camino

camino

wtorek, 16 listopada 2010

T You Z Day in Waj Let


   Będąc drugi tydzień w urokliwym Zakątku Podkarpacia, przyzwyczaiłem się, że Dom jest często odwiedzany przez Rodzinę.
Nie inaczej było dzisiaj.
Jak co dzień rano odwiedza nas Sofi.
- Cześć Łukaniu- brzmi miło i serdecznie Jej głos, kiedy uchyla drzwi od pokoju Męża. 
- Cześć Sofi- odpowiadam (będąc jeszcze w łóżku) z uśmiechem wystawiając głowę zza ramienia Miśka.
Od poniedziałku Hany chodzi już do pracy (po tygodniowym urlopie).
Czas spędzam więc z Mamusią. Dotrzymuję Jej towarzystwa przy codziennej pracy związanej z opieką nad Tatusiem.
Sofi jest z nami do południa, potem wraca do siebie i do swego małżonka :)
   Odgrzewałem w piekarniku resztę gigantycznej pizzy (Mąż przyniósł ją wczoraj po powrocie z pracy), kiedy otworzyły się drzwi i do ganku weszła jedna z sióstr wraz ze swą starszą córką i wnuczkiem.
Co by się nie "ciżbić" (już uwielbiam to słowo), Mamusia zaprosiła gromadkę do pokoju. 
Ja z Sofi zostaliśmy w kuchni i spałaszowaliśmy pozostałości włoskiego specjału.
Gościna nie trwała długo, a ja poznałem kolejną członkinię Rodziny :)
Koło południa odprowadzając Sofi, zaglądnąłem jeszcze do sklepiku i kupiłem Mamusi krówki oraz mieszankę czekoladowych cuksów, które tak bardzo uwielbia.
Przy okazji spotkałem niezłe ciacho- syna kafelkarza. Nie obyło się bez sms-a do Męża :) 
Wszak temat trzeba obgadać :)
Po powrocie rozmawiałem z Sarą, która wykonywała właśnie swój czwarty telefon w tym dniu, by spytać co robię, jak się czuję i by zaprosić mnie na krokieciki, które właśnie "rychtuje".
O niesamowitości Sary i Kitty pisałem już nie raz, więc nie muszę się powtarzać :)
Po trzynastej zabrałem się za zrobienie sosu do spaghetti, które obiecałem już dzień wcześniej. 
Po niecałej godzinie jedliśmy spaghetti napoli.
Hany zrobił mi niespodziankę, a w zasadzie dwie.
Pierwsza, to taka, że pod pretekstem wybrania się z Tatusiem do lekarza urwał się szybciej z pracy.
Druga- dostałem prezent z kategorii kosmetyk, grupa ekskluzif- Paco Rabanne ULTRAVIOLET.
Zapach powalił mnie z nóg i ciągle dotykam swym nosem lewy nadgarstek by rozkoszować się tak miłą i niepowtarzalną wonią z jakże pomysłowego flakonika. 
Tej nocy "ubieram" się więc tylko w zapach, by w ramach podziękowania przyprawić Męża o fioletowy zawrót głowy :P

2 komentarze:

  1. ostatnie zdanie mnie ogromnie "łechce":))
    cieszę się, że z zapachowym prezentem trafiłem w Twój gust. Ale w sumie wiedziałem, że tak będzie.
    Cieszę się, że miło spędzasz u mnie czas beze mnie:)
    i dziękuję za pyyyyyyyyyyyyszne spaghetti!!!!!

    ps. dziwnie mi pisać komentarz na Twoim blogu wiedząc, że w tym czasie jesteś u mnie za ścianą:P

    Kocham Cię:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie :) I tak rodzinnie.
    Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń