Kiedy tydzień temu pomyślałem sobie o czekającym mnie pięciodniowym szkoleniu w Szklarskiej, brały mnie mdłości na samą myśl o takim długim turnusie.
Szkoda tracić weekendu, lepiej iść do pracy, ...
Zniechęcała mnie konieczność codziennego pochłaniania wiedzy, wyrywkowego odpowiadania na pytania prowadzącego...i Bóg wie co jeszcze.
Gdyby dziś ktoś powiedział mi, musisz jechać drugi raz- nie zawahałbym się ani chwili.
Ten cały roboczy tydzień spędzony w górskim miasteczku upłynął jak krótka chwila.
Było super pod każdym względem.
Ośrodek pierwsza klasa.
Zaskoczyła mnie przede wszystkim czystość pokoi, łazienek, smaczna i różnorodna kuchnia, no i sala szkoleniowa w budynku przypominającym oszklony dom Cullenów w leśnym Forks.
Program szkoleń "nie na siłę", no i ludzie...
Różni, a przez to każdy oryginalny na swój sposób.
Początkowo sceptycznie podchodziłem do samego wyjazdu, potem już podczas pierwszego dnia szkolenia- do samych wykładów, "bo co mi to da?"- mówiłem w telefonicznej przerwie Hanemu.
Dało!
Dało więcej niż czytanie slajdów i wałkowanie w sposób monotonny i usypiający kursantów.
Cztery dni szkolenia były prowadzone na zasadzie rozmów w toku.
Było rzucane hasło i ludzie sami chętnie wypowiadali się w temacie.
Bez stresu i w luźnej atmosferze.
Przesłanie prowadzącego było jasne- wymiana doświadczeń, pomysłów i sposobów pracy.
Opowiadanie o śmiesznych, stresujących i obawy siejących sytuacjach w naszych obozach.
Każdy dzień był bardzo podobny do siebie.
(poniżej nucić na melodię marszową) :P
Już o siódmej jest pobudka, już o siódmej jest pobudka potem gimnastyka krótka, po-tem gi-mnastyka krótka :)
Po gimnastyce śniadanie, po gimnastyce śniadanie, głodomory śpieszą na nie, gło-do-mo-ry spieszą na nie :P:P:P
(koniec nucenia)
Od dziewiątej do siedemnastej zajęcia (z możliwością negocjacji szybszego zakończenia :P).
W przerwie serwis kawowy, w kolejnej obiad o trzynastej, aż w końcu w trzeciej przerwie- drugi serwis kawowy (pozdro dla Maxa :P)- każdorazowo i codziennie z innym ciastem (bardzo smacznym).
Na ogół od szesnastej do osiemnastej mieliśmy czas dla siebie, by pospacerować po miasteczku.
Zatem trzymając się mych opolskich koleżanek, przeczesywaliśmy szklarskie uliczki, racząc się oscypkami na ciepło z żurawiną i korzennymi ciasteczkami.
W ostatnich dniach celem naszych wypraw były podejścia pod trasy zjazdowe pod Szrenicę.
Super widoki, a jacy ciasteczkowi narciarze i snowboard`dziści :)
W szoku byłem, bo trzeba byłoby selekcję zrobić, by o którymkolwiek powiedzieć- niefajny :)
O osiemnastej była kolacja, potem chwila dla siebie i o dwudziestej spotykaliśmy się z dziewczynami w ich pokoju sącząc winko, albo spotykając się z całą osiemnastoosobową grupą i prowadzącym w sali z pianinem, w celach integracyjnych.
Śmiech towarzyszył nam bezustannie.
W grupie mieliśmy dziewczynę, która pracuje w obozie, z wykształcenia jest polonistką z dysortografią, a śmiało mogłaby występować w kabarecie :)
Są takie osoby, które nieważne co mówią, to łzy ze śmiechu płyną same.
Sam sposób ich wypowiedzi, głos, gestykulacja, sprawiają, że nawet Pan Tadeusz byłby przyczyną śmiechu przez łzy.
Kama była przekomiczna, a jej opowieści wywoływały u nas takie salwy smiechu, że nie raz upominała nas recepcjonistka (swoją drogą zwana przez nas "wredną kobietą w czerwieni") :P
Hitem pobytu było opowiadanie, jak to jej naczelniczka (młoda dziewczyna) wysłała pismo do dyrektora, aby ten skierował kogoś na zastępstwo urlopowe.
Z racji tego, że podopieczną jej była polonistka, to zawołała ją do gabinetu, by przeczytała poprawność druku.
Jako, że tej naczelniczki nikt w obozie nie lubił, to i Kama postanowiła "zagrać jej na nosie".
Nie dość, że zdanie wielokrotnie złożone, bez przecinków i kropek wypisała, to najważniejszy urywek treści brzmiał tak:
" Zwracam się z prośbą o danie człowieka na urząd".
- No i co, dobra będzie taka treść?
- Tak, tak wysyłaj :)
Po chwili...
- Do chuja, do chuja, dyrektor odpisał, że on jest poważnym człowiekiem i żeby takich pism mu nie wysyłać
- Aaale to człowiek bez serca (odpowiedziała Kama tłumiąc śmiech w sobie) :D:D:D
Takich i podobnie komicznych historii było codziennie kilkadziesiąt.
Tyle ile naśmiałem się przez te kilka dni, to nadrobiłem za cały styczeń.
Po tym czasie byliśmy jak zgrana szkolna klasa, która jest ze sobą kilka lat.
Pod koniec kursu każdy z nas miał do wypełnienia ankietę, mającą na celu ocenę szkolenia i prowadzącego.
W uwagach wszyscy zgodnie dopisaliśmy "potrzebne pilne szkolenie z automotywacji" :P:P:P
Kto wie, może kiedyś spotkamy się znów :)
Miłej soboty wszystkim.
iloveyou Bejbe :*