camino
sobota, 29 marca 2014
Marcowe ostatki
Po poniedziałkowych gromach od dyrektorki, z wielką obawą wyruszałem każdego dnia do pracy.
Paraliżował mnie stres, kiedy po zainstalowaniu się na stanowisku i odpaleniu laptopa, miałem kliknąć ikonkę otwierającą służbową pocztę mailową!
Jeszcze trochę i stanie się to moją traumą.
Niczym stomatologiczny sen, jaki miałem na początku tygodnia...
Siedziałem w fotelu dentystycznym i bez znieczulenia, z pełną mocą zaangażowania, pani stomatolog poczynała wbijać się w mój ząb lecząc go kanałowo!
Najdziwniejsze było to, że czułem ten ból przez sen.
Czułem też jak od znieczulenia puchnie mi policzek, a skóra rozszerza się na nim dając pogłos pękania!
To było okropne.
W dodatku usta pełne wody i dźwięk wiertła zbliżającego się do celu!
Nie wiem tylko czemu doktor była kobietą, skoro ja zawsze chodzę do facetów i czemu dopiero zaczęła moje "katowanie", kiedy znieczulenie przestało działać?!
LA torturrra!
Może sen był ostrzeżeniem, by przed urlopem, który już za niecałe trzy miesiące, muszę zbadać stan uzębienia?
Tak, czy siusiak, uczynię to na pewno u swego imiennika :)
Od wtorkowego wieczoru, jesteśmy posiadaczami kolejnych biletów na Camino.
Zakupiliśmy z Hanym przez neta bilet na TGV z Paryża do Bayonne oraz powrotny lot z Santiago do Madrytu.
Mamy już wszystkie zakupione bilety, poza lokalnym połączeniem kolejowym z Bayonne do Saint Jean Pied de Port i powrotnym z Berlina do domu (brak jeszcze ofert Polskiego Busa na lipiec).
Ubiegły tydzień zaowocował też o kolejny wycieczkowy zakup.
Inwestycja w to, co podczas takiej wyprawy jest najważniejsze.
W to, dzięki czemu idziemy.
W nogi :)
A jak nogi, to odpowiednie buty.
Jako, że zawsze musimy mieć kilka takich samych rzeczy, tym razem potwierdziło się to w przypadku obuwia.
Identyczne sandały trekkingowe zakupione jeszcze w tamtym roku, a teraz takie same buty trekkingowe zakrywające kostkę.
Super lekkie, z solidną podeszwą, wodoodporne i z miłym lookiem dizajnerskim.
Obaj jesteśmy zadowoleni :)
A to najważniejsze.
Wczoraj odwiedziła mnie w obozie Babcia Stasia.
Już się zamartwiałem, że dawno u nas nie była i że może coś się stało.
Usiadła przed moim biurkiem, wyjęła z torby książkę o Janie Pawle II i powiedziała, żebym poczytał sobie jak znajdę czas.
Zauważyłem przy kartkowaniu, że w książce jest koperta.
Powiedziałem, że coś tu się zagubiło i skierowałem ją w stronę Babci.
Ona na to, że to taka cegiełka na moją podróż.
Otwieram, a tam 100 zł!
Myślałem, że spadnę pod biurko!
- Babciu, absolutnie nie mogę przyjąć takiego podarunku, bo to byłoby niezgodne z moim sumieniem.
- Ale to na pielgrzymkę, proszę Cię, weź.
- Wybierając się na pielgrzymkę, wiedziałem, że będą to duże koszty.
Wszystkie bilety mam już kupione, większość rzeczy także. Kasę, na podróż też mam uskładaną, więc dam sobie radę.
- A ja myślałam, że dam Ci tak z 300 zł byś miał na drogę. Bo co innego jakbyś jechał z kolegami na imprezę, ale Ty idziesz na pielgrzymkę.
- Babciu, ja naprawdę doceniam troskę i Twoje dobre serce oraz wszelakie intencje, ale nie byłbym w zgodzie ze sobą gdybym to przyjął.
Jeśli chcesz dać mi cegiełkę, to daj mi jakiś jeden swój trud, ciężar...
Spisz na kartce, zaklej w kopercie, a ja po dotarciu na miejsce spalę to w Finisterre lub utopię w Muxia- rzucając do oceanu.
Możesz też dać mi mały kamyczek, który zostawię w Cruz de Ferro.
- A co tam napisać Łukaszku?
- To co jest Twoim największym bólem, ciężarem w codzienności.
I proszę, nie odbieraj tego negatywnie, że nie chcę wziąć podarunku.
Biorę z niego Twoje dobre intencje.
- Ja wiedziałam, że Ty tego nie przyjmiesz. Mój Łukasz (wnuk) też tak reaguje jak chcę mu podarować pieniądze.
Czasami w rodzinie ludzie traktują się jak obcy, a tu obcy traktuje cię jak najbliższego.
I nie jest to traktowanie jednorazowe.
Na odchodne Babcia podarowała mi wafelka i poszła z takim samym do Karen, w końcu to też wnuczka :)
i to jakże spragniona takich słodkości.
Aż z ciekawości w poniedziałek spytam, czy zjadła, bo tydzień temu mówiła mi, że w poście ma postanowienie, że nie ruszy słodkiego :P
Słodkości wylewają się z południowego- wschodu.
Jutro Wielkie Święto na Podkarpaciu.
Mój Kochany ma urodziny.
Od wczoraj piecze i szykuje wszystko na przyjazd Rodziny.
Niestety nie będzie mnie z Nim i jest mi bardzo przykro z tego powodu.
W tym roku jesteśmy tak ograniczeni w częstotliwości widzeń, że aż smutek ogarnia kiedy o tym myślę.
Fakt faktem wakacje nam to wynagrodzą, bo będziemy razem przez 35 dni i 35 nocy, ale tęsknota i brak fizyczny przez pozostałe dni roku i to tak ważne dni- pozostaje :(
Wybacz Bejbe :*
Liczę, że wygrasz dziś te miliony w lotto, a to odmieni cały harmonogram roku.
A jak nie Ty, no to ja.
Tak przecież wszystko zostaje W RODZINIE :)
Dobrego dnia wszystkim
iloveyou Bejbe :*:*:*
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz