnie jak ta z opowiadań, ale za wiele jestem Jej wdzięczny.
Dziękuję Ci, że w moim dzieciństwie, kiedy ciężko było dostać mięso i cukier w sklepach, smaki zachodu nie były mi obce.
Dziękuję za wszystkie kartki urodzinowe, i ogromy pięknych i jakże smacznych słodyczy.
Dziękuję nawet za ciuchy te w paczkach przysyłane, a których nawet z uwagi na fason nigdy na sobie nie miałem. Liczył się jednak gest. Dziękuję za nieopisane chwile mego dziecięcego rozgorączkowania przed otwieraniem paczek.
Dziękujemy także za każde wsparcie i te torebki z ryżem :)
Ty już wiesz o co chodzi :)
Teraz już nic nas dzielić nie będzie. Żadna odległość geograficzna.
Nawet odwrotnie- łączyć mnie z Tobą będzie modlitwa.
Tak bliżej będzie nam do siebie.

"...Idź własną drogą, bo w tym cały sens istnienia, żeby umieć żyć
Bez znieczulenia bez niepotrzebnych niespełnienia myśli złych"

Amen.