camino

camino

wtorek, 22 lutego 2011

Pasje, czyli kiedy byłem mały

Chyba każdy ma w życiu jakieś swoje pasje.
Do napisania tego posta skłonił mnie wewnętrzny głos.
Bicie serca, czy też uwielbienie dla muzyki.
Muuu-zy-ki- rzekłby J.
Wczoraj Hany przesłał mi linka z adresem posta jednego z Blogowiczów.
Po przeczytaniu, tudzież odsłuchaniu, zachwyciłem się i wzruszyłem.
Może dziwny jestem, ale jakoś tak to do mnie przemówiło.
Chciałem pozostać na tej stronie i przesiedzieć tak cały dzień.
Lubię ludzi wrażliwych. Lubię też kiedy uwielbienie do kogoś, czy czegoś przemawia przez czyny, gesty...
Nawet te drobne.
Kiedy byłem jeszcze uczniem szkoły podstawowej, Mamusia zawsze pytała, czy nie chciałbym chodzić do szkoły muzycznej, by grać na jakimś instrumencie.
Mi wystarczało śpiewanie na apelach, więc już o graniu nie było mowy.
Ile razy odpowiadałem Mamie, że nie, tyle razy słyszałem mniej więcej taką odpowiedź (bez przymusu):
"Fajnie jest umieć grać na jakimś instrumencie. Jak będziesz starszy, to możesz potem żałował i mówić ".
Gdybym potrafił grać na pianinie, to wiem że poza gotowaniem byłaby to moja największa pasja rzeczowa.
Ech, głupi jednak byłem Mami :)
Pasjo mego życia, chodź mnie przytul, bym się w żalu zbytnio nie pogrążył :)
Wszystkim pasjonatom, życzę by ze swych zainteresowań czerpali jak największych pokładów radości i życiowych inspiracji.

piątek, 18 lutego 2011

Kuba na potem

Wczoraj śnił mi się Koleś, czyli Lotkowy jak mawia Hany.
Widziałem jego jakże miły i szczery uśmiech, kiedy odwiedziłem go w pracy. Wyszedł, powiedział "cześć" i spytał co mnie sprowadza.
Przyczyny swych odwiedzin w miejscu jakże innym niż jego realna praca nie znam.
Po co więc sen mnie zaprowadził do szarego od tynku pomieszczenia z białymi drzwiami?
Nie wiem.
Sen był tylko małym fragmentem. Pamiętam tylko ten moment spotkania i to, że po powrocie do domu znalazłem jego bloga.
Wszedłem więc weń i zobaczyłem ikonkę z jego zdjęciem a pod spodem jeden z opisów brzmiał:
orientacja: biseksualny.
Uradowało mnie to w jakimś stopniu, bo wytłumaczenie znalazła sympatia wodzenia wzrokiem kiedy odwiedzam jego punkt w markecie.
W drodze do pracy puściłem więc jeden zakład lotto.
Normalnie nie gram systematycznie, ale skoro kumulacja o której poinformował mnie Mąż, to czemu nie spróbować.
Pomyślałem przez chwilę, że może sen był jakimś znakiem, że powinienem spróbować szczęścia.
Rano wstałem z nadzieją, że obwieszczę światu radosną nowinę, iż zabieram Miśka na podróż Jego marzeń. Na Kubę.
Wybacz Hany, ale za jeden trafny nie płacą nic :(
No ale nie można mieć szczęścia we wszystkim. Ja mam w Miłości i to jest dla mnie Najważniejsze i niech tak pozostanie.
Z drugiej strony Kuba, nadal może tkwić w naszych umysłach jako marzenie do spełnienia. Za marzenia się nie płaci a wędrówka po nich jest najczęściej miłym doświadczeniem.
Ps. Wspomniana wyżej Kuba, jest tą rodzaju żeńskiego (żeby nie było) :P
Spełnienia marzeń wszystkim życzę :)

czwartek, 10 lutego 2011

Miesięcznica

Dziś Miesięcznica.
Miesięcznica, to dziesiąty dzień miesiąca, który jest dla mnie i Męża Małym Świętem.
Z samego rana poza sms-ami z życzeniami dobrego dnia, jest jeszcze kilka zdań wyjątkowych.
Największe świętowanie przypada 10 listopada, czyli w datę naszego poznania się.
Podoba mi się pielęgnowanie tego zwyczaju, bo ja z tradycjonalistów jestem :)
Tej nocy miałem też miły sen.
Leżałem sobie na kanapie.
Obok mnie, ale nieco wyżej- Hany.
Przy kanapie stał stół a przy nim siedziała Yanina z mężem.
W pewnym momencie podeszła do nas, pochyliła się nad moim uchem...
- Jakie macie wspólne plany na życie?- zapytała.
W szoku, że wie o nas, nie potrafiłem wydusić z siebie słowa.
- Spędzimy ze sobą całe życie, na dobre i złe- odparł Mąż.
- Ale chcecie się pobrać?
- Ślub nam niepotrzebny. My Kochamy się bezwarunkowo.
Cieszyło mnie to, że ona wie i że to akceptuje. Ulżyło mi i serce moje jakoś się uradowało takim obrotem spraw.
- Cieszę się Waszym szczęściem- szczerze zabrzmiał jej głos.
Dała mi buziaka, a w stronę Męża powędrowała dłoń z białym zawiniątkiem.
Wiem że lubisz, udało mi się je podkraść mężowi :)
Tym zawiniątkiem były nowe białe slipki CK :)
Kocham Cię Hany, a me serce śle Ci buziaki :*:*:*
Pozdrawiam wszystkich :)

poniedziałek, 7 lutego 2011

Przebudzenie



Od wczoraj miło nastraja mnie nowa piosenka Variusów, którą podesłał mi Hany.
Jakoś tak mi się przedwiosennie zrobiło i jakże miło wstało.
W porze pośniadaniowej raczę Was moim wypiekiem odnosząc się do komentarzy w tej kwestii z poprzedniego posta.

Max, oto Twoja porcja do degustacji (dziwnie brzmi ten wyraz, bo degustacja kojarzy mi się z małymi, wydzielonymi porcjami, a ja nie lubię wydzielać nikomu) :)
Hany, skoro pyszne- zapraszam :) Chętnie zmienię formę podania na tą, którą omawialiśmy :)
Sans, czy taki sposób jest wystarczający, by zachęcić Cię do gotowania? Jeśli nie, to już zostaje osobista nauka :P
Smacznego i dnia miłego.

sobota, 5 lutego 2011

Czyly jeżely

   Panująca za oknem szara aura nie nastraja mnie optymistycznie.
Od rana czuję brak ładowania. Znaczy się, słońca nie ma.
Gdyby choć Moje było blisko...
Zmęczył mnie też roboczy tydzień, który był wyjątkowo roboczy, bo w obozie mamy pierwszą w tym roku inspekcję problemową.
Skład jednoosobowy.
Nawet miły.
Płci żeńskiej.
Mający skłonność do wymawiania sylaby "ly", zamiast "li" :P
Jako dość dobry "czuj" ludzkiego charakteru, odbieram Panią "Czyly" jako równą babkę, która uwielbia rozprawiać na różne tematy. Jednak gadka sobie, a w raport wpisze i tak, co będzie uważała za słuszne (lub też i nie).
Przychodząc na drugą zmianę, spędzam z nią w jednym pomieszczeniu 2 godziny.
- Zimno tu. Widzę, że ubrał Pan dzisiaj sweterek, czyly też Pan zmarzł.
- Nieee. Wczoraj też go miałem.
- Nie. Wczoraj był Pan w samej koszuly.
Może po pracy oglądała jakiegoś bruneta w koszuli, albo i bez :)
Koleżanka mi doniosła, że pytała ją, "czy Łukasz jest wolny, czy zajęty".
Niewiele jest przecież obozów tego typu, w których dominują mężczyźni.
Może z tych, a może i z innych przyczyn, przedłużyła wizytację na kolejny tydzień.
Dziś poza Hanym, śnił mi się Sansi.
Najpierw to my wpadliśmy z wizytą do Niego i spędzaliśmy czas grając w... chińczyka :)
Potem On odwiedził nas, ale nie sam. Był jeszcze jakiś chłopak.
To już drugi Blogger w nowo rozpoczętym roku, który śni mi się według podobnego scenariusza.
To Panowie chyba coś oznacza.
Ten rok może być przełomowy!
Całe szczęście, że już wczoraj zaplanowałem sobie pieczenie ciasta na sobotę, więc w razie wizyty nie będziemy siedzieć o samej kawie czy herbacie :P
Mąż też dziś wykonał swój wypiek.
Gdy tak patrzę na jego kolor, to powraca mi witalność.
... a jak na Niego- chęć do życia.
Nie miałem jeszcze okazji, więc pochwalę się moim prezentem walentynkowym w tym poście.
Otóż na początku tygodnia dostałem trzy książki kucharskie Ewy Wachowicz :)
Od niedawna inspirują mnie przepisy tej pani, a i ona sama jest zapewne ciekawą osobą.
Bardzo dziękuję Ci Skarbie za ten prezent, bo dzięki niemu odkrywam radość płynącą z gotowania i pieczenia, które tak bardzo lubię :)